Teraz jest So, 20 kwi 2024, 07:36



Odpowiedz w wątku  [ Posty: 127 ]  Przejdź na stronę Poprzednia strona  1 ... 4, 5, 6, 7, 8, 9  Następna strona
Let The Story Begin - Rogrywka I rozdziału. 
Autor Wiadomość
Bezpieczeństwo Forum
Avatar użytkownika

Dołączył(a): So, 7 lis 2009, 14:12
Posty: 2168
Lokalizacja: Koło komputera xD
Naklejki: 7
Post Re: Let The Story Begin - Rogrywka I rozdziału.
- Cóż, jak tam chcesz, Nathanielu - mówię do wspomnianego lisa. - Pamiętaj tylko, że to Twój plan, a te jakoś ostatnio nie wychodzą xD W każdym razie trzeba być dobrej nadziei.
Po wymianie słów z mym druhem używam zaklęcia Freezethrower ("zaklęcie pozwalające na nieograniczone (prawie) używanie magii lodu"), następnie przygotowuję się do teleportacji powrotnej. Gdy tylko pojawię się na miejscu, używam zaklęcia Ice Creation (chyba nie muszę tłumaczyć, co nie? ;-;), by stworzyć okalającą budynek kopułę z lodu lub chociaż pokryć lodem najwyższe partie budynku, tak by spływająca z roztopionego lodu woda mogła ugasić pożar.

_________________
Przejrzyj moje okołoreksiowe projekty na GitHubie!
Pozdrawiam wielu nieaktywnych użytkowników, wszystkich wciąż wchodzących oraz Playboiia, bo zawsze się żali, że go nie ma w moim podpisie.
Obrazek III miejsce w konkursie halloweenowym 2011, I miejsce w konkursie rocznicowym 2015
Tym kolorem moderuję.


Pt, 9 wrz 2016, 15:54
Zgłoś post
WWW
Doradca Budowlańców
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Śr, 14 lut 2007, 12:07
Posty: 3208
Lokalizacja: Tak
Naklejki: 4
Post Re: Let The Story Begin - Rogrywka I rozdziału.
NOWA ZASADA: JEŚLI UŻYWASZ JAKIEGOŚ CZARU, MUSISZ NAPISAĆ W NAWIASIE JEGO ZASTOSOWANIE I MOŻLIWOŚCI.

Obrazek

Hank ChestershireWygrzebujesz Sorrowa spod kościanego grobowca i biegniesz z nim w stronę przysłowiowego światła. Wiesz wszystko o swoich umiejętnościach i zdolnościach, więc nie widzisz nic dziwnego w złamaniu kolejnych zasad śmiertelności. Robiąc to, postanawiasz jeszcze walczyć z deszczem spadających skał. Rozumiesz, że nie jest to walka, którą można wygrać, więc skupiasz się bardziej na ratowaniu życia - swojego i Sorrowa.
Udaje Ci się przejść przez tunel i wejść do pomieszczenia z niebagatelnym nagromadzeniem iluminacji. Dokonujesz tego jednak w ostatnim możliwym momencie, gdyż kilka chwil później Twoja ewentualna droga ucieczki zostaje pogrążona w potężnej rozpadlinie skamielin.
Rozglądasz się po miejscu, w którym się znalazłeś i szybko pojmujesz skąd te światła. Przypominasz sobie znajomość bestiariusza Endlessness i dzień, w którym czytałeś o Krotodronach.
"Wielkie na 3-4 metry pająki, ziejące żrącym kwasem, tworzące solidne, fluorescencyjne pajęczyny. Krotydol, substancja znajdująca się w ich organizmach, jest jednym z głównych składników miejskiej iluminacji".
Dziwisz się, że udało Ci się to wszystko spamiętać ale na dłuższą metę nie robi to na Tobie zbyt wielkiego wrażenia. Jedno jest jednak pewne, czeka Cię kolejna skomplikowana przeprawa, gdyż w grocie, w której się właśnie znalazłeś, wręcz roi się od świecących pajęczyn.
Rozglądasz się po okolicy w celu zlokalizowania bestii, które mogły je uwić. Nie spostrzegasz ich, ale w pewnym momencie umyka Ci Sorrow. Nie jesteś w stanie tego pojąć, gdyż przez cały czas miałeś wrażenie, że trzymasz go pod pachą. Jak się jednak okazało, nie miałeś racji. Ach ta życiowa... nieobliczalność.
Próbujesz zlokalizować swojego towarzysza, ale niestety - nie jest to łatwe zadanie. Wszędzie wręcz roi się od lepkiej substancji, która z sekundy na sekundę, coraz bardziej Cię oślepia. Rozglądasz się na boki - nic. Przechodzisz kilka razy przez całą grotę - tym bardziej nic. W końcu wracasz do punktu wyjścia. W tym momencie, coś zaczyna na Ciebie kapać. Dziwisz się, gdyż znajdujesz się obecnie w jakiejś jaskini i nie słyszałeś do tej pory o deszczu, który byłby w stanie w niej padać. Twoje zaskoczenie jest większe, gdy zauważasz, że na Twoim płaszczu zrobiła się nieprzeciętna dziura, która odsłoniła część Twojej klatki piersiowej. Nie pojmując tego, co się dzieje, postanowiłeś spojrzeć w górę. Wtedy też... wszystko stało się jasne. Na suficie jaskini (tak, ustaliliśmy już, że jaskinie nie mają sufitów), siedziały sobie dwa, olbrzymie pająki. Jeden z nich właśnie owijał pajęczyną Twojego przyjaciela.

Co by tu zrobić?

a) Atakuję, co tam, że nie mogę złamać prawa grawitacji i nie mogę chodzić po suficie. I co tam, że pewnie ucierpi Sorrow.
b) Czekam na dalszy rozwój sytuacji.
c) Obmyślam jakąś misterną strategię.
d) Robię coś innego, napisz co.


Obrazek
Adam Van SlothLekko niepewny i jednocześnie dość zaniepokojony, postanawiasz otworzyć czerwone drzwi. Twoi przyjaciele nie garną się zbytnio do tego czynu, więc kolejny raz decydujesz się na pokazanie im lekcji odwagi. Szkarłatny kawał drewna rozstępuje się i pokazuje prawdę skrywaną po swojej drugiej stronie. Twoim oczom ukazuje się niezwykle biały pokój, w którym właściwie wszystko jest białe i tworzy dziwny, nowoczesny i niezrozumiały Ci kontrast.
Postanawiasz wejść do środka, by jakoś bardziej rozejrzeć się po okolicy. Wykonujesz kilka kroków do przodu i obracasz się, z myślą, że reszta grupy Thunder Gods ruszy za Tobą. Nic takiego się jednak nie dzieje. Czerwone drzwi zniknęły, uniemożliwiając Ci drogę powrotną. Dziwisz się, gdyż nie rozumiesz, co właśnie się dzieje. Zdumiony patrzysz na białą, monotonną ścianę, która wygląda jak wszystko inne w tym pomieszczeniu.
- Nareszcie. - słyszysz głos.
Postanawiasz kolejny raz się odwrócić. Pokój nie wygląda już w ten sam sposób. Na jego środku znajduje się białe, skostniałe krzesło przypominające tron. Siedzi na nim osobnik w fioletowym garniturze. Jest średniej postury niewysokim brunetem z kilkudniowym zarostem. Dostrzegasz w jego ręku czarną błyskawicę.
- Wygląda na to, że wreszcie się spotkaliśmy... synu. - mówi.

Co by tu zrobić?

a) Pytam co to kurde za czity i gdzie są moi przyjaciele. Co tam, że nawet za nimi nie przepadam.
b) Witam się z gościem, który ma się za mojego ojca.
c) Stoję jak zamurowany, gdyż fabuła wskazuje, że właśnie taki teraz powinienem być.
d) Szukam wyjścia z tego dziwnego pokoju.
e) Robię coś innego, napisz co.


Obrazek
Theta SigmaPatricia budzi się. Jest przerażona, a Twoje słowa wcale jej nie pomagają. Dziewczyna na widok leżącego koło niej ciała Zenita, trzęsie się ze strachu. Nie krzyczy, nic nie mówi, tylko obserwuje.
- Nie wstyd Ci... - mówi Ethan. - Wydarzyła się tu wielka tragedia, a Ty nie potrafisz zachować choć minimalnych granic zdrowego rozsądku. Pomyśl o tych wszystkich osobach, które przychodziły do tej karczmy codziennie, rozmawiały z jej właścicielem i traktowały go jak swojego przyjaciela... Przegiąłeś kolego. - dodaje znacznie chłodniej.
Spoglądasz na tłum osób, znajdujących się w pomieszczeniu i powoli zaczynasz pojmować. Twoje słowa nie były zbyt odpowiednie i wywołały tu niemały rozgardiasz. Wstydzisz się lekko swojego zachowania, ale nie zamierzasz okazywać tego w jakiś szczególny sposób.
Do pomieszczenia z czasem wpadają Guillermo Clarence i Erica Hotjuice. Oboje nie kryją emocji i uczuć. Grabarz podchodzi do ciała Karczmarza i przyklęka przed nim.
- Przykro mi, przyjacielu. Wygląda na to, że Twoja wędrówka właśnie dobiegła końca. Tak to już bywa w życiu, że jedni wzbijają się w powietrze, a drudzy opadają, rozbijając się o cierniste gwiazdy kreacji. Czym jesteśmy my, śmiertelnicy? Jakże nam blisko do zwykłych robali, pełzających po pustynnych pustkowiach... Nam również doskwiera żar, upał i niemożność poprawy własnego losu. Jesteśmy najmniejszymi pionkami w odwiecznej fantazji przeznaczenia. - rzecze smutnym, poważnym tonem Clarence.
Ręka mężczyzny zbliża się do wciąż otwartych oczu karczmarza i... czyni swoją powinność.
- Miejmy nadzieję, że ciemność, której właśnie doświadczasz, ma w sobie jakieś ziarnka jaśniejącej nadziei.
Rudy kret podnosi się z ziemi i odwraca się do wszystkich.
- Prosiłbym wszystkich o opuszczenie karczmy. Muszę przygotować ciało do ceremonii pochówkowej. Dziękuję.
Mieszkańcy Eldshire postanawiają posłuchać słów Grabarza.
Patrzysz na Erikę, która stoi przed związanymi magami z czarnej gildii. Dziewczyna wyciąga ze swojej kieszeni jakieś karty, które po chwili samoistnie wypełniają się jakimś dziwnym żółtym, absorbującym energię światłem. Jaskrawa iluminacja obtacza związanych złoczyńców i w wolnym tempie zaczyna ich pochłaniać. W momencie, gdy uświadamiasz sobie, że wszyscy magowie zniknęli, postanawiasz spytać dziewczynę, co z nimi zrobiła.
- Serio pytasz? Myślałam, że jesteś bardziej w temacie. To... zarządzenie mistrza.
- Zarządzenie mistrza?
- Apropo bezpieczeństwa w mieście. Mówi, że wszelkie rzezimieszki odbywające działalność przestępczą na terenie miasta, przyłapane na gorącym uczynku, muszą zostać zatrzymane i zamknięte w gildyjnych lochach. To wszystko... aż do czasu przybycia specjalnego oddziału więziennego CCS, który postawi ich później przed sądem i zdecyduje, gdzie i jak potoczy się ich dalsza historia.
- I co to wszystko ma wspólnego z kartami?
- Władam magią Card Force, która między innymi umożliwia mi przenoszenie innych w magicznych kartach. Sam chyba rozumiesz - targanie czterech wielkich chłopów przez całe miasto i to jeszcze w pojedynkę... trochę mija się z celem. Natoomiast, jeśli ich troszeńkę zmniejszymy i... odchudzimy... sprawa zaprezentuje się znacznie inaczej. - mówi.
Wspólnie wychodzicie z Karczmy.
Na zewnątrz znajduje się masa mieszkańców Eldshire, okazująca dwie zupełnie skrajne postawy. Jedni cieszą się z możliwości spotkania się ze swoimi bliskimi, a drudzy... rozpaczają nad losem karczmarza.
Nie znajdujesz nigdzie Ethana. Rozumiesz, że mężczyzna poczuł się urażony Twoim zachowaniem i postanowił ruszyć w pojedynkę na swoją misję. Na ławce, na której wcześniej czekał na Twoje zwycięstwo w walce, siedzi teraz Patricia. Dziewczyna wygląda na załamaną.

Co by tu zrobić?

a) Przyznaję się, że przesadziłem. Przepraszam Patricię albo ewentualnie pocieszam. W sumie sam nie wiem, nie ogarniam kobiet.
b) Pytam Erikę, czy mogę z nią pójść do lochów Lyonhall.
c) Pytam Erikę, jak właściwie znalazła się w Karczmie.
d) Próbuję zlokalizować Ethana, co tam, że pewnie już nie chce mnie znać.
e) Próbuję wszystkich uspokoić.
f) Robię coś innego, napisz co.



Obrazek ObrazekObrazek

Casius Nathaniel Silver & Dove Golly & Olexo PainfulFrancis przez cały czas przysłuchiwał się waszym planom. Kociak nie potrafił pojąć ich kwintesencji i zastanawiał się, co zamierzacie zrobić ze zwłokami, które znajdują się na zewnątrz.
- Zasadniczo, ciężko je będzie wplątać w katastrofę ekologiczną. - stwierdziła Julia. Latający kot, słysząc jej słowa, niemało się przeraził. Miał dziewczynie za złe, że bez pozwolenia przekonwertowała jego umysł.
- Byś lepiej się zapuściła w umysł Dove'a! Znalazłabyś tam o wiele więcej interesujących rzeczy!
- Meh, nie sądzę.
Francis zdziwił się ponownie. Dove był natomiast w jeszcze większym szoku.
- No tak... sukkuby i inkuby. - wymamrotał pod nosem. Nikt jednak nie potraktował tego poważnie.
- Powiem tak, plan jest bez sensu.... Zupełnie bez sensu. Musicie wymyślić coś lepszego, jeśli chcecie, aby tłum wiecznie niezadowolonych gapiów uwierzył w waszą historię. Nie wiem, czy zrozumieliście, ale obecnie wcale nie znajdujecie się w bezpiecznej sytuacji. Wszyscy stoicie bowiem przed wielką presją. Jeśli nie wpadniecie na pomysł, który uczyni was bohaterami, wylądujecie najpewniej w więzieniu i to na długie lata!
- Nie będzie tam rybek?
- Nie będzie tam rybek!!! Nie będzie niczego, co będzie sprawiać wam przyjemność! Ilyon Serin słynie ze szczególnie znanych lochów, które z pewnością dadzą wam się we znaki.
Nie możecie zmarnować swojej szansy.
- Huehuheheh - zaśmiał się Olexo, brzmiąc jakby właśnie przedawkował jakąś dziwną substancję. - A co jeśli nam nie wyjdzie? Nie możemy wtedy noo ten... wrócić do zaświatów?
- Nie, nie możecie. Granica między światem żywych i umarłych jest doprawdy bardzo nieznaczna, a wszelkie przekraczanie granicy to rzucanie wielkim kamieniem w dryfujący w powietrzu balon. Osoby przechodzące na drugą stronę, muszą być bardzo uważne, ostrożne i zachowywać odpowiednie odstępy czasowe. Jeśli naruszymy granicę światów, stworzymy wielką międzywymiarową wyrwę, przez którą będą mogły przedostawać się wszelkie maści upiorów, z którymi nie chcielibyście nigdy mieć do czynienia.
Chłopcy... chyba nie chcecie wojny ze światem zmarłych?!
- Brzmi znajomo... - mruknął pod nosem Casius.
- Zatem weźcie się w garść. I... pośpieszcie się. Nie wiem jak Wy, ale ja wciąż czekam na tego jedynego...

Co by tu zrobić?

a) Wymyślam jakiś genialny plan. Przecież nie chcę, aby coś mnie zbałamuciło.
b) Czekam na przybycie zapowiedzianych stworków. Jak to mówią "Żeby życie miało smaczek..."
c) Pytam Julię o coś.
d) Robię coś innego, napisz co.


Obrazek
Ei Nibel- Odejdź, dziewczynko. Nie widzisz, że jestem zajęty? - mówi Casius. Dziwisz się i jest Ci jednocześnie przykro. Osoba, którą zdążyłaś tak bardzo polubić, zachowuje się teraz jak ktoś zupełnie obcy. Nie możesz tego pojąć.
Kątem oka spoglądasz na Elisę. Dziewczyna jest lekko podirytowana, ale tym razem nie zamierza Cię wyręczać. Bacznie obserwuje całe zdarzenie i czeka na Twój ruch.
Wiele wskazuje na to, że zleceniodawca zadania wciąż znajduje się w domu. Casius natomiast... wciąż robi wszystko, aby dostać się do środka. Dostrzegasz, że w jego prawej ręce zmaterializował się właśnie jakiś płomień. Masz wrażenie, że zamierza dotrzymać swojego przyrzeczenia i puścić z dymem mieszkanie mężczyzny.
Co by tu zrobić?

a) Mówię Casiusowi, żeby się ogarnął. Nie można tak palić cudzych domków. To niegrzeczne.
b) Atakuję! To na pewno Ephister!
c) Czekam na dalszy rozwój sytuacji. To chyba lepiej, jak ten śmieszek, który oczerniał Casiusa, spłonie.
d) Robię coś innego, napisz co.



Obrazek
Samson Theodore JohnsonCzujesz, że Cię wykorzystano, czujesz się oszukany i jest Ci smutno. W dodatku siedzisz na ziemi i płaczesz. Obok Ciebie przechodzi masa obywateli Eldshire, lecz każdy z nich ma Twój los w głębokim poważaniu. Nie wiesz co ze sobą zrobić, więc płaczesz i płaczesz. Czujesz, że łzy przemoczyły Ci już całe ubranie, ale nie zamierzasz się tym przejmować. Masz świadomość, że prędzej czy później, to musiało się stać. Dochodzi do Ciebie, że byłoby dobrze w końcu wyleczyć ten rudyzm, ale boisz się tego. Nie chcesz podejmować jakichś radykalnych, lewackich kroków, które jednego dnia zmienią Twoje całe dotychczasowe życie. Jest Ci po prostu przykro. Znalazłeś się w konflikcie tragicznym, znanym Ci z niejednych książek, w którym nieważne co zrobisz - i tak wybierzesz źle. W tymże paranoicznym nastroju, w końcu dostrzegasz kolejną znajomą Ci twarz. W Twoim kierunku zmierza wysportowany kret o ciemnej karnacji. Rozpoznajesz w nim Keith'a Drake'a. Dostrzegasz w tym kolejną ironię losu, gdyż słyszałeś, że osobnik ten ma wiele wspólnego z odprawianiem egzorcyzmów... A Ty... ty jesteś po prostu rudy.
- JA JESTEM RUDY I NIE POTRZEBUJE EGZORCYSTY! - krzyczysz. Uświadamiasz sobie wtedy, że niepotrzebnie się uniosłeś. Keith przechodzi koło Ciebie i jak gdyby nigdy nic, idzie w znanym tylko sobie kierunku.

Co by tu zrobić?

a) Próbuję zwrócić uwagę Keith'a. Krzyczę, że jestem jednak opętany i potrzebuje pomocy.
b) Wciąż płaczę.
c) Wracam do Milady po nową porcję bananów.
d) Próbuję wyleczyć rudyzm.
e) Idę się zabić.
f) Mówię Keithowi, że potrzebuję pomocy.
g) Robię coś innego, napisz co.


Obrazek
Vudix XixKret nie postanawia Cię zabić. Powstrzymuje go lis w granatowym garniturze. Przepraszasz za swoje zachowanie i ruszasz za Sandlerem. Chłopak wyraźnie się zmęczył. Stoi kilka metrów przed Muzeum Wiecznej Pamięci i bardzo głośno dyszy. Wyczuwasz okazję do ataku.

Co by tu zrobić?

a) Atakuję!
b) Pytam Sandlera czemu uciekał.
c) Pytam Kreta i Lisa kim są i czego chcą.
d) Robię coś innego, napisz co.


Obrazek
Santino BrasiMefistofeles powstrzymuje Cię od kolejnego zabójstwa. Każe Ci się uspokoić i mówi, że potrzebujesz chwili wytchnienia. Zaprasza Cię do swojego banku - Ambercash. Wchodzisz do środka. Twoim oczom ukazuje się normalnej jakości i wielkości sala, w której wręcz roi się od brodatych, zapuszczonych postaci.
- No co? - pyta. - Ładne panienki to trzymam w Nightbird. - odpowiada chwilę później.
Mężczyzna prowadzi Cię na zaplecze. Kolejne pomieszczenie prezentuje się znacznie okazalej. Wygląda nowocześnie, ma czerwono-czarne ściany, czarne meble i masę pozłacanych dekoracji. Na głównym planie pokoju, znajdują się dwa duże fotele przy kominku, które rozdziela przeźroczysty stół. Lucius prosi, byś usiadł, a chwilę później pstryka jednym ze swoich palców.
Momentalnie, po jego prawej stronie, materializuje się piękna niewiasta z kajdankami na rękach.
- Bello, prosiłbym o jakiś dobry trunek dla naszego gościa. - mówi.
Zastanawiasz się przez chwilę nad tym, jak służąca Luciusa, mająca skrępowane ręce, będzie w stanie przynieść do was butlę z alkoholem. Myślisz i myślisz, ale w końcu dochodzisz do wniosku, że i tak nie będziesz w stanie tego pojąć. Twój rozmówca wygląda na perfekcjonistę i na pewno jest ubezpieczony w razie wszelkich przeciwności losu.
- Pytałeś o układ... Nie jest to nic szczególnego.
- Co masz na myśli? - pytasz.
Lucius wyciąga z kieszeni nieznacznej wielkości kopertę.
- Pamiętasz, jak mówiłem, że gramy w tę samą grę i jesteśmy po tej samej stronie?
- Tak.
- Tak się składa, że znam mistrza Twojej gildii. Chciałbym, abyś przekazał mu pewną wiadomość...
- Wiadomość?
- Och, zwyczajna błahostka, ale jednak wymagająca konwersacji listownej.
- I.. to ten układ, tak?
- W gruncie rzeczy to tak. Musisz dostarczyć list do szefa swojej gildii i powiedzieć mu zdanie: "Zanim zaśniesz, przeczytaj". On zrozumie o co chodzi.
- To jakiś szyfr?
- Może tak, może nie. Nie powinno Cię to obchodzić.

Co by tu zrobić?

a) Mówię, że jednak powinno mnie to obchodzić.
b) Pytam o coś.
c) Pytam, czy mogę już iść.
d) Atakuję Luciusa, nie będzie mi mówił, jak mam żyć.
e) Robię coś innego, napisz co.


Obrazek
Michelle FangClinton Shell nie wierzy w Twoją historię. Uważa, że jesteś z czarnej gildii. Nie pojmuje do końca, co planujesz, ale zapewnia, że już wkrótce się tego dowie. Twierdzi, że wie, kto mógł Cię na niego nasłać i chętnie się z nim policzy. Nie mówi jednak o szczegółach. Nie przyznajesz się do jego zarzutów. Wzburzony marynarz postanawia kolejny raz potraktować Cię solidną dawką elektrowstrząsów. Przerywa mu to jednak odgłos pukania do drzwi.

Co by tu zrobić?

a) Postanawiam wykorzystać sytuację i się uwolnić.
b) Krzyczę, że potrzebuję pomocy.
c) Wymyślam jakąś inną strategię.
d) Robię coś innego, napisz co.

_________________
Tego koloru w swoich postach raczej nie zobaczysz. Adminowi się nie chce i nie interesuje się Tobą.


So, 10 wrz 2016, 17:32
Zgłoś post
WWW
Poznaniak Nieszczelny
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Wt, 24 lip 2012, 11:47
Posty: 2434
Lokalizacja: Poznań, Rzeczpospolita Polska
Naklejki: 17
Post Re: Let The Story Begin - Rogrywka I rozdziału.
Hank pierwszy raz od bardzo dawna poczuł mały strach przed śmiercią, jednak jego instynkt przetrwania pozwalał mu zbagatelizować banie się w momencie danej sytuacji. Od razu postanowił użyć Vorpal Destroying, by wzmocnić swoje czary oraz od razu Invisible Explosion of Destruction, by zniszczyć te dziwne pająki. Miał nadzieję, że to się uda i uratuje przyjaciela oraz siebie przed zagładą.

_________________
Co ja będę się rozpisywał, zapraszam:
"Reksio i Kretes: "Skarb Umuritu" [KOMIKS] - czyli, dlaczego Kretes zasłania dymkiem innych kolegów oraz gdzie znajduje się skarb Umuritu.
Ten kolor należy do Administratora dbającego o czystość i walczącego ze złem. Lepiej zacznij się zastanawiać nad sobą, kiedy ujrzysz ten kolor w swoim poście :)


So, 10 wrz 2016, 17:45
Zgłoś post
YIM WWW
Bardzo Stary Norman
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Pt, 8 sty 2016, 20:15
Posty: 743
Lokalizacja: Świat Rur
Naklejki: 5
Post Re: Let The Story Begin - Rogrywka I rozdziału.
Podchodzę do niego i pytam się dlaczego uciekał. Gdy już do niego podchodzę łapię go za szyję na wypadek gdyby znowu spróbował mi uciec, a gdyby próbował to zaatakuję za pomocą magii Speed Force zaklęciem Fast Hit. Później jak ten jełop Sandler nie będzie uciekać to wyzywam go od jełopów i pytam się dlaczego uciekał i gdzie jest John Moonster. Jeśli będzie próbował mnie zaatakować to też go zaatakuję.

_________________


Bardzo milo mi sie wspolpracowalo, ale wierze, ze PKD bedzie wykonywal moje obowiazki lepiej i z gramem mlodzienczego wigoru [...] i mianowac Pana Kretona Dykte na swojego nastepce, samemu przechodzac do Rady Medrcow ~Traktor, 31.05.2019 23:58


N, 11 wrz 2016, 07:44
Zgłoś post
WWW
Mistrz Administracyjnej Magii
Avatar użytkownika

Dołączył(a): So, 24 sty 2009, 15:23
Posty: 1751
Lokalizacja: z Angmaru
Naklejki: 17
Post Re: Let The Story Begin - Rogrywka I rozdziału.
-Potrzebujemy czegoś, co da się wrobić w mord i podpalenie, a jednocześnie nie będzie śmiertelnie niebezpieczne. - Casius spojrzał znacząco na Painfula, który dalej nie przedstawił swojej wersji wydarzeń. Szybko jednak porzucił tą myśl. - A może... Julia, czy dałoby się nas przenieść w inne miejsce i jak wpłynęłoby to na tłum?
Myślał dalej.
-Olexo, jak działa twoja magia? Byłbyś w stanie wyczarować coś, co pomoże w... czymkolwiek?

_________________
Obrazek
Głupcze! Żaden śmiertelny mąż nie jest w stanie mnie zabić! Teraz GIŃ!
Jeśli widzisz ten kolor, uważaj - administrator ma Cię na celowniku.
Spoiler:


N, 11 wrz 2016, 11:19
Zgłoś post
Roz-krecony
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Śr, 14 wrz 2011, 15:02
Posty: 198
Naklejki: 3
Post Re: Let The Story Begin - Rogrywka I rozdziału.
Czekam, aż Clinton zniknie z pola widzenia. Wtedy rzucam na siebie zaklęcie "Water Unity", zmieniające w kałużę. W ten sposób łatwo będzie mi się wydostać z więzów. Jeśli w postaci kałuży będę w stanie się ruszać, po uwolnieniu staram się wydostać z pomieszczenia, ewentualnie znaleźć jakąś kryjówkę. Jeśli uda mi się wydostać z domku przed odzyskaniem mojej zwykłej formy, staram się uciec jak najdalej jak to możliwe. Po odzyskaniu zwykłej formy, kontynuuję ucieczkę, starając się zachować gotowość do walki. Jeśli nie uda mi się uciec z pomieszczenia przed powrotem do normalnej formy, szykuję się do ataku.


Pn, 12 wrz 2016, 18:46
Zgłoś post
Żaba
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Pt, 23 kwi 2010, 17:40
Posty: 1641
Lokalizacja: student
Naklejki: 5
Post Re: Let The Story Begin - Rogrywka I rozdziału.
a)
Brasi obruszył się.
- Przepraszam bardzo, ale chyba powinienem wiedzieć, na co się piszę, nieprawdaż? Nie mogę tak po prostu przekazać czegoś Mistrzowi Gildii nie mając pojęcia o co chodzi. Wiedz, że skończyłem studia z najwyższymi ocenami i od razu po nich przyjęli mnie do Gildii, brałem udział w misjach we wszystkich krajach o jakich słyszałeś i mam ponad 300 zabitych ephisterów na koncie.
Dlatego proszę ładnie mówić

_________________
– Dostojewski umarł – powiedziała obywatelka, ale jakoś niezbyt pewnie.
– Protestuję! – gorąco zawołał Behemot. – Dostojewski jest nieśmiertelny!


Mistrz i Małgorzata
<3

Moderuję na pąsowo bo mogę.


Śr, 14 wrz 2016, 16:19
Zgłoś post
WWW
Doradca Budowlańców
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Śr, 14 lut 2007, 12:07
Posty: 3208
Lokalizacja: Tak
Naklejki: 4
Post Re: Let The Story Begin - Rogrywka I rozdziału.
NOWA ZASADA: JEŚLI UŻYWASZ JAKIEGOŚ CZARU, MUSISZ NAPISAĆ W NAWIASIE JEGO ZASTOSOWANIE I MOŻLIWOŚCI.

Obrazek

Hank ChestershireWzmacniasz swoje zaklęcia czarem Vorpal Destroying, a po chwili używasz Invisible Explosion of Death. Chcesz zniszczyć wielkie pająki i jesteś prawie pewien, że Ci się to uda. Niestety, nie jest to takie proste jak mogłoby Ci się wydawać. Twój atak nie wyrządza pająkom zbyt wielkich szkód. Generalnie - jesteś w szoku. Wygląda na to, że wreszcie udało Ci się znaleźć przeciwników, których pokonanie nie będzie zwyczajną bułką z masłem. W myślach szybko przewracasz strony bestiariusza, by dowiedzieć się czegoś więcej o wielkich pająkach. Jakiś czas później, uświadamiasz sobie, że kreatury te, znajdowały się na tej samej stronie co Yeti, Sfinksy i Wiwerna. Myślisz chwilę, a w końcu przypominasz sobie jej tytuł - "Lepiej nie ruszać". Zwykły czytelnik przerzucałby kartkami, w poszukiwaniu kolejnych fajnych obrazków. Ty jednak okazałeś się bardziej wymagającym widzem pisemnego przedstawienia, gdyż zastanawiałeś się przez jakiś czas nad sensem przypisania ów istot do tej kategorii. Pamiętasz, że udało Ci się dojść do wniosku, że potwory te są najpewniej zbyt silne, by walczyć z nimi w pojedynkę. Patrzysz w górę. Dwa wielkie pająki przebierają swoimi potężnymi odnóżami po górnej powierzchni jaskini. Między nimi jest Sorrow. Wygląda na to, że chcą go zjeść. Przyglądasz się im i dochodzisz do wniosku, że muszą być nadzwyczaj silne, skoro udało im się odeprzeć tak destrukcyjne uderzenie.
Analizujesz szybko poprzednią walkę. Wtedy też walczyłeś z przeciwnikiem, który znajdował się wyżej od Ciebie. Sęk jednak w tym, że się poruszał, spadał i ewidentnie zmierzał w Twoim kierunku. Drapiesz się po głowie, próbując szybko połączyć wątki.
Skał też nie udało Ci się pokonać, koniec końców musiałeś przed nimi uciec...
Idąc tą pokrętną logiką, można wyciągnąć wniosek, że używane przez Ciebie czary, mają coś wspólnego z siłą grawitacji. Odwieczna siła planety zdaje się redukować moc zadawanych przez Ciebie obrażeń.
- A co... gdyby tak... - myślisz sobie. Zastanawiasz się nad użyciem innego zaklęcia, które wiązałoby się z mniejszą destrukcją... W końcu wpadasz na pewien pomysł. - Casual Doom! - krzyczysz. Wszystko dzieje się bardzo szybko. Wydobywający się z Twoich ust, destrukcyjny ryk znacznie uszkadza grawitację jaskini i sprawia, że krotodrony jak gdyby nigdy nic... wzbijają się w powietrze i przebijają się przez dziesiątki skalnych metrów. Po jakiejś sekundzie, są już tak wysoko, że nie możesz ich nawet dostrzec. Jednocześnie pękają pajęczyny, wiążące do tej pory Sorrowa. Ent spada na Ciebie a po chwili ląduje w Twoich ramionach.
Wspólnie obserwujecie wyreżyserowane przez Ciebie przedstawienie.
- Co to było? - pyta Sorrow
- Casual Doom! - krzyczysz ponownie, w ostatnim możliwym momencie powstrzymując się od chęci ponownego użycia zaklęcia.
- Nn..nie krzycz, pan. Ja inwalidą jestem...
- Wybaczy pan. Zaklęcie umożliwia mi złamanie zasady grawitacji. Przeciwnicy natomiast... dosłownie i w przenośni - wylatują w powietrze! Mwahahah!
- A czy...?
- No tak, później... spadają, a pod wpływem uderzenia... - tu przerywasz.
Obaj nerwowo przełykacie ślinę. Wiecie już, co się kroi. Dochodzicie do wniosku, że spadające na ziemię pająki, nie będą zbyt chętne do bezproblemowego pożegnania się z życiem. Wiecie również, że już za kilka chwil spadnie na was potężny deszcz żrącego jadu i masakrycznie ciężkich pajęczyn.
Podejmujesz więc szybką decyzję. Zrywasz się szybko z miejsca, w którym do tej pory stałeś i czym prędzej przebijasz się przez jedną ze ścian, która w obecnym momencie wygląda Ci najbardziej na wyjście z tunelu.
Wpadasz w kolejną pustą przestrzeń, zakończoną światłem - sęk jednak w tym, że inną niż do tej pory - nie poziomą, ale pionową. Wiele wskazuje na to, że kolejny raz czeka Cię awaryjne lądowanie. Nakrywasz swoim ciałem Sorrowa, by jeszcze bardziej go nie uszkodzić i ponownie, choć tym razem bardziej z przymusu - zmierzasz z nim w stronę przysłowiowego światła.
Jasność z każdym kolejnym metrem robi się coraz mniej wyrazista, a z czasem zaczyna się formować w skupisko jakiegoś śnieżnobiałego, migoczącego pyłu. Po kolejnych parunastu sekundach lotu, w końcu dostrzegacie jakieś kontury miejsca, w które zmierzacie. Przypomina jakieś miasto.
- "Czyżby to legendarne Chefreindale?" - myślisz sobie. Przed waszymi oczami zaczyna roztaczać się panorama wielkiego podziemnego skupiska kultury, pełnego niewiarygodnych budynków, kolumn i innych, niespotykanych nigdzie elementów architektury.
Kończycie w końcu swój lot, a upadając, tworzycie kolejny wyłom w ziemi, na wzór tych, tworzonych przez meteoryty. Sprawdzasz stan Sorrowa. O dziwo - żyje i ma się dobrze.
Myślisz chwilę nad tym, jak mógłbyś go skleić, albo naprawić, ale z wyjaśnieniami pierwszy wychodzi Ent.
- Umrzeć nie umrę, o to się nie martw. Kazdy z drzewców ma wrodzoną umiejętność regeneracji. Za jakąś godzinę prawdopodobnie przestanę być kaleką. - mówi.
Reagujesz z uśmiechem na twarzy na jego słowa i jednocześnie dziwisz się, że Sorrow nie zdążył się jeszcze popłakać.
Rozglądasz się po okolicy. Wiele wskazuje, że wreszcie znalazłeś legendarne Chefreindale, miejsce, którego bali się wszyscy Sowianie, a także przestrzeń, którą kazał zbadać Ci starzec.
- "szkoda, że coś pozbawiło go głowy..." - myślisz sobie. - "przynajmniej miałbym jakąś kasę... może znalazłbym w końcu swoje nieślubne dziecko i... mógłbym mu coś zaoferować.. kurcze..."
Sorrow zwraca Ci uwagę na jaskrawy, migoczący pył.
- Hmm, jeśli w Chefreindale mieszkali Pierwsi, to pewnie to coś... co się tu wszędzie roztacza...
- Jest antycznym pyłem, potrzebnym do rytuału?
- Wiele na to wskazuje. - mówi Sorrow. Ent drapie się jedyną sprawną ręką po brodzie. Przypominasz sobie moment, w którym użył on swoich liści do absorpcji wody z jeziora. - Mamy więc większość składników do rytuału, teraz tylko znaleźć jakiś krąg alchemiczny i nasza pani powróci...
- Mhmm... - stwierdzasz, ponownie przypominając sobie wizje świetlanej przyszłości z Zei.

Co by tu zrobić?

a) Zbieram antyczny pył.
b) Rozglądam się po mieście.
c) Próbuję przyzwać Zei.
d) Szukam kręgu alchemicznego.
e) Robię coś innego, napisz co.


Obrazek
Adam Van Sloth- Więc... żeby się ze mną spotkać, postanowiłeś wykopać wielki tunel w ziemi? Jest w tym jakiś sens?
- Gdyby tak się zastanowić, to sens jest we wszystkim. Są na świecie rzeczy znacznie potężniejsze od granic wyobraźni. To miłość rodzica do dziecka, to odwieczne wychowawcze pragnienia, pozwalające powrócić nam do przeszłości, lat dzieciństwa...
- Tato, przynudzasz kurczę. - mówisz.
Mężczyzna w fioletowym garniturze reaguje na to nieco bardziej dynamicznie. Wstaje z krzesła i zbliża się w Twoim kierunku z czarną, migoczącą błyskawicą.
- Widzisz Adamie, świat jaki dostrzegasz, ma wiele ukrytych walorów, wiele wartości, których nie dostrzegają inni. Wiele z naszych działań graniczy między jawą a snem, co sprawia, że w pewnym momencie przestajemy mieć pewność kim tak naprawdę jesteśmy. Śmierć, czymże ona jest w nieskończonym biegu lat świetlnych naszej galaktyki? Czymś nieuniknionym, może czymś oczywistym? A może nawet i finalnym stadium egzystencjalnego łańcucha pokarmowego? Jak może czuć się mrówka, której dane będzie patrzeć na wszelkie katastrofy losu, która pewnego dnia stanie się więźniem systemu, która będzie musiała się dostosować?!
- Weź się... tato...
- Teraz również, jesteś biernym świadkiem, który nie może zmienić swojego przeznaczenia. Zakładasz, że jestem Twoim ojcem, choć nie powinieneś mieć takowej pewności. W Twojej podświadomości zostałem zasiany jako niechciany osobnik, o którym wiadomo Ci tylko z opowieści dziadka. Czy tak rzeczywiście powinno się dziać?
- Wysłałeś do mnie list, tak?
- Generalnie ciężko znaleźć sensowną odpowiedź na Twoje pytanie, gdyż rzeczywistość nie przedstawia nam realnego sensu czynności, jaką jest wysyłanie listu. Można gdybać, można zastanawiać się nad przesłaniem, jakim ta czynność wywyższa się ponad piedestał innych czynności, pod jakim względem jest inna, nowatorska, skomplikowana... intrygująca...
Może chodzić o miłość, może chodzić o wyrzucenie z siebie pewnych emocji, a także może chodzić o chęć pozostawienia po sobie jakiegoś światła dawnej przeszłości.
Adamie, jako mój syn, nie powinieneś zakładać oczywistości rzeczy. Nic takiego nie istnieje w świecie widzialnym. Nie masz prawa, by stać się więźniem systemu. Musisz robić to, co należy, by uwolnić się z mętnego bagna, zwanego przeznaczeniem. Musisz stawić czoło mitycznym parkom i jako Van Sloth, samodzielnie przeciąć ich nici przeznaczenia, mianując się nowym Atroposem.

Co by tu zrobić?

a) Pytam Tatę, skąd tak skomplikowane, antyglobalistyczne poglądy.
b) Wciąż próbuję się dowiedzieć, po co ta cała akcja.
c) Pytam, co zrobił z moimi przyjaciółmi.
d) Pytam, dlaczego ma w ręce czarną błyskawicę.
e) Pytam, czy rzeczywiście jest moim ojcem.
f) Szczypię się po nosie, myśląc, że mam jakąś ostrą halucynację.
g) Atakuję dziada!
h) Robię coś innego, napisz co.


Obrazek
Theta SigmaPatricia pozwala Ci się przysiąść. Wygłaszasz swój długi, emocjonalny i poruszający monolog, a po chwili wstajesz i wyciągasz rękę do dziewczyny.
Ona zaś... długo milczy, co powoduje Twoje lekkie zdezorientowanie. Bijesz się z myślami i stwierdzasz, że mogłeś przesadzić bądź powiedzieć coś nieodpowiedniego. Koniec końców, postanawiasz dowiedzieć się o co chodzi. Spoglądasz na Patricię i... zaczynasz rozumieć. Dziewczyna spogląda również na Ciebie. Z jej oczu intensywnie sączą się łzy, natomiast z mimiki jej twarzy możesz wywnioskować, że zbiera się jej na płacz.
- To co powiedziałeś...
- Co z tym?
- Tak bardzo przypomina mi siebie samą. Te długie lata po śmierci rodziców... tułałam się po tak wielu miejscach, przytułkach, nie wiedziałam czym są uczucia, brakowało mi rodzinnego ciepła, brakowało miłości, brakowało tego, kto mógłby wysłuchać wszelkich moich problemów...
- Rozumiem.
- Wszystko zmieniło się, gdy trafiłam do The Rex Tales. Wreszcie znalazłam sens w życiu, spotkałam osoby, które byłyby chętne, by za mnie zginąć, poznałam magiczną atmosferę, która niczym bajkowa wróżka, zajaśniała nad smętną mgłą mego losu... Przepraszam, nie chciałam zabrzmieć jak chora psychicznie poetka...
- Ty przynajmniej wiesz coś o swojej przeszłości... Ja wciąż nic nie wiem o swojej. Od kiedy pamiętam, zawsze byłem zwyczajnym facetem, z może lekko pokrętną logiką w patrzeniu na świat, którego pasjonowało wszystko co dziwne i nietypowe... Moi rodzice... cóż, wciąż nie mam pewności kim tak naprawdę są, byli... będą. Wszystko się miesza, wszystko jest przytłaczające i ponure...
- Los bawi się nami. Traktuje nas jak ulubione marionetki, eksperymentuje jak szalony naukowiec na białych doświadczalnych królikach... Theto, wierzysz w przeznaczenie? - pyta.
- Każdy traktuje to słowo inaczej. Myślę, że jego definicja zależy od wiary w siebie. - postanawiasz sobie usiąść.
- A czy Ty... wierzysz w siebie? - zadaje kolejne pytanie. Chwyta Cię przy tym delikatnie za rękę. Kątem oka dostrzegasz seledynową sukienkę dziewczyny, delikatnie zmoczoną przez sączące się z jej oczu łzy.
- Chciałbym uwierzyć. - mówisz. - Wszystko jest jednak trudne i skomplikowane. W moim życiu ciężko dostrzec jakąś nadzieję, bardziej wyraziste wydają się problemy i chaos, jaki je otacza.
- Ja, może i wyglądam na całkiem wygadaną osobę, pewną samej siebie, ale w rzeczywistości... Demony przeszłości są zbyt silne, nie potrafię wyrwać się z ich ciemnych szponów...
- Mam pewien pomysł. - mówisz. Dziewczyna nie odpowiada, ale spogląda na Ciebie z lekkim zainteresowaniem.
- Po prostu uwierzmy wzajemnie w siebie. Wtedy będziemy mieć pewność, że oboje mamy kogoś, na kim możemy polegać, na kim nam zależy... - odpowiadasz. Patricia ponownie milczy. Odpowiedzi postanawiasz więc szukać w jej oczach. Spoglądasz na twarz dziewczyny. Twoja rozmówczyni jest ewidentnie poruszona Twoimi słowami. Jest bardzo blisko rozklejenia się. Nim decydujesz się jakoś zareagować, ta wybucha jeszcze większym płaczem.
Widząc to, postanawiasz ją przytulić. Zbliżasz jej delikatne ciało do swojej piersi i pozwalasz jej się wypłakać. Nie masz zielonego pojęcia co robisz i dlaczego właśnie tak postępujesz, ale w głębi serca masz wrażenie, że zaszła taka konieczność. Czujesz się w pewnym sensie lepiej. Dziewczyna dziękuje Ci za to, że jesteś i zgadza się z Twoimi słowami.
Mija kilkanaście minut rozmowy o wszystkim i o niczym. Masz wrażenie, ze Twoja relacja z Patricią wkroczyła na znacznie inny, niespodziewany tor. Dowiadujesz się czegoś więcej o Zenicie Morgensternie. Ze słów dziewczyny wynika, że był on kiedyś magiem gildii The Rex Tales, a przez ogrom zniszczeń, wywołany przez multum zdarzeń Dnia w którym zatrzymał się czas, postanowił wyzbyć się ze swojego życia wszystkiego, co związane z magią. W 999 roku stracił żonę, a kilkanaście lat później swojego syna. Osierocił córkę z kilkuletnią wnuczką. Jest Ci przykro, że jego historia musiała się skończyć właśnie w taki sposób. W trwającej jakiś czas ciszy, w końcu docieracie przed bibliotekę. Na drzwiach wejściowych została wywieszona zawieszka: "Zamknięte do odwołania". W napisie dostrzegasz rolę Ethana i jego misji, a także wynikającą z tego konieczność zachowania względów bezpieczeństwa.
Patricia spogląda na Ciebie i mówi: " Chyba nic tu po nas ". W myślach przyznajesz jej rację i już zamierzasz słownie się z nią zgodzić, ale w ostatnim momencie przerywają Ci dość głośne krzyki. Wspólnie z dziewczyną odwracacie się w stronę miejsca, z którego dobiegają. Waszym oczom ukazuje się potężna chmura dymu, unosząca się nad jednym z budynków.

Co by tu zrobić?

a) Biegnę w tym kierunku.
b) Postanawiam zignorować wywieszkę i jednak wejść do środka.
c) Próbuję dogonić Erikę w drodze do Lyonhall.
d) Pytam Patricię, co chce teraz robić.
e) Pytam Patricię o coś.
f) Robię coś innego, napisz co.



Obrazek ObrazekObrazek

Casius Nathaniel Silver & Dove Golly & Olexo PainfulOlexo postanowił zareagować na żale Casiusa. Odezwał się w końcu i wyrzucił z siebie wszystko, co ciążyło mu na sercu.
- Grapes to cholerny morderca. - stwierdził. - Zabił kogoś, kto miał na ręce tatuaż gildii The Rex Tales.
- Tatuaż The Rex Tales? - zainteresowała się Julia.
- Myślałem, że o tym wiesz, w końcu no, czytasz w myślach.
- Widać w momencie "infiltracji" nie myślałeś o znaku gildii. Cóż... Nie będę ukrywać, że jego los jest już przesądzony. Gdy mistrz dowie się, co zrobił, winnica zostanie przejęta przez miasto, Grapes wyleci z gildii na przysłowiowy zbity pysk... - tu przerwała. Julia spojrzała na Francisa, który wyraźnie niepokoił się jej wulgarnością. Postanowiła puścić mu oczko i się uśmiechnąć, co jednak... nie wywołało zamierzonych efektów. Biedny kociak, trzęsąc się ze strachu, schował się za nogawką Casiusa.
- Francis, nie smyraj mnie - stwierdził ponuro biały lis.
- Właśnie, Casius czeka na anarchistycznie anarchistyczne demony i chce, żeby to one go posmyrały! - odparł Dove. Między dwójką przyjaciół prawie rozpętała się wojna na wyzwiska i na próby walki.
- Czy wyście poszaleli?! - oburzyła się Julia. - Pamiętacie co mówiłam o balonie?!
- O jakim balonie? - zainteresował się Dove.
- O PRZENOŚNYM BALONIE, BĘDĄCYM METAFORĄ GRANIC ZAŚWIATÓW!
- Łee.. - szybko się zniechęcił.
- Ale nie krzycz, to boli. - skwitował Olexo. Spojrzeliście na Julię. W dziewczynie wręcz kotłowało się od nadmiaru emocji, a z jej twarzy, łatwo było wywnioskować, że najchętniej rozczłonkowałaby was wszystkich na atomy i czynniki pierwsze. Dziewczyna postanowiła zamknąć oczy i powoli policzyć do dziesięciu. Po chwili odetchnęła z ulgą i przyznała indykowi rację.
- Grapes wyleci z gildii i najpewniej zainteresuje się nim CCS... Wygląda na to, że już wiem, jak spędzę resztę swojego dnia...
- To co z tym planem? - spytał zniecierpliwiony Casius.
- Pomyślmy może jakoś wspólnie. Julia plz. - stwierdził Dove.
- Dobra, to co mamy, co możemy zrobić... - zaczął zastanawiać się Olexo. - Mamy zwłoki, mamy problem, mamy grupę chcących nas zamordować psychopatów...
- a także mamy na karku bandę zboczonych potworków, które za chwilę... - bał się dokończyć Francis.
- Skoro zwłoki są na zewnątrz... - stwierdziła Julia. - Możecie wokół nich opisać swoją historię.
- Czyli... mamy zwalić całą winę na gościa, który został zamordowany przez Grapesa?
- A macie jakiś inny wybór? Zgaduję, że jest już nieboszczykiem, więc generalnie wszystko mu jedno...
- Olexo, jak działa twoja magia? Byłbyś w stanie wyczarować coś, co pomoże w... czymkolwiek? - spytał Casius.
- Cepiaste interception panie, słabe to i w ogóle, szkoda gadać...
- Interception to potężna magia. - stwierdziła Julia. - Włada nią najsilniejszy mag gildii - Mark Purge.
- Najsilniejszy mag?
- Mag, a nie arcymag. Jego magia pozwala na kontrolowanie żywych istot i robienie z nich swoich niewolników. Granicząca z magią władcy marionetek, podobna, ale nie identyczna. Słyszeliście o Descoladach?
- Julia, plz, nie teraz. - stwierdził Dove.
- No... mniejsza.
- W takim razie... - zaczął Casius. - Mamy jakiś punkt wyjścia. Zwłoki... czarny, rozsypujący się worek, w którym leży ofiara, też się rozsypująca... która stanie się dzisiejszą gwiazdą wieczoru...
- WTF, Casius, ale przecież jeszcze jest dzień... taki piękny i słoneczny lipcowy dzień...
- Dove, proszę... przestań. Zwalamy na niego całą winę... Jest magiem The Rex Tales, a mieszkańcy Eldshire są i tak przewrażliwieni na ich punkcie. Pewnie się zgodzą...Tak... To się uda. Julio, a jak wygląda sprawa z powrotem do rzeczywistości? Możesz nas teleportnąć w jakieś inne miejsce?
- Generalnie tak, ale znajdujące się w bardzo bliskiej okolicy.
- Ile metrów?
- do 10.
- Może być, schowamy się za jednym z budynków... Tylko co potem?
- Ej bo ja mam chyba jakieś zaklęcie Pulpet Master czy coś... - stwierdził Olexo.
- Pulpety... Mrau... a chociaż z rybek? - zaciekawił się Francis.
- Kto normalny robi pulpety z rybek... - oburzył się Dove.
- Właśnie zasugerowałeś, że jesteś nienormalny... - szybko zripostował kociak.
- Chłopcy... prosiłabym o chwilę spokoju. Olexo, zgaduje, że chodziło Ci o zaklęcie Puppet Master? Hmm, czyli Twoja magia nie tylko ogranicza się do zwykłego Interception. Jeśli będziesz podążał dobrą drogą, w przyszłości możesz nawet przewyższyć Marka Purge.
- Ej to mój idol.
- No widzisz. Możesz stać się potężniejszy od swojego autorytetu. Posiadasz zaklęcie władcy marionetek, więc teoretycznie... będziesz mógł się przydać.
- Co mam robić?
- Cóż... chwilowo ożywić zwłoki.
- Czy to możliwe?! - zdziwił się Casius.
- Nie, żadna magia nie potrafi przywrócić cudzego życia - to jedna z niekwestionowanych zasad tego świata.
- Zatem...?
- Zatem, stworzysz marionetkę. Twoje zaklęcie ma zasięg kilkudziesięciu metrów, więc świetnie zadziała z ukrycia. Używałeś już kiedyś tego zaklęcia, prawda?
- Nie.
- Cooo.... - zdziwił się Dove.
- Słuchaj więc. Musisz przede wszystkim skupić się na celu, oddając się przy tym stanowi pełnej koncentracji. Później to co zawsze - krzyczysz nazwę swojego zaklęcia i próbujesz poruszyć znajdujące się w Tobie cząsteczki magii do wykonywania swoich rozkazów. Jeśli wszystko przebiegnie zgodnie z planem, oddzielisz jedną ze swoich osobowości astralnych i pozwolisz jej wejść w ciało nieżyjącego.
- Czy to oby na pewno bezpieczne?
- Mam być szczera?
- Tak?
- Tak?
- Nie. - stwierdził Olexo.
- Jeśli coś zepsujesz, prawdopodobnie spalisz sobie mózg i umrzesz.
- Serio?
- Nie.
- Tak.
- Nie?
- WTF, skończcie tak mówić, bo nie ogarniam. - krzyknął Dove.
- Dobra, świetnie, mamy plan. - zaczął Casius - a teraz szybko, zanim coś nas... - przerwał tu w podobnym miejscu, co Francis. Panorama ciemności w jednym momencie zaczęła się rozjaśniać. Przez wasze uszy przelatywały tysiące złowrogich szeptów, krzyków rozpaczy i innych podobnych dźwięków zaświatowego harmideru. W pewnym momencie zaczęły powracać kontury rzeczywistości, do której zdążyliście już przywyknąć. Przed waszymi oczami ponownie materializowały się miejskie budowle, a także i wyczekujący waszej śmierci mieszkańcy Eldshire. Uczestniczyliście w nieziemskim widowisku, mając przez cały czas wrażenie, że wkraczacie do jakiegoś mistycznego świata, dopiero co rysowanego obrazu. Błyskający po nim pędzel malarza, co chwila dodawał kreowanej przez niego rzeczywistości kolejnych to konturów i barw.
- Teraz! - krzyknęła Julia. - Schowajcie się za którymś z budynków.
- Ale którym? - spytał Olexo.
- Nie mamy teraz na to czasu! Do pełnego powrotu do rzeczywistości zostało już kilkanaście sekund. Pozwolę sobie was opuścić. Władzę nad drużyną oddaję w ręce Casiusa.
- Jakaś Ty hojna... - stwierdził biały lis, a po chwili wykonał jakiś dziwny gest ręką. Dove, Francis i Olexo przez jakiś czas nie mogli pojąć o co mu chodzi, ale po kilku krzykach, doszli do wniosku, że Silver pragnie, aby ruszyli za nim... Tak też się stało.
Po chwili wszyscy znajdowali się już za wybranym budynkiem, oczekując tym samym końca odliczania.
- Ej, a gdzie Julia? - zdziwił się Olexo.
- Pewnie musi coś załatwić, zamknąć bramę zaświatów...
- umówić się z jakimś potworkiem... - zasugerował Dove.
- Zbereźni jesteście - stwierdził słysząc propozycje swoich przyjaciół.
Zegar odliczania w końcu stanął w miejscu. Wróciliście do rzeczywistości. Domek rybaka wciąż płonął, a koło niego wciąż znajdowali się wredni mieszkańcy Eldshire. Odruchowo chcieliście już wcielić wasz plan w życie, lecz w ostatnim momencie musieliście go przerwać. Usłyszeliście bowiem bardzo głośne krzyki, dobiegające zza budynku. Rozpętała się wielka panika, a wy... nie byliście w stanie pojąć, co właśnie się dzieje. Francis zbił się w powietrze, by szybko zbadać sprawę.
- To Julia... ona... - tu przerwał.

Co by tu zrobić?

a) Ignoruję plan i postanawiam sprawdzić co się stało.
b) Mam pretensje do Francisa, bo wywołał pierwszy chamski cliffhanger w rpg.
c) Mimo wszystko staram się zrealizować swój plan.
d) Krzyczę razem z innymi.
e) Robię coś innego, napisz co.


Obrazek
Ei Nibel- Best Summon! Bullock! - krzyczysz, roztaczając przed sobą czerwoną mgłę przywoływania galaktycznych widm. Parę chwil później, zaczyna wyłaniać się z niej potężnie zbudowany kogut, dzierżący w łapie srebrną halabardę. Od razu zyskuje zaciekawienie Casiusa, którego zdecydowanie porusza przybycie tak niecodziennego gościa.
Kogut jednak... jest dziwnie wystraszony. Rozgląda się jak oszalały po bokach i trzęsie się przy tym ze strachu. Jego wzrok wskazuje na to, że ewidentnie się czegoś boi.
- Też ich widzicie? - pyta.
- kogo? - również... pytasz.
- No Ich. Oni tu są... Oni chcą nas zniszczyć! Oni chcą nas zniszczyć! Oni chcą nas zniszczyć! Oni chcą nas zniszczyć! - powtarza cały czas jedną sekwencję.
- Ei... naprawdę Ci współczuję. Mięśniak z problemami psychicznymi... - mówi chłodnym, lecz pocieszającym tonem Elisa. - Wszyscy mięśniacy tacy są, żaden nie ma duszy, wszyscy wypłukani są z emocji i uczuć...
- Mmm...
Koniec końców, zachowanie Bullocka przynosi jakieś korzyści. Kogut w pewnym momencie uznaje Casiusa za swojego przeciwnika i zaczyna gonić go z halabardą.
- Hmm, no kto by pomyślał... - dziwi się Elisa.
Obserwujecie wspólnie pogoń kota za myszką. Sprawia wam ona nadzwyczajną frajdę. Nie macie zielonego pojęcia kim są "oni", których tak bardzo boi się Bullock, ale wiecie, że wszystko dzieje się po waszej myśli. Kogut jest niezwykle szybki i silny, więc staje się przeciwnikiem wręcz... nie do powstrzymania dla ephistera.
Bullock w końcu dopada swojego przeciwnika i z maniakalnym uśmiechem na twarzy przewraca go na ziemię... i rozcina swoją srebrną halabardą.
Dokonawszy egzekucji i widząc przed sobą czarny pył, ponownie ogląda się za siebie, sprawdzając, czy nikt go przypadkiem nie śledzi.
W pewnym momencie zastyga w miejscu i zaczyna krzyczeć. Dziwicie się.
- Ta magia to... stan umysłu... - mówi Elisa.

Co by tu zrobić?

a) Pytam Bullocka dlaczego krzyczy.
b) Odsyłam go do świata galaktycznych widm.
c) Sprawdzam, co u zleceniodawcy zadania.
d) Robię coś innego, napisz co.



Obrazek
Samson Theodore JohnsonPłaczesz i w sumie wciąż pozostajesz w miejscu, w którym byłeś do tej pory. Generalnie - jest Ci smutno i przykro i nie masz pewności, które odczucie jest bardziej wyraziste. Spoglądasz w stronę Keitha, który jak gdyby nigdy nic, przeszedł koło Ciebie. Dziwisz się, gdyż kroczący przed Ciebie mężczyzna w końcu się odwraca. Patrzy w Twoją stronę i mruży oczy.
- Samson! A niech mnie! - krzyczy. Kret postanawia się wrócić i spytać Cię o to, co się stało. Usprawiedliwia się, mówiąc, że Cię nie zauważył. Mówisz mu, że kłamie, gdyż Ciebie ciężko nie zauważyć, a teraz wzięło go na wyrzuty sumienia. Keith jednak wciąż stoi przy swoim zdaniu i uważa, że naprawdę nie dostrzegł Cię w tej wielkiej plątaninie handlarzy i kupujących.
Mówisz mu o swojej przewrotnej historii o bananach i całość kwitujesz gorzkim płaczem.
- Serio? Plezjozaur Ei jest rasistą i nie lubi rudych? Hmm too przykre. - mówi.
- Przecież Ty też nie lubisz rudych. - dodaje chwilę później, łapiąc się przy tym za głowę. - Prze... przepraszam. Nie chciałem tego powiedzieć, Samsonie.
Przypominasz sobie swoją dotychczasową relację z Drake'm i uświadamiasz sobie w końcu, ze kret ten ma schizofrenie, spowodowaną przez demona, który mieszka w jego bujnej czuprynie. Zastanawiasz się przez chwilę i udaje Ci się wyciągnąć pewien wniosek. Uznajesz, że schorzenie Twojego rozmówcy, również podchodzi pod chorobę zwaną rudyzmem - jest podobne i nieobliczalne.
Keith proponuje Ci pomoc. Mówi, że jako nocny rzeźnik demonów, potrafi wyczuwać wśród żyjących istot złe intencje. Pytasz co to ma do rzeczy i dlaczego chwali się swoimi skillami. Kret uśmiecha się nieznacznie i mówi, że pomoże to w zlokalizowaniu bananowego złodzieja.
- Większość osób, które dopuszczą się grzechu, ma zazwyczaj lekkie wyrzuty sumienia. Potrafię je dostrzec. - mówi.

Co by tu zrobić?

a) Wciąż nie rozumiejąc o co mu chodzi, chwalę się, że mam skilla, który powoduje u wrogów biegunkę
b) Podaję mu kierunek, w którym pobiegł bananowy złodziej.
c) Próbuję wyleczyć rudyzm.
d) Idę się zabić.
e) Dziękuję mu za pomoc, ale jednak płaczę.
f) Robię coś innego, napisz co.


Obrazek
Vudix XixSandler nie reaguje na Twoje słowa. Milczy. Ewidentnie czeka, aż wyciągniesz z tego jakieś wnioski. Dziwisz się, gdyż nie masz zielonego pojęcia, o co może mu chodzić. Drapiesz się po głowie, próbując wpaść na jakiś logiczny pomysł, ale nie jesteś w stanie Rozglądasz się po okolicy. Z jednej strony widzisz budynki mieszkalne, z drugiej drogę i graniczące z nimi bank Ambercash i Muzeum Wiecznej Pamięci. W końcu nad Twoją głową pojawia się przysłowiowa świecąca żarówka. Chcesz coś powiedzieć, lecz Sandler postanawia Cię uprzedzić.
- Chciałem, aby nasz pojedynek odbył się w wolnej przestrzeni. Wiem, czym grozi połączenie magii piasku i magii prędkości. Nasza walka powinna być męska, czysta i przede wszystkim - bezpieczna. Nie możemy walczyć na rynku, narażając mieszkańców Eldshire na utratę zdrowia. - mówi.
Postanawiasz go wyzwać od jełopów, tchórzy i rudych konfidentów. Nie robi to jednak na nim większego wrażenia. Uważa, że bezpieczeństwo i odpowiedzialność, to dwie z ukrytych konkurencji Johna Moonstera i twierdzi, że tym samym udało mu się zapunktować. Swoje ucieczki natomiast nazywa strategią, która miała Cię zmęczyć.
Wściekasz się i ruszasz do ataku. Używasz zaklęcia Fast Hit, ale nie przynosi ono zamierzonych efektów. Sandler przyjmuje postawę ofensywną, otaczając się piaskowym płaszczem.
Twoje zaklęcia tłumione są przez drobne ziarenka czaru Sandlera. Wściekasz się jeszcze bardziej. Czujesz się nieporadny i wiesz, że Rudolph nie skończy na czarach defensywnych i wkrótce przejdzie do ataku.

Co by tu zrobić?

a) Używam innego zaklęcia/innej strategii.
b) Próbuję zabić Sandlera.
c) Teraz sam uciekam, licząc na to, że Rudolph się zmęczy.
d) Robię coś innego, napisz co.


Obrazek
Santino Brasi- Widzę, że nie jesteś zwyczajną marionetką swojego mistrza. Brawo, zaimponowałeś mi. - mówi Lucius, zakładając jedną nogę na drugą. - Powiedzmy, że chodzi o sprawy wojskowe. Hihihi... Bardzo mi przykro, ale nie mogę powiedzieć więcej. Wiedza, którą chcesz uzyskać, znacznie przekracza Twoje uprawnienia.
Jak myślisz Santino, dlaczego zostałeś wysłany do Eldshire? Naprawę przekonuje Cię to, że mistrz kazał Ci śledzić The Rex Tales? Tak? Ale po co? Tak po prostu? Bez żadnego celu? Jaki w tym sens?
Pozwól, że opowiem Ci nieco o poczcie Zeasiss. Kiedyś, gdy wszystko odbywało się za sprawą niewinnych gołębi, sprawy prezentowały się lekko inaczej. Teraz niestety, CCS zaczęło kontrolować większość sfer życia prywatnego. Choć nie mówi się o tym głośno, taka jest prawda.
- To przykre.
- Zdecydowanie przykre i smutne, a może i nawet... urzekająco żałosne. - mówi. W pewnym momencie do pokoju wkracza Bella. W swoich mizernych rękach trzyma przeciążającą ją butlę nieznanego Ci trunku.
- Co to? - pytasz, obserwując, jak wielką trudność sprawia jej nalewanie alkoholu do kieliszków.
- Cóż, lokalny przysmak. Wybitny rocznik, 999, pamiętający największy rozlew krwi w Eldshire.
Spoglądasz na trunek w kieliszku. Jest czerwony.
- Krwawa czerwień cały czas przypomina mi o Dniu, w którym zatrzymał się czas. Słyszałeś może o nim, Santino?
- Coś obiło się o uszy. Ponoć tego dnia zgasło wiele niewinnych istnień.
- Niewinnych? Och... Bo zaraz się rozkleję. Doprawdy, jesteś sam w sobie wielką zagadką. Wydajesz się niezależny i wiele wskazuje na to, że masz jakieś uczucia. To doprawdy rzadkie w tym fachu... - mówi, drapiąc się po brodzie lewą ręką. Palcami prawej, tworzy zaklęcie odsyłające piękność stamtąd, skąd przyszła. Mefistofeles sięga po kieliszek i wznosi toast.
- Za pomyślność naszych interesów - mówi i wypija kilka łyków trunku. Wtedy też pryska Twoje naiwne domniemanie, że Lucius planuje Cię otruć. Widząc, że sam spożywa alkohol, sam postanawiasz sprawdzić jego smak.
- Dobra, niech będzie. Powiedzmy, że uchylę Ci rąbka tajemnic. Słyszałeś może o Genesiss? - pyta.

Co by tu zrobić?

a) Mówię, że słyszałem. Chcę wyjść na inteligentną osobę.
b) Mówię, że nie wiem co to.
c) Próbuję znaleźć jakiś haczyk.
d) Atakuję dziada. Nie będzie mnie wyzywał od marionetek.
e) Robię coś innego, napisz co.


Obrazek
Michelle FangClinton podchodzi do drzwi i je otwiera. Uznajesz to za niepowtarzalną szansę. Używasz zaklęcia Water Unity i przemieniasz się w kałużę. Wydostajesz się z lin i opadasz na ziemię. W wodnej postaci, starasz się przemierzyć jak największą odległość, co niestety - nie udaje Ci się tak jak mogłabyś tego oczekiwać. Twoja prędkość redukuje się co minimum. Chowasz się w kąt i obserwujesz rozmowę Clintona i nowo przybyłego gościa. Jest to kret z dłuższymi włosami, odziany w ciemny, zimowy płaszcz.
Dziwisz się, bo przecież jest lato. Zastanawiasz się nad tożsamością nietypowego osobnika, lecz w tym czasie między dwójką rozmawiających rozpętuje się zaciekła kłótnia.
Kret uważa, że z domku Shell'a dobiegały jakieś krzyki i jako arcymag gildii The Rex Tales wręcz musiał się tym zainteresować. Opatulony bandażami Clinton, uparcie twierdzi, że jego rozmówca się przesłyszał i uważa, że jego wizyta się już lekko przeciągnęła.

Co by tu zrobić?

a) Próbuję zwrócić uwagę arcymaga The Rex Tales
b) Próbuję uciec z budynku.
c) Atakuję Shell'a znienacka.
d) Robię coś innego, napisz co.

_________________
Tego koloru w swoich postach raczej nie zobaczysz. Adminowi się nie chce i nie interesuje się Tobą.


Cz, 15 wrz 2016, 18:11
Zgłoś post
WWW
Mistrz Administracyjnej Magii
Avatar użytkownika

Dołączył(a): So, 24 sty 2009, 15:23
Posty: 1751
Lokalizacja: z Angmaru
Naklejki: 17
Post Re: Let The Story Begin - Rogrywka I rozdziału.
Silver przewrócił oczami.
-Czy naprawdę świat by się zawalił, góra i dół zamieniły miejscami, a Van Sloth przestałby przesypiać całe dnie, gdyby choć raz coś nam poszło zgodnie z planem? - zadał retoryczne pytanie. - Francis, mów, co się dzieje. Szybko.
Zaczął szykować umiejętność Fire Eat. Wątpił, by chodziło o coś tak błahego, ale jeżeli pożar się rozprzestrzeni, ułatwi mu to nieco ratowanie Julii.

_________________
Obrazek
Głupcze! Żaden śmiertelny mąż nie jest w stanie mnie zabić! Teraz GIŃ!
Jeśli widzisz ten kolor, uważaj - administrator ma Cię na celowniku.
Spoiler:


Cz, 15 wrz 2016, 20:01
Zgłoś post
Poznaniak Nieszczelny
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Wt, 24 lip 2012, 11:47
Posty: 2434
Lokalizacja: Poznań, Rzeczpospolita Polska
Naklejki: 17
Post Re: Let The Story Begin - Rogrywka I rozdziału.
Hank podrapał się po głowie i nie zastanawiając się długo, postanowił zebrać magicznie antyczny pył z tego miejsca, które go i Sorrowa otaczały. Ponadto przypomniał sobie o Zei, którą napotkali podczas wyprawy do Chefreindale i która im pomogła. Miał nadzieję, że jak ją przywoła, to ona przybędzie. Nawet jeśli uważał, że ona nie opuści jeziora, jak sama mówił, to postanowił zaryzykować i ją przywołać. A nóż, widelec się uda.
Ponadto Chestershire zaczął się rozglądać za kręgiem alchemicznym.

_________________
Co ja będę się rozpisywał, zapraszam:
"Reksio i Kretes: "Skarb Umuritu" [KOMIKS] - czyli, dlaczego Kretes zasłania dymkiem innych kolegów oraz gdzie znajduje się skarb Umuritu.
Ten kolor należy do Administratora dbającego o czystość i walczącego ze złem. Lepiej zacznij się zastanawiać nad sobą, kiedy ujrzysz ten kolor w swoim poście :)


N, 18 wrz 2016, 14:54
Zgłoś post
YIM WWW
Bardzo Stary Norman
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Pt, 8 sty 2016, 20:15
Posty: 743
Lokalizacja: Świat Rur
Naklejki: 5
Post Re: Let The Story Begin - Rogrywka I rozdziału.
Przebijam się przez ścianę piasku za pomocą zaklęcia Wall Runner po czym zakładam Sandlerowi nelsona i ciskam go na ziemię tym samym zaklęciem lub Fast Hit. Potem oglądam go pięściami też zaklęciem Fast Hit i pilnuję by pozostał na ziemi. Dochodzę do wniosku że Moonster bardziej mu powiedział o co chodzi w tej konkurencji i że Sandler jest jego faworytem. Wściekam się jeszcze bardziej.

_________________


Bardzo milo mi sie wspolpracowalo, ale wierze, ze PKD bedzie wykonywal moje obowiazki lepiej i z gramem mlodzienczego wigoru [...] i mianowac Pana Kretona Dykte na swojego nastepce, samemu przechodzac do Rady Medrcow ~Traktor, 31.05.2019 23:58


N, 18 wrz 2016, 16:43
Zgłoś post
WWW
Roz-krecony
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Śr, 14 wrz 2011, 15:02
Posty: 198
Naklejki: 3
Post Re: Let The Story Begin - Rogrywka I rozdziału.
Atak jest w tej chwili niemożliwy, nie kiedy jest ich dwóch.
Jeśli ten drugi jest z gildii Rex Tales na pewno rozpozna mnie prędzej, czy później.
Staram się uciec, może znajdzie się jakaś szpara lub dziura w ścianie, przez którą mogę wydostać się z tego pomieszczenia.


Pn, 19 wrz 2016, 19:25
Zgłoś post
Doradca Budowlańców
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Śr, 14 lut 2007, 12:07
Posty: 3208
Lokalizacja: Tak
Naklejki: 4
Post Re: Let The Story Begin - Rogrywka I rozdziału.
Obrazek

Hank ChestershireZnajdowałeś się w Chefreindale, mitycznym, może nawet legendarnym mieście, które założyli niegdyś Pierwsi. Jego los miał zakończyć się wraz z przybyciem potężnej latającej bestii, będącej w stanie jednym skrzydłem przysłonić całą przestrzeń mieszkalną. Eclipse Delic, największy i najsilniejszy potwór, z jakim kiedykolwiek było dane Ci walczyć, niewątpliwie przyczynił się do ogromu zniszczeń i wyginięcia tych całych "Pierwszych". Znałeś ich opisy jedynie z różnorakich ksiąg historycznych, ale i tak nie byłeś w stanie pojąć kim naprawdę oni byli. Jedyną sensowną myślą, która mogłaby ich dotyczyć, byli "przodkowie". Wiedziałeś, że w pewnym sensie to oni zapoczątkowali wszystko, co związane z rozwojem współczesnej cywilizacji. To przez nich magia miała osiągnąć tak wielki i niespotykany poziom, jakim teraz góruje nad wszelkimi innymi aspektami życia.
- Więc to tak kształtowała się historia Endlessness - pomyślałeś sobie, obserwując ogrom kunsztu antycznej architektury. Byłeś pod wielkim wrażeniem. Miałeś świadomość, że istoty te żyły setki lat przed tym, co nazywasz współczesnością, a jednak potrafiły tworzyć tak rozbudowane struktury; wiedziały jak wykreować mieszkalną przestrzeń nad ziemią i pod ziemią, a także... władali technologią, która wręcz zrewolucjonizowała współczesne pojęcie o świecie.
Kroczyłeś przed siebie, bacznie obserwując przedziwne budowle, wplątane w zwodniczy taniec białej iluminacji. Dzięki antycznemu pyłowi, przez dłuższy czas miałeś nieodparte wrażenie, że Chefreindale pokryte jest śniegiem. Było jednak... dziwnie ciepło. Otaczająca Cię rzeczywistość bardzo przypominała jakąś zimową wioskę, a jej stan wyglądał tak, jakby jeszcze jakiś czas temu mieszkały w nim istoty żywe.
- A to jednak kilkaset lat... Mmmhm... - mruczałeś sobie pod nosem. Sorrow przez dłuższy czas spoglądał na Ciebie z lekkim zdziwieniem. Nie rozumiał, dlaczego mówisz sam do siebie, ale nie obchodziło go to jednak nie wiadomo jak bardzo. Miał swoje problemy, związane z poprzednimi przygodami. Mimo wszystko jednak, wyglądał już znacznie lepiej niż wcześniej. Jego kończyny powoli się regenerowały. Miałeś wrażenie, że do pełnego powrotu do zdrowia pozostało mu już kilka, kilkanaście minut.
Po jakimś czasie, stanęliście przed wielką szpiczastą budowlą. Przypominała jakąś świątynię, ale różniła się od wszystkich znanych wam tego typu budynków. Sorrow był już w stanie poruszać się na własnych kończynach. Nie wiedząc za bardzo, co robić i gdzie szukać alchemicznego kręgu, postanowiliście wspólnie wkroczyć do antycznej budowli. Po otworzeniu bramy i odkryciu potężnej warstwy pajęczyn, ostrożnie weszliście do środka.
- Pajęczyny... Nie brzmi to dobrze, Hanku..
- Jednym pająkom już dokopałem. Niestraszne mi kolejne, Encie - stwierdziłeś.
Wewnątrz jednak.. nie znajdowały się żadne pająki... a przynajmniej nic takiego nie udało wam się dostrzec. Po szybkim sprawdzeniu najbrudniejszych kątów i... równie skrupulatnym przeanalizowaniu sufitu, w końcu doszliście do wniosku, że nic wam nie zagraża. Zaczęliście więc rozglądać się po pomieszczeniu. Generalnie - nie różniło się zbytnio od wnętrza Archikatedry Nieskończoności. Długie rzędy ławek, piękne, nieprzeciętne malowidła, porozstawiane po bokach, a także ten sam schemat ołtarza, przed którym egzystowała niebagatelnej wielkości kolista wyrwa w ziemi. Nigdy nie mogłeś pojąć do czego ona mogła służyć. Być może strącano tam niewiernych, heretyków, albo i po prostu miało to jakieś inne, ponadzmysłowe znaczenie. W odpowiedniku z Eldshire wyrwa ta była zasypana przez jakiegoś rodzaju magiczne minerały i w jej miejscu postawiono najpiękniejszą fontannę, jaką kiedykolwiek widziałeś w życiu. Stało się to podobno przez postanowienie De Sanctisa, który przez całe życie widział wszelkie istnienie i jego początek w wodzie. Jego filozofia arche i ciągła zmienność losu, często stawały się przedmiotem Twoich rozważań.
- Hank, kurczę! Co się z Tobą dzieje? Może wystarczy tego bujania w obłokach? - postanowił "ożywić" Cię Sorrow. Szybko zlokalizowałeś w świątyni swojego towarzysza i podszedłeś do niego.
- Co się dzieje? - spytałeś.
- Patrz... - Sorrow wyciągnął swoją liściastą kończynę do przodu i wskazał Ci ścianę, pokrytą tajemniczymi freskami. Przyjrzałeś się jej dokładnie. Większość dzieł była nadgryziona zębami czasu i nie przypominała niczego, z czego mógłbyś wyciągnąć jakieś wnioski. Były jednak i takie, z których dało się coś zrozumieć.
- Hmm, ciekawe kim jest ten lis z długą ciemną grzywą. - wymamrotał Sorrow. Przyjrzałeś się bliżej osobnikowi, opisywanemu przez Enta. Postać miała na sobie długi, ciemnawy płaszcz, ledwo co kontrastujący z jej włosami. W jej oczach dało się dostrzec coś... niepokojącego. Przedstawiona była na panoramie jakiegoś miasta. Przyglądałeś się jej dość uważnie, analizując w myślach dziesiątki albo i setki książek, które udało Ci się do tej pory przeczytać. Niestety, nie przyniosło to jakichkolwiek skutków. Po pewnym czasie zrobiło Ci się przykro, gdyż ścienna opowieść nagle się przerwała.
- Widzę, że się wciągnąłeś. - uśmiechnął się Sorrow. Patrz sobie dalej, ja poszukam czegoś do przyzwania naszej pani. - stwierdził, a po chwili oddalił się w celu poszukiwań kręgu alchemicznego.
Spoglądałeś na kolejne elementy historii. Nie dotyczyły już one osobnika w płaszczu, tylko... czegoś, co przypominało niebo. Otoczone było ono przez setki latających istot.
- Hmm, czyżby Dzień w którym zatrzymał się czas? - zdziwiłeś się. - Czyżby Pierwsi przewidzieli koszmar z roku 999? Czym oni byli?! - nie dowierzałeś. Z czytelniczą ciekawością próbowałeś wdrążyć się w kolejne strony opowieści. I cóż... znowu było Ci przykro.
Kolejne dzieło przedstawiało skrzydła olbrzymiego smoka, które przykryły Archikatedrę Nieskończoności. Na jej dachu, dało się dostrzec małą, niewyraźną postać, od której emanowały jakieś promienie. Przypomniałeś sobie szybko rozmowę z Hubertusem Rusure.
- Mówił o jakieś dziewczynce z ilomaś tam warkoczykami. To w niej widział przyczynę ucieczki Eclipse Delic'a... Hmm.... - byłeś w coraz większym szoku. Chciałeś spojrzeć na kolejne tablice, ale nie było to takie proste, kilkudziesięciometrowa ściana świeciła przykrą pustką. Kątem oka udało Ci się jednak dostrzec nieznaczne światełko w tunelu. Mniej więcej w połowie pomieszczenia dostrzegłeś ostatnią, zachowaną jeszcze stronę freskowej opowieści. Podbiegłeś szybko w jej stronę, a znalezienie się tam zajęło Ci kilka sekund. Koniec końców, stanąłeś przed nią i... nagle pobladłeś.
- Ale że co proszę? To ja?! - nie mogłeś zrozumieć. Ostatnia tablica przedstawiała kogoś, kto wyglądał dokładnie jak Ty. - Co tu się.... - nie mogłeś wyjść z szoku. - spoglądałeś na swoją, praktycznie lustrzaną kopię, która stała przed jakimś ołtarzem i próbowała z czymś walczyć. Obrywała znacznie, co dało się wywnioskować po ułożeniu jej ciała. Nie mogłeś jednak zrozumieć, kto, lub co, było Twoim przeciwnikiem. Informację o tym znowu nadgryzły zęby czasu.
- Haaank! Chyba coś znalazłem! - usłyszałeś w tym momencie głos Sorrowa.

Co by tu zrobić?

a) Biegnę go kręgu alchemicznego, który najpewniej znalazł Sorrow.
b) Próbuję zrozumieć, jakim prawem Pierwsi przewidzieli to wszystko...
c) Próbuję przyzwać Zei.
d) Szukam przeciwnika, który najpewniej już za chwilę będzie chciał mnie zamordować.
e) Robię coś innego, napisz co.




Obrazek
Adam Van Sloth- A co jeśli tego nie zrobię? - spytałeś. Byłeś trochę niepewny swojego bezpieczeństwa, choć jednocześnie - daleko było Ci do stanu czystej agresji. Nie zamierzałeś nikogo zaatakować, uszkodzić, czy zniszczyć. Miałeś nieodparte wrażenie, że tajemniczy osobnik, z którym rozmawiasz, jest Twoim ojcem. Wskazywało na to naprawdę wiele, między innymi sposób w jaki dobierał słowa.
- Istotą w wychowaniu dziecka nie jest surowość, ale raczej wyrozumiałość i umiejętność wybaczania jego błędów. Większość istnień, jaka wkracza do tej śmiesznej gry scenicznej, zwanej życiem, na samym początku zmaga się z wieloma problemami. Część z nich nas przeraża, część zaskakuje, a część... śmieszy. Na wiele różnych sposobów odbieramy strach i niezrozumienie, często przybieramy maski, często stajemy się kimś innym, kim nie jesteśmy naprawdę...
- Wciąż nie odpowiedziałeś mi na pytanie.
- Widać musisz się jeszcze sporo nauczyć. Gdybyś miał choć za grosz inteligencji, zrozumiałbyś, że niczym mityczny siłacz, pragnę uchronić Cię przed wielkim spadającym głazem, zwanym przeznaczeniem. Próbuję dać Ci wolną rękę, byś mógł naprawić swoje błędy.
Ty jednak jej nie dostrzegasz. W Twoim życiu, Adamie, jestem niczym innym, jak cieniem. Cieniem przeszłości, którego nie chcesz dostrzec.
- Zaczynasz mnie irytować... - odburknąłeś pod nosem. - Czy tak naprawdę powinno wyglądać spotkanie ojca i syna, po wielu długich latach? Jaki normalny ojciec robi wokół tego tak trudną i skomplikowaną otoczkę?! Po co to całe przedstawienie?
- Przybieramy maski. Wszyscy przybieramy maski. Maski często są nieodpowiednie. Maski często fałszują nasze uczucia. Wesoła maska często ukrywa przed światem nasz smutek. Smutna maska pragnie wywołać zainteresowanie. Ty, Adamie - również masz na sobie maskę.
Czas byś... ją ściągnął! - osobnik z czarną błyskawicą zbliżył się Do Ciebie. Odrzucił na bok swój artefakt i położył swoje dłonie, pokryte białymi rękawiczkami na twojej twarzy.
Nie rozumiejąc sytuacji, w jakiej się znalazłeś, postanowiłeś jakoś zareagować. Twoje oczy w jednym momencie zapłonęły błyskawicami. Odepchnąłeś od siebie natrętnego mężczyznę, a w Twoich rękach zmaterializowały się dwa, potężne strumienie elektrycznej energii.
- Dobra, ostatnia szansa. Czy chciałbyś jeszcze coś powiedzieć? - spytałeś.
Osobnik w fioletowym płaszczu stracił równowagę i stoczył się na ziemię. Wyraźnie podobało mu się to, jak zareagowałeś. Jego twarz zaczął przepełniać jakiś maniakalny uśmiech.
- Agresja... Tak... Czyli jest w Tobie jeszcze jakaś nadzieja, Adamie. Myślałem już, że będziesz tak beznadziejną istotą, jak Twoja matka, Amalia.
- A co ma do tego moja matka?
- Jak myślisz, dlaczego zmarła w dniu Twoich narodzin? Naprawdę uwierzyłeś w wersję, że opuściła świat żywych na wskutek komplikacji poporodowych?
- Czy Ty właśnie usiłujesz powiedzieć, że...?
- Tak, to ja zabiłem Amalię. Trzymała Cię na rękach. Uśmiechała się. Była szczęśliwa z cudu Twoich narodzin.
- Ty....
- Było w niej zbyt dużo słabości, przeciętności, nie widziałem w niej tego mroku rywalizacji... tej nieodpartej chęci walki z własnym losem...
- Tak, to ja zabiłem Amalię, kiedy trzymała Cię na rękach. Była zbyt dobrą kobietą, była zbyt przyzwyczajona do losu. Nie chciała z nim rywalizować, nie miała w sobie tego mroku pewności, niszczącego wszelkie nici przeznaczenia...


Co by tu zrobić?

a) Domagam się wyjaśnień.
b) Kończę jego żywot, starczy tego dobrego. Całe życie w kłamstwie, kurde.
c) Pytam, co zrobił z moimi przyjaciółmi.
d) Pytam, dlaczego ma w ręce czarną błyskawicę.
e) Pytam, czy rzeczywiście jest moim ojcem.
f) Szczypię się po nosie, myśląc, że mam jakąś ostrą halucynację.
g) Robię coś innego, napisz co.



Obrazek
Theta SigmaPatricia przyznała Ci rację. Jeszcze chwilę temu byliście w sytuacji zagrożenia życia. Żadnemu z was nie śpieszyło się więc dostarczać podobnych wrażeń. Tłum mieszkańców Eldshire rozbiegał się już po całym mieście. Wszyscy w zasadzie krzyczeli, a wy nie mieliście pojęcia dlaczego to robią. W końcu jednak udało wam się znaleźć najbardziej wyróżniającą osobistość. Był to szary kogut w błękitnej marynarce. Krzyczał, piał jak oszalały i twierdził, że cały wasz świat już wkrótce ulegnie totalnemu zniszczeniu.
- Nnasz świat już wkrótce ulegnie totalnemu zniszczeniu! – panikował. Osobnik nie był jednak w zbyt dobrej formie. Kilka chwil po wypowiedzianych słowach wpadł na jeden z otaczających Cię budynków. Chciałeś jakoś zareagować, ale mężczyzna był już nieprzytomny. Na jego czole natomiast praktycznie od razu wykrystalizował się potężny guz, rodem z tych nieprzeciętnych, kreskówkowych światów. Patricia szybko doskoczyła do koguta i sprawdziła jego puls. Był mocny i bardzo stabilny.
- Czyli jak to szło... ułożyć w pozycji... bezpiecznej i czekać na przyjazd pog... – zatrzymałeś się na chwilę w rozmyślaniach. Nie miałeś zielonego pojęcia jaka pozycja jest bezpieczna, a jaka nie. Przypomniałeś sobie również pewną rozmowę z Gollym, który uparcie i pewnie twierdził, że jego zdaniem każda z pozycji jest bezpieczna. „Więc czemu by go nie zostawić z twarzą przybliżoną do tego budynku w który wziął i wyrżnął?”- pomyślałeś sobie. Już chciałeś powstrzymać Patricię od podejmowania jakichś radykalnych kroków, kiedy stało się coś, po czym powoli zacząłeś pojmować słowa koguta wykrzyczane w tak groteskowy, przerysowany sposób.
Nad panoramą miasta Eldshire kroczyły dwa wielkie potwory. Nie przypominały niczego, co kiedykolwiek widziałeś. Osiągały wysokość zbliżoną do znanych Ci z wielu podręczników Yetich. Było źle. Było bardzo źle. W spontanicznym geście zasłoniłeś swoim ciałem Patricie. Przypomniałeś sobie słowa koguta. Cóż.. koniec świata nadchodził i prawdopodobnie nic nie było już w stanie go zatrzymać. Dziwiłeś się, było Ci przykro i smutno, gdyż do tej pory udało Ci się przeżyć przynajmniej kilka końców świata tak chętnie i groźnie zapowiadanych przez lokalnych mędrców oszołomów. Teraz natomiast... miałeś przed sobą jakieś racjonalne powody. W tychże rozważaniach poczułeś na swoim barku dotyk czyjejś dłoni. Przeraziłeś się niezmiernie i szybko się odwróciłeś, gotując się do ataku. Ujrzałeś jednak tylko Patricię. Dziewczyna lekko zmieszana Twoją reakcją, powiedziała że to nie czas na bohaterowanie. Sytuacja jest niebezpieczna do tego stopnia, że trzeba jakoś szybko zareagować.


Co by tu zrobić?

a) Biegnę do miejsca, w którym dzieje się najwięcej.
b) Próbuję wejść do biblioteki i tam się ukryć.
c) Próbuję dogonić Erikę w drodze do Lyonhall.
d) Próbuję jakoś zająć się poszkodowanym.
e) Pytam Patricię o coś.
f) Robię coś innego, napisz co.



Obrazek ObrazekObrazek

Casius Nathaniel Silver & Dove Golly & Olexo PainfulFrancis nie odpowiedział. Miał najwyraźniej w nosie wasze przejęcie. Wzbił się w powietrze i udając niezwykle nad czymś skupionego, poleciał w znanym tylko sobie kierunku.
- Masz Ci los, wredne sierściuchy. Myślą tylko o rybkach i lataniu nad miastem – zrzędził Casius.
- Może nie chciał nas niepokoić. – odparł Olexo. – może chłopak też wrażliwy na bolesność świata.
Dove natomiast nie miał zamiaru rozważać i żegnając was chłodno, szybko sprawdził cóż takiego nietypowego dzieje się na otwartej przestrzeni miasta. Bez ani chwili zawahania doskoczyliście do niego.
W Eldshire działy się bardzo dziwne rzeczy. Najbardziej wyróżniającym się elementem żywego przedstawienia był tłum. Biegał jak oszalały, krzyczał, płakał i głosił hasła niechybnego armagedonu. Nad panikującymi mieszkańcami kroczyły dwie potężne bestie, otoczone przez promieniującą ciemnością aurę.
- Wtf... ździwił się Olexo. Indyk miał... stuprocentową rację.
- Czy one mają macki? - nie dowierzał Casius.
- I macki i rogi i wielkie zębiska, pewnie też boli kiedy zaatakują, albo ugryzą. - zauważył Olexo.
- DLACZEGO ZAWSZE MY?! Dlaczego znowu musieliśmy coś zepsuć?! Czy choć jeden, jeden piekielnie jeden raz, nie mogło nam się poszczęścić? Z deszczu pod rynnę i tak przez całe życie...
- To ciekawe, Casius. Jeśli tak dalej pójdzie, to już wkrótce zaczniemy nadawać na podobnych pesymistycznych falach. - stwierdził.
- Jełopy? możecie się zamknąć? - spytał bystrze Dove. Kogut miał ewidentnie dość bezsensownej dyskusji swoich przyjaciół. - Wiemy, że coś stało się Julii, ale nie wiemy co.
- Pewnie coś ją boli. - stwierdził Olexo.
Dwie olbrzymie bestie, z każdym kolejnym krokiem siały w mieście coraz to większą destrukcję, a wy nie byliście pewni co tak właściwie robić. Julia zaginęła, a wcześniej chciało jej się zaryzykować dla was swoją rangę, opinię i pewnie nawet zdrowie.
- DOBRA! Róbmy coś! - planował wykazać się swoimi przywódczymi zdolnościami Casius. Biały lis podrapał się po brodzie i zaczął wydawać kolejne rozkazy. - Ty Olexo spróbuj przejąć kontrolę nad... - mówił tak bardzo urzekające rzeczy - weźcie pod uwagę, że w tej walce... możemy zginąć. - starał się być przekonywujący. Jednak... w momencie, kiedy już kończył wygłaszać swoją przemowę, nad miastem zajaśniały kocie, srebrzystobiałe skrzydła. Francis trzymał w łapkach nieprzytomną Julię i wszelkimi swoimi siłami próbował przenieść ją w bezpieczniejsze miejsce.
- CO TAK STOICIE?! - ATAAAAK! - wykrzyczał Casius, traktując bohaterski wyczyn Francisa jako część swojego planu.
- Nie chcę nic mówić, ale... - powiedział znacznie ciszej Olexo, a później wykonał wskazujący ruch ręką. Wszyscy momentalnie spojrzeli w stronę cienistego portalu, przez który właśnie próbowała przedostać się kolejna, bliżej nieokreślona macka.
Kroczące po mieście potwory wyczuły lekkomyślność latającego kota. Spojrzały na siebie bezdusznym wzrokiem i nie planując niczego konkretnego, postanowiły wcielić w życie swoją strategię. Jeden z nich kontynuował taranowanie porządku publicznego, a drugi... ustalił Francisa na obiekt swojego ataku.

Co by tu zrobić?

a) Biegnę do Lyonhall by wezwać wszystkich magów.
b) Podejmuję walkę z dwiema bestiami z innego wymiaru. (przydałby się jakiś plan)
c) Próbuję uratować Francisa.
d) Uczestniczę w biegającym tłumie, płaczę, krzyczę i panikuję.
e) Robię coś innego, napisz co.


Obrazek
Ei NibelBullock nie wiedział co mu dolega. Nie miał również pojęcia dlaczego krzyczy. Przynajmniej - odczułaś takie wrażenie. Kogut wciąż tkwił w tym dziwnym stanie i nie zamierzał się z niego wyrwać. Lekko zirytowana, postanowiłaś odesłać go tam skąd przyszedł.
- Okej, czyli fajrant? Ephistery ubite, a my możemy już sobie odpocząć? - spytała Elisa z delikatnym uśmiechem na twarzy. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby kilka chwil po wypowiedzianych przez nią słowach, na horyzoncie nie pojawiły się potężne smugi dymu, mające wiele wspólnego z atomowymi grzybami. Nie wiedziałaś wprawdzie czym mogły być ów "atomowe grzyby", ale wyrażenie to jakimś dziwnym sposobem tkwiło w Twojej pamięci.
- Ech... nasze kochane The Rex Tales... Zniszczyć to tak, a psuć, naprawiać i upiększać to już nie... - odpowiedziała sobie poirytowana. - To Twoja misja, Ei. - jej poirytowany wyraz twarzy znowu nabrał szczerego uśmiechu. - Zasłużyłaś na nagrodę. - odparła.
- Wejdź do domu tego miłego pana, który przez ten cały czas śmiał oczerniać Casiusa i odbierz od niego wynagrodzenie. Ja natomiast... sprawdzę, co znowu zepsuli chłopcy.
- Skąd ta pewność, że to oni?
- Znam ich dłużej niż Ty, jestem niemal pewna, że prawdziwy Casius i Dove maczali w tym palce... - stwierdziła z przekonaniem.
Nim zdążyłaś jakkolwiek zareagować, Elisa oddaliła się już na kilkanaście metrów. Byłaś pod wrażeniem i wiedziałaś, że spokojnie mogłaby osiągać niemal olimpijskie rezultaty. W Twoich myślach wciąż krążyły jej słowa, że wykonałaś pierwszą misję i zasłużyłaś na nagrodę. Zgadzałaś się z nimi. Nie zastanawiając się długo, postanowiłaś przejść przez kilka schodków prowadzących do domu zleceniodawcy zadania i wejść na jego werandę.
- Puk, puk. - zagadałaś, uderzając lekko w drzwi wejściowe.
Niemal natychmiast otworzył Ci mężczyzna w sile wieku, znacznie przerażony różnobarwną paletą minionych zdarzeń.
- Tto koniec? Pooo szedł sobie?
- Cóż... - uśmiechnęłaś się pod nosem i zwróciłaś głowę ku zbiorowisku czarnego pyłu.
- Jakie szczęście... Nawet pani nie wie jak doceniam pani pomoc. To naprawdę wiele dla mnie znaczy. - wyrażał swoją wdzięczność. Wyczułaś w niej jednak coś... dziwnego, niepokojącego. Mężczyzna mówił bardzo szybko, chaotycznie i o dziwo nie pasowało Ci to wszystko do portretu osoby poszkodowanej, bliskiej utraty życia. Nie chcąc jednak ujawnić swoich negatywnych emocji, tylko potakiwałaś i umniejszałaś wartość przedstawianych Ci zasług. W pewnym momencie usłyszałaś w końcu zdanie " jeszcze raz, naprawdę dziękuję", a moment później zatrzasnęły się przed Tobą drzwi. I wtedy czar prysnął. Dom ponownie był zamknięty, a Ty, nie otrzymawszy nagrody, wciąż stałaś przed wejściem.

Co by tu zrobić?

a) Pukam ponownie do drzwi i mówię zleceniodawcy zadania, że chyba się nie zrozumieliśmy.
b) Mając niemałe wrażenie, że moja przygoda ze zmiennokształtnymi jeszcze się nie skończyła, przywołuję kolejne gwiezdne widmo i z jego pomocą wchodzę do środka.
c) Postanawiam ruszyć za Elisą.
d) Robię coś innego, napisz co.



Obrazek
Samson Theodore JohnsonKeith Drake uśmiecha się nieznacznie i mówi, że Twój problem już niedługo zostanie rozwiązany. Podaje Ci po przyjacielsku rękę i pomaga Ci podnieść się z ziemi. Jesteś w szoku, gdyż nie spodziewałeś się, że tak szczupły mężczyzna będzie w stanie podnieść Twoje wielkie sadło, a tutaj proszę - niespodzianka.
- Sprawdźmy... co my tu mamy... - mówi, mrużąc oczami. Patrzysz na niego i nie wiesz co myśleć. Wygląda Ci na ostatniego idiotę, który myśli, że jego nieprzeciętne skille będą w stanie jakoś naprawić Twoje i tak skołatane nerwy. Jego oczy po jakimś czasie się zamykają, co sprawia, że już sam nie wiesz co myśleć. Podejrzewasz, że Twój rozmówca zasnął i ponownie zbiera Ci się na płacz.
Już zamierzasz wydać z siebie okrzyk rozpaczy, ale w tym momencie do żywych wraca Keith.
Czujesz się głupio, gdyż masz świadomość, że podejrzewałeś go o znudzenie się Twoją osobą i Twoimi problemami. Wiesz, że skończył wykonywać swojego tajemniczego skilla i już wkrótce przedstawi Ci wynik swojego misternego śledztwa. Oczekując rozwiązania, masz wrażenie, że Twoje serce zaczyna bić kilkanaście razy szybciej. Dziwisz się, gdyż do tej pory tak właściwie myślałeś, że nie masz serca... a tu proszę. Jaka miła niespodzianka...
- Przykro mi Samsonie, ale... nikt z obecnych w mieście nie czuje obecnie żadnych wyrzutów sumienia. - mówi. I cóż... w jednym momencie cały czar pryska.
- No tak, w końcu okradł rudego. Dlaczego miałby mieć wyrzuty sumienia? - zadajesz pytanie retoryczne.
- Nie wiem, rudych należy okradać. Nikt ich nie lubi, nadają się do... - mówi Keith. W jego słowach wyczuwasz niemałą słuszność i pogodzenie, ale po jakimś czasie spoglądasz na jego twarz. Chłopak znowu trzyma się za głowę i wdaje się w krzykliwą polemikę ze swoją bujną czupryną. Zastanawiasz się przez chwilę, jak może wytrzymywać z nim Virginia i generalnie nie możesz tego pojąć. Twoim zdaniem ciężko jest wyobrazić sobie związek z osobą, która na przemian zachowuje się jak mężny wojownik, galant i rycerz, a potem zwyczajny szowinista i seksista. Przez myśli przelatuje Ci kilka propozycji na temat możliwości uleczenia jego choroby. Zastanawiasz się, czy wizyta u fryzjera mogłaby w jego przypadku być jednoznaczna z odprawieniem egzorcyzmów. Już chcesz mu to nawet zaproponować, ale po chwili uświadamiasz sobie, że sam masz wielki problem i odechciewa Ci się zachowań empatycznych. Spoglądasz na Keitha, który wciąż walczy ze swoimi myślami. Tym razem wygląda jednak jakby tańczył. Wykonuje dziwne ruchy, przypominające Ci te groteskowe tańce połamańce, które widziałeś na jednej z lokalnych imprez. Ciemnoskóry kret po jakimś czasie wpada do małej fontanny, robiącej za dekorację bazaru.
- A myślałem, że to rudzi mają najgorzej... Ale schizofrenicy... heheheh - uśmiechasz się na duchu.
Keith nerwowo wyskakuje ze sztucznego wodnego zbiornika i wyglądając już bardziej na ogarniętego, postanawia przeprosić Cię za swoje zachowanie. Nie gniewasz się na niego i mówisz, że znasz jego ból. Zamieniacie ze sobą jeszcze kilka słów o wszystkim i o niczym, do momentu, aż na zachodzie miasta zaczyna się robić naprawdę nieciekawie.
- Hmm, wybacz Samson - powinienem to sprawdzić. - mówi. - Przyznajesz mu rację i dochodzisz do wniosku, że trzeba wziąć się w garść. Postanawiasz rozejrzeć się po rynku i o dziwo - po niecałej minucie poszukiwań udaje Ci się znaleźć kogoś, kto dzierży w swych złodziejskich łapach Twój worek z bananami.
Już chcesz krzyczeć, już chcesz wyzywać, już chcesz atakować, ale Twoim oczom ukazuje się ubogo ubrana matka z gromadką dzieci. Rodzina małp dostrzega również i Ciebie. Kobieta patrzy z politowaniem w Twoją stronę, a ty zastanawiasz się co począć.

Co by tu zrobić?

a) Atak kurde! To moje banany! Co to ma być! Czuję się oszukany.
b) Dylematów moralnych mu się zachciało... No dobra, pozwalam im zachować banany. Na pewno potrzebują ich bardziej ode mnie.
c) Proponuję im obiad w Lyonhall.
d) Idę się zabić.
e) Pytam, czy nie chcieliby się ze mną czymś podzielić.
f) Robię coś innego, napisz co.


Obrazek
Vudix XixTwoja strategia powodzi się. Jakimś niewytłumaczalnym sposobem udaje Ci się przebić przez ścianę piasku za pomocą zaklęcia "Wall Runner". Masz wrażenie, że gniew, jaki odczuwasz, nabrał znacznie większego znaczenia. Czujesz się szybszy, silniejszy, bardziej bezwzględny. Masz wrażenie, że wkraczasz na kolejny poziom magii i nabywasz umiejętności, których jeszcze nie znałeś. Nim odzyskujesz świadomość i trzeźwe spojrzenie na świat, zauważasz Sandlera, który leży już na ziemi. Jest nieprzytomny. Spoglądasz na otaczającą Cię okolicę. Wygląda jakby właśnie przeszło przez nią niemałe tornado. Wszystko jest dziwne, jakieś inne, obce. Nie masz zielonego pojęcia, co właśnie się stało.
W pewnej chwili dochodzi do Ciebie głos jakiegoś dziecka.
- Mamo, dlaczego ten pan jest goły? - zadaje pytanie swojej matce. Dziwisz się i zastanawiasz się o jakiego nudystę może mu chodzić. Rozglądasz się i rozglądasz, ale nie jesteś w stanie nikogo takiego dostrzec. W pewnym jednak momencie uświadamiasz sobie, ze chodzi o Ciebie. Najwyraźniej podczas wykonywania zaklęcia troszeńkę Cię poniosło, a szybkość, jaką udało Ci się osiągnąć, zmiotła z Ciebie wszystkie Twoje ubrania.
- Pojęcia nie mam synku, to na pewno kolejny wariat z The Rex Tales. - mówi.

Co by tu zrobić?

a) Próbuję znaleźć swoje ubranie.
b) Próbuję zabić Sandlera.
c) Uciekam czym prędzej do Lyonhall.
d) Robię coś innego, napisz co.


Obrazek
Santino Brasi- Nie słyszałem.
- I słusznie, to jedyna słuszna odpowiedź, jaką mógłbym otrzymać. Genesiss to wielki projekt w którym uczestniczą Dominatorzy.
- Dominatorzy?
- Hihihi... Owszem. Dominatorzy to trio najsilniejszych Czarnych Gildii w Endlessness. Wszyscy ich członkowie są nieporównywalnie potężni i bezwzględni.
- Rozumiem, że planujecie jakiś przewrót, zamach stanu, rewolucję i zamierzacie pozbyć się tych miernot z CCS?
- CCS nie jest głównym celem. Ta śmieszna organizacja już właściwie samoistnie zmierza do autodestrukcji. Coraz więcej w niej podziałów i chaosu. Daje jej maksymalnie 2 lata. Właśnie tyle potrwa ta łudząca bariera bezpieczeństwa.
- Więc, co tak naprawdę jest waszym celem?
- Heheh... Gdybym Ci to powiedział, musiałbym Cię zabić. - zaśmiał się złowieszczo Lucius. Spojrzałeś na niego ze zmieszaniem i przełknąłeś kolejny łyk wytwornego trunku. Lis nie ukrócił kontaktu wzrokowego i wciąż patrzył na Ciebie śmiertelnie poważnie.
- Nie, nie żartuję. To sprawy, dotyczące Dominatorów. Closed Sacrament to jedna z wielu czarnych gildii podległych Nameless Knights. Nie mówi się o tym głośno, ale to oni rządzą Zeasiss.
- Mistrz wyglądał na osobę groźną i niezależną, o wielkiej charyzmie...
- Przykro mi, w tej wojnie wszyscy jesteśmy czyimiś marionetkami. - bystrze zauważa.
Spoglądasz na leżącą przed Tobą kopertę. Wydaje Ci się, że nabrałeś już szacunku do swojego rozmówcy i masz wrażenie, że będziesz mógł wykonać jego zadanie. Zaniesienie jednego listu szefowi gildii nie jest dla Ciebie niczym wielkim, a rozumiejąc powagę sytuacji, wiesz, że Twoja pomoc może okazać się niezbędna.
W tychże rozważaniach, spostrzegasz, że w pokoju pojawił się ktoś jeszcze. Jest to niewysoki mężczyzna, ubrany w szary, przeciętny strój. Jest niekulturalny, awanturuje się, a przed uderzeniem Luciusa powstrzymuje go dwójka goryli - dosłownie i w przenośni. Mefistofeles na jego widok postanawia Cię przeprosić i uspokaja, że nie potrwa to długo.
- Dzień dobry! - mówi z uśmiechem na twarzy do swojego rozmówcy.
- Zniszczyłeś mi rodzinę, śmieciu.
- Och, mocne słowa. A ma pan na to jakieś dowody?
- Podpisałem umowę, która okazała się kluczem do piekła!
- Tak? Naprawdę? A kto panu kazał? Noo chyba nie ja. Ja jestem tylko zwyczajnym właścicielem banku.
- To Twoja zasługa... Oni już nigdy nie wrócą.
- Ech... ma pan dowody?
- Ty...
- W takim razie dlaczego pan zawraca mi głowę? Proszę pomodlić się do Zefraina, to doprawdy wielki czarodziej, podobno zniszczony przez kościanego smoka, ale mówi się, że zdarzyło mu się wskrzeszać zmarłych. Kto wie, a nóż widelec panu pomoże!
- Jesteś... jesteś bezczelny! - krzyczy.
- Na pewno nie bardziej od pana. Wkroczył pan na prywatny teren, co jest dość... niegrzeczne. Panie Brasi, nie sądzi pan? - zadaje Ci pytanie.
Nie wiedząc co powiedzieć, postanawiasz pokiwać głową.
- No widzi pan? Nawet mój elegancki gość się zgadza. Jest pan niegrzeczny. - uśmiecha się Mefistofeles.
Mężczyzna ma już dość. Jakimś cudem udaje mu się wyrwać z objęć strażników i rzuca się w stronę Luciusa. Nie mija chwila, a sprowadza go do parteru. Obserwujesz całą sytuację z niemałym zmieszaniem i chcesz już jakoś zareagować. Chcą również zrobić to goryle Mefistofelesa. On jednak im tego zabrania. Uśmiecha się nieznacznie i jednym ruchem ręku zatrzymuje ich w biegu.
Mężczyzna, który wprosił się do budynku, zaczyna okładać go pięściami po twarzy. Lucius nie odczuwa jednak bólu, sprawia mu to bardziej swojego rodzaju... frajdę.
- Agresja, cóż za piękne uczucie... Tworzy tak wiele, pobudza do działania, zamienia słodkiego królika w szablozębną bestię z trzeciorzędu... Och, to takie przyjemne...
Lis nie robi sobie niczego z ataków natarczywego gościa. Choć w jego twarz kierują się coraz to nowe ciosy i uderzenia, ten wydaje się wyraźnie znudzony. Zaczyna ziewać, drapać się po całym ciele i również szyderczo śmiać.
Mężczyzna powoli słabnie i jednocześnie zniechęca się, widząc, że jego ataki nie przynoszą zamierzonych korzyści. Widząc to, Lucius postanawia wstać z podłogi. Podnosi się z niej i delikatnie przeciera ręką powietrze. Jego przeciwnik w jednym momencie zostaje przyszpilony do ściany. Lucius poprawia swój garnitur i otrzepuje się z kurzu.
- Bella, no naprawdę... Mogłabyś zadbać o czystość tego pokoju. Dywan jest brzydki, zakurzony i w ogóle nie pasuje do chluby naszego interesu. - mówi, oglądając się za siebie.
- Zginiesz w piekle... Niechaj wszystkie demony i diabły przypiekają Cię wiecznie w swoich kotłach! - krzyczy mężczyzna przyszpilony do ściany.
- Zero poezji, zero dynamiki wypowiedzi, kochany. Psujesz misterność mojej sceny. Przez Ciebie mój wizytator posmutnieje. Będzie mu przykro, będzie to przeżywał, naprawdę tego chcesz? Przedstawienie musi trwać, a Ty... Nie jesteś dobrym aktorem. - mówi.
- Spłoniesz...
- Taaak, to doprawdy ciekawe. Wytłumacz mi jednak proszę... jak Twoim zdaniem... diabeł mógłby spłonąć w piekle? Czy to nie jest przypadkiem jakaś niefortunna antyteza? - uśmiecha się. Kątem oka spogląda przy tym na Ciebie.
- Panie Santino, to taki... okolicznościowy żart, proszę nie brać tego na poważnie.
- Mhmm... - mówisz lekko zniecierpliwiony.
- Niecierpliwi się pan? Och, proszę mi wybaczyć. - stwierdził lekko zakłopotany, a po chwili ponownie usiadł przy fotelu. - Na czym to skończyliśmy?
- Cóż...
- Nie spocznę, gdy nie będziesz martwy, śmieciu! - przerwał Ci natarczywy osobnik.
- Hm... Panie Brasi? - spytał.
- Słucham....
- Założyłby pan nogi na stół, to znacznie uprościłoby nam rozmowę. - stwierdził. Propozycja Luciusa zdecydowanie Cię zdziwiła. Była jednak pełna ciepła i przyjaźni, więc nie bacząc na ewentualne przeciwności losu, postanowiłeś się na nią zgodzić. Położyłeś nogi na przeźroczystym stoliku. Mefistofeles wkrótce uczynił to samo.
- I co teraz? - spytałeś, czując się dość... dziwnie i niekomfortowo.
- Teraz obserwuje pan przedstawienie - uśmiechnął się szyderczo pod nosem. Przez kilka dobrych chwil zupełnie nic się nie działo. Nie wiedząc co się dzieje, zacząłeś powoli doszukiwać się najbardziej nieznaczących, lecz podejrzanych szczegółów, które mogłyby być elementem przedstawienia. O dziwo, wciąż wszystko wyglądało tak samo. Spojrzałeś ponownie na Luciusa i spostrzegłeś, że ruszają mu się usta. Właśnie kończył wypowiadać jakieś zaklęcie. Mówił szeptem, lecz był dość słyszalny. Inna jednak sprawa to to, że nie potrafiłeś go zrozumieć. Mówił w zupełnie niezrozumiałym Ci języku. Facet przy ścianie wciąż dodawał kilka groszy od siebie i wciąż groził Mefistofelesowi.
- Proszę dobrze się trzymać. - zalecił. Nie zastanawiając się długo, chwyciłeś mocno za ramiona fotelu i z niecierpliwieniem oczekiwałeś rozpoczęcia zapowiedzianego przedstawienia. Kilka chwil później już rozumiałeś, dlaczego Lucius kazał Ci się mocno trzymać. Podłoga pokoju zmieniła się w lawę, a towarzyszące jej płomienie sprawiały, że pokój gościnny wydawał się znacznie szerszy, większy i przede wszystkim cieplejszy. Twoje tętno znacznie przyśpieszyło. W jednym momencie znalazłeś się w bardzo niecodziennej sytuacji i powoli... wbrew Twojemu zatwardziałemu światopoglądowi, zaczęła Cię jednak ona przerastać. Nim jednak zdążyłeś zacząć panikować, krzyczeć, prosić o wypuszczenie Cię z domu, cała iluzja zniknęła. Lucius śmiał się złowieszczo, wciąż trzymając nogi na stole.
Rozejrzałeś się krótko dookoła i spostrzegłeś, że nieproszony gość i dwójka goryli... zniknęli.
- Czy oni...?
- Nie żyją? Cóż... Panie Brasi, zapewne słyszał pan wiele o życiu wiecznym, pozagrobowym, być może nawet i astralnym. Jeśli tak, dobrze pan wie, że żywe istnienia, aby żyć potrzebują duuszy.
- Coś się... obiło o uszy...
- Heheh! Dobre! - zaśmiał się Lucius. - Ujmę to w skrócie, cała trójka... pojechała na wakacje do ciepłych krajów, albo i bardziej poetycko... niczym ptactwo, zakosztowała swej wolności i odleciała do ciepłych krajów... Rozumie pan?
- Podejrzewam... że tak...
- Świetnie zatem. - stwierdził.
Nie wiedziałeś co myśleć. Spotkałeś już w życiu wielu oszołomów i dziwaków, ale ten... wydawał się znacznie wystawać ponad znane Ci poziomy dziwności.
- Panie Brasi, proszę się nie niepokoić. Po prostu... na tym świecie istnieją znacznie mroczniejsze byty niż te, należące do tak zwanych czarnych gildii.

Co by tu zrobić?

a) Próbuję jak najszybciej się stąd wydostać. Biorę ze sobą list i mówię, że go dostarczę.
b) Postanawiam uciec.
c) Postanawiam zaatakować.
d) Kontynuuję rozmowę, pytam o coś.
e) Robię coś innego, napisz co.


Obrazek
Michelle FangClinton robi się coraz bardziej agresywny, co sprawia, że adekwatnie do tego kret w płaszczu zaczyna nabierać większych podejrzeń. W końcu udaje mu się dostrzec krzesło, do którego przywiązane są jakieś liny.
- Phi... kolejny zimny drań i psychopata... Na Boga Twaroga, kiedy oni wreszcie się nauczą... - mówi.
Wyglądający jak mumia Shell wygląda na niemało zestresowanego. Podejrzewa, że już wkrótce czeka go jakaś nauczka. Jego przeczucie nie okazuje się sztuczne. Mag z The Rex Tales zaciska ręce w pięści, czym tworzy niebagatelną, mroźną powłokę. Lekkim ruchem nadgarstka popycha ją w stronę dziwnie wyglądającego marynarza. Clinton Shell w jednym momencie zamienia się w lodową rzeźbę.
- Niewolnictwo znieśli już dobre kilkadziesiąt lat temu, a Ci dalej... no dalej... No to już przechodzi krecie pojęcie. Naprawdę. To... oburzające, to nie do pomyślenia... Czy oni się nie wstydzą? - zaczął narzekać.
Kret w zimowym płaszczu zarzucił na swoje plecy lodową rzeźbę i wyszedł z nią z pokoju.
- Dobra, dobra... przynajmniej będę miał lodową rzeźbę mumii. A nuż ucieszy się Julia.... hmmm... - Coś jednak mu nie pasowało. Wiele wskazywało na to, że wyczuwał tu jeszcze czyjąś obecność. Z prześmiewczym uśmiechem na twarzy rozejrzał się dookoła i dostrzegł w sąsiednim pokoju nieprzeciętnej wielkości kałużę.
- O, dzień dobry, kałużo. Jestem Artur. Z kim mam przyjemność? - spytał przyjaźnie.

Co by tu zrobić?

a) Wracam do podstawowej formy. Wiedząc, że to już koniec, postanawiam się przedstawić.
b) Udaję, że jestem prawdziwą kałużą. Nie odzywam się.
c) Postanawiam uciec.
d) Postanawiam zaatakować.
e) Robię coś innego, napisz co.

_________________
Tego koloru w swoich postach raczej nie zobaczysz. Adminowi się nie chce i nie interesuje się Tobą.


N, 30 paź 2016, 16:30
Zgłoś post
WWW
Mistrz Administracyjnej Magii
Avatar użytkownika

Dołączył(a): So, 24 sty 2009, 15:23
Posty: 1751
Lokalizacja: z Angmaru
Naklejki: 17
Post Re: Let The Story Begin - Rogrywka I rozdziału.
Casius przewrócił oczyma. Zmutowane krowy, radioaktywne pająki, atomowe pożary, worki ze zwłokami, a teraz jeszcze inwazja demonów z zaświatów... taaak, ten dzień zaczynał się wspaniale.
-Dove, leć do Lyonhall. Sprowadź, kogo się da. Najlepiej tego... jak mu tam... tego schizofrenika władającego magią cienia. Olexo, ty spróbuj jakoś przeprowadzić ewakuację. Ja spróbuję... zrobić cokolwiek...
Podbiegłszy od tyłu do stwora atakującego Francisa, Casius dźgnął go zaklęciem Fire Stab... tam, gdzie mógł dosięgnąć. Jeżeli to tylko łydka - w łydkę. Następnie uderzył go Flame Wingiem.

_________________
Obrazek
Głupcze! Żaden śmiertelny mąż nie jest w stanie mnie zabić! Teraz GIŃ!
Jeśli widzisz ten kolor, uważaj - administrator ma Cię na celowniku.
Spoiler:


N, 30 paź 2016, 17:26
Zgłoś post
Poznaniak Nieszczelny
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Wt, 24 lip 2012, 11:47
Posty: 2434
Lokalizacja: Poznań, Rzeczpospolita Polska
Naklejki: 17
Post Re: Let The Story Begin - Rogrywka I rozdziału.
Będący w szoku, Hank Chestershire (i to na poważnie), nie wiedział do końca co zrobić. Zaczął zastanawiać się jednak na oszukaniem przeznaczenia, które pewnie będzie bardzo trudne.
- Jak Pierwsi mogli to przewidzieć? Czyżby oni byli jakimś bóstwem? Czyżby miasto to... b-było z przyszłości i dlatego tak trudno się do niego dostać? Ale jak to? Oj.. chyba przeszliśmy do innej czasoprzestrzeni. - stwierdził po kilku pytaniach Chestershire
Mimo, że znalezienie czegoś przez Sorrowa wzbudziło w nim mniejsze zdziwienie niż te freski, pobiegł do kręgu alchemicznego sprawdzić co się tam dzieje, uprzednio przywołując Zei.

_________________
Co ja będę się rozpisywał, zapraszam:
"Reksio i Kretes: "Skarb Umuritu" [KOMIKS] - czyli, dlaczego Kretes zasłania dymkiem innych kolegów oraz gdzie znajduje się skarb Umuritu.
Ten kolor należy do Administratora dbającego o czystość i walczącego ze złem. Lepiej zacznij się zastanawiać nad sobą, kiedy ujrzysz ten kolor w swoim poście :)


N, 30 paź 2016, 17:46
Zgłoś post
YIM WWW
Wyświetl posty nie starsze niż:  Sortuj wg  
Odpowiedz w wątku   [ Posty: 127 ]  Przejdź na stronę Poprzednia strona  1 ... 4, 5, 6, 7, 8, 9  Następna strona

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 0 gości


Nie możesz rozpoczynać nowych wątków
Nie możesz odpowiadać w wątkach
Nie możesz edytować swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz dodawać załączników

Skocz do:  
cron
No nie wierzę, forum działa dzięki phpBB! © 2000, 2002, 2005, 2007, 2010, 2013, 2019 phpBB Group.
Designed forum urobiony przez STSoftware dla PTF.
Tłumaczenie skryptu od phpBB3.PL