Przygody Reksia Forum
https://www.przygodyreksia.aidemmedia.pl:443/pliki/kretes/forum/reksioforum/

Hank Chestershire & Sorrowind Tree vs Persephone (??? Lvl)
https://www.przygodyreksia.aidemmedia.pl:443/pliki/kretes/forum/reksioforum/viewtopic.php?f=293&t=10244
Strona 1 z 1

Autor:  Dizel [ So, 15 lip 2017, 16:25 ]
Tytuł:  Hank Chestershire & Sorrowind Tree vs Persephone (??? Lvl)

Walka odbywać się będzie w rundach.
1 Runda (wstępna) ma 5 ruchów ofensywnych i obronnych. Ofensywne to te, w których poruszasz się, uciekasz, a także atakujesz, a defensywne to te, w których unikasz ciosów wroga, wtedy kiedy on atakuje.
Musisz dostosować się do schematu:

Ofensywne:
1.
2.
3.
4.
5.

Defensywne:
1.
2.
3.
4.
5.

Punkty powinny być dość rozbudowane. Dzięki temu masz większą szansę na zwycięstwo i zapędzenie przeciwnika w ślepy zaułek. Jeśli pojedynkujesz się z pomocą npc, możesz prosić swojego współtowarzysza o używanie czarów, bądź o odpowiednie, korzystne dla Ciebie ruchy.

Autor:  Kretes102 [ So, 22 lip 2017, 19:52 ]
Tytuł:  Re: Hank Chestershire & Sorrowind Tree vs Persephone (??? Lv

Ofensywne:
1. Hank miał dość politycznych kłótni i zaczął zastanawiać się na rozwaleniem wszystkiego, co żyje. Jednakże miał na razie jedynego prawdziwego wroga, jakim była Persephone. Zrobił obrót o 666 stopni i rzucił Havrester of Destruction - niech kobita ma destrukcję, bo widać, że lubi.
2. Aby jeszcze bardziej zniszczyć kobietę o 1000 twarzach, nasz bohater użył zaklęcia Wave of Shock Destruction, by nie czuła się samotna. Przynajmniej będzie ich kilka i dodatkowo mniejszych części, z którymi można walczyć jak z bananowcem w górach.
3. Chestershire miał pomysł na to, aby kobita w końcu ujrzała swoje zewnętrzne "piękno". Odskoczył i użył ciekawego zaklęcia zowiącego się Mate of Liquidate. Persephone na pewno nie spodoba się taka forma przedstawienia jej osoby, ale co to Hanka obchodzi - to wystarczy by ją porządnie zniszczyć.
4. Nasz arcymag zaczął kokietować wroga i wykorzystując jego nieuwagę popełnił Dancing Anihilation, by rozerwać trochę przeciwniczkę zmian ustrojowych. Widać, że kobieta ma potencjał na polityka, ale Hank takich ludzi czy stworów eliminuje. Może trochę odpłynął, jednakże to pomoże w zlikwidowaniu panny o włosach jak smoła. Chyba, że to błoto. A zresztą...
5. Tak, Cassual Doom. Może to i manożerne zaklęcie, ale raz na zawsze wyjaśni kwestię persefońską. Może to pomoże tej złej kobiecie zmienić się z powrotem w Korę? Kto wie? Hank lubi ładne kobiety, ale w tym wypadku musi pierwszy raz ją zniszczyć.


Defensywne
1. Hank, przejrzawszy plan Persephone postanowił poprosić Sorrowinda Tree, aby ten ochronił wszystkich swoim konarem oraz tarczą. Jest tankiem, także powinien sobie poradzić z ciemnymi mocami tej... kobiety.
2. Ojciec dzieci nieślubnych wiedział, że jego czary mogą być pierwszy raz za słabe, także użył dodatkowo czaru Vorpal Destroying, aby wzmocnić swoją siłę.
3. Nasz bohater odskoczył i wypił miksturę many.
4. Chester szybko użył Aegis of Explode, aby tarczą ochronić się dużą. Miał nadzieję, że to powstrzyma niecne zapędy wrogiej dziewczyny bez pryszczy.
5. Hank zakończył swoją defensywę używając swój sztandarowy czat, który zowie się Desteating, aby potwór wielki, niebanalny zmniejszył czary panny Skalny, śpiewając przy tym ochoczo, jak zwycięstwa Hanka kroczą.

Autor:  Dizel [ Pn, 24 lip 2017, 20:16 ]
Tytuł:  Re: Hank Chestershire & Sorrowind Tree vs Persephone (??? Lv

Czarna pani wróciła z piekielnych odmętów, a tym co ze sobą przyniosła okazały się być bezczelność, śmierć i cierpienie. Demoniczna kreatura, nie trudząc się zbytnio, bardzo krwawo rozprawiła się z synem Malcolma i wielką wojowniczką Dark Vikings, Freyą Cravenwing.
W jej rękach wciąż pozostawał Selim, syn poległej dziedziczki gildyjnego tronu Fayadwood. Śmierć przyjaciół nie docierała jeszcze do nikogo. Co najwyżej przejawiała się w wybuchach niekontrolowanej złości, której ciężko było podać jakieś logiczne przyczyny. Wszyscy, jeszcze przytomni, tkwili w nieprawdopodobnym szoku. Hank wykrzykiwał multum przykrych, często złorzeczących słów, lecz tak w zasadzie sam nie do końca rozumiał, co było ich przyczyną. Wszystko stało się zbyt szybko, było zbyt traumatyczne, brutalne. Chestershire i Sorrowind Tree dopiero po kilku długich chwilach zrozumieli w końcu co stało się z Keithem i Freyą. Widząc ich iskry życia, w jednym momencie zgaszone przez złowrogą siłę śmierci, postanowili poprzysiąc sobie, że będą walczyć do ostatków swoich sił, że... będą próbowali pomścić śmierć osób, które jeszcze nie tak dawno temu były sporą częścią ich życia.
Hank począł wymierzać w stronę swojej rywalki kolejne serie niszczących uderzeń. Sorrow miał odpowiadać za rolę defensywną. Persephone wciąż miała zamknięte oczy i wciąż - jedynie nieznacznie się uśmiechała. Nie przejmowała się atakami Hanka, uważała je jedynie za nie wiele znaczącą zabawę. Chestershire czuł się bezradny, ale nie ustępował. Wymierzał w kierunku rywalki nieprawdopodobnie potężne uderzenia. Robił to myśląc o poległych osobach, których - choć nie znał zbyt długo - miał za kompanów nie do zastąpienia... przyjaciół.
Mroczna gra Persephone trwała jednak i trwała.
- Panie Chestershire, dlaczego pan się tak trudzi? - rozbrzmiał w tym momencie cichy, lecz dobrze słyszalny dziecięcy głos.
- Selim, to Ty? - zdziwił się Hank.
- Prawdę mówiąc wątpliwe bym był to ja. To zbyt młody wiek na tworzenie tak bardzo rozbudowanych zdaniowych konstrukcji.
- A więc to Ty... Persephone.
- Nie spoczniemy, póki nie wrócisz tam skąd przybyłaś! Ty... Ty... - nie przebierał w słowach Sorrow.
- To również wątpliwe. Patrząc na obecny rozwój wydarzeń bardzo łatwo stwierdzić, kto odpowiada za Dance Macabre. Bo widzicie, to ten czas, w którym Pani Kostucha zaprasza do swojej zabawy nie tylko bogatych, czy biednych, ale wszystkich tych, którzy wydobyli ze swoich nozdrzy na tym świecie choć jeden wdech i wydech.
- Czego chcesz?! - krzyknęła Zei.
- Księżniczka... A raczej podłe ścierwo, które swoim narcyzmem sięgnęło po koronę, chcąc pokazać, że jest kimś więcej niż żywym prochem, odmienionym dosłownie na śmieszne kilka chwil... To takie żałosne... - odparł Selim, po czym zeskoczył z ramion demonicy.
- Naprawdę, uważacie, że jesteście w stanie stawić mi czoła? To niewykonalne i lepiej będzie, jeśli poddacie się już teraz. Spójrzcie tylko na ten piękny parkiet. Tutaj każdy tańczy z każdym. Jedni żyją, drudzy nie żyją, a trzeci... umrą już wkrótce. - odparł.
Selim zbliżył się do leczniczej bariery.
- Julia Aurelia Hari.. zaprawdę wielka osoba w historii tego co nadejdzie... Oj rozczaruje się, nawet bardzo... A może nawet nie będzie miała okazji? Och... jak myślicie czemu? - zadał retoryczne pytanie.
- Dlaczego to robisz, Persephone?! - nie wytrzymywała Zei. - Po co ten cały teatr?! Jeśli tak bardzo chcesz śmierci wszystkiego, co nas otacza... to rób to szybko! Przecież tego pragniesz! Pragniesz zemsty! To o nią Ci chodzi! - jej słowa przybrały raczej błagalny ton.
- To ciało jest nudne i słabe... - odparł Selim. Właśnie teraz można było dostrzec demoniczną pełnię jego wyglądu. Jego mroczne oczy tworzyły niebagatelny kontrast z jego jasną, trupiobladą twarzą. Chude, kościste, ledwie sformowane ręce, wyginały się w nieznanych jeszcze mózgowi kształtach, bliskich nawet i grotesce. Spoglądał nieznacznie na Hanka i starał się robić wszystko, by jeszcze bardziej wyprowadzić go z równowagi. W tym celu włożył swój palec do ust i zaczął go obgryzać. Robił to do czasu, aż z jego ust zaczęła sączyć się krew.
Dla Chestershire'a było to zbyt wiele. Choć z zewnątrz wydawał się kimś pozbawionym uczuć, bezczelnym zabijaką, kochającym niszczyć i demolować, wewnątrz był naprawdę czułą osobą, rozumiejącą cierpienie i ból. Nie mógł patrzeć na poniewieranie kilkuletnim synkiem kobiety, z którą również - choć potajemnie to jednak - wiązał swoją przyszłość. Postanowił zastosować inny manewr. Dał do zrozumienia Zei, by dalej przeciągała rozmowę, a sam, razem z Sorrowem ustawił się po obu stronach demonicznej formy Persephone.
Co planowali? Sam nie wiem, ale w ich oczach dało się dostrzec nieopisaną pewność siebie. Plan miał być na tyle oryginalny i niecodzienny, że miała go nie przewidzieć nawet i Persephone.
Meh... no dokładnie, mój czytelniku. Hank miał to do siebie, że nigdy się nie poddawał i walczył... niezależnie od konsekwencji. Po prostu - był wojownikiem, był kimś wielkim, kimś, kto w opozycji do swojej magii - w głębi serca troszczył się o los wszystkiego, co tylko go otaczało.
Niestety, sprawy kolejny raz wymknęły się spod kontroli. Hank i Sorrow zrealizowali swój plan, lecz kolejny raz - nie był on w stanie przynieść jakichkolwiek pozytywnych rezultatów. Pierwsza zdawała się przerastać wszystko, z kim kiedykolwiek, z wyjątkiem Eclipse Delica miał do czynienia Chestershire. Była wszechobecna, a swoją wiedzą w jednym momencie tkwiła w przeszłości, teraźniejszości i przeszłości. Widząc teoretyczne zagrożenie, stanęła ponownie do walki. Opuściła ciało niewinnego chłopca i odepchnęła je, już zemdlone na nieznaczną odległość.
Zbliżyła się do leczniczej bariery i przebiła ją jednym ze swoich mrocznych cierni. Zaklęcie w jednym momencie rozprysło się po cmentarnej panoramie niczym zwyczajna bańka mydlana. Kolejne fale uderzenia skierowała w stronę bezradnych Zei i Julii, lecz jakimś niewytłumaczalnym sposobem przerwał je Hank.
Cóż... być może tylko tak mi się zdawało, równie dobrze miało być to szukanie pretekstu... Właśnie tak teraz na to patrzę. Przykro mi to stwierdzić, mój czytelniku, ale wydarzyły się kolejne smutne rzeczy... Siła uderzeniowa Hanka kolejny raz została przekierowana i wszystko za sprawą głównej Femme fatale tego rozdziału.
Tym razem było to chyba Havrester of Destruction... Szczerze, ciężko mi stwierdzić. Wciąż jestem roztrzęsiony, gdy o tym wszystkim myślę. Gra Persephone trwała dalej... Choć wiedziała, że kolejne zaklęcie wymierzone w jej kierunku nie będzie w stanie nic jej zrobić, to jednak wykorzystała je by ponownie zakpić z poczynań Chestershire'a. Cała energia, skierowana w stronę mrocznej pani w jednym momencie runęła w pierścieniu czarnej nieprzebytej energii w stronę gałązek Sorrowa.
Hank wydał z siebie niemy krzyk. Bo cóż mógł zrobić? Cóż mógł zrobić nasz bohater patrząc na poczynania gardzących nim sił mroku i ciemności? Cóż mógł zrobić, gdy widział jak jego najwierniejszy kompan rozpada się na dziesiątki małych kawałków, mimo wielkiego cierpienia milczy, wciąż prezentując tą nową, wyuczoną postawę dzielności?
Dlaczego to właśnie ci dobrzy muszą ginąć w imię jakiejś bezsensownej i chorej walki? Dlaczego każda historia ma to do siebie, że giną niewinni, sprawiedliwi, którzy jedyne czego chcą, to spokoju, braku nierówności i wyeliminowania rzeczy nieprawych?
Przykro mi Sorrowindzie, ale właśnie tego dnia zakończyła się Twoja historia.
Hank i Zei patrzyli na siebie. Z ich oczu zaczęły sączyć się łzy. Wiedzieli, że nie mają już żadnych szans. Byli wewnętrznie rozbici... zmiażdżeni. Stracili kogoś, kto od początku ich przygody dodawał prawdziwego ducha drużynie... stracili kogoś wielkiego. Stracili... przyjaciela.
C.D.N.
[Walka zostaje przerwana]

Strona 1 z 1 Strefa czasowa: UTC + 1
Powered by phpBB © 2000, 2002, 2005, 2007 phpBB Group
http://www.phpbb.com/