Przygody Reksia Forum https://www.przygodyreksia.aidemmedia.pl:443/pliki/kretes/forum/reksioforum/ |
|
Let The Story Begin - Rogrywka I rozdziału. https://www.przygodyreksia.aidemmedia.pl:443/pliki/kretes/forum/reksioforum/viewtopic.php?f=300&t=9730 |
Strona 2 z 9 |
Autor: | Kretes102 [ So, 23 lip 2016, 12:57 ] |
Tytuł: | Re: Let The Story Begin - Rogrywka I rozdziału. |
a) Zażenowany brakiem znalezienia pomocy z powodu nocnej pory, Hank postanowił zagłębić się w ten tajemniczy las i zobaczyć, kto tak strasznie wyje... ekhem... płacze. Był jednak przygotowany na ewentualne niebezpieczeństwo, które na niego może czyhać. Jego mózg podpowiadał, że to małe dziecko się zgubiło, serce że dziewczyna, a coś innego, że jakiś wyjący potwór, ale znając jego determinacje i zaangażowanie oraz upartość, Chestershire bez wahania pobiegł w stronę odgłosów płaczu. |
Autor: | Czarnoksieznik [ So, 23 lip 2016, 15:26 ] |
Tytuł: | Re: Let The Story Begin - Rogrywka I rozdziału. |
Casius spojrzał na swego towarzysza broni z wyraźnym niedowierzaniem. -Czy ja wyglądam na tresera? Albo kogoś, kto zna zaklęcia uspokajające? Niezależnie zresztą od tego, czy pomidor ją rozjuszy, czy przestraszy, efekt będzie taki sam - zacznie biec dziko w jakimś kierunku. Wyczaruję wówczas ścianę ognia na jej drodze, a potem zamrozisz ją z powietrza. Albo z ziemi, jeśli perspektywa pozwoli. Mając to omówione, Silver wrócił do wykonywania swego genialnego planu. |
Autor: | AdamMag [ So, 23 lip 2016, 16:29 ] |
Tytuł: | Re: Let The Story Begin - Rogrywka I rozdziału. |
Moją pierwsza myśl na widok kamienia było "narzędzie zbrodni"? Faktycznie, gdyby przyjrzeć się temu hermeneutycznie... kamień wlatujący przez okno, roztrzaskujący szybę na miliony maleńkich kawałeczków już od kilku wieków jest symbolem buntu, sprzeciwu, gróźb. Czy mogę się czuć bezpiecznie, gdy ktoś napada na mnie postępując tak barbarzyńsko? Jaki musi być człowiek, który postępuje w ten sposób. Nikt dobrze wychowany nie rzuciłby kamieniem w budynek. Persona z dobrego domu nie nabywa takich prostackich nawyków. Nie wydaje mi się, że można zaufać komuś takiemu. Trzeba być pozbawionym odwagi tchórzem, by komunikować się w tak grubiański (nieco staromodny) sposób. Chociaż... to pewien akt desperacji. Trzeba być przerażonym, aby tak po prostu cisnąć budynek i uciec. Sprawa jest faktycznie dosyć zagadkowa. Ileż można się domyślić się z listu bez analizy jego treści! Ale najważniejsze jest to co dostępne bezpośrednio, bez analizy ukrytego sensu i przytaczania niepotrzebnych kontekstów. Bezpośrednio mam podaną treść. "Witaj synu"... dość kontrowersyjne słowa. Nigdy nie sądziłem, że topos ojca mógłby w taki impertynencki sposób postępować... rzucać kamieniami... no ale bez uprzedzeń. To tylko zaciemnia sprawę. Trzeba podejść do tego fenomenologicznie, bez dyskursu, bez odwołań. Pełna ateoretyczność! Co tu mamy... Mój ojciec jest ze mnie dumny i chce, abym do niego dołączył- w królestwie magii. Kusząca propozycja. Co prawda wcale nie narzekam na monotonność mojego życia. Wcale się nie nudzę, spoglądam na sprzęt na siłowni. Chociaż mieszkający tu faktycznie zachowują się dość... czasami mam wrażenie, że... no nie nazwałbym ich idiotami. Nie mają aspiracji, czerpią radość z mało wyszukanych rozrywek, są prości, chyba nie myślą za wiele... za wiele nie mają, nie są święci, ale nie mają też jakichś większych wad. No, nawet gdybym chciał iść na to spotkanie, to nie mam na jego temat żadnych informacji i konkretów. Czy to mądre opuszczać swoje dotychczasowe wygodne życie na rzecz wyidealizowanego świata pozbawionego limitów i ograniczeń? Kiedy rozpoczynałem naukę magii i odkrywałem swoje talenty, wiedziałem, że chcę zostać największym i najpotężniejszym magiem. Teraz, gdy przede mną stoi realna perspektywa dalszego rozwoju, ogarnia mnie lęk... to by było nierozsądne.... no i nie wiem gdzie iść. Pozostaje mi wrócić do tych bezsensownych, hermeneutycznych rozważań o znaczenie przedartej karki. O co w tym wszystkim chodzi. Rozglądam się w prawo, rozglądam się w lewo. Parę godzin na siłowni odzwyczaiło mnie od świeżego powietrza. Ogarnia mnie okropne poczucie samotności, przez które odczuwam chłód. Tak bardzo nie pasuję to tego miejsca, że nie odczuwam panujących tu warunków atmosferycznych. Ruszenie w podróż do innego świata jest w prawdzie nieco ryzykowne, ale czym jest papierzysko bez oprawy... te przysłowia są strasznie głupie... |
Autor: | Dizel [ N, 24 lip 2016, 17:07 ] |
Tytuł: | Re: Let The Story Begin - Rogrywka I rozdziału. |
Autor: | Kretes102 [ N, 24 lip 2016, 18:36 ] |
Tytuł: | Re: Let The Story Begin - Rogrywka I rozdziału. |
a), c), d) Hank, rozpoznawszy zagrożenie, początkowo zignorował te wielkie mandragory, gdyż uważał, że jego siła destrukcji jest zbyt potężna i zbyt silna. Jednak wiedział, że one mogą zaatakować jako pierwsze, także spytał się Sorrowinda Tree czy nie pomógłby mu w pokonaniu tych złych, wielgaśnych mandragor. Hank zawsze stawał twarzą w twarz z niebezpieczeństwem. Uprzednio jednak cicho i ze spokojem zapytał, czego one chcą. Jeśli nie spodoba im się to pytanie, Hank z drzewem zaczną atakować. |
Autor: | Czarnoksieznik [ N, 24 lip 2016, 19:28 ] |
Tytuł: | Re: Let The Story Begin - Rogrywka I rozdziału. |
a, b) -Zaraz... trafi... mnie... szlag. - mruknął Silver, używając czaru Fire Creation do utworzenia płomyka, który miał posłużyć mu za palnik. - ZARAZ... TRAFI... MNIE... SZLAG... - powtórzył, zbliżając płomień do prętów klatki i podnosząc jego temperaturę do granic możliwości. Czekając, aż wszystko ładnie stopnieje i zwróci mu wolność, odwrócił się do Dova i Francisa. - Ostrzegam. Za dziesięć sekund na każdego śmieszka w okolicy zleci taka sama klatka... tylko utworzona z płomieni. - wrócił do lutowniczej pracy. Uwolniwszy się wreszcie, podszedł do Golly'ego, bezceremonialnie dał mu w pysk z całej siły, po czym równie bezceremonialnie rozejrzał się za bestią i po raz trzeci tego ranka użył zaklęcia Fire Creation - tym razem w celu utworzenia na jej drodze płomiennej klatki. -I niech tym razem nikt mi nie wchodzi w drogę bez ostrzeżenia. Przy kolejnym takim numerze nie ręczę za siebie. |
Autor: | Dawid6 [ N, 24 lip 2016, 19:48 ] |
Tytuł: | Re: Let The Story Begin - Rogrywka I rozdziału. |
a), b), c) Ledwo powstrzymując się od śmiechu, postanawiam czym prędzej zająć się sprawą, by nie przedłużać tego horroru. Chwytam jakąś deskę (ekhem... mniej więcej metr na pół metra, minimum cal grubości, najlepiej zaokrąglone brzegi), kładę na lód i sam na nią wskakuję (ewentualnie lekko ulepszam, by się nie wywrócić), następnie, pomagając sobie szponami, rozpędzam się, starając się dogonić krowę. Ewentualnie używam magii lodu do przyspieszenia lub gdy skończy się lód (do przedłużenia toru jazdy). Gdy tylko zbliżę się do bestii na przyzwoitą odległość, używam Frozen Slash, które powinno ukatrupić krówsko ;/ Trudno, nie chce dać się złapać, to zamiast mleka zyskamy befsztyki. Jeśli uda mi się uporać z krową, to w te pędy wracam do Casiusa i próbuję mu pomóc, jeśli nie udało mu się wcześniej wyjść z klatki. Szukam jakiejś piły, gdyż na zaklęcia nie starczy mi już zapewne siły, i piłuję pręty. Czy co tam się składa na tę klatkę. Jeśli jednak zaklęcie nie szarży nie zadziała poprawnie, daję upuść gniewowi srogiemu, goniąc krowę i zamachując się na nią deską. |
Autor: | olexo2 [ N, 24 lip 2016, 20:12 ] |
Tytuł: | Re: Let The Story Begin - Rogrywka I rozdziału. |
Olexo, jak to miał w zwyczaju, zaniepokoił się. Czy rzeczywiście ten kolo umarł? Bobby był... nazwijmy to "niemiły" ale żeby do takiego stopnia? W tym momencie znów zabolały go wszystkie morderstwa na całym świecie. Pomacał swoje liście. -Emm... jest tu ktoś? Bobby?! - zawołał, rozglądając się nerwowo po winnicy, całej w czerwonym czymś. No tak, to czerwone coś rzeczywiście wyglądało jak krew. -No, Ładnie to sobie radzimy z irytującymi klientami - dodał drwiąco pod nosem. |
Autor: | AdamMag [ N, 24 lip 2016, 22:14 ] |
Tytuł: | Re: Let The Story Begin - Rogrywka I rozdziału. |
Może masz rację. Nie mam zdolności poznawania samego siebie z zewnątrz. Tu u mnie, w mojej świadomości wszystko jest tak jak dawniej. Wciąż słyszę ten sam głos w mojej głowie, który dyktuje mi moje myśli. Nie słyszę, aby się zmieniał, ulegał młodzieńczym mutacjom. Bez oparcia się o zewnętrzne doświadczenia nie mogę określić jak bardzo się zmieniłem. Na ten przykład... mam wrażenie, że przez całe moje życie odległość pomiędzy podłożem, a moją twarzą i oczami jest stała. Nigdy nie zauważyłem, aby nagle się zmieniła. I byłbym gotów założyć się o ogromne pieniądze, że to prawda, gdybym nie widział świata dookoła. Dzięki temu nieinercjalnemu układowi odniesienia jestem w stanie zauważyć zmiany. Przyrównując się do świata zewnętrznego widzę różnice nie tylko między sobą a nim, ale także- na przestrzeni czasu- w sobie. Gdy miałem cztery lata za nic nie mogłem dosięgnąć do wysoko usytuowanej szafki ze słodyczami. Po upływie sześciu lat byłem już na tyle duży, że praktycznie bez problemu podbierać z niej czekoladki. Gdy upłynęło kolejne sześć lat, myśl że kiedykolwiek wysokość szafki była dla mnie problemem, stała się kuriozalna. Ech... a teraz sam muszę tę szafkę uzupełniać! Ale bez tego doświadczenia... czy świadom byłbym tych zmian? Oczywiście nie umknęłyby mojej uwadze, że moje ciało się zmienia. Nie potrzebuje porównywać moich włosów czy zarostu ze światem zewnętrznym, aby stwierdzić, że zmienia się ich długość. Ale na to jest akurat proste wyjaśnienie! Moje owłosienie i ja tworzymy układ nieinercjalny. Włosy nie rosną z tą samą prędkością jak ja sam... chociaż... ta teoria jest bez sensu. Nawet gdyby rosły z tą samą prędkością, to byłbym w stanie dostrzec podróż karawany lamowielbłądów poprzez czas na podstawie wyraźnych różnic w tym co miałem na głowie 10 lat temu i obecnie (przy założeniu, że nie chodziłem do fryzjera). No tak. Ale rozważania na temat zmian wysokości i rośnięcia ciała wydają się prawdziwe. I w pewien sposób widać tu analogię co do obecnej sytuacji. Guillermo uważa, że się zmieniłem. Sam nie jestem w stanie uświadomić sobie tych zmian. Czy może mieć racje? W tej sytuacji próba opracowania scjentycznej metody i sprawdzalnych tez jest komiczne! Przed chwilą usiłowałem znaleźć analogie między rośnięciem a postrzeganiem siebie przez innych ludzi! Obydwa zagadnienia mają różną tematykę, różne obiekty badań, różne sposoby doświadczania. Ale gdy już ustaje śmiech, widać jeden wspólny punkt zaczepienia- świat zewnętrzny, inni ludzie, transcendencja. W ten sposób nie udowodnię na gruncie logiki, że on ma racje. Natomiast mogę przypuszczać, że są pewne szanse, że ma racje. I dlatego muszę podjąć jakieś kroki, bo nawet jeśli się nie zmieniłem, to wymaga tego rozmowa z Guillerem. Analogicznie do sytuacji z szafką… jeśli jestem za niski i nie sięgam do niej, to nie zastanawiam się, czy nastąpiła zmiana w moim wzroście, tylko staję na stołek i biorę ciasteczka. Muszę się dostosować do nowej sytuacji, nic nie poradzę na to, że się zmieniłem. Oczywiście, mógłbym teraz siąść i płakać, ale co by mi z tego przyszło? Chociaż… ponowne przyjrzenie się sprawie szafki ze słodyczami dało mi nową perspektywę, o której dotychczas nie myślałem… no bo przecież… to nie ja musiałem zmaleć… to szafka mogła zostać przemieszczona wyżej. Zmiana nie musiała zajść w moim charakterze, być może to Guillermo się zmienił. Zgorzkniał, posmutniał i szuka problemów wszędzie, tylko nie w sobie. Gdy czujemy się źle, wydaje nam się, że cały świat jest zły i niesprawiedliwy. |
Autor: | kari mata hari.w [ Pn, 25 lip 2016, 11:07 ] |
Tytuł: | Re: Let The Story Begin - Rogrywka I rozdziału. |
Najpierw daję wędkarzom znać, że nie potrzebuję ich pomocy. Potem próbuję się dostać na brzeg. Kiedy już tam jestem, pytam wędkarzy o miejsce, w którym się znajduję i jeśli to możliwe o mapę okolicy. Jeśli nie mają mapy, pytam ich o drogę do najbliższego miasta lub wioski. |
Autor: | Pan Kreton Dykta 10 [ Pn, 25 lip 2016, 14:19 ] |
Tytuł: | Re: Let The Story Begin - Rogrywka I rozdziału. |
A) Idę walczyć na rękę z Rudolphem. No tak jak najlepiej, na początku dam mu trochę przewagi a potem zaczynam walczyć jak najlepiej potrafię. Jeżeli wygram to mówię że drugą konkurencję pewnie też wygram, a jak przegram to tego nie mówię. |
Autor: | Dizel [ Cz, 28 lip 2016, 09:27 ] |
Tytuł: | Re: Let The Story Begin - Rogrywka I rozdziału. |
Autor: | Dawid6 [ Cz, 28 lip 2016, 09:59 ] |
Tytuł: | Re: Let The Story Begin - Rogrywka I rozdziału. |
d), f), g) - Panowie, spokojnie, jestem z Rex Tales - mówię szybko, po czym ściągam płaszcz (NARESZCIE), prezentując okazały tatuaż na klatce piersiowej. Wyjaśniam, że jestem magiem lodu (a kulturystą to niezbyt) i chciałem potrenować trochę jazdę na desce po lodzie... Bo... Eee... Może to nowa dyscyplina sportowa będzie kiedyś czy coś, zresztą członkowie RT nie są chyba zbyt normalni, prawda? Niestety, opowiadam, z jazdy nic nie wyszło, bo spostrzegłem siejącą terror krowę i, widząc, że dzierżę w rękach deskę, postanowiłem dać jej nauczkę, lecz ta uciekła. Proponuję eleganckim panom zajęcie się sprawą krowy lub coś w tym stylu, gdyż osobiście uważam, że mi się nie chce lepiej przysłużę się społeczeństwu wypełniając jakąś misję, poza tym wydaje się ona ciężkim przeciwnikiem, a ja nie mam nawet 60. poziomu. Pozdrawiam ich i oddalam się (jeśli pozwolą). Następnie idę z Casiusem przed tablicę zadań i konsultuję z nim wybór jednego z nich. |
Autor: | Czarnoksieznik [ Cz, 28 lip 2016, 11:19 ] |
Tytuł: | Re: Let The Story Begin - Rogrywka I rozdziału. |
a) Casius zastanawiał się przez chwilę nad wkroczeniem do akcji w roli adwokata Gollego, jednak prawie natychmiast zrezygnował. Z miną mówiącą tyle, co "ja go nie znam, nic tu nie zaszło, zaufaj mi, jestem przypadkowym przechodniem" ruszył w kierunku stoiska z rybami, zastanawiając się jednocześnie, czy zrobiłby Francisowi wielką krzywdę, zakładając mu kaganiec utworzony z ognia. Dotarłszy do stoiska, wybrał trzy dorodne ryby i zapłacił za nie. |
Autor: | Pan Kreton Dykta 10 [ Cz, 28 lip 2016, 11:56 ] |
Tytuł: | Re: Let The Story Begin - Rogrywka I rozdziału. |
Trochę długo się zastanawiam nad tym żartem. Kiedy już wymyśliłem, zastanawiam się do kogo by tu podejść, rozglądam się po stołówce i naglę zauważam Avę Starlight która jak zauważyłem interesowała się moim tańcem z użyciem Speed Force. Podchodzę więc do niej i opowiadam ten żart: Przychodzi Szef Gildii do Gildii i nagle wybuchł . Jeśli powie że żart który jej opowiedziałem jest naprawdę bardzo śmieszny to oddalam się z tryumfem do stolika gdzie siedzą Rajan z Moonsterem. |
Strona 2 z 9 | Strefa czasowa: UTC + 1 |
Powered by phpBB © 2000, 2002, 2005, 2007 phpBB Group http://www.phpbb.com/ |