  | 
	    
    
    
        | 
            
         | 
        
            Teraz jest Wt, 4 lis 2025, 17:20 
            
         | 
     
     
	
	 
  
	
	
		
			
				 
			 | 
		
			 Strona 1 z 1
  | 
			 [ Posty: 14 ]  | 
			 | 
		
	 
	 
			
	
	
	
        
        
            | Autor | 
            Wiadomość | 
         
        
			| 
				
				 Johanna 
				Bardzo Stary Norman 
				
					 Dołączył(a): Śr, 18 mar 2009, 10:54 Posty: 725
						 Naklejki: 3
					
				 
				 
			 | 
			
				
				  Gryzelda  
					
						ROZDZIAŁ 1
 
 Kretes rozciągnął się na swojej połowie łóżka. Jego satynowa
 piżama w paski przyjemnie zaszeleściła; przez okno wpadł do
 pokoju podłużny promień światła, który, przesunąwszy się po
 podłodze, zaświecił Kretesowi prosto w oczy. 
 "No nie wieerzę..." - wymamrotał kret i przewrócił się na drugi bok.
 Jeżeli nigdy nie widzieliście naszego bohatera bez gogli 
 (Kretes zdejmuje je na noc), to, wierzcie mi, pęklibyście ze śmiechu.
 Ze słodkiego stanu półdrzemki wybudził go głos Molly:
 "Kretesku, telefon do ciebie" - oznajmiła głosem osoby
 z wiecznym katarem (pamiętacie zapewne głos kretonki
 z gier z Reksiem). Biedaczek wystawił za krawędź łóżka jedną łapkę,
 potem drugą, wreszcie zeskoczył z posłania, ciągnąc za sobą kołdrę 
 i prześcieradło. Przetarł oczy i sięgnął po omacku po swoje gogle.
 Ziewając, umocował je na nosie, i wydając z siebie
 nieartykułowane dźwięki (których tu nie przytoczę, bo odechciałoby
 się wam czytać to opowiadanie) wyszedł z pokoju. 
 Po piętnastu sekundach doczłapał do telefonu i chwycił słuchawkę,
 przykładając ją do ucha (czy krety mają uszy?).
 "Haalooo?" - sapnął. Stał przez chwilę z nieco głupkowatym 
 wyrazem twarzy, po czym wykrzyknął: "O Matku! Myślałem że
 nigdy nie zadzwonisz!". W drzwiach kuchni pokazała się Molly
 ze zmarszczonymi brwiami i patelnią w ręku. Kretes wyszczerzył
 się do niej infantylnie i odwrócił plecami. Kolejne kwestie
 wypowiadane przez niego brzmiały: "No nie wierzę", "Znowu?!", 
 "Jasne że tak", "Gdzie?!", "O Matku, dobra!".
 Zrezygnowany odłożył słuchawkę. "Kto to był?" - usłyszał pytanie Molly.
 "Moja siostra" - odparł. Zdenerwowanie momentalnie znikło z pyszczka 
 kretonki, ustępując miejsca zaciekawieniu. "Czego chciała?" 
					
  
			 | 
		 
		
			| So, 28 mar 2009, 10:40 | 
			
				
					 
					
					 
				 
			 | 
    	
		 
	
	
		  | 
	 
	
			| 
				
				 Johanna 
				Bardzo Stary Norman 
				
					 Dołączył(a): Śr, 18 mar 2009, 10:54 Posty: 725
						 Naklejki: 3
					
				 
				 
			 | 
			
				
				   
					
						ROZDZIAŁ 2
 
 "Nie uwierzysz" - odparł Kretes i wślizgnął się do kuchni. Usiadł na
 drewnianym stołku i westchnął. Molly także spoczęła - ale
 na krześle stojącym w przeciwległym rogu kuchni
 "No mówże wreszcie!" - rozkazała zniecierpliwiona.
 Kretes posłał jej dziwne, powiedziałabym: nieobecne spojrzenie.
 Westchnął po raz wtóry, ale zaczął mówić. "Molly...
 Gryzelda wyjechała kilka miesięcy temu na wakacje - do Kwameryki.
 Miała się odezwać, jak tylko przyjedzie
 na miejsce, ale od września nie dała znaku życia -
 spojrzał wymownie na wielki napis "Styczeń" widniejący
 na kuchennym kalendarzu. Dzisiaj zadzwoniła i
 nagle fiu, bździu, jakieś nowiny mi tu przynosi! Ty sobie
 zdajesz, krecie, sprawę? Nie odzywa się przez pięć miesięcy,
 ja się zamartwiam na śmierć, już myślę, czy nie zawiadamiać
 milicji, policji i zakładów pogrzebowych, a tu nagle" -
 przerwał Kretes z braku powietrza, bowiem mówił
 szybko i bez wyraźnych przerw między wyrazami.
 "Aż tu nagle," - wznowił swoją mowę - "Dzwoni siostra 
 i ni stąd, ni zowąd: <Witaj Kreciu, chciałam Cię
 zaprosić na mój ślub!>" Kretes usłyszał trzask 
 spadającego krzesła. Molly stanęła jak wryta. Patrzyła
 na niego z wytrzeszczonymi oczyma: "Niee." - 
 - stwierdziła. "Nie dam się nabrać".
 Kretes zmarszczył brwi. "A dlaczego to nagle, w takim
 ważnym momencie, miałbym sobie żartować?"
 Uśmiechnął się niespodziewanie i rzekł: "Usiądź.
 Tak więc, Gryzia zaprosiła nas - mnie i ciebie - na swój ślub, który
 odbędzie się za dwa tygodnie w Kwaszyngtonie..." 
 "Gdzie?"- krzesło Molly ponownie uderzyło o podłogę.
 "Siadaj! Ja też się zdziwiłem. Załatwiła nam miejsca w hotelu,
 mamy zaprosić też Reksia i Kari-Matę-Hari. Prosiła,
 żebyśmy przyjechali trochę wcześniej, bo chciałaby was poznać,
 i urządzić sobie z wami" - tu Kretes przewrócił oczami - "wyprawę
 po sklepach, centrach handlowych i lumpeksach w poszukiwaniu
 sukienki, rajstop, butów, welonu, cieni do powiek, kremów
 nad uszy i pod oczy, maszkarów..." - przerwał, chichocząc.
 "Mascary, baranie!" - uśmiechnęła się Molly.
 "Ok, ok. A więc podkładów, fluidów, pudrów, szminek i błyszczyków.
 Chciała też, byście pomogły jej wybrać odpowiedniego
 fryzjera, kosmetyczkę i gastronoma - wszystko specjalnie
 na tę okazję!" - zakończył triumfalnie Kretes. 
 Molly wyglądała, jakby wygrała milion w totka. 
					
						_________________Pozdrawiam, Johanna.
 Jeżeli chcesz nowych emblematów w galerii, wyszukaj mi screena. To takie proste...
A i tak nie mam żadnych zgłoszeń   
					
  
			 | 
		 
		
			| So, 28 mar 2009, 19:38 | 
			
				
					 
					
					 
				 
			 | 
    	
		 
	
	
		  | 
	 
	
			| 
				
				 Johanna 
				Bardzo Stary Norman 
				
					 Dołączył(a): Śr, 18 mar 2009, 10:54 Posty: 725
						 Naklejki: 3
					
				 
				 
			 | 
			
				
				   
					
						ROZDZIAŁ 3
 
 Tydzień później wszystkie krecie szafy, półki i szuflady
 zostały opróżnione ze wszystkich rzeczy, które mogłyby
 zaliczać się do przydatnych w podróży. Molly, ubrana 
 w czerwony kostium (składający się ze skórzanej 
 kurteczki i takiejż spódniczki) i z misternie uczesanym 
 kokiem jakimś cudem utrzymującym się jeszcze na głowie,
 czekała w progu domu, pobrzękując kluczami i stukając
 obcasem lakierowanej szpilki. "Kochanie!"-zawołała.
 "Już idę, Molly!" - odkrzyknął Kretes. Wreszcie zjawił
 się w progu sypialni. "I jak?" - zapytał nieśmiało.
 Ubrany w czarny, sztywny garnitur i równie sztywne
 błękitne spodnie oraz czerwoną muchę w prążki,
 wyglądał co najmniej dziwnie - ale Molly uśmiechnęła
 się tylko i stwierdziła: "Wyglądasz słodziutko".
 Kretes zmarszczył brwi. Nie takiego komplementu
 oczekiwał, ale nie zepsuło mu to humoru.
 Godzinę temu zapakował wszystkie bagaże 
 (a, wierzcie mi, było ich bardzo dużo) do
 bagażnika ich jeepa, po czym wziął szybki
 prysznic i ubrał się w ów ciekawy strój.
 Samolot do Kwaszyngtonu odlatywał o 14:00,
 a do lotniska mieli pół godziny drogi. Kretes
 wpakował się na miejsce kierowcy i poprawił gogle.
 Molly wdrapała się na siedzenie obok pięć minut później.
 Ruszyli. Nie licząc szpilki, która przebiła im kolejno
 dwie opony, a także chrabąszcza, który przeszedł im
 drogę i niemalże wpadł pod koła, podróż przebiegła
 bezproblemowo. Zostawiwszy samochód w
 dziale bagażowym (kreci jeep był niewielki, toteż po
 krótkich negocjacjach zgodzono się zakwalifikować
 go jako bagaż), usiedli na swoich miejscach
 w samolocie. Molly wyjęła walkmana i włożyła słuchawki
 do uszu (pytam po raz drugi: czy krety mają uszy??).
 Kretes wiercił się niespokojnie w swoim sztywnym
 stroju, aż zdecydował udać się do samolotowej łazienki
 w celu tymczasowej zmiany odzieży. Wrócił
  w szarym t-shircie z napisem "LOVE MOLLY",
 który zakupił na Kurakis na targu gadżetów (dostępne
 były jeszcze czterdzieści cztery imiona żeńskie) oraz
 w bawełnianych, czarnych dresach.
 "Ju ken stend ande maj ambrela, ela, ela, e-e-e!" -
 - Śpiewała Molly wraz z walkmanem, kiwając
 się do taktu z zamkniętymi oczyma.
 "Molly" - zwrócił jej uwagę Kretes. Ona zaś zamilkła,
 patrząc na niego wyczekująco. "Tak, kochanie?"
 "Zachowuj się, wszyscy na nas patrzą!" -
 - wyszeptał jej do ucha Kretes (hmm. Czy krety
 mają uszy?...) Molly zarumieniła się i schowała 
 walkmana. Wyciągnęła z torebki "Przeminęło 
 z wiadrem" i zagłębiła się w lekturze.
 Kretes usiadł obok i zaczął podziwiać 
 widoki. Do końca podróży zostały cztery godziny. 
					
						_________________Pozdrawiam, Johanna.
 Jeżeli chcesz nowych emblematów w galerii, wyszukaj mi screena. To takie proste...
A i tak nie mam żadnych zgłoszeń   
					
  
			 | 
		 
		
			| N, 29 mar 2009, 10:40 | 
			
				
					 
					
					 
				 
			 | 
    	
		 
	
	
		  | 
	 
	
			| 
				
				 Johanna 
				Bardzo Stary Norman 
				
					 Dołączył(a): Śr, 18 mar 2009, 10:54 Posty: 725
						 Naklejki: 3
					
				 
				 
			 | 
			
				
				   
					
						ROZDZIAŁ 4
 
 Samolot wylądował równo w południe. Nie będę opisywała
 drogi z lotniska do mieszkanka Gryzeldy, gdyż uważam to
 za zbędne - oprócz kolejnej pinezki w kole jeepa nic
 ciekawego się nie zdarzyło. Molly zdenerwowana 
 po raz sto dwudziesty piąty zerknęła na wyświetlacz
 swojego Siemięsa. "aleja Mleczna pięć" - przeczytała.
 "Molly... nie musisz mi tego tyle razy powtarzać.
 Wiesz, że znam ten adres na pamięć" - odparł
 Kretes. Molly usadowiła się wygodniej na przednim
 siedzeniu i popatrzyła przez okno. 
 
 "Jesteśmy na miejscu!" - zawołał Kretes. Odpiął
 pas, przekręcił kluczyk, otworzył drzwiczki
 i zsunął się z siedzenia na beton. "Żartujesz?.." -
 - wymamrotała sennie Molly, która ucięła sobie
 krótką drzemkę. Wysiadła i zmarszczyła brwi.
 "To na pewno tutaj?" - wyraziła swoje 
 wątpliwości. Przed małym parkingiem
 wznosił się domek jednorodzinny wybitnej
 wielkości. Miał dwa piętra, ale też strych z wysokim
 sufitem, a jego dach zdobiły nowe, lśniące, czerwone
 dachówki. Przed budynkiem znajdowały się dwa
 ogródki: warzywny i kwiatowy, a także mały
 sad i dwa malutkie skalniaki. Kretes zagwizdał,
 zadzierając głowę wysoko w górę. "Ładna
 chatka..."- wyszeptał sam do siebie, ale
 w tej właśnie chwili zorientował się, że
 powinien odpowiedzieć na pytanie żony:
 "No jasne, że to tu. Dokładnie tak mi to 
 opisywała, ale nie potrafiłem tego sobie
 wyobrazić. Wchodzimy?" - zapytał Kretes.
 Molly uśmiechnęła się i kiwnęła głową.
 Była bardzo zdenerwowana. Kretes 
 podszedł do drewnianej furtki i nacisnął
 dzwonek. Po kilkunastu sekundach drzwi
 domu z czerwoną dachówką otworzyły się. 
					
						_________________Pozdrawiam, Johanna.
 Jeżeli chcesz nowych emblematów w galerii, wyszukaj mi screena. To takie proste...
A i tak nie mam żadnych zgłoszeń   
					
  
			 | 
		 
		
			| Pn, 30 mar 2009, 13:55 | 
			
				
					 
					
					 
				 
			 | 
    	
		 
	
	
		  | 
	 
	
			| 
				
				 Johanna 
				Bardzo Stary Norman 
				
					 Dołączył(a): Śr, 18 mar 2009, 10:54 Posty: 725
						 Naklejki: 3
					
				 
				 
			 | 
			
				
				   
					
						ROZDZIAŁ 5
 
W drzwiach ukazała się postać, która szybko ruszyła do bramy, by otworzyć furtkę. 
 Po zadziwiająco zgrabnym biegu na wysokich
 obcasach Kretes od razu poznał, że jest to nie kto inny, jak jego
 siostra. Ubrana była w białą bluzkę z szerokimi rękawami i czarną 
 spódnicę w białe, fantazyjne kwiaty. Jej prawą rękę i lewą nogę
 zdobiły łącznie cztery cienkie, błyszczące bransoletki w kolorze
 srebrnym. Na nogach miała czarne gladiatorki na - jak zwykle -
 zadziwiająco wysokich obcasach, zaś włosy zostały ułożone
 w kucyk z burzy malutkich warkoczyków, zakończonych 
 różnokolorowymi koralikami. Oczy Gryzeldy były obwiedzione
 czarną, grubą kreską, a z uszu zwisały dwa kolczyki
 w kształcie i kolorze plasterków pomarańczy. Kiedy dotarła do bramy
 i uporała się z zamkiem, Kretes rzucił się jej w objęcia.
 "Gryziu!" - zawołał. Podczas gdy rodzeństwo wymieniało
 uściski, Molly stała grzecznie z boku, myśląc, jak nie powiedzieć
 jakiejś bzdury przy powitaniu. Była bardzo zdenerwowana.
 Wreszcie uwaga Gryzeldy została skierowana ku kretonce.
 "A o jest pewnie twoja żona..? Bardzo mi miło, jestem
 Gryzelda. ekhm" - odchrząknęła. Wydawała się jeszcze
 bardziej zmieszana od Molly. "Jestem Molly"- uśmiechnęła
 się kretonka. "Hm. To może chcielibyście poznać
 mojego narzeczonego?... Jest akurat u mnie. Wejdźcie!" -
 - zaprosiła grzecznie Gryzelda. Weszli gęsiego - najpierw
 Kretes, potem Gryzelda i Molly, jeśli to ma jakieś znaczenie -
 - przez furtkę, a następnie, po pokonaniu krótkiej, brukowanej
 dróżki, siostra Kretesa otworzyła drzwi. Przeszli z wytapetowanego
 na beżowo przedpokoju po schodach na górę. Przy stole 
 w jadalni, na puszystej pufce siedział narzeczony Gryzeldy.
 (Przepraszam za krótkie rozdziały . Już niedługo rozdział 6.
 Proszę o opinie   )  
					
						_________________Pozdrawiam, Johanna.
 Jeżeli chcesz nowych emblematów w galerii, wyszukaj mi screena. To takie proste...
A i tak nie mam żadnych zgłoszeń   
					
  
			 | 
		 
		
			| Wt, 31 mar 2009, 18:11 | 
			
				
					 
					
					 
				 
			 | 
    	
		 
	
	
		  | 
	 
	
			| 
				
				 Johanna 
				Bardzo Stary Norman 
				
					 Dołączył(a): Śr, 18 mar 2009, 10:54 Posty: 725
						 Naklejki: 3
					
				 
				 
			 | 
			
				
				   
					
						ROZDZIAŁ 6
 
 Narzeczonym Gryzeldy okazał się wysoki szczurek o błękitnych
 oczach i sympatycznym uśmiechu. Ubrany był w luźny T-shirt
 z napisem "Kurnik ZaGrzeb" i czarne spodnie typu bojówki;
 Miał czarne, krótko obcięte włosy. Na widok gości zerwał się
 z krzesła, przejechał łapką po głowie, poprawiając sobie 
 przy okazji grzywkę, a następnie, nieco zakłopotany,
 podszedł do Kretesa. "Ehkm."- odchrząknął. "Ee.. Witam,
 ja.. jestem narzeczonym Gryzeldy... A pan to zapewne
 Kretes, nieprawdaż?" - zapytał z uśmiechem, wyciągając
 doń łapkę. "Owszem, owszem" - wymamrotał Kretes.
 "A pan to..?". Szczurek spłonął rumieńcem typu
 "Wiedziałem, że o czymś zapomnę!". "Mam na imię 
 Florian." - oznajmił. "Bardzo mi miło" - oświadczył Kretes.
 "A to jest moja żona, Molly." - wskazał łapką na wiadomą
 osobę. "Ehm. To jak się już wszyscy znamy, to może...
 hm. Zjecie coś?" - wybrnęła Gryzelda. Podczas gdy zebrani
 siadali na pufkach przy niskim stole, Gryzelda podbiegła
 na swoich wybitnie wysokich butach do półki, z której
 wyjęła porcelanową miskę pełną ciastek i cztery szklanki.
 Postawiwszy to wszystko na stoliku, nalała do nich 
 (do szklanek, nie do ciastek) sok jabłkowy, stojący już
 pierwotnie na owym drewnianym meblu. Przysunęła
 sobie pufkę, wbiła ząbek w ciastko, przeżuła, połknęła
 i zaczęła opowiadać: "To mieszkanie, moi drodzy,
 wynajęłam na czas pobytu tutaj. Poznaliśmy się 
 z Florianem na kursie uzupełniającym po studiach 
 z genealogii... Tak, on też się tym interesuje.
 Hm.. Po ślubie zamierzamy kupić 
 mieszkanie niedaleko waszego podwórka, dwa osiedla
 dalej... Znaleźliśmy bardzo atrakcyjną ofertę w pewnej
 gazecie..."- mówiła przejęta Gryzelda.
 Kretes słuchał, ale myślami był na podwórku Reksia.
 Molly słuchała z takim zainteresowaniem, że gdyby 
 obok wybuchł pożar, najprawdopodobniej nie odwróciłaby
 nawet głowy. Florek natomiast nie słuchał w ogóle...
 Zajęty był oglądaniem roześmianych oczu Gryzeldy. 
					
  
			 | 
		 
		
			| Pt, 3 kwi 2009, 20:12 | 
			
				
					 
					
					 
				 
			 | 
    	
		 
	
	
		  | 
	 
	
			| 
				
				 Johanna 
				Bardzo Stary Norman 
				
					 Dołączył(a): Śr, 18 mar 2009, 10:54 Posty: 725
						 Naklejki: 3
					
				 
				 
			 | 
			
				
				   
					
						ROZDZIAŁ 7
 
 Zdaje się, że jestem winna wyjaśnienie, co działo się z
 Reksiem i Kari-Matą-Hari, również przecież
 zaproszonymi na ślub. Otóż Kari tuż przed wyjazdem 
 złamała łapę i obojczyk, próbując ślizgać się bez łyżew
 po stawie koło podwórka. Reksio został natomiast, 
 ponieważ biedna Kari nie mogła wstawać z łóżka, 
 a potrzebowała bezustannej pomocy. 
 Wróćmy do Kwaszyngtonu. Kilka dni przed ślubem
 rozpoczęły się gorączkowe wyprawy po sklepach
 Gryzeldy z Molly, w celu nabycia sukni ślubnej 
 oraz wszystkich niezbędnych dodatków. 
 Florek, który miał już wszystko przygotowane
 w dniu, w którym poznał szwagra i szwagierkę, wolny czas 
 spędzał głównie z Kretesem, ucinając pogawędki 
 o futbolu (oboje byli fanami Kurnik ZaGrzeb) i o 
 różnych innych sprawach.
 Wreszcie nadszedł ten dzień.
 
 W tymczasowym mieszkanku Gryzeldy:
 Molly, ubrana w seledynowy kostium (składający
 się ze spódniczki i kurteczki) stała na pufce i upinała 
 Gryzeldzie włosy (nadal w warkoczykach) w wymyślną
 fryzurę składającą się ze wstążek, białych
 koralików i gumeczek. Siostra Kretesa 
 stała tyłem do niej i obgryzała zawzięcie
 świeżo pomalowane i ozdobione tipsy.
 "Przestań" - poleciła Molly głosem osoby
 perfekcyjnie opanowanej. "Ale kiedy nie mogę" -
 zamarudziła Gryzelda. "Denerwuję się!" - 
 oznajmiła z pretensją. Ubrana była
 w białą, falbaniastą suknię ślubną za kolana, 
 ozdobioną malutkimi perełkami w części górnej,
 a cienkim, przezroczystym tiulem w dolnej.
 Wyjątkowo jej stopy zdobiły pantofelki na
 pięciocentymetrowym obcasie.
 Usta były pociągnięte delikatną, beżową
 szminką, a powieki pomalowane na biało
 (oczy były, naturalnie, obwiedzione czarną kreską).
 Molly, uporawszy się z fryzurą, zaczęła wtykać
 umiejętnie za spinki, kosmyki włosów i wstążeczki
 długi (bo trzymetrowy) welon. Gryzelda umitygowawszy 
 się zaś nieco, zaprzestała obgryzania paznokci 
 i skupiła się na widoku z okna.
 
 W hotelu "Fotel", w którym zatrzymali się Molly i Kretes:
 Kretes, ubrany w czarny garnitur i żółtą muchę w
 czarne róże, siedział na fotelu i patrzył na zegarek.
 Do ślubu zostało pół godziny.
 "Hej, Florek, pospiesz się" - poprosił.
 Z sąsiedniego pokoju wyłonił się podejrzanie
 czerwony Florian ubrany w garnitur, oraz 
 bardzo ciasno zawiązany krawat. "No nie wierzę"
 - oznajmił Kretes. Podszedł do Florka i poluzował
 mu krawat. "Ghh..." - poinformował Kretesa
 Florek i opadł na krzesło. "Dzełkii" - podziękował.
 Kretes ponownie spojrzał na zegarek. 
 "No już. Bo się spóźnimy" - rzekł. Wyszli z 
 hotelu, wgramolili się do jeepa i odjechali.
 
 Pod katedrą:
 Molly i Gryzelda stały na podwórku, czekając
 na Kretesa i Floriana. "Już są" - ucieszyła
 się Gryzia, widząc parkujący obok jeep.
 I wtedy... Ciemna, zamaskowana
 postać wyskoczyła zza muru ogradzającego
 parking. Podejrzany osobnik niesłychanie 
 szybko podbiegł pod katedrę, i zanim ktoś zauważył, 
 co się stało, chwycił Gryzeldę wpół,
 przerzucił sobie przez ramię i...
 Nikt nie widział, gdzie zniknął porywacz.
 Nigdzie nie było go widać, ale 
 przez kilka następnych minut w uszach
 osłupiałych świadków rozbrzmiewał
 potworny krzyk przerażonej Gryzeldy...
 
 .... 
					
  
			 | 
		 
		
			| Pt, 3 kwi 2009, 20:13 | 
			
				
					 
					
					 
				 
			 | 
    	
		 
	
	
		  | 
	 
	
			| 
				
				 Johanna 
				Bardzo Stary Norman 
				
					 Dołączył(a): Śr, 18 mar 2009, 10:54 Posty: 725
						 Naklejki: 3
					
				 
				 
			 | 
			
				
				   
					
						ROZDZIAŁ 8
 
 Gryzelda powoli rozchyliła powieki. Niewyraźny świat
 zakołysał się jej przed oczyma. Czuła się, jakby słoń
 usiadł jej na głowie. Dźwignęła się na dłoniach, aby 
 usiąść, ale sekundę potem znowu straciła przytomność.
                                
                                      ***
 
 Gryzelda obudziła się jakąś godzinę potem. Uświadomiła
 sobie, że znajduje się w małym pomieszczeniu o 
 ścianach-lustrach. W pierwszej chwili przestraszyła
 się swojego odbicia. Jej postrzępiona suknia ślubna
 wyglądała teraz jak kreacja Kapciuszka przed balem,
 a koszmarnego widoku dopełniały rozczochrane
 włosy, pokryte czarnym, dziwnym pyłem, dwa siniaki
 na policzkach i krew spływająca powoli z dolnej wargi.
 Gryzelda wstrząsnęła się i otarła usta resztką materiału,
 leżącego na podłodze. Odruchowo przygładziła 
 wronie gniazdo na swojej nieszczęsnej głowie
 i zamknęła oczy, zdjęta przeczuciem, że owych
 dziesięć czy jedenaście Gryzeld patrzących 
 na nią ze ścian zaraz wyjdzie z luster i rzuci 
 się na nią (uwaga: to były tylko szalone 
 urojenia wycieńczonej myszy; nie bierzcie 
 tego na serio, bo chociaż wiem, że 
 wyobrażaliście sobie zapewne już o wiele
 straszniejsze rzeczy, nie chciałabym
 brać odpowiedzialności za wasze senne
 koszmary). Usiadła na podłodze i zmarszczyła
 brwi. W tym momencie jedno lustro uchyliło 
 się (tak, to były drzwi) i do "pokoju" wpadła 
 z hukiem dziwna postać.
 
 CDN. 
					
  
			 | 
		 
		
			| N, 12 kwi 2009, 16:02 | 
			
				
					 
					
					 
				 
			 | 
    	
		 
	
	
		  | 
	 
	
			| 
				
				 Johanna 
				Bardzo Stary Norman 
				
					 Dołączył(a): Śr, 18 mar 2009, 10:54 Posty: 725
						 Naklejki: 3
					
				 
				 
			 | 
			
				
				   
					
						ROZDZIAŁ 9
 
 Ową dziwną postacią okazał się być niski,
 bo sięgający Gryzeldzie ledwo do pasa,
 szczurek. Nie, nie był taki młody; rysy jego
 pyszczka zdradzały, że miał około 40 lat.
 Ubrany był w niby starożytną, białą togę
 i niebezpiecznie mrużył oczy. Przyskoczył
 do Gryzeldy i uniósł ją z wielką siłą tak
 wysoko, na ile pozwalała jego filigranowość.
 Zaatakowana krzyknęła i poczęła się wyrywać,
 niestety - bezskutecznie. Szczurek spojrzał
 jej w oczy i wycedził: "Gdzie oni są?".
 "Kto?" - chciała wiedzieć zdezorientowana 
 mysz. "Nie udawaj głupiej!" - upuścił
 ją na podłogę. "Kto, kto?" - zaczął niezbyt
 umiejętnie przedrzeźniać Gryzeldę, 
 skacząc "wdzięcznie" do pokoju.
 "Chesz wiedzieć, kto?" - przyskoczył do niej
 ze złowieszczym błyskiem w oku. 
 Gryzelda jakby wrosła w ścianę. Patrzyła
 na napastnika nie tyle przestraszona,
 co zdezorientowana.  "Berenika i Albin!" -
 żachnął się szczurek. "C-c-c..c-o?" -
 wyjąkała Gryzelda. "Mo-o-i rodzi-cee?" 
 "Berenika i Albin... Uciekli! Wszystko
 wyjdzie na jaw, wszystko!... Achh..." - zawył
 szczurek. Wybiegłszy za drzwi, trzasnął
 nimi tak, że szkło wypadło z ich framugi,
 rozpryskując się milionem kawałeczków na 
 podłodze i tym samym raniąc, na szczęście
 niezbyt dotkliwie, Gryzeldę. "Moi rodzice...
 Uciekli? Oni... oni żyją..."- pomyślała 
 Gryzelda energicznie wstając.
 "Dość już tych zagadek. Dowiem się wszystkiego" - 
 to pomyślawszy, wyskoczyła przez 
 połamaną framugę na korytarz, tym samym
 skazując na jeszcze jedną dziurę swoją
 (niegdyś piękną) suknię ślubną.
 
 CDN. 
					
						_________________Pozdrawiam, Johanna.
 Jeżeli chcesz nowych emblematów w galerii, wyszukaj mi screena. To takie proste...
A i tak nie mam żadnych zgłoszeń   
					
  
			 | 
		 
		
			| N, 19 kwi 2009, 08:47 | 
			
				
					 
					
					 
				 
			 | 
    	
		 
	
	
		  | 
	 
	
			| 
				
				 Johanna 
				Bardzo Stary Norman 
				
					 Dołączył(a): Śr, 18 mar 2009, 10:54 Posty: 725
						 Naklejki: 3
					
				 
				 
			 | 
			
				
				   
					
						ROZDZIAŁ 10
 
 Długi, wąski korytarz wyłożony był błękitnym, wyblakłym dywanem,
 a jego ściany pokryte starymi, połamanymi panelami owiniętymi 
 pajęczynami. Gryzelda aż się wzdrygnęła na ich widok.
 Widziała kilkanaście drzwi, wszystkie wmontowane były 
 w lewą ścianę; na prawej wisiały szczątki starych, zamalowanych
 płócien w połamanych ramach. Gryzelda zmarszczyła brwi
 i podeszła do pierwszych drzwi. Szarpnęła klamkę, która
 zaskrzypiała cicho; drzwi stanęły otworem. Mysz weszła na 
 paluszkach; ujrzała bardzo mały pokoik, na którego wyposażenie
 składało się niskie krzesło, okrągły stoliczek i dość duża 
 meblościanka, na której stała moc książek - w większości
 równie starych, jak wszystko, co dotąd Gryzelda widziała
 w tym dziwacznym domu. Nagle jej uwagę przykuła
 otwarta, cienka książka leżąca na okrągłym stoliczku; 
 weszła do pokoju i zaczęła czytać.
 "Nici z mojej kariery! Jak mam zostać królem
 i zawładnąć światem, skoro A. i B. uciekli?
 Jeżeli sprzedadzą te informacje dla mediuw,"
 - Gryzelda uniosła wymownie brwi na widok
 na banalnego błędu ortograficznego -
 "to jestem ugotowany! Po kiego grzyba więziłem
 ich przez te piętnaście lat?! Mogę spokojnie
 zrezygnować z kariery króla, jeśli świat 
 dowie się, kim naprawdę jestem!" -
 - Gryzelda zamknęła oczy i przeanalizowała
 w myślach treść notatki Szczurka.
 Przewróciła kilka kartek wstecz; natrafiła na fragment
 napisany grubym, czerwonym flamastrem. 
					
						_________________Pozdrawiam, Johanna.
 Jeżeli chcesz nowych emblematów w galerii, wyszukaj mi screena. To takie proste...
A i tak nie mam żadnych zgłoszeń   
					
  
			 | 
		 
		
			| Wt, 21 kwi 2009, 14:40 | 
			
				
					 
					
					 
				 
			 | 
    	
		 
	
	
		  | 
	 
	
			| 
				
				 Johanna 
				Bardzo Stary Norman 
				
					 Dołączył(a): Śr, 18 mar 2009, 10:54 Posty: 725
						 Naklejki: 3
					
				 
				 
			 | 
			
				
				   
					
						ROZDZIAŁ 11
 
 Kartka zapisana czerwonym flamastrem pochodziła,
 jeżeli wierzyć zapiskom w prawym górnym jej rogu,
 sprzed dwóch miesięcy. Ów wielki napis na niej
 głosił "UWIEŁZIĆ ALBINA I BERENIKE", co wskazywało
 na raczej niski poziom wiedzy z zakresu ortografii
 autora zapisków. Gryzelda usłyszała ciche kroki
 gdzieś na górze; ktoś skradał się piętro wyżej.
 Szybko zamknęła notatnik i położyła go z powrotem
 na okrągłym stoliczku, po czym cicho wybiegła 
 z pokoju i zamknęła za sobą skrzypiące drzwi.
 Wtedy dopiero dotarło do niej, co powinna zrobić:
 Skoro ten demoniczny szczurek uwięził jej
 rodziców i tak się wściekł, kiedy oni uciekli,
 to i ona powinna jak najszybciej znaleźć wyjście
 z tej dziwnej budowli, zanim zostanie poddana 
 procesom wyciągnięcia z niej informacji o 
 pobycie Albina i Bereniki, których zresztą nie
 miała. Rzuciła się więc biegiem przez zakurzony
 korytarz, starając się robić jak najmniej hałasu.
 Jakimś cudem już po pięciu minutach błądzenia
 dotarła do wysokich schodów prwadzących do
 głównych drzwi. Gryzelda zaczęła biec w ich
 stronę, gdy najle usłyszała jakieś skrzypnięcie.
 "Szczurek!" - pomyślała. Przywarła do ściany
  i zaczęła nerwowo szukać wzrokiem jakiejś
 kryjówki. Nagle zauważyła małe drzwiczki w ścianie.
 Pociągnęła za zardzewiałą, małą gałkę i wgramoliła
 się do środka, cicho przymykając dzrzwi.
 W środku było całkowicie ciemno, a do tego
 wszędzie było mnóstwo jakichś małych, twardych
 bryłek. Gryzelda zamarła w bezruchu w obawie 
 przed demonicznym szczurkiem, który mógł
 przecież w każdej chwili odkryć jej kryjówkę.
 "Uhm"- rozległo się tuż pod jej uchem.
 Gryzeldzie serce podeszło do gardła i chyba
 tylko to uchroniło ją przed dzikim krzyknięciem.
 Przez jej małą główkę przemykały z prędkością
 światła dziwne i nierzadko głupie wizje,
 jakie często nawiedzają istotę śmiertelnie
 przestraszoną: "gnom, duch, potwór,
 mrówki, ufo?!" - myślała zdenerwowana
 do granic wytrzymałości. Kiedy w końcu
 dotarła do niej bezmyślność swoich pomysłów,
 zapiszczała cicho głosem zmienionym od
 strachu: "IES TU KOŚ?.."
 W odpowiedzi tajemnicza postać poruszyła 
 się lekko i wyszeptała: "cii... czy on
 tu jeszcze jesst?"
 
 cdn. 
					
						_________________Pozdrawiam, Johanna.
 Jeżeli chcesz nowych emblematów w galerii, wyszukaj mi screena. To takie proste...
A i tak nie mam żadnych zgłoszeń   
					
  
			 | 
		 
		
			| So, 25 kwi 2009, 09:00 | 
			
				
					 
					
					 
				 
			 | 
    	
		 
	
	
		  | 
	 
	
			| 
				
				 Johanna 
				Bardzo Stary Norman 
				
					 Dołączył(a): Śr, 18 mar 2009, 10:54 Posty: 725
						 Naklejki: 3
					
				 
				 
			 | 
			
				
				   
					
						ROZDZIAŁ 12
 
 "Ja... Kim jesteś?"- wyszeptała Gryzelda.
 "Albin" - zabrzmiał głos, który sprawił,
 że myszy zakręciło się w głowie. Serce
 zaczęło bić jej tak szybko, jak nigdy,
 a łzy zabrały się w kącikach oczu.
 "Ta..tatuś?" - teraz już naprawdę płakała.
 "Tatuś? Ta...Tato! " - wyszeptała, przytuliwszy
 się do milczącej postaci. Poczuła, że
 jakaś miękka łapka głaszcze ją po 
 głowie. "Gryziu!" - usłyszała bardzo
 cichy głosik, jakże inny od mocnego
 barytonu Albina. Gryzeldzie
 ponownie zakręciło się w głowie.
 "Mamusiu! Mamo! Mamo! Mamo..."
 - powtarzała, bucząc w miękką
 tkaninę jej bluzki, podczas
 gdy Berenika głaskała ją po głowie.
 Nagle usłyszała ciche skrzypnięcie.
 Podłużny promień bladego światła
 wdarł się do ciasnego, ponurego
 składziku. Albin wygramolił się na
 zewnątrz, cicho otrzepał ubranie
 i pomógł Berenice i Gryzeldzie
 wyjść. Dopiero wtedy Gryzelda
 zobaczyła ich twarze: choć
 niezmiernie zmęczone i brudne,
 to pełne takiego zachwytu 
 i wzruszena, że nie sposób było
 nie nazwać ich pięknymi.
 Berenika zaczęła układać ręce
 w różnych pozycjach, poruszając
 bezgłośnie ustami. Albin
 chwycił obie panie za ręce
 i po cichu opuścili ponure zamczysko 
 demonicznego szczurka. Pobiegli
 w stronę lasu, który majaczył
 na horyzoncie, wciąż trzymając
 się za ręce. 
 
 Po półgodzinie marszu zatrzymali się.
 "Gryzeldo." - Albin przełknął głośno
 ślinę, a po jego policzku popłynęła
 łza. "Jak nas znalazłaś...? Kochanie."
 - ostatnie słowo wypowiedział szeptem.
 "On mnie porwał, ten szczurek" -
 zaczęła Gryzelda, ale Albin
 jej przerwał. "Nie. Nie mówmy o tym...
 Nie teraz. Gryzeldo... Ale wyrosłaś"
 - uśmiechnął się Albin przez łzy.
 "Mamo?" - Gryzelda odwróciła
 się do Bereniki. Domyśliła się
 sytuacji, więc przytuliła się do niej
 i przywarła uchem do jej ust.
 "Kocham cię" - usłyszała
 cichutki szept. "Ja was też
 bardzo kocham... Mamo i Tato" - 
 zabuczała znowu Gryzelda.
 "Nie mogę w to uwierzyć..."
 Rozmowom nie było końca. 
 Jakież było zdziwienie rodziców Gryzi,
 gdy dowiedzieli się o jej ślubie...
 Niedługo potem ruszyli dalej przez
 las, a już kilka godzin później 
 zauważyli majaczącą w oddali 
 drewnianą chatkę. 
					
						_________________Pozdrawiam, Johanna.
 Jeżeli chcesz nowych emblematów w galerii, wyszukaj mi screena. To takie proste...
A i tak nie mam żadnych zgłoszeń   
					
  
			 | 
		 
		
			| So, 25 kwi 2009, 20:15 | 
			
				
					 
					
					 
				 
			 | 
    	
		 
	
	
		  | 
	 
	
			| 
				
				 Johanna 
				Bardzo Stary Norman 
				
					 Dołączył(a): Śr, 18 mar 2009, 10:54 Posty: 725
						 Naklejki: 3
					
				 
				 
			 | 
			
				
				   
					
						ROZDZIAŁ 13
 
 Z rozmów Gryzeldy z rodzicami wynikło,
 że dowiedzieli się oni o dość mrocznej przeszłości
 demonicznego szczurka, który, po kilku operacjach
 plastycznych i zmianie nazwiska postanowił
 zostać królem któregoś z mniejszych państw 
 Kweuropy a następnie - o, zgrozo - zawładnąć
 światem (dość to banalne, nieprawdaż?...).
 Ów szczurek postanowił uwięzić Albina i
 Berenikę, w obawie, że sprzedadzą oni
 informacje o nim mediom. Porwał ich
 pewnej nocy, gdy Gryzelda miała osiem lat,
 i do tej pory nie wypuścił. 
 Na szczęście udało im się uciec;
 Nie dziwcie się, że dopiero teraz, wszak
 szczurek nie odstępował ich o krok.
 Córka opowiedziała rodzicom
 o jej spotkaniu z Kretesem i o tym,
 że właśnie zamierzała wyjść za mąż.
 
 Wreszcie Albin, Berenika i Gryzelda 
 dotarli do drewnianego domku. 
 Czarni od sadzy i wykończeni, nie
 stwarzali zbyt pięknego widoku;
 Gryzelda wcisnęła trzykrotnie
 przycisk dzwonka. W drzwiach ukazał
 się olbrzymi, barczysty niedźwiedź 
 Grizzly, odziany w biały podkoszulek
 i błękitne dresy. Na ich widok 
 wybuchnął rubasznym śmiechem.
 "Czyżbym miał ugościć gawrony?" -
 błysnął niespodziewanie mądrym
 dowcipem, po czym huknął
 w głąb mieszkania: "Kasiu!".
 Chwilkę później w drzwiach
 ukazała się bardzo niska niedźwiedzica
 o zmęczonych oczach, ubrana w białą
 sukienkę w niebieskie grochy.
 "O! Jak wy wyglądacie! Wchodźcie,
 wchodźcie, właśnie jemy kolację,
 Ziutek! Przygotuj gościom kąpiel,
 nie stój tak!" - zrugała męża.
 Ten bez słowa wsunął się do mieszkania,
 skąd po chwili dobiegło przytupywanie
 i radosny śpiew: "i raz, i dwa,
 i bondjuel!" Gryzelda zachichotała
 mimo woli i razem z rodzicami
 weszła do drewnianego domku.
 
 Jakże wspaniałe potrafią być zbiegi
 okoliczności! Po pysznej kolacji
 i przebraniu się w czyste ciuchy
 (niestety, w rozmiarze XXXL,
 jak to na niedźwiedzie) okazało
 się, że Ziutek jest pilotem i posiadaczem
 prywatnego helikoptera, a historia
 Gryzeldy, Albina i Bereniki tak mu
 się spodobała, że postanowił
 podwieźć ich na miejsce (tzn.
 do Kwaszyngtonu). Po dwóch
 godzinach cała trójka pukała do
 wynajętego domku Gryzeldy,
 z którego dobiegało podejrzane wycie.
 "BUUUUU!"- usłyszeli po wkroczeniu
 do mieszkanka usianego czymś białym.
 Były to, jak się okazało, zużyte 
 chusteczki do nosa, a ów dźwięk
 wydawał załamany Florian.
 "GRYYYZIUU!" - zawył z drugiego
 pokoju. "Tu jestem!"- uśmiechnęła
 się Gryzelda, kładąc mu dłoń na ramieniu.
 "AAAA!" - przestraszył się Florek.
 "Gryzia??"-dodał chwilę potem, już normalnym
 tonem. "To... ty żyjesz!"- krzyknął. "Dzwonię
 po Kretesa i Molly!" - chwycił słuchawkę 
 telefonu. Niedługo potem całe mieszkanko
 tonęło we łzach Albina, Bereniki, Kretesa,
 Gryzeldy, Floriana oraz - uwaga -
 Reksia i Kari-Maty-Hari, która, wyleczywszy sobie
 łapę i obojczyk, przyjechała z mężem,
 by pomóc w poszukiwaniach Gryzeldy.
 Po czterech dniach wznowiono przygotowania
 do ślubu Floriana i Gryzeldy. 
					
						_________________Pozdrawiam, Johanna.
 Jeżeli chcesz nowych emblematów w galerii, wyszukaj mi screena. To takie proste...
A i tak nie mam żadnych zgłoszeń   
					
  
			 | 
		 
		
			| N, 26 kwi 2009, 15:58 | 
			
				
					 
					
					 
				 
			 | 
    	
		 
	
	
		  | 
	 
	
			| 
				
				 Johanna 
				Bardzo Stary Norman 
				
					 Dołączył(a): Śr, 18 mar 2009, 10:54 Posty: 725
						 Naklejki: 3
					
				 
				 
			 | 
			
				
				   
					
						ROZDZIAŁ 14, czyli ostatni.
 
Ślub miał się odbyć w maju.
 Gryzelda wraz Molly i Kari wybrały
 się na wycieczkę po sklepach z
 sukniami ślubnymi, po z tej pierwszej,
 jak nietrudno się domyślić, został
 tylko mały, biały strzępek wielkości 
 zeszytu A3. W końcu udało im się
 wybrać długą, kremową suknię
 na ramiączkach, zdobną w wielką
 kokardę z tyłu i małe perełki produkcji
 chińskiej. Rajstopy i pantofelki Gryzelda
 pożyczyła od Molly, bo miały ten sam
 rozmiar. Kari namówiła Gryzię na 
 zakup długich (za łokcie) białych
 rękawiczek ślubnych, a także krótkiego
 weloniku. Gryzelda nie zmieniła zdania
 co do fryzury - znów stanęło na wymyśnym
 połączeniu kucyków i koków z warkoczyków
 afrykańskich, przeplatanych mocą wstążek,
 plastikowych stokrotek i kuleczek (również
 produkcji chińskiej, jakżeby inaczej).
 Kari-Mata-Hari i Molly zdecydowały
 się na w włożenie jasnobłękitnych
 sukienek, zaś Florian na czarny garnitur i...
 "Mucha!", "Krawat!", "Mucha! - dobiegało
 z mieszkania Gryzeldy. "Mówię Ci, Florek,
 jak włożysz muchę, to..." - zaczął Kretes.
 "Kochanie, włóż krawat, doprawdy" - poparła
 swojego brata Gryzelda. "Krawaty są na topie" -
 kusiła Kari-Mata-Hari. "Hau hau hau hau" -
 argument Reksia był nie do pobicia.
 "Dobrze, niech już wam będzie" - westchnął
 smutno Florek, chowając wielką muchę
 w czerwono - białe grochy do szuflady.
 "Dzwoniliście do..." - pytanie Floriana
 przerwał dzwonek jego komórki.
 "Ooool dis tajm, ooo-oo ool dis tajm" -
 zabrzęczał aparat. "Hallo?" - odezwał
 się szczurek. "Co? Tak? Gdzie?! Już,
 już... Jasne. Ale z Kornelkiem? Tak?
 Oczywiście. No. To na razie" -
 zatrzasnął klapkę telefonu.
 "Kogut Wynalazca i Kornelek
 już tu lecą." - powiadomił.
 TYDZIEŃ PÓŹNIEJ 
 (list Gryzeldy do Ziutka i Kasi)
 Moi drodzy!
 Piszę dopiero dzisiaj, bo tak wiele miałam na głowie...
 Ślub mój i Floriana przebiegł w miarę bezprobemowo,
 nie licząc tego, że Kogut Wynalazca - to kolega Reksia
 (Reksio to kolega mojego brata, Kretesa) - przyszedł
 na uroczystość w swoim niebieskim fartuchu,
 a Korneliuszek w dresach. Szybko jednak opanowaliśmy
 sytuację; Udawszy się do hotelu, błyskawicznie
 uporali się ze zmianą strojów. Mieszkamy teraz
 na podwórku Reksia, Koguty skleciły nam chatkę
 koło kurników (gdybyście wiedzieli, z czego jest
 zrobiona!...). Zamierzamy poddać ją remontowi
 w najbliższym czasie. Mama i Tata zamieszkali
 2km od Stawu (leju czasowego), i bardzo często
 się odwiedzamy. Ogólnie dobrze, jesteśmy zdrowi itd.
 A wy? Jak wam się powodzi? 
 Odpiszcie jak najprędzej, drodzy przyjaciele
 Niedźwiedzie uściski załącza
 Gryzelda 
 PS Przesyłam słoik miodu z jajecznicą dla Ziutka.
                               
                                           KONIEC    
					
						_________________Pozdrawiam, Johanna.
 Jeżeli chcesz nowych emblematów w galerii, wyszukaj mi screena. To takie proste...
A i tak nie mam żadnych zgłoszeń   
					
  
			 | 
		 
		
			| N, 26 kwi 2009, 20:20 | 
			
				
					 
					
					 
				 
			 | 
    	
		 
	
	
		 | 
	 
	
	 
	 
	
	
		
			
				  
			 | 
		
			 Strona 1 z 1
  | 
			 [ Posty: 14 ]  | 
			 | 
		
	 
	 
 
	 
	
	
		Kto przegląda forum | 
	 
	
		Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 1 gość  | 
	 
	 
 
	 | 
	Nie możesz rozpoczynać nowych wątków Nie możesz odpowiadać w wątkach Nie możesz edytować swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz dodawać załączników
  | 
 
 
 
	     | 
	      | 
	 
	  |