|
|
Teraz jest Cz, 26 gru 2024, 05:53
|
|
Strona 1 z 1
|
[ Posty: 2 ] |
|
Kretes i rzeczywistość - niby znana lecz jakże inna.
Autor |
Wiadomość |
Stryj Mac
Mieszacz Zaprawy
Dołączył(a): Śr, 15 sie 2007, 13:43 Posty: 1426 Lokalizacja: Szczecin
Naklejki: 2
|
Kretes i rzeczywistość - niby znana lecz jakże inna.
Rozdział Pierwszy
Dawno już, oj dawno minęły czasy grania we własne gry komputerowe, przygód w czarnym Monolicie, czy jakże odległej przygodzie z Kapitanem Nemo w XIX wieku. Życie na podwórku nabrało tempa wolnego i ospałego. Takiego, jakie miało w zwyczaju miewać zanim Reksio zaczął przeżywać przygody, a właściwie to Przygody. Wszystko toczyło się normalnie. Jednak nie dla Kretesa. Co prawda narzekał on na ciągłe potrzeby „ratowania świata”, które razem ze swoim wiernym kompanem musiał spełniać. Tym razem jednak bez przygód czuł się równie źle jak wtedy, kiedy je przeżywał. Czasem nawet gorzej niż źle.
- I tak źle, i tak niedobrze… - lamentowała wciąż Molly.
Jednak i to miało się wkrótce zmienić.
Było ciepłe, czerwcowe popołudnie. Słońce miało się ku zachodowi, ale jednak nadal miało kaprys by pozostać dłużej na niebie. W czasie nie przeżywania przygód i nie odbywania innych poważniejszych rzeczy bohaterowie mieli trochę czasu wolnego. Reksio na przykład, postanowił odwiedzić dawno nie odwiedzanego, znajomego psa w Miasteczku. Molly i Kari-Mata siedziały na składanych, starych krzesełkach, pod wielkim zielonym parasolem i popijając popołudniową herbatkę dyskutowały o tym co jutro na obiad, gdzie sąsiadka chodzi do fryzjera, dlaczego ostatnio Sanepid zamknął pobliski sklep spożywczy i o tym podobnych rzeczach, o jakich panie zwykły rozmawiać. Kogut natomiast, myślał i wymyślał różne cuda techniczne, które chociaż trochę mogłyby usprawnić i „pokolorować”, szarą codzienność jaka ostatnio wdarła się na Podwórko. Kornelek wyjechał ostatnio na kilka dni, na Kuran by wspierać podupadającą, tamtejszą demokrację, oraz w miarę możliwości nakłonić robo-tników by zbudować drugą nitkę Drogi Mlecznej.
Kretes, niestety (a może i stety), nie robił nic szczególnego. Przynajmniej starał się. Bez namysłu klikał guziki pilota i „przeskakiwał” po kanałach jakie oferowała mu kablówka.
– Ech… – wzdychał. – Z przygodami źle, a bez nich to chyba jeszcze gorzej. Kiedyś to człowiek, a właściwie kret, marzył o ciepłym przytulnym domu, a jak już go ma, to wtedy nic nowego i nadal mu niedobrze. – mówił sam do siebie, po czym przewrócił się na drugi bok.
- Oj Kretesku, Kretesku… – mówiła Molly parząc w kuchni kolejną już herbatę. - Ty to byś tylko lamentował… - i wyszła na zewnątrz.
- Lamentował, lamentował nieprawda! Bzdury pleciesz! Aaaa… - odpierał ataki Kretes, ale w pewnym momencie zorientował się, iż jak to mówił „Morfeusz zbliża się nieubłaganie”. Zmożył go wreszcie sen. Marzył o tym by uciec od codzienności. Wkrótce miało to się zmienić i jego ciche marzenia o przygodzie… Tak, marzenia tego kreta, który chciał być wreszcie w domu. Miały się ziścić.
Ale o tym w następnym rozdziale. Mam nadzieję, że się wam spodoba. Stryj
_________________Stryj Mac jako Stryj Maćko [z wyeliminowanym polskim znakiem]. Moderuję kolorem niebieskim. Szukajcie a znajdziecie. Pozdrawiam. Piszę poprawnie po polsku.
|
So, 18 kwi 2009, 18:19 |
|
|
Stryj Mac
Mieszacz Zaprawy
Dołączył(a): Śr, 15 sie 2007, 13:43 Posty: 1426 Lokalizacja: Szczecin
Naklejki: 2
|
Rozdział Drugi
Kretes obudził się, a właściwie to spał jeszcze przez kilka minut, w miejscu zupełnie odległym od Podwórka. W miejscu, wręcz idealnym do przeżycia przygody.
- Aaaaa…. Chciałbym ja mieć jakąś przygo… Aaaaa! Gdzie ja jestem?! – zapytywał, a konkretniej wykrzykiwał, kret. Jego oburzenie przeplatane nieuświadomionymi wrzaskami było jak najbardziej wskazane. Leżał pośrodku… pola! W dodatku świeżo obsianego. Niezbyt przyjemna poranna, rześka bryza owiewała jego delikatne futerko, a patrząc na okolicę jego pobytu, nastał nie tak dawno temu ranek.
- Ale, to chyba nawet dobrze! W końcu jakaś przygoda mnie wreszcie czeka! – mówił do siebie nieświadomy jeszcze gdzie konkretnie jest, Kretes.
- A gdzie ja właściwie jestem? – zapytał nasz z lekka niedoinformowany bohater. Przed sobą ujrzał jedynie rozległe żółto-zielone pola obsiane świeżymi nasionami, w dodatku gotowymi do wykiełkowania. W oddali, na wyglądającej bezpiecznie polance, majaczył ciemnozielony zagajnik. Kilka drzew pośrodku pól uprawnych na pewno nie zadowoliło dostatecznie kreta, ale mając wybór między zagajnikiem a odległym horyzontem i bezkresem łąk, nasz bohater wybrał to pierwsze.
- Na dodatek, gdzieś niedaleko słyszę plusk wody! To zapewne jakaś lokalna rzeczka! Idealna na poranną toaletę, czyż nie? – w odpowiedzi usłyszał tylko pisk mew wysoko nad nim.
- Ech tam… Wy, ptaszory, nic nie wiecie o przygodzie która ma mnie zaraz czeka! – istotnie, miał rację, ale przerwał konwersację z przedstawicielami fauny i skierował się w kierunku rzeki, a właściwie to raczej rzeczki.
Szedł tak w zamyśleniu przez dobre kilka minut. Nim przewrócił się o wystający z ziemi niewielki korzeń.
- U matku! Gdzie ja… - pomyślał chwilę i stwierdził, że to już mówił, a po chwili zorientował się, iż dotarł do celu. Nie ociągając się, przystąpił do tego do czego przystępować zwykł będąc w łazience o około tej samej porze. Zdecydował się również na ostatnio zaniedbywane, poranne ćwiczenia fizyczne, czyli gimnastykę (nie próbował ich bowiem, od czasu spróbowania przejścia na dietę pewnej prezenterki z Super TV (i tak jednak nigdy do rzeczonej diety nie doszło)).
- Raz, dwa, trzy, skłon… Przysiady… no dobra jak na filmach, dziewięćdziesiąt osiem, dziewięćdziesiąt dziewięć, sto! W porządku. Może teraz jakiś krótki sprint? Nie, ale nie po tych gałęziach… - ćwiczył jak zawzięty, Kretes. Nie przeszkadzajmy mu i przenieśmy się gdzie indziej.
Tymczasem na Podwórku:
- Na pomoc! Na pomoc! - wołała Molly z środka nory – ktoś porwał Kreteska! – Wszyscy zgromadzili się natychmiast.
- A gdzie go ostatni raz widziałaś ko-ko? – zapytał Kogut Wynalazca.
- Wczoraj wieczór leżał na tej kanapie – wskazała wtedy na brudną, zieloną w niebieskie łaty, odrapaną i jakby tego było mało nadającą się do renowacji kanapę leżącą przed telewizorem.
- Poszłam później spać, myśląc, że tam zasnął, a rano już go nie zastałam! – rozpaczała nadal Kretonka.
- Czyli, skoro widziałaś go jak tam spał wieczorem, ale rano już go nie zobaczyłaś, mógł zniknąć w nocy? – zapytała „ciekawa świata” Kari - Mata, zaczynając dochodzenie.
- Teoretycznie to chyba tak… - rzekła niepewnie Molly, która niezbyt była dobra w wytaczaniu teoretycznych wypowiedzi.
- Z pewnością było mu tu dobrze – rzekł Kogut wskazując sofę. Z pewnością nie mylił się. Na kanapie leżały dwa puste opakowania po paluszkach i jedna, również pusta, puszka po konserwie makaronowej. To kret lubił najbardziej.
- Ech… miałam jej użyć do dzisiejszego obiadu… - snuła bezradna Molly nadal.
- Hm… Kretes wreszcie zaczął przeżywać jakieś przygody, ale nie razem ze mną tylko wreszcie sam! Pewnie bardzo tego chciał – odezwał się, dotąd milczący, Reksio.
Tymczasem u Kretesa:
- Zdrowie, zdrowiem, ale czas zakończyć te harce – rzekł po umyciu się i (o dziwo) nabieganiu. Wreszcie ruszył w kierunku nieznanego mu zagajnika. Gdy dotarł, a nie było to bardzo daleko, siadł pod pobliskim drzewem i zaczął się, cokolwiek by to znaczyło, zastanawiać nad swoim położeniem.
- Myślę, myślę i myślę… - mówił, a także myślał kret. – Hm… A co jak nie znajdę w okolicy miejsca do przenocowania? A co jak będę cały dzień chodził głodny? Mogłem chociaż wziąć konserwy z domu. Dlaczego mnie nikt nie uprzedził?! Ta przygoda coraz mniej mi się podoba… - i pewnie snuł by swe dywagacje i inne takie dalej, gdyby mu wtem nie spadł na głowę orzech.
- Ałała! Co to jest?! Orzech?! Dziękuję bardzo wiewiórki; tylko jeden na wpół zjedzony orzech, nie wystarczy mi na cały dzień! – pewnie dalej by dyskutował ze skaczącymi, rudymi ssakami, gdyby jeden nie zeskoczył z drzewa i nie pobiegł za spadającym w dół orzeszkiem.
- To ja jestem w ogóle na jakimś wzgórzu? Ciekawe… - lecz nim zaczął snuć podobne domysły, usłyszał jakby dźwięk dzwonka.
- Drrryń! Drrryń! – zadźwięczało tajemnicze coś.
- O co chodzi? Niezbyt to wszystko rozumiem… - mówił, nim spostrzegł na gałęzi jednego z drzew, stare koło od roweru.
- Acha! Sprytne to wszystko! – zakrzyknął, uświadamiając sobie, iż dzwonek, który słyszał pochodził właśnie z roweru. Idąc dalej tym tropem zaczął schodzić w dół pagórka na którym się znajdował, jakby śledząc spadający orzech. Po drodze minął wiewiórkę zajętą konsumpcją rzeczonego przysmaku. Nie zwrócił jednak na nią uwagi. Gdy w końcu zszedł, to co zobaczył uradowało go i przekonało, że tu gdzie jest, znajduje się jakaś cywilizacja.
Co zobaczył? Odpowiedź przyniesie następny rozdział. Stryj
_________________Stryj Mac jako Stryj Maćko [z wyeliminowanym polskim znakiem]. Moderuję kolorem niebieskim. Szukajcie a znajdziecie. Pozdrawiam. Piszę poprawnie po polsku.
|
Śr, 22 kwi 2009, 18:13 |
|
|
|
Strona 1 z 1
|
[ Posty: 2 ] |
|
Kto przegląda forum |
Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 1 gość |
|
Nie możesz rozpoczynać nowych wątków Nie możesz odpowiadać w wątkach Nie możesz edytować swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz dodawać załączników
|
|
|
|