|
|
Teraz jest Pt, 1 lis 2024, 03:23
|
Autor |
Wiadomość |
Czarnoksieznik
Mistrz Administracyjnej Magii
Dołączył(a): So, 24 sty 2009, 15:23 Posty: 1751 Lokalizacja: z Angmaru
Naklejki: 17
|
Re: Deux Ex Machina
_________________Głupcze! Żaden śmiertelny mąż nie jest w stanie mnie zabić! Teraz GIŃ!Jeśli widzisz ten kolor, uważaj - administrator ma Cię na celowniku.
|
N, 6 mar 2016, 02:16 |
|
|
Dawid6
Bezpieczeństwo Forum
Dołączył(a): So, 7 lis 2009, 14:12 Posty: 2174 Lokalizacja: Koło komputera xD
Naklejki: 7
|
Re: Deux Ex Machina
DIZEL JA CIĘ ZABIJĘ! Czarny xDDD 1. Czmu nocny zwierz jesteś i odpisujesz o drugiej xD 2. Zboczke xD Chcesz podejść April z brodą od tyłu Dobra, czyli ustalamy, że każdy z nas wybiera sobie jednego przeciwnika? Okeeej, kogo by tu wybrać... No cóż, April, nie wiem, czy chciałabyś mieć styczność z alternatywną wersją mnie xD Więc jeśli nie masz nic przeciwko, to w tym etapie zajmę się sobą Elo, alterGołomp. Widzę, że chcesz zagrać ze mną w Bombermana ;/ Wiesz, wolałbym jakiś pojedynek na podteksty czy coś, no ale nwm. I czemu jesteś królikiem, a nie gołompem. Weź, przynosisz hańbę i wstyd mojemu imieniu i gatunkowi wgl xDD Idź się zabij ogólnie, bo widzę, że nie masz RiGCzu ni krztyny i takie tam. OK, teraz, jak już zmiażdżyłem twoje ego (xDD) pora na to, by pokonać cię fizycznie (czaisz ten brak szacunku w zwrotach). Biorąc pod uwagę, iż mój oponent dzierży w swej lewicy (HAAA LEWAK XDD) materiał wybuchowy (o dziwnym kształcie...) z wyeksponowanym łatwopalnym materiałem inicjującym reakcję, użycie miecza ognistego jest wykluczone. Najlepszym wyjściem jest rzucenie mu pod nogi tęposłupu (by wzbudzić jego zainteresowanie owym przedmiotem ), odbiec na bezpieczną odległość i trafić w lont z blastera. Wybuch powinien załatwić go na dobre. Czarny, odsuń się. Gdyby plan nie wypalił (a. bomba okazuje się niewybuchem - atakuję królika-koguta bezpośrednio Szponem, b. nie interesuje go tęposłup - atak dystansowy, c. nie trafiam - jestem jełop szturmowiec xDD próbuję dalej).
_________________Przejrzyj moje okołoreksiowe projekty na GitHubie!Pozdrawiam wielu nieaktywnych użytkowników, wszystkich wciąż wchodzących oraz Playboiia, bo zawsze się żali, że go nie ma w moim podpisie. III miejsce w konkursie halloweenowym 2011, I miejsce w konkursie rocznicowym 2015Tym kolorem moderuję.
|
N, 6 mar 2016, 12:54 |
|
|
April
Łza Rozjaśniająca Mrok
Dołączył(a): Śr, 23 paź 2013, 17:50 Posty: 9
Naklejki: 0
|
Re: Deux Ex Machina
Wybraliśmy swoich przeciwników. Czarnoksiężnik stanął w szranki z moją brodatą wersją, Dove zajął się swoim... sobowtórem... Jakkolwiek to niebezpiecznie brzmi… Zaś mnie przypadł zaszczyt stoczenia zaciętego boju z napakowanym Czarnym, większym ode mnie przynajmniej 3 razy... Nie no, dzięki... chłopaki.
April 1.0 vs Czarny 2.0 - Jestem taki groźny i niebezpieczny - stwierdził od razu przeciwnik. - Bój się mnie. Wszystkie kobiety przede mną klękają. - Hmmm - zaciekawił się Dove. - Mężczyźni też! - Hmmmmm! - zaciekawił się jeszcze bardziej Dove. - To dlatego poszedłem na siłownie. Pakowałem, żeby zostać pakerem. Chciałem zostać chakerem, ale mi nie wyszło, toteż zostałem pakerem. Przykre, nie uważasz? A tak naprawdę to wcale nie chcę obalić Dizla. Chcę zostać trzecim adminem, chcę aby forum zawładnęła święta triada. Dokładnie, triada, nie trójca. W końcu zacząłem się liczyć z ateistami. Dawid jest moim najlepszym przyjacielem, wcale mu nigdy niczego nie zazdroszczę, a poza tym cieszę się, że dopiero teraz zostałem moderatorem. Chociaż i tak myślę, że mi się to nie należało, to skoro już oni tak zdecydowali, no to co zrobię. Nic nie zrobię, no bo takie jest życie. No cóż, trudno no, ale trzeba żyć. - Tak się zastanawiam... Kiedy zaczniemy walkę? - Ja mam jeszcze coś do powiedzenia. - Mhm... - nie wytrzymałam. Miotacz tarcz poszedł w ruch. Kilkanaście z nich, poleciało w stronę Czarnoksiężnika. On jednak... zmiótł je, za pomocą jednego, jedynego uderzenia pięścią. Napakowany Czarny wyglądał na zdenerwowanego. W kontrataku uderzył pięścią w ziemię. Wywołał tym samym niemałe wstrząsy gruntu. - Seksapil i energia, ja to zawsze powtarzałem! Zawsze! Żeby coś w życiu osiągnąć, to trzeba chodzić na siłownię i być wysokim. - stwierdził. Czarny wzbił się w powietrze za pomocą swoich skrzydeł. Były równie mocarne jak jego mięśnie. W locie przypominał najprawdziwszego smoka, który zupełnym przypadkiem wyrwał się z innej rzeczywistości, tylko po to by stanąć ze mną do walki. I wtedy stało się to... Zaczął ziać... błyskawicami. - Czym... Ty.... jesteś?! - Mroczny Przemysław, miło mi. - przywitał się. - Dl... dlaczego... Ziejesz elektrycznością? - Dobre pytanie. Sam chciałbym wiedzieć. - CZY KTOŚ TUTAJ TRZYMA SIĘ JAKICHKOLWIEK ZASAD LOGIKI?! - Na pewno Dizel. Uważam, że wszystko, co stworzył, jest krystalicznie piękne i idealne! Uważam, że nie da się stworzyć niczego lepszego. To mój mistrz. - Idź z tym Dizlem w cholerę... irytujesz mnie... - odburknęłam. - A jeśli ktoś mnie irytuje... zazwyczaj traci swoje życie... - dodałam chwilę później. Nie namyślając się zbyt długo, przeładowałam nowe działo i wycelowałam w Czarnoksiężnika. Z wnętrza broni szybko wyłoniły się dwa potężne strumienie energii – jeden wodny, drugi antymaterii. - Jestem mężczyzną. Na pewno je zmiotę. – stwierdził święcie przekonany. Niestety, błyskawicznie przeliczył się ze swoimi możliwościami, gdy starł się z nimi twarzą twarz. Dwie potężne fale rujnowały ciało mojego przeciwnika, a ja, niczym chora psychopatka, spoglądałam na nie z uśmieszkiem na twarzy. Najważniejsze to dystans do siebie, prawda? Hihihihi… Mroczny Przemysław szybko obrócił się w pył, a ja nabyłam kolejne uzupełnienie do mojego działa – tym razem energię elektryczności.
Czarny 1.0 vs April 2.0
Czarny zakradł się do mojej alternatywnej wersji od tyłu. Próbował ją zaskoczyć i niepostrzeżenie pozbawić życia, przebijając jej serce. I… zrobił to. Wszystko poszło świetnie, a nawet zgodnie z planem. Zła, brodata April pobladła i osunęła się na ziemię. Szok i niedowierzanie? Ach tak… Więc teraz powróćmy do rzeczywistości. Oczywiście, plan Czarnoksiężnika… nie powiódł się. Broda mojego sobowtóra, zaczęła szybko zwiększać swoją objętość. Swoją ekspansję terytorialną rozpoczęła od drobnych milimetrów, by z czasem poprzez centymetry i metry… przejść do kilometrów. Nim nietoperz się zorientował co jest grane, Brodata April stała już kilkadziesiąt metrów nad nim. Nietoperz zaś beztrosko dźgał sobie jej brodę. - Kobieta z brodą… - oburzył się Czarny. - Myślałeś, że będzie prosto? – zapytała. – Takie już wygrywają w Europie… Kobiety z brodą to nowa, futurystyczna, lecz również realna wizja nowego, kobiecego kanonu piękna. - Nie dało się ująć tego jeszcze gorzej? - W zasadzie się dało ale również się nie dało. Ciężko wyjaśnić. – stwierdziła. Czarnoksiężnik zastanowił się jeden moment. W jego myślach zaczęły pojawiać się przeróżne hasła, typu : „broda”, „wąsy”, „trauma”, „nożyczki” „ gilotyna” a nawet i bardziej radykalne, dotyczące „ a może rzucić to w cholerę i wyjechać w Bieszczady?” „ Jak mam się niby pozbyć tej paskudnej brody!?” I wtedy… pomyślał o ogniu. Nietoperz szybko wyjął miotacz ognia, należący wcześniej do Api, i nie zastanawiając się nie wiadomo jak długo, zrobił z przydługawej brody, lont. Ogień powoli przedzierał się przez pojedyncze elementy owłosienia, powodując strach w oczach niecodziennej przeciwniczki. Z czasem, objął je w całości. Potężny, kilkudziesięciometrowy słup ognia, zaczął rozświetlać całą planszę. Włochata April dokonała swego żywota.
Dove 1.0 vs Dove 2.0
- Dawidzie, zaklinam Cię, przestań gorszyć ludzi. Ludzie nie chcą być gorszeni. - Ej, ale ja nie gorszę. To Czarny gorszy ludzi. - Dawidzie, ja tu mam czarne jajo i ja tu ustalam zasady. - Czmu - Gdyż tak chciał Stwórca. - Stwórca? Api by się obraziła. - Słusznie. Nie cierpię Api. - Cooo? Jak to?! - Nie kręcą mnie kobiety. - Coooo? Jak to?! A to… no wiesz… - Wolę kotlety. - Więc moja alternatywna wersja jest kotletofilem? - Gorzej. – stwierdził dziwny osobnik. – Jestem zakonnikiem i brzydzę się wszystkim co anarchistycznie anarchistyczne. - Zatem… Dlaczego paradujesz w kostiumie zboczonego królika, z przeróżnych filmów hentai?! - N…nie wiem. Myślę, że się t…taki urodziłem. – zaczął się jąkać. Prawdziwy Dove wiedział, że powiedział jedno zdanie za dużo. Najprawdopodobniej złamał nim czwartą, albo i nawet piątą ścianę. Wiedział, że powiedział coś, czego nie zakładał scenariusz. Miał świadomość zagięcia swojego przeciwnika. Dove numer 2 wyglądał na przerażonego. Czuł na plecach zbliżającą się śmierć, gdyż wiedział, że stało się coś, co nigdy nie powinno się wydarzyć. Kogut w akcie desperacji, zaczął trząść swoim wielkim czarnym jajem. - Ej, czmu trzęsiesz tym jajem. - Zbawienie. - Jakie zbawienie? - Chce stworzyć zbawienie - Dove! – krzyknął prawdziwy Czarny. Na twarzy nietoperza, dało się dostrzec niecodzienną ilość włosów. Wiele wskazywało na to, że odziedziczył „dobre geny” mojego sobowtóra i już wkrótce, miał opanować właściwość, jaka została mu ofiarowana. Tak myślę… Kto jak kto, ale ten nietoperek szybko się uczy i wygląda na zaradnego. - Czego, jełopie? – zdziwił się Dawid. – Ja tu ten no…. Walczeł! - Złamałeś czwartą ścianę! - co, jak to. – nie dowierzał Dawid. Czarnoksiężnik podleciał do jednej ze ścian pomieszczenia i rzeczywiście – odszukał w niej spore uchybienie konstrukcji. - No, właśnie! – krzyknął – Także tego, Trzymaj się jak najdalej tego czegoś. Jest bardzo groźne! - Bardzo groźne? Czy Ty się siebie… - tu przerwał. Dawid w kostiumie królika zaczął pałaszować swoje czarne jajo. - Smak… bombowy. Bym powiedział. Musicie spróbować. – stwierdził. Nagle, objętość koguciego brzucha, zaczęła dziwnie rosnąć. Zwiększała się tak szybko, jak ogień, rozprzestrzeniający się na włosach mojego sobowtóra, albo…i nawet lekko szybciej. Po niecałej minucie, Dawid 2.0 wziął i wyleciał w powietrze. Pomyslał sobie zapewne coś w stylu „wtf” i się wysadził. Uważny czytelnik zapyta, czy udało nam się przeżyć, w końcu było wielkie buuum i w ogóle. I… fakt. Poważny pisarz, powinien wyjaśnić tę kwestię. Gdyby tego nie zrobił, z pewnością zostałby zmieszany z błotem za stworzenie wrednego cliffhangera, bądź jeszcze gorszej rzeczy. Wyjaśnię więc: Udało nam się przeżyć, dzięki mojemu zaklęciu ochronnemu. Kostium Królika, razem z jego poprzednim właścicielem, był teraz wszędzie. Hmm.. Żart troszkę nie na miejscu. - Runda 11 Deus Ex Machina została zakończona. Przed wami runda numer 12. To właśnie w niej… wszystko stanie się jasne… lub ciemne. April, Czarnoksiężniku, Dawidzie i Ty, Neville… Tylko wy przetrwaliście do pojedynku o zostanie nowym Bogiem. Przed wami szansa, która nie zdarzyła się do tej pory od zarania dziejów. Przed wami walka o nieskończoność i wieczność. Proszę, podejdźcie do niej z odpowiednią powagą. Od waszej czwórki zależą teraz losy wszechświata.
Przekroczyliśmy drzwi do finałowej planszy. Była nią wielka scena teatralna. Na jej środku stał nie kto inny jak Neville, Zielony Egzekutor, który zapragnął zostać nowym Bogiem. - Mmm… - na to czekałem – uśmiechnął się szyderczo. - Na to wszyscy czekaliśmy – odpowiedziałam niemal od razu. - Jest mi tylko… delikatnie przykro. Liczyłem na spotkanie ze znacznie silniejszymi przeciwnikami, a nie… jakimiś śmiesznymi pionkami. Gdzie Nestardiel, Emmelie, bądź Lilyness? - Są tam… gdzie wkrótce będziesz Ty, śmieciu… - odparł Czarny. - Czarny, groźnie – stwierdził Dawid. - Cóż… przekonajmy się – zaproponował Neville.
|
Wt, 8 mar 2016, 22:59 |
|
|
Czarnoksieznik
Mistrz Administracyjnej Magii
Dołączył(a): So, 24 sty 2009, 15:23 Posty: 1751 Lokalizacja: z Angmaru
Naklejki: 17
|
Re: Deux Ex Machina
Jest tylko jeden sposób, by to zakończyć...
_________________Głupcze! Żaden śmiertelny mąż nie jest w stanie mnie zabić! Teraz GIŃ!Jeśli widzisz ten kolor, uważaj - administrator ma Cię na celowniku.
|
Wt, 8 mar 2016, 23:35 |
|
|
Dawid6
Bezpieczeństwo Forum
Dołączył(a): So, 7 lis 2009, 14:12 Posty: 2174 Lokalizacja: Koło komputera xD
Naklejki: 7
|
Re: Deux Ex Machina
Huh, czyżby finał? Coś mi tu śmierdzi cliffhangerem czy coś...
Cześć, Wiluś. O ile się nie mylę, to jesteś OP i wszystkich nas pozabijasz. Plan Czarnego na pewno się (heheeh) powiedzie i uda mu się zabić cię w trzech Jestem miłym uczynnym i eleganckim Traktorkiem. W życiu bym nie pomyślał o pisaniu wulgaryzmów na czacie..
Aby pokonać głównego złego, musimy współpracować. Jest szybki, niebezpieczny i pozbawiony skrupułów. Szybki przegląd... Hm... Szpon z blasterem, ognisty miecz, tępy ostrosłup i miecz Nikoletty... Dodatkowo zbroja ze smoczych łusek, zbroja Arcycesarzowej i peleryna a'la niewidka. Ahm. Próbuję włożyć zbroję Willow na tę smoczą. Natomiast... jej potężnym mieczem raczej nie będę walczył, o ile nie posiada jakichś przydatnych "bonusów". Nakładam pelerynę i w skrzydle dzierżę miecz ognisty, mając nadzieję, że moje ustrojstwo się nie zjara (heeeee) sytuacją.
Plan działania? April, myślę, że wiesz, co masz robić... Kobiecie nie będę tłumaczył życia. Czarny... No w sumie Twój plan też jest dobry, więc go wprowadź w życie, ale sam nie dasz rady ;/ Nie żebym Ci umniejszał, po prostu trzeba nam współpracy. Mój wkład? Podczas gdy inni nachędażają Neville'a, ja staram się ich osłaniać, a w razie czego -gdyby się zbliżył do nietoperka lub myszki) atakuję natychmiast mieczem (peleryna się regeneruje po przebiciu jak coś, ogień też nie jest dla niej problemem, w przypadku bezpośredniej walki wolę jednak odrzucić pelerynę tak, by nie ograniczała moich ruchów, a i bym się w nią nie zaplątał i nie przewrócił). W PRZYPADKU, gdy niedoszły Omega będzie preferował ataki dystansowe, próbuję się zakraść na tyły wroga, gdy ten zajęty jest innymi. ALE OSTROŻNOŚĆ PRZEDE WSZYSTKIM.
Czarny, jełopie, czmu tak groźnie ;/ Naprawdę sądzisz, że wszyscy przeżyjemy spotkanie z zielonowłosym emo? No OK, jakby JAKIMŚ CUDEM udało mi się przeżyć, staram się jednak bronić, nie atakować. Kryję się pod peleryną i mylę przyjaciół. Robię uniki przed strumieniami antymaterii, a maso-bicz Czarnego staram się przeciąć czy coś xD Dizel, plz, urób następną rundę na porachunki w bandzie cyrk-jełopów.
_________________Przejrzyj moje okołoreksiowe projekty na GitHubie!Pozdrawiam wielu nieaktywnych użytkowników, wszystkich wciąż wchodzących oraz Playboiia, bo zawsze się żali, że go nie ma w moim podpisie. III miejsce w konkursie halloweenowym 2011, I miejsce w konkursie rocznicowym 2015Tym kolorem moderuję.
|
Śr, 9 mar 2016, 21:24 |
|
|
April
Łza Rozjaśniająca Mrok
Dołączył(a): Śr, 23 paź 2013, 17:50 Posty: 9
Naklejki: 0
|
Re: Deux Ex Machina
Neville uśmiechnął się złowieszczo, a po chwili zamienił się w zieloną smugę. Użył najpewniej czegoś w rodzaju Butów Hermesa, dzięki którym mógł czuć się niczym superbohater, szczycący się prędkością nie z tego świata. Założyłam szybko czapkę niewidkę i zniknęłam z pola widzenia przeciwnika. Dove w podwójnej zbroi, nie mając za bardzo wyjścia, mógł przygotować się jedynie na obronę. Kogut przyjął defensywną postawę i czekał na kolejny ruch atakującego. Czarnoksiężnik z kolei... Cóż, był najodważniejszy z naszej trójki. Nietoperz, bez żadnych zahamowań, podjął walkę z Zielonym Egzekutorem. W momencie, gdy biegnący w jego stronę Neville, był już na wyciągnięcie ręki, chwycił szybko za bicz. Bez ani chwili zawahania, wykonał nim solidny zamach, starając się w jakiś sposób zaskoczyć niedoszłego Omegę I... udało się. Neville potknął się o przeszkodę i stracił równowagę. Nadciągająca zielona smuga, szybko przybrała wyraźny kształt. Zielony Egzekutor leżał na ziemi, wciąż nie dowierzając jakim cudem, popełnił tak podręcznikowy błąd. Czarnoksiężnik postanowił szybko wykorzystać sytuację. Uderzył biczem Clarisse raz jeszcze i za pomocą jednego, potężnego ciosu, starł w drobny pył buty, dodające przeciwnikowi szybkości. Szybko chwyciłam za strzelbę, przeładowałam ją i wycelowałam w stronę Neville'a. Nastąpił potężny wybuch, od którego jakimś... cudem... udało się odskoczyć Czarnemu. - TY CHORA PSYCHOPATKO - oburzył się od razu, trzymając się za serce. - Niechcący... - stwierdziłam z lekkim zakłopotaniem. Dove wciąż stał w miejscu i czekał na moment akcji, który w jakiś sposób mógłby go dotyczyć. Nie spodziewał się jednak, że wydarzy się on tak prędko. Kłęby czarnego dymu już wkrótce opadły, ukazując makabryczny widok. Przedstawiał potężną kałużę krwi, po której pływało mięso i zielona, przypalona sierść. Czarnoksiężnik zachichotał i szybko doskoczył do mnie. Wiedziałam, że nie ma zbyt dobrych zamiarów. Nim zdążyłam jednak cokolwiek zrobić, nietoperz stał już przede mną. Jednym ruchem wytrącił mi z rąki dwie strzelby. - TO JA ZOSTANĘ NOWYM BOGIEM! MWAHAHAH! - śmiał się jak oszalały. Wykorzystując moje przerażenie, Czarnoksiężnik wykonał zamach biczem Clarisse. Potężne, niszczycielskie uderzenie w mgnieniu oka odrzuciło mnie na dobre kilkanaście metrów. Momentalnie poczułam ostry ból w okolicach barków. Znajdowałam się wysoko nad sceną... W zdezorientowaniu, próbowałam zrozumieć swoje położenie... i wtedy uświadomiłam sobie, że przecież nie lewituję. Ból mógł pochodzić od nadziania się na jakiś teatralny hak... I była do prawdopodobnie jedna z realnych hipotez. Potwierdzałaby to krew, płynąca po moich ramionach Czułam, że robię się coraz bledsza... Czarnoksiężnik, zanosząc się maniakalnym śmiechem, ruszył w stronę równie zszokowanego Dawida.
|
Pt, 11 mar 2016, 14:26 |
|
|
Czarnoksieznik
Mistrz Administracyjnej Magii
Dołączył(a): So, 24 sty 2009, 15:23 Posty: 1751 Lokalizacja: z Angmaru
Naklejki: 17
|
Re: Deux Ex Machina
| | | | Narrator napisał(a): Czarny podniósł czapkę-niewidkę i obie strzelby, po czym wsunął czapkę. Miał dwa miotacze antymaterii, armatkę wodną, karabin elektryczny, miotacz tarcz, sztylet, powłokę kinetoodporną, kostur wstrząsów, bicz, skrzydła, zbroję ognioodporną, miotacz płomieni i złoty miecz przeciw ognistemu mieczowi, blasterowi ze szponem, dwóm zbrojom, pelerynie-niewidce i lodowemu tęposłupowi. Niemal same bronie do walki na krótki dystans oraz urządzenie maskujące bezużyteczne przeciw echolokacji... Na wszelki wypadek uruchomił systemy maskujące, po czym wzbił się w powietrze. Jeśli przeciwnik spróbuje stać się niewidzialny - odpowie echolokacją. Zresztą w tak ciężkiej zbroi powinien mieć problem z poruszaniem się... a co dopiero z pływaniem... przeładowawszy armatkę, Czarny zaczął systematycznie zalewać pomieszczenie. Był prawie pewien, że to nie pomoże, ale i na to był przygotowany - zbroja nie broni... głowy oraz szyi. Kołując i zachodząc przeciwnika raz z jednej, raz z drugiej strony, nietoperz miał zamiar zarzucić Dawidowi na szyję pętlę ukręconą z bicza Clarisse i powiesić pod sufitem. Gdy to zrobi, zostanie mu już tylko dobić April... nie życzył jej śmierci. Nie tak bolesnej. Ale sytuacja eliminowała inne rozwiązania. | | | | |
_________________Głupcze! Żaden śmiertelny mąż nie jest w stanie mnie zabić! Teraz GIŃ!Jeśli widzisz ten kolor, uważaj - administrator ma Cię na celowniku.
|
Pt, 11 mar 2016, 15:13 |
|
|
Dawid6
Bezpieczeństwo Forum
Dołączył(a): So, 7 lis 2009, 14:12 Posty: 2174 Lokalizacja: Koło komputera xD
Naklejki: 7
|
Re: Deux Ex Machina
O nie, czyżby Czarny okazał się czarnym charakterem? xD O kur, ten drań założył czapkę, co go urabia niewidzialnym, dodatkowo posiada z dziesięć OP broni i drugie dziesięć OP innych rzeczy xD No cóż, co mogę zrobić... Może jakoś mi się uda xDDD
Teoretycznie mógłbym złamać czwartą ścianę... No bo jesteśmy w teatrze, nie? Więc cóż prostszego niż po prostu zejść ze sceny niepokonanym?
Życie jednak nie jest takie proste. Pozostaje mi zebrać się w sobie i przygotować na starcie, które zapewne okaże się cyrkowymi Termopilami. I to nie pierwszymi. Z tym, że tam wszyscy przegrali, a tu sytuacja jest trudniejsza do określenia. Chędożyć to.
Podsumowanko. Ja, Dawid6, rodem kogut, duchem gołomp, mam na sobie obecnie dwie zbroje. Jedna lekka i wytrzymała, z hełmem i takimi, czyli chroni głowę, w przeciwieństwie do tego, co ten nietoperke se myśli. Z szyją już troszeczkę gorzej... Druga... Nie znam jej właściwości, ale Nikoletta w niej śmigała, więc pewnie też ciężarem nie grzeszy, a i może skrywa coś, o czym jeszcze nie wiem. Podobnie wielki miecz Arcycesarzowej. Była silną, niezależną kobietą... Co nie znaczy, że miecz służył do jakichś zbocznych czynności. Drzemie w nim pewnie dość duża siła, a tej broni Czarny nie uwzględnił w swoich obliczeniach. Nieodzowny Szpon z blasterem... Również przydatny. Ognisty miecz - antidotum na problemy z nadmiarem wody i przeciwników. No i peleryna-niewidka, wytwór nowoczesnej technologii, którą Dizel zawzięcie ignoruje, ale nie wiem, czmu.
Plan działania? Wyciszam umysł i uwalniam duszę gołompa. Jeśli Czarny spróbuje zalać pomieszczenie, zamieniam wodę na parę wodną ognistym mieczem. Jeśli spróbuje zaatakować biczem... Wtedy muszę liczyć na wewnętrzny instynkt i refleks, które, mam nadzieję, pozwolą mi przeciąć bicz i pozbawić go mocy. W dłoni trzymam wielki miecz Arcycesarzowej Willow Nicolette, o boku mam zawieszone Szpon i pelerynę. Pełen wewnętrznej harmonii, próbuję wyczuć odpowiedni moment. Podobnie w przypadku, gdy Czarny podleci bliżej - staram się go wewnętrznie odszukać, jeśli mi się uda, zarzucam na niego pelerynę odwrotną stroną i wbijając Szpon w reaktor fuzyjny, uwalniam drzemiącą tam energię. Jeśli uda mi się tego dokonać, siła wybuchu zniszczy pelerynę oraz wszystko w promieniu kilkunastu metrów razem z zawiniętym w nią i... jak znam życie - mną. Mimo wszystko, jeśli dane mi będzie dokonanie wyżej wymienionego, uciekam, ile sił w nogach, w razie potrzeby doszczętnie rozwalając czwartą ścianę i chowając się gdzieś na miejscu publiczności.
_________________Przejrzyj moje okołoreksiowe projekty na GitHubie!Pozdrawiam wielu nieaktywnych użytkowników, wszystkich wciąż wchodzących oraz Playboiia, bo zawsze się żali, że go nie ma w moim podpisie. III miejsce w konkursie halloweenowym 2011, I miejsce w konkursie rocznicowym 2015Tym kolorem moderuję.
|
Pt, 11 mar 2016, 21:13 |
|
|
April
Łza Rozjaśniająca Mrok
Dołączył(a): Śr, 23 paź 2013, 17:50 Posty: 9
Naklejki: 0
|
Re: Deux Ex Machina
Rozpoczęła się walka. Czarnoksiężnik stanął do pojedynku z Dawidem. Nietoperz, bardziej agresywny, z większymi ambicjami, uwarunkowanymi w pewnym sensie... prawem dżungli, ruszył na bardziej wycofanego koguta, starającego się za wszelką cenę utrzymać defensywną postawę. Najsilniejszy arsenał całego projektu Deus Ex Machina, miał sprawdzić jego najpotężniejszą zbroję. Czarnoksiężnik systematycznie zalewał pomieszczenie. Uruchomił przy tym systemy maskujące, uniemożliwiające przeciwnikowi dostrzeżenie jego ruchów.
Nietoperz zamachnął się biczem i siłę uderzenia, skierował w stronę Dawida. Chciał zapleść broń na jego szyi, ale nie wyszło z tego to, czego mógłby oczekiwać. Bicz jakby nigdy nic, odbił się od zbroi Koguta. - Huuh, a było blisko! – zaśmiał się Dove. Atak rozproszył niewidoczność dla przeciwnika i wystawił atakującego na zagrożenie. Dove szybko zdecydował się na kontratak.
W mgnieniu oka dobył miecza Nicolette i rzucił się z nim na Czarnoksiężnika. Jednym, solidnym uderzeniem, sprawił, że nietoperz przekoziołkował kilka metrów w powietrzu, aż w końcu, uderzył w ścianę sceny. Dove nie zamierzał czekać na dalszy rozwój sytuacji. Wiedząc, że ma jakąś, choć minimalną przewagę, zamierzał z niej skorzystać. Czarnoksiężnik jednak zmobilizowany, szybko się otrząsnął. Powstał na równe łapy i chwilę później był już gotowy do walki.
Nietoperz przeładował należące wcześniej do mnie działo antymaterii, elektryczności i wody. Szybko wycelował nim w stronę biegnącego koguta i pociągnął za spust. Teatralne deski po raz kolejny odczuły nieopisaną moc blastera żywiołów. Ponownie nastąpił potężny wybuch, który przysłonił widzialną do tej pory całość planszy.
Czarnoksiężnik nie zamierzał jednak spocząć na laurach. Wiedział, że ma do czynienia z silnym rywalem. Chwycił za miotacz tarcz i zaczął nim strzelać na ślepo przed siebie. Liczył, że ustrzeli Dawida, który jakimś cudem przeżyje falę uderzeniową trojga żywiołów.
I wtedy też stało się coś, czego zarówno Dawid i Czarnoksiężink, nie mieli prawa przewidzieć. Trzy złote strzały szybko rozjaśniły czarny dym walki dwóch przyjaciół. Przetarły mrok niezrozumienia i uczyniły go jasnym. Dawid żył, a deszcz tarcz, jaki skierował się w jego stronę, stworzył przed nim oryginalnie wyglądający labirynt. Mnie udało się przy niewyobrażalnym bólu zeskoczyć z niezbyt przyjemnej lokalizacji, górującej nad całą sceną. Nie należało to do najprzyjemniejszych przeżyć – było kwintesencją cierpienia i najstraszniejszych, urealnionych zresztą koszmarów. Ale… w końcu od czegoś włada się magią żywiołów.
Zaklęcie regeneracji, w miarę szybko przywróciło mnie do pierwotnego stanu. - Czy naprawdę tego chcecie?! – nie wytrzymałam. – Ta bratobójcza walka, nie przyniesie niczego dobrego! Trafiliśmy do przedziwnej kostki, której zasady znamy tylko… poglądowo! Przez te 12 rund, wydarzyło się naprawdę wiele złych i dziwnych rzeczy… Nie mamy żadnej pewności, że jeśli się wzajemnie pozabijamy, to zyskamy to, czego rzeczywiście chcemy! - Taa… Ale można spróbować. – powiedział Czarny z irytacją. – Nietoperz szybko przełknął ślinę i kolejny raz przeładował blaster żywiołów. Wycelował nim w naszą stronę i… znacznie się zdziwił.
Użyłam wachlarza kart Nemesiss. Karty, niczym błyskawice, przecięły teatralne linki pomysłu Czarnoksiężnika. W mgnieniu oka, ku jego wielkiemu niezadowoleniu, wytrąciły mu strzelbę ze skrzydeł - NIKT TEJ NOCY WIĘCEJ NIE ZGINIE! ZROZUMIAŁEŚ?! – krzyknęłam raz jeszcze. Tym razem nieco… głośniej. - Czarny, jełopie. Odłóż broń! – wspomógł mnie niespodziewanie Dawid.
Nietoperz nie zamierzał jednak przystać na nasze propozycje. Kolejny raz zniknął z naszego pola widzenia. Szybko podniosłam z podłogi swoją ulubioną strzelbę i czekając na dalszy rozwój sytuacji, schroniłam się za Dawidem. - Ej, czmu. – zdziwił się Kogut. - Po prostu… Widzę w Tobie ostoję… To takie dziwne?! - A, ok. – stwierdził Dove i wyciągnął przed siebie dwa miecze – jeden ognisty i drugi, należący wcześniej do Nicolette. Czarnoksiężnik uderzył już niebawem. Potężna szarża Biczem Clarisse, zakończyła się na twarzy Dawida. Nietoperz trafił tym razem w bardziej śmiertelną część ciała swojego przeciwnika. Kogut momentalnie pobladł i runął jak długi na ziemię.
- DAWID! BŁAGAM! NIE RÓB MI TEGO! – przeraziłam się. Ku zdziwieniu konającego koguta i wiecznie niezadowolonego nietoperza, padłam na kolana. Dawid przyjął na siebie śmiertelne uderzenie i to głównie przez to, by mnie chronić. Zaklęcie regenerujące, wyczerpało moje zasoby magii i siły fizycznej. Musiałam chwilę odpocząć by, w jakiś sposób nadawać się do dalszej walki.
A Dawid, choć wprawdzie nie był ku temu nie wiadomo jak chętny, to jednak… uratował mi życie. Czarnoksiężnik wyglądał na lekko wybitego z rytmu. Bezwzględny dotąd wojownik, dostał nagłego olśnienia – przebłysku pamięci o przyjaźni, o wspólnej walce przez 12 rund. Wyrzuty sumienia sprawiły, że zaczął poważnie zastanawiać się nad swoim postępowaniem. Chciał zostać nowym bogiem, ale nie miał pewności, czy wszystko co robi i chce… zrobić – jest naprawdę słuszne.
Użyłam resztek swojej magicznej energii i zregenerowałam siły życiowe Dawida. Wiedziałam, że to za dużo i, że moc której do tej pory użyłam, może mnie wykończyć. Wiedziałam, że użycie kolejnego zaklęcia leczniczego, będzie graniczyć między moim życiem a śmiercią, ale nie było to teraz istotne.
Chodziło mi tylko o zakończenie tego bezcelowego pojedynku. Nie chciałam, aby ktokolwiek jeszcze cierpiał. Neville od kilkunastu minut leżał w kawałkach na scenie. Był martwy. Koszmar się już dawno zakończył. Nie chciałam, by trwał dalej.
Po użyciu zaklęcia, momentalnie straciłam kontrolę nad swoim ciałem. Osunęłam się na ziemię i miałam świadomość, że wszystko co mnie do tej pory otaczało… zanika…
Ostatnimi siłami, spojrzałam na Dawida. Kogut podniósł się z ziemi i stanął naprzeciwko zszokowanego nietoperza. Patrzył gniewnie w oczy latającego ssaka i wyglądał, jakby miał mu wiele do powiedzenia. Panowie toczyli ze sobą, żywą dyskusję na jakiś temat. W powietrzu nie latały wprawdzie żadne bronie, strumienie energii, ani działa. Mimo to, i tak było gorąco…
Czarnoksiężnik po jakimś czasie posmutniał. Wiele wskazywało na to, że zrozumiał swój błąd. Możliwe, że przystał również na warunki koguta. Nie miałam pewności, odbierałam coraz mniej bodźców zewnętrznych.
Panowie po pewnym czasie podali sobie ręce na znak zgody. W ich oczach dało się dostrzec zrozumienie i chęć dalszej współpracy. Uśmiechali się do siebie i w pełni świadomi popełnionych wcześniej błędów, planowali przyszłe działania. W pewnym jednak momencie, Czarnoksiężnik upadł na ziemię.
Było to dosyć dziwne… w końcu współpraca wydawała się kwitnąć w najlepsze. Po jakimś czasie, jego ciało zaczęło obciekać krwią. Dawid, przerażony zaistniałą sytuacją odskoczył od zaatakowanego nietoperza i niczym trafiony piorunem, ruszył w moim kierunku.
I wtedy też zrozumiałam, co naprawdę się wydarzyło. Nad bezwładnym ciałem nietoperza, stał nie kto inny jak Zielony Egzekutor. Podrzucał swoim sztyletem i szczerząc się wrednie, spoglądał na kolejną, dokonaną egzekucję.
- Jak… to… możliwe? – spytałam przerażona. - Nie wiem… Ale nie jesteśmy tu bezpieczni… - stwierdził Dove. Kogut podniósł mnie ze sceny i szybko zarzucił na plecy. Uciekając przed przeciwnikiem, zdecydował się na zeskoczenie ze sceny.
|
Pt, 11 mar 2016, 23:22 |
|
|
Dawid6
Bezpieczeństwo Forum
Dołączył(a): So, 7 lis 2009, 14:12 Posty: 2174 Lokalizacja: Koło komputera xD
Naklejki: 7
|
Re: Deux Ex Machina
Czyli... Czarny nie żyje, ale Neville już tak? CHĘDOŻYĆ LOGIKĘ, JA SIĘ PYTAM DLACZEGO, PO CO i JAK Czy ten zielony wysłannik Tenebris i Chin ma w ogóle rozum i godność człowieka, że tak po prostu sobie żyje? Szybka analiza - Neville, który jakimś cudem sobie żyje, nie ma już prawdopodobnie tych swoich butów szybkości, ale jest zwinny, przebiegły i, sądząc po tym, że go wcześniej nie zauważyliśmy, posiada obiekt dający mu niewidzialność lub możliwość pełnej regeneracji... z niczego. April, jak się trzymasz? Kurczę, ale z nas jełopy, nie mamy nic pozwalającego zregenerować siły... W każdym razie nie martw się... na razie... i odpocznij. Masz potężne bronie, najlepiej połóż się przy ścianie lub w rogu (wtedy nie musisz się przejmować tyłami/bokami) i w razie zagrożenia broń się, jak umiesz najlepiej. A umiesz, bo jesteś dzielną dziewczyną xD Trzymam się w jakiejś odległości od April, tworząc swego rodzaju "próg przejściowy" lub tylnią straż, tylko taką z przodu. Uważnie nasłuchuję i obserwuję pomieszczenie tak, by dać radę w porę złożyć się do ataku (bo ten jest najlepszą obroną, c'nie?) i nie dać się wyprowadzić w pole przed jakieś inne odgłosy/przywidzenia/celowe odwrócenie uwagi. Ułożenie ekwipunku jak w poprzedniej odpowiedzi, plany ataku poprzednio zamierzone przeciw Czarnemu, teraz próbuję wykorzystać przeciw zielonemu lisowi, czy czym on tam jest. Jednocześnie mam nadzieję, że fioletowy nietoperz nie zginął i w odpowiednim momencie przyjdzie z pomocą mi lub chociaż April.
_________________Przejrzyj moje okołoreksiowe projekty na GitHubie!Pozdrawiam wielu nieaktywnych użytkowników, wszystkich wciąż wchodzących oraz Playboiia, bo zawsze się żali, że go nie ma w moim podpisie. III miejsce w konkursie halloweenowym 2011, I miejsce w konkursie rocznicowym 2015Tym kolorem moderuję.
|
So, 12 mar 2016, 14:14 |
|
|
April
Łza Rozjaśniająca Mrok
Dołączył(a): Śr, 23 paź 2013, 17:50 Posty: 9
Naklejki: 0
|
Re: Deux Ex Machina
- Cóż... Niespodziewany zwrot wydarzeń? Hihihi - zaśmiał się Neville. - Fakt, sztuczka ze zjedzeniem energii bogów... była całkiem ciekawa. Nie wpadłbym na nią. Z drugiej strony mi jednakowoż przykro. Wpadliście na nią za późno. Może i nie mam już mocy Omegi i jestem przeciwnikiem całkiem łatwym do zabicia... Ale... wciąż mam w sobie energię dusz z Edenu. Hihihi. Nie wpadliście na to? - O KUR - Dokładnie, Dawidzie. Może i uda wam się mnie zabić, ale na dłuższą metę, nie przyniesie to zamierzonych efektów. - Jak to? - Nawet jeśli przegram, powrócę znowu. Jeśli upadnę, to szybko powstanę. Zawsze będę początkiem i końcem... I przez miliardy kolejnych razy. - Czyli... Żeby zostać bogiem... muszę pokonać Cię jeszcze.... miliard razy? - No. - OSZ KUR - Dla prostego rachunku: Tobie zostało jedno życie, a mi... znacznie więcej. Nie znajdujesz się w zbyt korzystnym położeniu. Już nawet podobno koty mają 9 żyć. Mogłeś być kotem... Twoje szanse zwiększyłyby się o niecałą jedną centylionową. - Kurde... - Więc... proponowałbym zawrzeć układ. Ja wykańczam Ciebie i tą Twoją zmaltretowaną myszkę, robię to szybko, bezboleśnie, nie dźgam nikogo przez kilkadziesiąt minut... - I co dalej? - Potem cóż... Wy umieracie, ja odzyskuję energię Omegi i żeby było jeszcze ciekawiej - dostaję energię Alphy. Jak szaleć to szaleć - uśmiechnął się, podrzucając przy tym swoim sztyletem. - Noo i wiadomo co dalej - stwarzam nowy świat, lepszy, przyjemniejszy, weselszy, bez kłamstwa, grzechu, bólu i wszystkiego innego, związanego z czterema jeźdźcami apokalipsy. - Czyli, że co? - Nie będzie głodu, nie będzie zarazy, nie będzie wojen, a także nie będzie śmierci. Jeśli poddani zbudują wieżę, by być jak najbliżej mnie, wcale jej nie zburzę. Nie zmieszam wszystkich języków świata i nie sprowadzę na niego chaosu. - I... mam w to uwierzyć, tak? - Nie dbam o to. Skądinąd i tak muszę Cię zabić. Chcę po prostu, żebyś odchodząc i będąc przy tym ostatnim uczestnikiem tej śmiesznej gry, nie miał przy tym świadomości, że nie wywiązałeś się ze swoich obietnic, czy nie sprostałeś swoim oczekiwaniom. To troszkę pocieszające. - Wszyscy psychopaci tak mówią. - Nie, Dawidzie. Istnieje wyraźna różnica między psychopatą, a osobą uparcie dążącą do celów. Psychopatą mógł być na przykład Byron Clark. Cholernik uważał, że może wszystkich spalić, zniszczyć, bo po prostu mu się to podobało. Ja może udawałem lekko postrzelonego, ale tylko ze względów psychologicznych. Chciałem budzić strach, a także respekt przed swoją osobą. Chciałem, aby wszyscy się mnie bali i nie stawali mi na drodze przed osiągnięciem swoich celów. - Mmhm... - Jeśli zgodzisz się na te warunki, to w nowym świecie staniesz się kimś ważnym. - Będę miał sporo zakręconych dziewczynek? - Mmhm... - skrzywił się Neville. - Będziesz. - Będę miał własny dom z basenem, superkompa, i nieskończony zakres pieniędzy? - Pewnie! - Będę miał wszystkie, najfajniejsze gry? - No... Dobra. - Neville w tym momencie wyciągnął z kieszeni mały notatnik i zaczął wpisywać w nim kolejne pozycje. - Wiesiek będzie mi chodził bez lagów? - Na najwyższych ustawieniach! - Zostanę adminem Forum Przygód Reksia? - Też mi pytanie! Staniesz się kimś ważniejszym od jego założycieli! - Mątek zostanie moim sługą? - Czekaj... Ty naprawdę tego chcesz? - W sumie... hehehh. Nevill ty śmieszku. - heheh. - Zostanę prezydentem USA i sprawię, że w Polsce będzie żyło się lepiej? - To będzie troszkę kosztować... Ale zrobię wszystko co w mojej mocy. - Hmmm... No dobra. A Api będzie woleć mnie od Czarnego? - Jeśli tylko chcesz... - To tego... jeszcze chcę być nieśmiertelny, tak jak wszyscy moi przyjaciele. - stwierdził. Neville nerwowo przełknął ślinę i przetarł pot z czoła. - Dobrze. Coś jeszcze? - spytał z lekką irytacją. - No nwm właśnie. Daj się zastanowić. - zamyślił się Dove.
Gołomp rozejrzał się po zniszczonej scenie teatralnej. Spoglądał na wystające ze sceny deski, wyniszczone rekwizyty i porozdzierane na strzępy, elementy teatralnej kurtyny.
Swoją wzrokową wędrówkę zakończył dopiero na mnie. Zobaczył moje bezwładne ciało, oparte o jedną ze ścian pomieszczenia. Z moich oczu zaczęły sączyć się łzy. Nie mogłam pogodzić się z przegraną i byłam pewna tego, że warunki, jakie Neville zaproponował Dawidowi, są dobrym rozwiązaniem, na które mógłby się pokusić. Sama nie wiem, dlaczego zaczęłam płakać.
Może to przez to, że nie mogłam pogodzić się z porażką, albo i przez to, że wkrótce miała mnie czekać pierwsza śmierć. Jeszcze nigdy jej nie doświadczyłam. Pogrążałam się niejednokrotnie w ciemności, odpływałam w mrocznej rzece na jej drugi, transcendentalny brzeg, ale nigdy nie potrafiłam się tam znaleźć. Zawsze był ktoś, kto pomógł mi przezwyciężyć kosę Tanatosa i sprawić, że moje dni miały dalej trwać w sposób bezproblemowy.
To właśnie potęga prawdziwej przyjaźni - uczucia znacznie lepszego od miłości. Kierujące się nią osoby, nie patrzą na swoje szczęście, nie mają żadnych kompleksów, a gdy widzą, że ich bratnia dusza, zatraca się w chaosie problemów, niezależnie od tego, w jakiej są sytuacji, chwytają się najostrzejszych brzytew i śpieszą tej osobie z pomocą.
- Dawidzie? Jesteś tam? - zapytał Neville. - Jestem jestem. - Więc, jeszcze coś? Jakieś kolejne warunki? Wiesz... trochę już późno... Lista też już jest dosyć duża... - Mam jeszcze jeden warunek. Ostatni. - powiedział Dove. - O, to świetnie. Jak on brzmi? - Chcę, abyś zapłacił za łzy April. Sprawiłeś, że przez Ciebie płakała. GARDZĘ TWOIMI PROPOZYCJAMI, ŚMIECIU! - wykrzyczał mu prosto w twarz. W oczach Dawida dało się dostrzec pełnię mobilizacji i kwintesencję odwagi. Choć był sam, a przeciwnik był kimś kto przewyższał go pod każdym aspektem, nie zamierzał się poddać. Niczym najsłabsza owca ze stada, stanął naprzeciwko ciemności lwiej paszczy.
Nie zatrzymywał się na ani jeden krok. Szedł pewnie przed siebie, wiedząc, że nadzwyczajna pewność siebie, jaką tymi słowami uzyskał, poniesie go ponad najwyższe szczyty gór i zmiażdży wszelkie granice, czy barykady. Kogut nerwowo wyciągnął przed siebie dwa miecze i pewny swoich priorytetów i ideałów, kroczył naprzeciw Zielonemu Egzekutorowi. - Po... poro.. zmawiajmy... - przestraszył się Neville. - NIE ZAMIERZAM Z TOBĄ O NICZYM ROZMAWIAĆ. TEJ NOCY ZGINIE JEDEN Z NAS I TO NIEZALEŻNIE OD TEGO, CZY DANE BĘDZIE MU WRÓCIĆ, CZY NIE. - Ale... Dawidzie... Ja zawsze wracam, a teraz mam ku temu ważniejszy, nawet rzeczywisty powód. Pochłonąłem tak wiele dusz... Miliony... Miliardy... Właśnie.. Tyle mam żyć. - Blefujesz. - Nie blefuję. - Gdyby tak było, to nie godziłbyś się na tak bardzo postrzelone warunki, których nawet Alpha i Omega nie byliby w stanie urzeczywistnić. Kręcisz i dobrze o tym wiesz! - krzyczał wciąż przekonany o swojej racji Dawid.
Neville wyglądał na wybitego z rytmu. Przeraził się tej nieziemskiej pewności siebie i po pewnym momencie z widoczną bojaźnią do swojego przeciwnika, zaczął kroczyć do tyłu. Im Kogut był bliżej niego, ten starał się wyrównywać dotychczasowy dystans. Z niezrozumiałego powodu, trzymał koguta na bezpieczną odległość i nie chciał go zaatakować.
W pewnym momencie Zielony Egzekutor opierał się już o egzystujące jeszcze części błękitnej kurtyny. - Ślepa uliczka. Stań do walki... jak mężczyzna! - wykrzyczał Dawid. Neville nie dał się już dłużej prosić. Zdecydował się w końcu ruszyć w bój ze swoim przeciwnikiem. Nie wyglądał on jednak tak, jakby wszyscy mogli tego oczekiwać. Ciosy Zielonego Egzekutora nie miały zbyt wiele wspólnego... z precyzją i celnością. Były to szaleńcze uderzenia, bez zachowania jakiejkolwiek, choć najmniejszej koncentracji. Walcząc z Dawidem, miotał się jak sprowokowany czerwoną płachtą, byk, który z sensów wyżej narzuconych, musiał podjąć walkę.
Nie był jednak w niej tym ssakiem, który zwykł brać na rogi...zbyt śmiałych kowbojów. Atakował w przestrachu, a towarzyszące mu brak nadziei i niezrozumienie, pogłębiały się wraz z kolejnymi odbitymi uderzeniami.
Dove w pewnym momencie mocniej szarpnął swoimi mieczami. Wykonał błyskawiczną szarżę, którą wytrącił bronie z łap Zielonego Egzekutora. Chciał zadać ostateczny cios, lecz ten zrobił szybki unik. Nieszczęsny los sprawił, że wtedy też pod jego stopami znalazł się bicz Clarisse, którym nie tak dawno jeszcze... władał Czarnoksiężnik.
- Mwahahah... Obserwowałem waszą walkę. Była strasznie nieudolna. - zaśmiał się złowrogo Neville. Obaj panowie na chwilę wstrzymali topór wojenny, w celu zregenerowania sił fizycznych. - Najsilniejsza zbroja świata przeciwko najpotężniejszej broni... To wcale nie jest tak, że jedno blokuje drugie. Broń wcale nie jest tutaj nożycami w starciu z kamieniem. Po prostu... trzeba jej dobrze używać... - Czarny źle używał bicza? Nie no... ja wiedziałem. On to jednak jest jełop...
- Używał go dobrze, wszak nie wiedział o wszystkich właściwościach... - uśmiechnął się złowieszczo. Zielony Egzekutor wyciągnął bicz przed siebie i trzymając go w rękach, wydłużył go do granic możliwości. Nie minęła chwila, a mocno szarpnął rękami. Bicz podzielił się na dwie części i o dziwo... nie zakończył swojej egzystencji. Fioletowo-czarna energia, wciąż płynęła przez jego elementy. - Ożesz... - Szach mat. To już Twój koniec!!! - wykrzyczał Neville. Zielony Egzekutor rzucił się na swojego przeciwnika z dwiema nowymi broniami. Przerażony Kogut zaczął się cofać, ale nie przyniosło to nie wiadomo jak dużo pozytywnych skutków. Zbroja Nicolette bombardowana setkami uderzeń mrocznej purpury, zaczęła się rozsypywać. Dawidowi pozostawało tylko trzymać gardę i chronić twarz przed atakiem. Z czasem jednak i to nie poskutkowało. Rękawice, chroniące jego skrzydła w pewnym momencie... zostały trafione przez podwójne uderzenie.
Niczym po przyjęciu potężnego ładunku elektrycznego, pochodzącego najpewniej z równie potężnej burzowej błyskawicy, roztrzaskały się na setki małych części, jak szyba, trafiona małym, choć niszczycielskim kamieniem. - Jakieś ostatnie słowo? - zapytał z wrednym uśmieszkiem na twarzy. - Może... Pomyślimy o wcześniejszych ofertach? - Chyba śnisz... - odparł z nienawiścią.
Neville wymierzył dwa potężne ciosy w stronę Dawida. Kogut cudem jednak odskoczył. Wytrącony tym samym z równowagi Neville, znacznie się zachwiał. Kogut nie zamierzał dawać więc za wygraną i ruszył na swojego przeciwnika z dwoma mieczami. Wykonał kolejne kilka szarż i czując się niczym gladiator, na starożytnej wojnie o wolność, zadał Zielonemu Egzekutorowi poważne obrażenia. Pociął jego ciemnawą marynarkę na strzępy, a pozostające na jego ciele elementy, nie bardzo już pasujące do wcześniejszej konsystencji, ubarwił nieznacznym szkarłatem krwi.
Oszołomiony Neville zaczął się chwiać na nogach, a w jego oczach dostrzegalne było nieopisane przerażenie. Dawid zamierzał zadawać kończący cios. Wykonał bardzo solidny ruch mieczem Nicolette. Był tak potężny, że siły uderzenia, pozazdrościliby mu nawet najsilniejsi z mitologicznych tytanów.
Skierował go prosto w serce Neville'a. Jeden moment, dzielący dwóch rywali od nieskończoności, wydawał się trwać wiecznie. Choć był cząstką sekundy, swoją pychą i niezłomnością, zabierał czas i długość trwania godzinom, albo nawet i ich dziesiątkom. Miecz nieuchronnie zmierzał w stronę bezradnego przeciwnika. Niczym Syzyfowy głaz, pokonywał na swojej drodze wszelkie przeszkody i bezceremonialnie wykonywał powierzoną mu wcześniej misję.
Neville świadomy zbliżającej się śmierci, nie miał zbyt wiele czasu na zastanowienie. Zdezorientowany wyczekiwał momentu na potencjalną ucieczkę, ale nie był w stanie go wyczuć. Nie miał zbyt wiele czasu, więc zdecydował się na jakieś szybkie, niekonwencjonalne zagranie. Spojrzał na dolne kończyny Dawida i wtedy też zapaliła się nad nim złota lampka idealnego pomysłu. Kogut stał nad potężną wyrwą w scenie, zniszczoną podczas pojedynku.
Zielony Egzekutor zamierzał to wykorzystać. Nim miecz go dosięgnął, wskoczył w widoczną dziurę. Wprawił tym samym Dawida w potężne zdezorientowanie. W czasie, gdy kogut zastanawiał się gdzie i jakim prawem, zniknął mu z oczu przeciwnik, ten wyskoczył zza jego pleców. Szybko wprawił swoje bicze w ruch i... reszty... w zasadzie nie trzeba nawet opowiadać.
Pocięty na kawałki Dawid, leżał na ziemi w kałuży krwi. Neville, choć zatriumfował, odniósł pyrrusowe zwycięstwo. Cały poobijany, z drżącym i wybijającym się z piersi sercem... bardzo głośno oddychał. W końcu przetarł całą swoją twarz z czerwonego, naturalnego barwnika i zachichotał złowieszczo. - I na co Ci to było? Mogłeś przystać na moją propozycję... a teraz...
Leżysz zabity, a mogłeś więcej... Nędzna strzała bohaterstwa, zatruła Twe serce, Leżysz we krwi, ja Jawnie świecę. Jako płomień nieskończoności, nad wszechświat wzlecę... Stworzę nową rzeczywistość, powstanie moja wiara... Ty zaś w ciemności na wieczność zaczniesz się spalać. Rozsypałeś się, jako proch w tej małej chwili. Mi to niegroźne... Żywiołem się stałem, jak wszyscy wierzyli...
Potężny Alpho i Omego... Zakończyłem Projekt Deus Ex Machina. Oznacza to, że powinienem zostać nowym Bogiem! Oddajcie mi światła swych dawnych blasków!!! - No... nie powiedziałabym. - zniszczyłam Zielonemu Egzekutorowi piękne przemówienie. Nim ten się odwrócił, szybko przeładowałam swój Blaster Żywiołów, i przystawiłam mu go do twarzy. Z pomocą małych trąb powietrznych, odesłałam jego bicze na drugi koniec planszy.
- Jak... to... możliwe? - Jeśli już kogoś zabijasz... pamiętaj, aby zrobić to do końca. Oto podręcznikowa zasada wszystkich chorych psychopatów. Czarnoksiężnik... przeżył Twoją salwę ataków i ostatkiem sił, widząc, że Dawid nie radzi sobie w walce, podleciał do mnie. Wsypał mi do ust połowę pigułki leczniczej, którą dała nam niejaka Leah Blessar. - Nicolette? - Nie waż się więcej... tak o niej mówić. To zwykła matka, którą ciemność pozbawiła wolności... To wy... tak ją nazwaliście. Zlekceważyłeś również i Czarnoksiężnika. Choć poobijały go ognie samego Mściciela, Ojca Smoków - Crowleya, oraz potężne, destrukcyjne uderzenia Bicza Clarisse, to na pełną regenerację wystarczyła mu tylko połowa mikstury!!!
Nie powiedział o tym nikomu, bo był zbyt dumny! Był wielkim wojownikiem, którego żaden z wysłanników Ciemności... Nie był nigdy w stanie złamać! Może i chciał zostać nowym Bogiem... ale z czasem... zrozumiał swoją pychę. Wiedział, że rzucając się na przyjaciół, przekracza granice, których nikt nigdy nie powinien przekroczyć! Przyjaźni trzeba przede wszystkim bronić! Nie wolno narażać jej na cierpienie!
Był zbyt poobijany, więc szybko skonał... A jego ostatnie słowa brzmiały: " Pokaż temu dziadowi kim tak naprawdę jest... April"... Tak! April, bo tak właśnie mam na imię! Może nie jestem wysoka, może i nawet jestem najniższą osobą, z jaką kiedykolwiek miałeś do czynienia, ale to wcale nie oznacza, że mogłeś mnie lekceważyć! Nie miałeś do tego prawa. - Pociągnęłam delikatnie za spust - April... proszę... nie... - Błagasz, abym Cię nie zabijała, a przecież... masz jeszcze miliardy żyć! Czego niby się boisz?! I tak powrócisz! - Nie... nie powrócę. Dawid miał rację. Nieskończona ilość żyć była... blefem. Powstałem tylko... dzięki masce Silence'a, która pozwoliła mi na jednokrotny powrót z zaświatów... To właśnie był mój powód do negocjacyjnych rozmów i... strachu... To był powód do uników i do ucieczki... Kostka zabrała mi boską moc, a dusze z Edenu... Cóż... - Co z nimi?! - Eden, do którego wkroczyłem... Był tak naprawdę pusty. Ktoś inny... wydobył z niego wcześniej... wszystkie dusze. - NIBY KTO?! - Oboje... Dobrze znamy odpowiedź... - Bzdura... Teraz... znam ją tylko ja. - odparłam i puściłam naciągnięty spust Blastera Żywiołów. Potężny strumień antymaterii, wody i błyskawic staranował ciało Zielonego Egzekutora i powykręcał je w cztery różne strony światła. Neville miotał się w ciemnościach i przeraźliwie krzyczał, ale nie zamierzałam przestać. Czekałam i patrzyłam, jak pogrąża się w nicości i znika z tego wszechświata.
Krzyki już wkrótce ustały. Ostatni uczestnik Projektu Deus Ex Machina zakończył swój żywot. Przechodząc przez kłęby dymu, kroczyłam w mroku, w stronę teatralnej kurtyny.
- Runda 12 Deus Ex Machina została zakończona. Udało Ci się sprawić, że wszyscy uwierzyli w bajkę o zostaniu nowym bogiem. Mwahahahah! Brawo April, jestem pod wielkim wrażeniem... Runda 13 Deus Ex Machina... rozpoczyna się...
|
So, 12 mar 2016, 19:02 |
|
|
April
Łza Rozjaśniająca Mrok
Dołączył(a): Śr, 23 paź 2013, 17:50 Posty: 9
Naklejki: 0
|
Re: Deux Ex Machina
Za kurtyną teatralną znajdowało się potężne krzesło, kunsztem i wyrafinowaniem przypominające tron. W pomieszczeniu panowały nieprzebyte ciemności. Jedna jedyna, lekka smuga światła, padająca na scenę z góry, ratowała widoczny obiekt przed totalnym pogrążeniem się w mroku. - Pani komandor... Hee heee heeeh.. wreszcie się widzimy. - zaczęła osoba, zasiadająca na tronie. - Witam ponownie. Pragnę uroczyście ogłosić, iż moja misja zakończyła się sukcesem. Wszystkie niewygodne nam osoby, zakończyły już swój żywot. Zostały wyeliminowane. - Ponieśli żenującą śmierć. Dobrze im tak. Nie zasługiwali na nic lepszego... Szczególnie po tym, co stało się mojej...
|
N, 13 mar 2016, 10:25 |
|
|
April
Łza Rozjaśniająca Mrok
Dołączył(a): Śr, 23 paź 2013, 17:50 Posty: 9
Naklejki: 0
|
Re: Deux Ex Machina
… ukochanej. - Ale Panie… Sam ją zabiłeś. – stwierdziłam. W jednym momencie zapłonęły wszystkie światła i… zrobiło się zdecydowanie chłodniej. - Bo… mówiła mi jak mam żyć. Nie znoszę tego. To przecież ja jestem TYM PRZEDWIECZNYM! NIKT! ZUPEŁNIE NIKT! NIGDY! NIE BĘDZIE W STANIE MNIE SOBIE PODPORZĄDKOWAĆ! - Teraz… Gdy… wszyscy z Twojej listy dokonali swojego żywota… - Pytasz, czy uwolnię Vincenta? Naprawdę… jesteś aż tak naiwna? Mwahahahahah!
|
N, 13 mar 2016, 16:02 |
|
|
April
Łza Rozjaśniająca Mrok
Dołączył(a): Śr, 23 paź 2013, 17:50 Posty: 9
Naklejki: 0
|
Re: Deux Ex Machina
- Myślałam, że mieliśmy układ. - Naprawdę, uważałaś, że pakt z diabłem to dobre wyjście? Otóż… Pozwól, że Ci wszystko wyjaśnię. Twój Ojczulek jest martwy od ponad roku. Powiem Ci więcej, rozpoczęłaś wykonywanie swojej misji w momencie… gdy już nie żył. - Chcesz powiedzieć, że to wszystko… na nic? - Dla Ciebie tak. Dla mnie… niekoniecznie. Zyskałem naprawdę dużo. Za Twoją zasługą, udało mi się ogłupić całe Niebo i upozorować własną śmierć. Tym samym, kiedy rzekomo najważniejsi we wszechświecie zaczęli się wzajemnie wybijać, dopadłem bram Edenu i zjadłem wszystkie, znajdujące się w nim dusze. Za sprawą tego śmiesznego przedmiotu, który wymyśliła Clarisse, pożal się Alpho i Omego… Kapłanka Tenebris, skumulowałem energię dwóch potężnych bóstw i sprawiłem, że popłynęły prosto do Białego Zamku. Zostałem tym samym nowym Bogiem tego świata, który już niebawem… stworzy nowe multiwersum! Nową wszechprzestrzeń, gdzie wszyscy będą żyć… na moich warunkach! Mwahahah! Moi przeciwnicy… Padali jak muchy! Wszyscy wykończyli się wzajemnie, bo uwierzyli, że ten kto zabije resztę.. zostanie nowym bogiem! Phahahah! Najbardziej to chyba szkoda mi Nicolette. Jej demoniczna wersja, rzeczywiście… wparowała do mojego Zamku, ale uciekła z niego jeszcze szybciej… niż się pojawiła. Nie wiem jakich bzdur nawciskała swoim kompanom z Tenebris… i jak w nie uwierzyli… Ale cóż… To było śmieszne… bardzo, bardzo śmieszne. – skończył się przechwalać. Przeładowałam szybko wszystkie bronie, jakie miałam w zanadrzu i w nieopisanej furii, skierowałam siłę ich uderzeń w stronę przedwiecznego. Nastąpiła potężna eksplozja, która w mgnieniu oka, unicestwiła tron, na którym zasiadał Azenesai i resztę jego lodowych dekoracji, zdobiących to pomieszczenie. - Ałł. – stwierdził. Przedwieczny przeciął swoim szponem powietrze i naraz unicestwił cały mrok powstały przez rozładowania energii. - Jak Ty.. to… - Jestem bogiem… uświadom to sobie! – stwierdził, nie mając pewnie świadomości tego, jak bardzo oklepanego tekstu użył. Azenesai momentalnie szarpnął swoim nadgarstkiem i uderzył kciukiem o palce. Nie minęła chwila, a zawisłam bezwładnie w powietrzu. Nie mogłam kontrolować swojego ciała. Byłam.. bezradna i mogłam tylko czekać na dalszy rozwój sytuacji. Nadgarstek Przedwiecznego zaczął delikatnie się obracać, w kierunku przeciwnym do wskazówek zegara. Poczułam potężny uścisk na szyi. - Mogłaś stworzyć ze mną nowy świat… a teraz… Umrzesz. To wszystko przez Twoją irracjonalną godność! Bogów.. nie można ukarać za ich grzechy! Śmiertelnik nigdy nie będzie w stanie tego dokonać! To w rękach bogów jest sąd ostateczny… A ja, moja droga April… skazuję Cię na śmierć! – powiedział gniewnie. Magiczna pętla coraz bardziej zaciskała się na mojej szyi. Traciłam oddech, otaczająca mnie rzeczywistość… zaczęła odpływać w nieznane, a ja miałam już świadomość tego… że umrę przez uduszenie. Wiedziałam, że koniec końców i tak zawiodę i… nic już nie przywróci życia Vincentowi. Wiedziałam, że to koniec… I wtedy też dostrzegłam na głowie Przedwiecznego, dziwną, małą, lecz grubawą sylwetkę, ubraną w przedziwną szarą zbroję, opatrzoną szmaragdowymi pasami po bokach. Postać miała na sobie zielone gogle i wydawała się być nieustępliwa w swoich działaniach. - TYYY DZIADU! ZOSTAW APRIL! ONA JEST NIEWINNA! - krzyknął tajemniczy przybysz.
|
N, 13 mar 2016, 19:03 |
|
|
April
Łza Rozjaśniająca Mrok
Dołączył(a): Śr, 23 paź 2013, 17:50 Posty: 9
Naklejki: 0
|
Re: Deux Ex Machina
- A Ty, to kto?! – oburzył się Azenesai. Przedwieczny odwrócił się i niespodziewanie przerwał krępujące mnie magiczne więzy. - Jam jest Ten, który wyjawi wszystkim prawdę! – stwierdził. Kret ściągnął okulary i tym samym odkrył swoją tożsamość - Dok… Doktor, to naprawdę Ty? Przybyłeś mi z odsieczą? - Dla Ciebie… Super Doktor! - Ej, ale to przecież głupie – oburzył się Azenesai, wciąż próbując ściągnąć z głowy natarczywego intruza. Nie wychodziło mu to jednak zbyt dobrze. Super Doktor bombardował twarz przeciwnika potężnymi kopniakami, a także prawymi i lewymi sierpowymi. - PRAWYY SIERPNIOOWY! - wykrzyczał. – Aaaaa masz dziadu! - Ała! – zaryczał Azenesai – Jesteś naprawdę brutalny! Weź przestań! To naprawdę boli! Doktor nie ustępował. Niczym samobójca z państwa islamskiego, nie przejmował się sytuacją, która teoretycznie mogłaby go przerastać. Uderzał Przedwiecznego po głowie, nie robiąc przy tym ani jednej przerwy. - Doktor… Jak Ty się tu… - Zaraz wyjaśnię! Ale… Na początku muszę wyjawić prawdę! Pokażę wszystkim, że moja teoria była słuszna! - Ej, nie rób tego! Tak nie można! Scenariusz zakładał coś innego! – bronił się wszelkimi możliwymi sposobami Przedwieczny. Kret pozostawał jednak głuchy na te prośby. Robił z twarzy Azenesai’a worek treningowy, a ten, choć miał w sobie moce Alphy i Omegi, nie był w stanie w żaden sposób z nich skorzystać. W pewnym momencie Super Doktor popchnął swojego przeciwnika na jedną z szafek, która przetrwała wybuch potężnych energii. Przedwieczny w starciu ze złowrogim przedmiotem, przewrócił się i przestał się ruszać. - Haa! Zrobiłem to! Suuuper Doktor! Tuduu tududu! - Jak Ty… to… - Po prostu… Popatrz, ślicznotko. Oto, co kryło się za tym całym zamieszaniem. – stwierdził Doktor z wielką pewnością siebie. Kret podszedł do leżącego na ziemi Przedwiecznego i mocno szarpnął za jego twarz. I wtedy stało się coś, czego nikt.. oprócz Doktora – nie był w stanie przewidzieć. Głowa Azenesai’a okazała się atrapą… a przynajmniej tyle dało się wywnioskować z widoku kreta w szarym kombinezonie, trzymającego w łapie… łepetynę nowego Alphy i Omegi. - NO! WYŁAŹ DZIADU! – krzyknął złowrogo Doktor i włożył łapę do nowo powstałej dziury. - KURDE GDZIE Z TYMI ŁAPAMI ZBOCZEŃCU – odezwał się głos… w ciele przedwiecznego. – DOBRA… DOBRA… JUŻ WYCHODZĘ. – zapewnił. Nie minęła chwila, a ze stroju Przedwiecznego, wypełzał nieduży kret z tęczowymi włosami. - Haaa! Wiedziałem! Wiedziałem! – ekscytował się Doktor. Nic już nie rozumiałam. - To PAN PAN to wszystko zaplanował. - Pan Pan zniszczył świat i stał się nowym bogiem? Czy Ty siebie słyszysz?! - Mwahahah! Nie! To wcale nie była walka o nieśmiertelność, o transcendencje i inne takie kurde… to była walka… o… - DOKTRO JEŁOPIE, ZŁAŹ ZE SCENY! – zabrzmiał w tym momencie donośny, męski głos. Ujrzałam mopsa z kapeluszem nasuniętym na twarz i… towarzyszącą mu lisicę w niebiańskich szatach. - WTF CISZU CO TY TU ROBISZ. – zdziwił się Doktor - DOKTRO JEŁOPIE, CO TY TU ROBISZ. – oburzył się Ciszu. - No jak co, ratuję wszystkich. - Ale to nie twoja rola w scenariuszu! - Jak to… - No tak to! Kolejny raz dorwałeś scenariusz i chamsko go zmieniłeś! Przedstawienie z okazji naszego ślubu… miało się skończyć inaczej! To, że miał je zaaranżować ten brzydki winogronożerca Pan, to jeszcze Cię kurde nie usprawiedliwia. - Oj tam, żeby to raz się zmieniało scenariusz… - April, przepraszam… Chyba jesteś nieświadoma tego, co dzieje się wokół Ciebie – stwierdziła odkrywczo lisica. - Jestem Heavensiss, a to mój mąż, Theoseres – tu wskazała na mopsa, żrącego się z Doktorem nad poobijanym ciałem Pana. - A… April… Miło mi… - Nie wątpię. - Więc… mogłabyś mi wytłumaczyć, co tak naprawdę się stało? - Kilka lat temu, Pan pokusił się zdrady stanu, służąc Przedwiecznemu. Jako pokutę, powierzyłam mu napisanie scenariusza do sztuki teatralnej, którą wystawi w dniu naszego ślubu. Wszyscy aktorzy, biorący w nim udział – stracili świadomość i przeżywali fabułę, tak jakby… działa się naprawdę. - Naprawdę? - Naprawdę… - CISZU JEŁOPIE, ZARAZ CIĘ KOPNĘ – wkurzał się Doktor. - Więc… Chcesz powiedzieć… że ja również… - Tak, Ty również. Los jednak chciał, że wytrwałaś najdłużej i… nie umarłaś ani razu. Toteż… wzięłaś to wszystko na serio. - Czyli, że Vincent żyje i ma się dobrze? - Pewnie, że tak. Przez ten cały czas zasiadał na widowni i trzymał za Ciebie kciuki. - Te wszystkie wojny… one nie wydarzyły się na serio? - Pewnie, że nie. Niebo jest miejscem, którego nikt nigdy nie zdobędzie. Żaden Lazarius, żaden Omega, a tym bardziej banda przerośniętych smoków, czy zielonych lisów ze sztyletami. - Boże… Nie wiem co powiedzieć. - NIE W SZCZEPIONKĘ – zawył z bólu Ciszu. - Chłopcy… Cichosza.. – starała się uspokoić walczących. - CZY TE PAN PAN MA RÓWNO POD SUFITEM?! CO ZA BEZWZGLĘDNA I CHAMSKA BESTIA MOGLA WYMYŚLIĆ TAK OKROPNY SCENARIUSZ?! - Fakt… Mnie też drażniło wiele rzeczy… Przede wszystkim pojawienie się dziwnych smoków, władców, anielskich zdrad, spisków i totalnych przekłamań biblijnych… Riley Ewą… Kto by pomyślał. Chyba tylko Pan… - EJ ALE TO NIE WSZYSTKO MOJA WINA! – ratował się satyr. - To też prawda. W głowie namącił mu trochę Infinemundi, który za wszelką cenę pragnął wrzucić do fabuły swojego Wonsza, którego przecież tak bardzo wielbi. Doktor zaś… po jednej ze swoich śmierci, wrócił na widownię. Boo.. taki los czekał wszystkich, którzy rzekomo umierali. Chytrus jeden kradł Panowi magiczny scenariusz i maltretował jego fabułę tak, że zawsze… znajdował w niej taką lukę, która pozwoliłaby mu wrócić do rozgrywki. - Czyli… ostatnią część przedstawienia też zmienił? - Całkowicie. Na końcu sztuki, Theoseres, Leviathan i w sumie ja… przybywamy Tobie na pomoc, pokonujemy Azenesaia i na nowo stwarzamy świat… - DOKTOR JEŁOPIE, ZEPSUŁEŚ FABUŁĘ! – odkopał topór wojenny Ciszu i wymierzył Doktorowi cios… prosto w nos. - Żeby to pierwszy raz. Heheheh. No bo w sumie umarłem, a Czarny miał wygrać cyrk… No to nie mogłem mu na to pozwolić. Wyrwałem Panowi Panowi scenariusz i troszkę go pozmieniałem… - Mogę… mogę… zobaczyć się z resztą? – spytałam, wciąż nie do końca rozumiejąc sytuację, w której się znalazłam. - Tak… To chyba dobry pomysł. – tu przerwała i klasnęła dwukrotnie w ręce. – Moi drodzy? Proszę o uwagę… Jak zapewne wszyscy widzicie, z tej sztuki… Już nic nie będzie. Pojawiły się małe komplikacje w łamaniu ścian, wymiarów i… itp. Itd… - powiedziała z lekkim zakłopotaniem. Klasnęła następnie kilka kolejnych razy. Dookoła pomieszczenia, będącego 13 rundą, jak spod ziemi wyrosły wielkie, czerwone loże, w których zasiadały wszystkie postacie, biorące udział w przedstawieniu. - Niniejszym… chciałam podziękować wszystkim, którzy wzięli udział w Cyrku Chaosu. Podziękowania powinien w waszą stronę kierować niejaki tęczowowłosy satyr, ale obecnie… nie jest w formie. Proszę w takim razie mu wybaczyć. – stwierdziła z lekkim zażenowaniem. Heavensiss wzruszyła ramionami. Wyciągnęła jedną rękę przed siebie i wykonała nią gest zwycięstwa. Za plecami osób znajdujących się obecnie na scenie, wyświetliła się długa lista aktorów, biorących udział w przedstawieniu. Wyglądała mniej więcej tak: Brawa, jeszcze raz… brawa! – chwaliła wszystkich zgromadzonych. – Ciszu, słyszałam, że teraz Ty.. chciałeś powiedzieć parę pięknych i wymownych zdań. - Jaa? Czemu ja? – zdziwił się Ciszu, wciąż pojedynkujący się z Doktorem. - Bo… Jesteś Królem Nieba? Prawda… Kochanie? - A, fakt. Hee hee heee. – stwierdził. Także tego, z okazji niespodziewanego – tu spojrzał w stronę Doktora i Pana – Koońca… Chciałem podziękować wszystkim za udział w zabawie. Ten jełop Doktro, namotał strasznie w scenariuszu, ale ten z kolei był jakiś chiński i nie wiadomo jaki. Także tego… Miał prawo. W każdym razie miło mi ogłosić iż wszechświat jednak się nie rozpadł, sztukę otworzymy kolejny raz w ulubionym teatrze Adama, a niech dostanie cholery przez nią… he hee heee i co więcej… Ogłasza się, że Cyrk wygrał jednak Dawid, bo Czarny został modem, choć mu się zupełnie nie należało, ale jednak został i noo tego… Tak wyszło. - JEEEEE! WYGRAŁEM – ucieszył się Dawid. - Fartem – odpowiedział mu Czarny z lekką zazdrością. - Ogłasza się również, że Azenesai odbył zamierzoną karę, która miała jak najbardziej go pognębić. Finałowa walka ze mną, Levem i Heav… koniec końców wyglądałaby gorzej niż to… co zrobił z nim ten jełop Doktro. Kto by pomyślał, że wystarczy zrobić kilka zmian w scenariuszu, by odrzucić wszelkie wcześniej zamierzone elementy. Hee hee heee. Tak więc bóg Przedwieczny został skopany i powalony przez zwykłego przeciwnika, śmiertelnika. Heee heee heee. Kto by pomyślał. Niebo, Czyściec i Piekło zgadzają się na poddanie Krainy Land Of Immortals ich wszechmożnemu majestatowi. Ziemie Nieśmiertelnych, zniszczone przez chaos Przedwiecznego, zostają oficjalnie wymazane ze wszechświata, a ich bohaterowie… trafiają do świata reksiowego, a powiem i więcej – rzeczywistego! Mwahahaha! - EJ KURDE CO TY CZEKAJ CO – nie dowierzał Autor. - … - oburzył się Czarny. - NIE MOGLIŚCIE ICH URATOWAĆ?! – zaciekawił się Art. – JA CHCIAŁEM LOI! - Nie, nie mogliśmy, gdyż zniszczenia były zbyt duże. Zatopimy je wszystkie, przeniesiemy do przeszłości i urzeczywistnimy niejaki mit o Atlantydzie. Heheheszki. - JA WCIĄŻ JESTEM NA NIE! – Zbulwersował się Akapollon. – Jak wy to sobie niby wyobrażacie, że moje panie… moje piękne panie.. harfistki… będą zmuszone znaleźć sobie teraz jakieś inne miejsce do życia… ŻE NIBY GDZIE MAMY MIESZKAĆ?! - A spadaj sobie na Kilimandżaro, Ty… Chiński dziadu! – zaatakował go bystrze Mątek. - Ziemia kryje dużo więcej niespodzianek, niż wszystkim się to może wydawać – uśmiechnął się Ciszu. Fakt faktem… Brakuje jej magii… I waszym zadaniem, będzie ją sprawić! - Sprawić? Czyżby kolejny gadający śmieć był przeciwny mojej komunie? – nie wytrzymała Arthie. - Królowo.. Prosiłbym o odrobinę rozwagi. Jesteśmy w Niebie i nie powinniśmy obrażać tu panujących – próbował nad nią zapanować jeden ze sługusów. - A… Co mnie to. Rosja też ładny kraj… Na pewno nas przyjmą. Kto wie… Może jeszcze pewnego dnia… przejmiemy tam władzę… - Zapewne… Królowo. Zapewne. - Pięknie również pragniemy ogłosić iż Córka Gwiazd – Lilyness i książę Pól Elizejskich, niezbyt pięknie zmutowany przez scenariusz Pana Pana – Nestardiel – wkrótce się pobiorą. Nowa para królewska przejmie władzę nad Niebem. Co więcej – Niejaki Kapral Levi, który przyjął rolę Kaprala Leviego w Cyrku Chaosu, powrócił na plan filmowy chińskiej bajki o nazwie Atak Tytanów… i kto go tam wie – pewnie będzie atakował tytanow.. eheheheh. - Levi…? Naprawdę? - Naprawdę. Bo czemu nie. Powiem więcej – totalnie chińskim postaciom, które również zaprosił tu pan, dziękujemy również i dziękujemy za cały wkład w rozgrywkę. Jesteśmy pod wielkim wrażeniem ich talentu aktorskiego i scenicznych umiejętności. - Wow. – zdziwił się Pieseu, który też jakimś cudem, zasiadał na trybunach. - Pragniemy przeprosić Cesarza i Archipelag Kreacji, za to iż kolejny raz umniejszyliśmy jego rolę. - Fakt, to było bardzo niegrzeczne – zbulwersował się Fiction. – Moja potęga jest wymiarem, a wasza, śmiertelna, gromadzi się jedynie w jednostkach. Sztuka była na tyle żałosna, że mało co z niej zrozumiałem. Totalnie z tropu zbiło mnie przedstawienie Destruktora, panów z gazowni, a także Areny, po której latały sobie szalone pterodaktyle. - A także ktoś do nich strzelał… mój mistrzu – dopowiedział mu Onevatho. - Masz rację. - Ale te czempionki? Mogliby oni chociaż wymyślić jakieś normalne imiona. Nie walczyłem w ramię w ramię z żadną Rose czy Maven. Nie wiem nawet kim one są. Czuję się osobiście zbulwersowany i to bardziej niż sam Patryk Urbanek, w zamierzchłych już czasach. - Meh… Coś jeszcze? - Ależ oczywiście! W przypadku kolejnego wypaczenia klimatów Archipelagu Kreacji, zgromadzę wielką armię i ruszę wam naprzeciw. Wszyscy odpokutujecie swoje wi… - tu przerwał - Oj, ktoś tu komuś odłączył mikrofon. Nieładnie. To pewnie Czarny, tak myślę, ale dobrze… przejdźmy do kolejnych spraw. Niejaki Alpha, śpi sobie dalej i nie przejmuje się zaistniałą sytuacją. Pokonał w końcu Lazariusa już dawno, dawno temu i nigdzie nie zamykał jego energii… Bo po co. Chińskie smoki, ojcowie węży, Grzechów, Grzecha… - Ej kurde! – Oburzył się Grzechu – jeden z władców Land Of Immortals - No… niechcący. - Nooo! Ja myślę! - Przejęzyczenie. Proszę o wybaczenie. Hee hee heeeh. Leah, zwana dalej Nicolette, nie istniała również. Ona, jak i Zielony Egzekutor Neville, wygrali swoje role w nieoficjalnym castingu na największą, demoniczną parę stulecia. Mam rację… pani… Decillo i panie… Leviathanie? - Co?! LEVIATHANIE?! – zbulwersował się Lev - Tak, tak naprawdę również mam na imię Leviathan – stwierdził siedzący obok swojej wybranki, Zielony Lis. - Wow, kto by pomyślał – nie dowierzał dalej. - Eris i Pan Potwór, nie przeżyli żadnego smutnego dramatu. Oboje przez cały czas oglądali przedstawienie ze strony publiczności, a w ich rolę wcielili się… Chwastyna Grubówna i Szczeżary Lazura. - Fenek i Riley żyją od dawien dawna długo i szczęśliwie i… poznali się jeszcze przed rozpoczęciem akcji. - Wow. – nie dowierzał pieseu. - Ej kiedy Cyrk? – zapytał pan Dykta. - Nwm – odpowiedział mu Autor. - Dzięki Autor – podziękował Ciszu. - Nmzc – stwierdził Autor. - Marylin i Serphan, rzeczywiście są parą i czują się z tym dobrze. Jak to śpiewała moja ulubiona piosenkarka Tejlof Słift – HEJTERS GONA HEJT HEJT HEJT! Nawet i tacy dostąpią wstępu do naszej krainy szczęścia. - A co z resztą wymarłych?? – zapytał Czarny - Wymarli. Eheheheh – zaśmiał się Ciszu. – Został tylko taki jeden, wredny dziad, który grał Zephyra. To w sumie wasz administrator z Forum Przygód Reksia. - DIZEL PRZESTAW SIĘ – wykrzyczał z góry Potworny Hubert. - Nie chce mi się. – odpowiedział Dizel. – No witam, jestem Dizel i jestem studentem prawa. Chodzę też na crossfit, lecz póki co każą mi tam skakać na skakance. Skacząc na skakance, miewam ostatnio samobójcze myśli o sesji i o przyszłym życiu. Chciałby mnie ktoś może pocieszyć? - Nie. Hee hee heee – odparł asertywnie Ciszu. - Kurde, to słabo… - powiedział ze smutkiem Dizel. - A co z przepowiednią i w ogóle z natchnionymi? - Chwyt fabularny. Przepowiednie fakt faktem istnieją w rzeczywistości, ale dotyczą tylko spraw pięknych i pociesznych… tak jak moja królowa – uśmiechnął się i cmoknął Heavensiss w usta. - Aaaaa kij z tym, WONSZ I TAK ICH ZJE. – skwitował całą sytuację Infinemundi - Przyjaciele, jeszcze jakieś pytania? – zapytała Heavensiss, wtulona w ciało swojego męża.
|
N, 13 mar 2016, 23:19 |
|
|
Kto przegląda forum |
Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 0 gości |
|
Nie możesz rozpoczynać nowych wątków Nie możesz odpowiadać w wątkach Nie możesz edytować swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz dodawać załączników
|
|
|
|