Czarnoksieznik
Mistrz Administracyjnej Magii
Dołączył(a): So, 24 sty 2009, 15:23 Posty: 1751 Lokalizacja: z Angmaru
Naklejki: 17
|
Re: Erica Hotjuice & Ryan Crew & Dorothy Artpine vs Drób Cha
Trójka magów, otoczona przez liczebnie przeważającego przeciwnika, nie miała innego wyboru - stanęli do nierównej walki. Seria wybuchowych kart ciśniętych przez Ericę powaliła dobry tuzin przeciwników na ziemię. Duchy nie były jednak tak bezmyślne, jak mogłoby się wydawać - widząc destrukcję sianą przez czarodziejkę kart, Drób Chaosu rozproszył się, odbierając eksplodującym pociskom ich główną przewagę. Fakt ten postanowił jednak wykorzystać Ryan - osłaniany przez orła o stalowym dziobie przywołanego przez Dorothy, młody mag zaatakował z mieczem w dłoni i odwagą, na jaką raczej nie zdobyłby się, walcząc ze zwartym szykiem. Panny Hotjuice i Artpine zajęły się w tym czasie tworzeniem prowizorycznego szańca, który miał im ułatwić walkę z tak potężnym wrogiem. Wykorzystując swą magię, Dorothy utworzyła dosyć spory, acz niski półokrąg z kamienia na placu przed Lyonhall, który Erica natychmiast wzmocniła kartami powiększonymi do rozmiarów tarcz i zaczarowanymi, by mogły absorbować większość zaklęć. Do tego jeszcze kilka podpór, dodatkowych umocnień i belek. Dorothy nie omieszkała też zawiesić ponad całością godła swej gildii. Niestety, ta długotrwała, ale jakże niezbędna czynność pozostawiła Ryana bez wsparcia. Przez długi czas nie znający dotąd boju piękniś odpierał kolejne napaści, z drobną pomocą swojego nowego zwierzątka znacznie przetrzebiając oddziały wroga. W końcu jednak jego szczęście musiało się skończyć - w pewnym momencie orzeł, trafiony celnym zaklęciem, stanął w płomieniach, chwilę zaś później zaskoczony tym obrotem spraw Crew padł na ziemię, zmieniony w żabę. Widząc to, dwie panie przystąpiły do walki z gotowej już barykady. Erica ciskała we wszystkie strony kartami o najróżniejszych właściwościach. Niektóre wybuchały w kontakcie z podłożem. Inne, ostre jak brzytwa i dostatecznie ciężkie, by przebić się przez kilku przeciwników bez spowalniania swego lotu, zawracały co chwila niczym wyjątkowo dziwne bumerangi, skacząc od jednego demonicznego ptaszora do drugiego. Jeszcze inne, zdobione karcianymi figurami, po wylądowaniu na ziemi materializowały postacie ze swych obrazów wraz z bronią i innymi trzymanymi przedmiotami i wysyłały je do boju. Jednak to Dorothy ostatecznie przechyliła szalę zwycięstwa na ich stronę. Przez długi czas nie wychylała się zza muru, zawzięcie szkicując coś bardzo, bardzo, bardzo skomplikowanego przy użyciu swej magii. Wreszcie po długim czasie skończyła rzucać zaklęcie - i nagle oczom zdumionej Eriki ukazał się olbrzymi, pokryty grubym pancerzem pojazd gąsienicowy z czerwoną, pięcioramienną gwiazdą namalowaną na boku i wyrastającą ze środka walcowatą wieżyczką, wyposażoną w chyba każdy istniejący i nieistniejący rodzaj broni dystansowej - działa przeciwpiechotne, przeciwlotnicze, przeciwpancerne, przeciwsmocze, rakiety ziemia-ziemia, ziemia-woda, ziemia-powietrze, kusze, balisty, trebusze, nieproporcjonalnie wielkie proce... -Zrobię tym ohydom z kuprów blitzkrieg średniowiecza. - warknęła Dorothy, wsuwając na głowę czapkę uszankę, po czym, mrucząc pod nosem coś o "sojuszu swobodnych republik" i "sławie ojczyzny", wspięła się do środka pojazdu i rozpoczęła rzeź. Chwilę później było już po walce. Dorothy i Erica wygrywają walkę. Ryan, wciąż zmieniony w żabę, rozgląda się niezbyt przytomnie po okolicy, czekając na uzdrowienie. Demoniczny drób przechodzi do historii.
_________________Głupcze! Żaden śmiertelny mąż nie jest w stanie mnie zabić! Teraz GIŃ!Jeśli widzisz ten kolor, uważaj - administrator ma Cię na celowniku.
|