Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Podoba ci się Reksio i Mafia? |
tak |
|
88% |
[ 16 ] |
nie |
|
11% |
[ 2 ] |
|
Wszystkich Głosów : 18 |
|
Autor |
Wiadomość |
mycha Starszy Norman
Dołączył: 22 Paź 2005 Posty: 281 Skąd: z otchłani...
|
Wysłany: 12 Maj 2007 16:48 Temat postu: |
|
|
na razie nie będzie komputer mam w serwisie i od koleżanki piszę _________________ Amigos, no more tears... |
|
Powrót do góry |
|
|
mycha Starszy Norman
Dołączył: 22 Paź 2005 Posty: 281 Skąd: z otchłani...
|
Wysłany: 20 Maj 2007 20:58 Temat postu: |
|
|
Rozdział VI: Ślady i deszcz
Bohaterowie na niespodziewane znalezisko zareagowali tylko szybszym marszem w kierunku wskazanym przez Kretelliego.
- Kim jesteś, Wariachi? – spytał Reksio.
- We-endrowcem, amigo. – rzekł drugi pies.
- Nie zrozumiałeś – powiedział Dzielny Pies – Chodzi mi o zawód.
Cazador zamyślił się.
- Ne pracuje – rzekł – Ki-edys byłem direktorem w fabryce pudełk.
***
G.W. Kurz leżał na pryczy. Dobrze, że prasa się o tym nie dowiedziała – już widział te nagłówki: „G.W. Kurz – jak zwykle nieporadny” albo „Czy władza jest w dobrych rękach?” i tak by jeszcze długo wymieniać. Przymknął oczy. Jak mógł okazać się tak nieuważny. Przecież można było bardzo łatwo przewidzieć, że żaba go zaatakuje. Przecież to było takie łatwe…
***
Na drodze odciśnięty tor jazdy motoru wiódł prosto, aby nagle zmienić kierunek i zniknąć w krzakach. Do motoru prowadziły odciski łap, które stamtąd wróciły, ale głębiej odciskały się w ziemi – ten ktoś musiał coś nieść. Poszedł z tym czymś w stronę dwóch innych postaci, z którymi udał się w głąb lasu. Obok miejsca spotkanie leżała poszarpana siatka, podobna do tej na ryby, a pod nią odciśnięte w błocie były dwa kształty – jeden przypominał Reksia, a drugi Kretesa. Trochę dalej była jeszcze jedna figura – prawdopodobnie inny kret, bo nie widać było odbicia plecaka. Tyle udało się ustalić Kogutowi Wynalazcy. Wciąż jednak pozostawało wiele pytań. Nie wiadomo było czy nieznajomy był przyjazny – czyli rzeczy praktycznie najważniejszej. Kogut osobiście sądził, że nie był on zły – nie było widać śladów szarpaniny, ani ucieczki – oznaczało to, że Kretes i Reksio zaufali nieznajomemu. Kogut przycupnął na pieńku na skraju lasu – zagłębienie się w puszczę nic by nie dało. Już zaczęło się ściemniać, więc odnalezienie śladów będzie prawie niemożliwe. Westchnął głęboko i przymknął oczy.
***
Trójka wędrowców stanęła na małym pagórku. Wariachi rozejrzał się dookoła.
- Chotcie do tamtei jaskini – rzekł – Za minute spa-adnie descz.
- Co? – wykrzyknął Kretes. – Ja idę dalej!
- Ja też! – powiedział Reksio.
- Jak sobi-e chcece – mruknął Cazador.
Obrócił się na pięcie i ruszył w stronę jaskini.
***
Kari-Mata-Hari spała. Przewróciła się z boku na bok i spadła na metalową podłogę. Natychmiast się ocknęła. Jej wzrok padł na dół pryczy. W stali była pewna nierówność. Przy ścianie przyczepiona była cienka książeczka. Zdjęła ją. Wolumin przyczepiony był do metalu pięcioma gumami do żucia. Kari-Mata otworzyła go – był to czyjś dziennik. Usiadła w najmniej widocznym ze strony drzwi punkcie i rozpoczęła pasjonującą lekturę.
***
Ledwie Reksio z Kretesem ruszyli dalej w las, pierwsze krople uderzyły ich w głowy. Ruszyli biegiem w stronę jaskini i wpadli do niej niczym błyskawice. Reksio położył łapy na kolanach.
- Uczyli was tego w fabryce pudełek? – spytał Wariackiego.
Tamten tylko uśmiechnął się pod nosem nad na razie niewyraźnym płomieniem ogniska i położył się spać. _________________ Amigos, no more tears... |
|
Powrót do góry |
|
|
mycha Starszy Norman
Dołączył: 22 Paź 2005 Posty: 281 Skąd: z otchłani...
|
Wysłany: 26 Cze 2007 21:04 Temat postu: |
|
|
weny nie miałem ale wróciła
ROZDZIAŁ VII: Historia wyprawy
16 lipiec 1917:
Wyruszyliśmy w kierunku serca puszczy. Tubylcy z lękiem opowiadali o tajemniczych odgłosach dochodzących podczas nocy z lasu. Wspominali o upiornych szelestach i zgrzytaniach. Nie mamy jednak wyjścia – jest to najbezpieczniejsza droga do przystani w Kuala Lumpur. Pierwszy dzień wędrówki odbył się bez przeszkód.
17 lipiec 1917:
Stało się coś dziwnego w nocy doktor Wielowiejski zniknął. Kiedy wszyscy wstali rano jego śpiwór był pusty. Nieopodal odnaleźliśmy ślady szamotaniny. Zdarzenie to wlało w nasze serca lęk. Nie możemy zawrócić. Musimy dostarczyć pakunek staremu Chuckowi Nornikowi.
20 lipiec 1917:
Znaleźliśmy doktora Wielowiejskiego pod drzewem. Był wychudzony i zmęczony, ale nie odniósł poważniejszych obrażeń. Bez ładu i składu bełkotał o stalowej komnacie. Zrobiliśmy dla niego nosze z gałęzi. To znacznie spowolni nasz marsz, ale nie możemy go tutaj zostawić.
28 lipiec 1917:
Po ponad tygodniu doktor doszedł do siebie. Na spokojnie opowiedział, że pamięta tylko upiorne zgrzytanie, stalową celę i wielką strzykawkę. Wydaje mi się, że przeszliśmy już połowę puszczy.
??????????:
Obudziłem się w stalowej celi. Nie wiem ile już tu jestem. Straciłem poczucie czasu. Cały czas świeci oślepiający reflektor. Jedyne co pamiętam to chrzęsty i zgrzyty z opowiadań tubylców.
Kolejny dzień:
Z samego rana zabrali mnie do innej sali. Przywiązali mnie do stołu lekarskiego skórzanymi rzemieniami i wyjęli ogromną strzykawkę. Wbili igłę i strzykawkę zaczęła wypełniać moja krew.
Dzień niewiadomo który:
Nie wiem ile spałem po pobieraniu krwi. Nie wiem co robili z moim ciałem. Nie wiem co mi wstrzyknęli. I w sumie nawet nie chcę wiedzieć. Przed chwilą dostałem pierwszy posiłek. Chociaż właściwie trudno to nazwać posiłkiem. Przynieśli mi paczkę gum do żucia i papierosa. Długopis zaczyna się powoli wypisywać. Nie chcę, żeby ta historia rzuciła cień na moją karierę, więc zatrę wszystkie ślady świadczące o mojej tożsamości, a mój pamiętnik zostawię tutaj dla potomnych.
***
Kari-Mata strona po stronie przejrzała cały pamiętnik – nie znalazła nic oprócz tego tekstu. Zaniepokoił on ją – przeczuwała, że w pamiętniku chodziło o celę, w której teraz się znajdowała. Jeśli zapisano tam prawdę, to należało zacząć się bać. Kari-Mata pocieszyła się tym, że minęło już 90 lat od tamtych wydarzeń. Postanowiła powiedzieć o tym Molly.
***
Reksio powoli otworzył oczy – w jaskini było wyjątkowo ciemno. Otwór jaskini był zablokowany. Pies powoli podszedł do otworu i dotknął przedmiotu blokującego wyjście. Był to ogromny głaz, na którym wyczuł wgłębienia.
- Grazias amigo! – usłyszał za sobą głos. – Ne ruszys głazu.
Wariachi skończył mówić i przesunął ręko po dnie jaskini, aż wreszcie w pewnym momencie zatrzymał łapę. Chwycił za kolbę strzelby i niczym siekierą uderzył w kamień. Krucha skała pękła i rozprysła się na boki. Pies uderzył jeszcze parokrotnie i w skale widniał spory otwór, w którym widać było ziemię.
- Pójdzemy tędy – powiedział spoglądając na chrapiącego Kretesa.
***
Kogut Wynalazca obudził się skoro świt i od razu potrząsnął bratem:
- Ko-ko-korneliuszku! – krzyknął – Ko-koniec spania!
Kornelek niechętnie, ale wstał. Ujrzał, że jego brat już wszedł do lasu w poszukiwaniu śladów. Pokręcił głową i ruszył za nim. _________________ Amigos, no more tears... |
|
Powrót do góry |
|
|
Kondi Pod-ziemniak
Dołączył: 16 Lip 2006 Posty: 1104 Skąd: Z Chrzanowa
|
|
Powrót do góry |
|
|
mycha Starszy Norman
Dołączył: 22 Paź 2005 Posty: 281 Skąd: z otchłani...
|
Wysłany: 26 Cze 2007 22:34 Temat postu: |
|
|
chciałbym być. jutro postaram się coś napisać _________________ Amigos, no more tears... |
|
Powrót do góry |
|
|
Gość
|
Wysłany: 27 Cze 2007 10:27 Temat postu: |
|
|
Bardzo fajowskie umieram z ciekawości co dalej |
|
Powrót do góry |
|
|
bot Komiksowy Artysta
Dołączył: 08 Gru 2005 Posty: 64 Skąd: wiem?...bo wiem...
|
Wysłany: 27 Cze 2007 11:01 Temat postu: |
|
|
I to się nazywa opowiadanie nie to jest pisane jak książka.
10/10 pisz tak dalej!!!! _________________
Nobody expects the Spanish Inquisition!
"Wszystkie Joanny to fajne chłopaki!" - Kocham Radio Zet xD
The One Who Disturbs So Terribly... |
|
Powrót do góry |
|
|
mycha Starszy Norman
Dołączył: 22 Paź 2005 Posty: 281 Skąd: z otchłani...
|
Wysłany: 07 Lip 2007 14:08 Temat postu: |
|
|
Rozdział VIII: Plan, o którym nikt nie wie
- Kretesie! – powiedział Reksio – Wstawaj, masz robotę!
- Jeszcze chwileczkę… - mruknął kret
Reksio potrząsnął przyjacielem.
- Wstawaj, musisz wykopać tunel.
- Dobrze, dobrze, za chwi… – Kretes nagle usiadł – Co? Jaki tunel?
- Ktoś zablokował wyjście z jaskini – wyjaśnił pies – Musisz wykopać tunel dla trzech osób.
Kretes wstał i zaczął kopać. Kiedy El Wariachi i Reksio weszli do tunelu usłyszeli odległe mamrotanie o tym, że inni odpoczywają, a kret jak zwykle musi harować.
***
Molly zaniepokoiła się tym pamiętnikiem. Przysiadła na pryczy i przymknęła oczy.
- Nie podoba mi się to – powiedziała.
Wzięła do ręki pamiętnik i spojrzała na pierwszą stronę. Były tam wypisane wszystkie dane o właścicielu pamiętnika, lecz teraz były wypalone papierosem. Jedyne co można było stwierdzić, to fakt, że nazwisko właściciela było bardzo długie. Coś z gatunku Brzęczyszczykiewiczów i innych takich. Molly położyła pamiętnik na pryczy i ukryła twarz w dłoniach.
***
Runo leśne zadrżało, a po chwili pojawił się w nim Kretes, a zaraz zanim Reksio i Cazador.
Wariachi spojrzał na pień drzewa.
- Musimy iść w lewo.
Szybko wstał i ruszył, prawie biegnąc.
***
- A więc – zaczął Kogut Wynalazca – Ko-ko-korneliuszku, spadł deszcz, więc znalezienie śladów będzie trudne. Jest to gęsty las, więc coś powinniśmy znaleźć. Na północny-zachodzie tej polany krzaki są nieco poszarpane. Zacznijmy od tego miejsca.
Koguty zagłębiły się w las z mocnym postanowieniem znalezienia Reksia i Kretesa.
***
- Tu jest grusza – powiedział Reksio. – Tylko gdzie wiśnia?
Wariachi przeszedł kawałek drogi i zatrzymał się przy krzewie.
- Tu, amigos – krzyknął.
Powoli zaczął iść w stronę Reksia i Kretesa odgarniając zarośla rękami i uważnie wypatrując nory.
- Tak ak myslałem. – mruknął – Nic nie ma. Poczekamy chwike.
W parę sekund później cała trójka leżała nieprzytomna na drodze.
***
- Prawdopodobnie weszli do tej jaskini – powiedział Kogut Wynalazca. – Ale z niej nie wyszli.
Miał rację, bo wielki głaz blokujący wejście do jaskini ktoś przymocował żelaznym pasem. Bez wątpienia nie możliwe było zrobienie tego od środka. Podniósł z ziemi dwa kamienie – jeden ostry, a drugi płaski i szeroki. Tak wyposażony zaatakował zespawane miejsca posługując się odłamkami skalnymi jak młotkiem i dłutem. Po niecałym kwadransie bracia wspólnymi siłami odtoczyli głaz. Kogut Wynalazca oparł się o wielki kamień i zauważył w nim pewne żłobienia. Odczytał napis z kamienia i aż usiadł z wrażenia.
***
Reksio, Kretes i Cazador obudzili się w betonowej celi: przez podłogę powoli przedzierały się rośliny. Warstwa betonu nie była gruba – w niektórych miejscach widać było cegły. W całym tym pomieszczeniu tylko drzwi wyglądały solidnie – były stalowe i bardzo twarde.
- Ładnie żeś nas panie wpakował – powiedział Kretes.
Wariachi tylko się uśmiechnął.
- Czyż ne o to nam chodziło? – mruknął tajemniczo. _________________ Amigos, no more tears... |
|
Powrót do góry |
|
|
mycha Starszy Norman
Dołączył: 22 Paź 2005 Posty: 281 Skąd: z otchłani...
|
Wysłany: 07 Lip 2007 14:08 Temat postu: |
|
|
Rozdział VIII: Plan, o którym nikt nie wie
- Kretesie! – powiedział Reksio – Wstawaj, masz robotę!
- Jeszcze chwileczkę… - mruknął kret
Reksio potrząsnął przyjacielem.
- Wstawaj, musisz wykopać tunel.
- Dobrze, dobrze, za chwi… – Kretes nagle usiadł – Co? Jaki tunel?
- Ktoś zablokował wyjście z jaskini – wyjaśnił pies – Musisz wykopać tunel dla trzech osób.
Kretes wstał i zaczął kopać. Kiedy El Wariachi i Reksio weszli do tunelu usłyszeli odległe mamrotanie o tym, że inni odpoczywają, a kret jak zwykle musi harować.
***
Molly zaniepokoiła się tym pamiętnikiem. Przysiadła na pryczy i przymknęła oczy.
- Nie podoba mi się to – powiedziała.
Wzięła do ręki pamiętnik i spojrzała na pierwszą stronę. Były tam wypisane wszystkie dane o właścicielu pamiętnika, lecz teraz były wypalone papierosem. Jedyne co można było stwierdzić, to fakt, że nazwisko właściciela było bardzo długie. Coś z gatunku Brzęczyszczykiewiczów i innych takich. Molly położyła pamiętnik na pryczy i ukryła twarz w dłoniach.
***
Runo leśne zadrżało, a po chwili pojawił się w nim Kretes, a zaraz zanim Reksio i Cazador.
Wariachi spojrzał na pień drzewa.
- Musimy iść w lewo.
Szybko wstał i ruszył, prawie biegnąc.
***
- A więc – zaczął Kogut Wynalazca – Ko-ko-korneliuszku, spadł deszcz, więc znalezienie śladów będzie trudne. Jest to gęsty las, więc coś powinniśmy znaleźć. Na północny-zachodzie tej polany krzaki są nieco poszarpane. Zacznijmy od tego miejsca.
Koguty zagłębiły się w las z mocnym postanowieniem znalezienia Reksia i Kretesa.
***
- Tu jest grusza – powiedział Reksio. – Tylko gdzie wiśnia?
Wariachi przeszedł kawałek drogi i zatrzymał się przy krzewie.
- Tu, amigos – krzyknął.
Powoli zaczął iść w stronę Reksia i Kretesa odgarniając zarośla rękami i uważnie wypatrując nory.
- Tak ak myslałem. – mruknął – Nic nie ma. Poczekamy chwike.
W parę sekund później cała trójka leżała nieprzytomna na drodze.
***
- Prawdopodobnie weszli do tej jaskini – powiedział Kogut Wynalazca. – Ale z niej nie wyszli.
Miał rację, bo wielki głaz blokujący wejście do jaskini ktoś przymocował żelaznym pasem. Bez wątpienia nie możliwe było zrobienie tego od środka. Podniósł z ziemi dwa kamienie – jeden ostry, a drugi płaski i szeroki. Tak wyposażony zaatakował zespawane miejsca posługując się odłamkami skalnymi jak młotkiem i dłutem. Po niecałym kwadransie bracia wspólnymi siłami odtoczyli głaz. Kogut Wynalazca oparł się o wielki kamień i zauważył w nim pewne żłobienia. Odczytał napis z kamienia i aż usiadł z wrażenia.
***
Reksio, Kretes i Cazador obudzili się w betonowej celi: przez podłogę powoli przedzierały się rośliny. Warstwa betonu nie była gruba – w niektórych miejscach widać było cegły. W całym tym pomieszczeniu tylko drzwi wyglądały solidnie – były stalowe i bardzo twarde.
- Ładnie żeś nas panie wpakował – powiedział Kretes.
Wariachi tylko się uśmiechnął.
- Czyż ne o to nam chodziło? – mruknął tajemniczo. _________________ Amigos, no more tears... |
|
Powrót do góry |
|
|
Gość
|
Wysłany: 07 Lip 2007 20:32 Temat postu: |
|
|
Bardzo ładne 9/10 |
|
Powrót do góry |
|
|
Gość
|
Wysłany: 07 Lip 2007 21:21 Temat postu: |
|
|
Dałeś chyba dwa takie same rozdziały. |
|
Powrót do góry |
|
|
mycha Starszy Norman
Dołączył: 22 Paź 2005 Posty: 281 Skąd: z otchłani...
|
Wysłany: 07 Lip 2007 21:40 Temat postu: |
|
|
rzeczywiście, musiałem 2 razy kliknąć. proszę jakiegoś moda o usunięcie jednego postu _________________ Amigos, no more tears... |
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
No nie wierzę, forum działa dzięki phpBB © 2001, 2002 phpBB Group
|