|
|
Teraz jest Cz, 26 gru 2024, 20:20
|
|
Strona 1 z 1
|
[ Posty: 10 ] |
|
Autor |
Wiadomość |
Johanna
Bardzo Stary Norman
Dołączył(a): Śr, 18 mar 2009, 10:54 Posty: 725
Naklejki: 3
|
Przygoda Kretesa
ROZDZIAŁ I
Wszystko zaczęło się od wiosennych porządków Molly...
Zła na komandora kretonka postanowiła przemeblować i posprzątać mieszkanie.
Żeby zaś było sprawiedliwie, wygoniła Kretesa z budy Reksia
- w której ów spędzał teraz dwie trzecie swojego kreciego żywota,
dyskutując o przeżytych przygodach- i przydzieliła mu obowiązki.
"O Matku" - zdążył tylko wykrzyknąć Kretes i już stał
z miotłą i szufelką pośród krecich gratów.
(Rzecz jasna, nie była to szufelka, którą zapewne pamiętacie z "Reksia i Czarodziejów",
a na której komandor przebył kilka wielce niewygodnych podróży,
doczepiony do latającej miotły Reksia; ta szufelka i miotła zostały
w tej magicznej krainie, i nikt nie wie, co się z nimi stało.)
Molly postanowiła zająć się przemeblowaniem
(czytaj: oglądaniem skórzanych sof i szafek z drewna
bukowego w ekskluzywnych sklepach "Kretix i Sk-a").
Tak więc Kretes, niezbyt, jak się pewnie domyślacie,
zadowolony z takiego obrotu sprawy, rozglądnął się po pokoju.
Kilka stert kartek wyrwanych z brudnopisu Kretesa
i Złotych Myśli Molly oraz papieru, zapisanego do granic możliwości
pazurem Korneliuszka, a także złożone wielokrotnie plany Koguta Wynalazcy;
Brudna (ostatnio myta w w przeddzień wigilii 1990r.)
kuchenka mikrofalowa, oblepiona skrawkami starego, przypalonego Makaronu;
Wszystko to (i nie tylko to, bowiem wymieniłam zaledwie jedną dziesiątą kreciego bałaganu)
tworzyło ciekawą kompozycję, zdolną zapewne zainspirować któregoś z
praktyczniejszych praprzodków Koguta Wynalazcy do stworzenia machiny sprzątającej.
CDN.
|
So, 21 mar 2009, 19:01 |
|
|
Johanna
Bardzo Stary Norman
Dołączył(a): Śr, 18 mar 2009, 10:54 Posty: 725
Naklejki: 3
|
ROZDZIAŁ II
Biedny Kretes przeanalizował w myśli wszystkie za i przeciw posprzątania mieszkania;
W pięć minut później postanowił, przynajmniej częściowo, spełnić "prośbę" Molly.
"Najpierw zajmę się papierami" - pomyślał kret. Usiadł w fotelu
(model Glutwig IXX z 2009r. - dopisek dla hobbystów), a położywszy na kolanach
połowę pierwszej z brzegu sterty, zaczął ją przeglądać. Odkładał na jedną kupkę
papiery potrzebne, na drugą do wyrzucenia, zaś na trzecią te, o które postanowił spytać
Molly - no bo niby skąd poczciwy kret ma wiedzieć, które przepisy na makaron zostawić,
a które nie? Po piętnastu minutach roboty uśmiech zagościł na jego krecim pyszczku -
- jednak sprzątanie nie było takie złe... Od czasu do czasu mruczał nawet swoje
ulubione piosenki - jak np. "tralala-la, kretes blu" oraz "czte-ry-do-zera, i rek-sio
-że-gna-fraje-ra, czte-ry-do-zera, tralala bum bum bum bum...". Oprócz wspomnianych
wcześniej kartek z brudnopisu i Złotych Myśli oraz papieru, zapisanego pazurem
Korneliuszka, Kretes znalazł nawet dwie zasuszone lebiodki spłaszczone przez
kartki pamiętnika Molly oraz - uwaga - starą, zniszczoną fotografię, która miała się
okazać źródłem jego tytułowej przygody. Zaciekawiony, co też zdjęcie może przedstawiać
(plamy po soku z buraków i to, że fotografia miała pewnie z pięćdziesiąt lat
uniemożliwiało stwierdzenie czegokolwiek poza tym, że była to właśnie fotka)
Kret udał się do Koguta Wynalazcy. "Kogucie, dało by się to jakoś odnowic?..." - spytał
Kretes. "Ja-jasne że tak. Daj mi go-godzinkę". Rzeczywiście, w godzinę później
w szopie Koguta wisiał biały arkusz papieru A3. Przedstawiał on schemat budowy
Odnawiacza Starych Obietków Papierniczych. "I ja, jak zwykle mam to zbudować, hę?"
zapytał zirytowany co nie co już Kretes, gdyż w skład maszyny miała wchodzić, min.
beczka (2kg) i worek z burakami (znany już zapewne graczom "Reksia i Ufo" wreszcie doczekał
się roli w budowie maszyny autorstwa Koguta). "Oczywiście, ko-ko-kochany, no chyba
że nie ja" - odparł kogut. "Ko-ko-korneliuszek już ci wyznaczył miejsce przed
budą Reksia". "O matku! - westchnął Kretes i wyszedł na podwórko. CDN.
|
So, 21 mar 2009, 19:01 |
|
|
Johanna
Bardzo Stary Norman
Dołączył(a): Śr, 18 mar 2009, 10:54 Posty: 725
Naklejki: 3
|
ROZDZIAŁ III
Jak zapewne pamiętacie z "Reksia i Kapitana Nemo", Kretes też mógł czasem używać
kieszeni. Teraz mu się to przydało. Wpakowawszy do owej kieszeni (pojemność
do 8 przemiotów) pierwsze przedmioty, (których nie będę jednak wymieniać, bowiem
zajęłoby to za dużo czasu, a poza tym jest chyba zbyteczne) ruszył na wyznaczone
przez Korneliuszka miejsce. Ułożenie wszystkiego tak jak na schemacie zajęło mu
półtora godziny (nie jest to w praktyce tak proste, jak w grze; gracz robi klik
i obiekt stoi tam, gdzie stać powinien, a rzeczywiście to Reksio z Kretesem muszą
z prędkością światła ustawić). Zdradzę tylko, że głównym elementem była łopata,
na której kładło się ów Obiekt Papierniczy, oraz worek z burakami, służący za
odplamiacz plam z warzyw (nie pytajcie, w jaki sposób, w końcu to nie mój
schemat, prawda?) - resztę zaś pozostawiam waszej wyobraźni. Całość została
obwiązana obficie linką. Zzipany Kretes usiadł przy płocie, by odpocząć.
W tym momencie wyszedł na podwórko Kogut Wynalazca. "Coś długo ci zeszło,
Kretesie" - stwierdził taktownie. Kret spojrzał na niego spod kłaków
spoconego futerka, zasłaniających mu oczy: "Oj, Kogucie, już nie mam siły.."
"Nie masz siły na co, ko-ko-komandorze?" - spytał kogut, a nie doczekawszy się
jakiejkolwiek odpowiedzi, zakomunikował mu: "Teraz przyniesiesz te zdjęcie".
"Serio?" - chciał spytać Kretes, lecz zaniechał tego, uświadomiwszy sobie, ile
energii by jeszcze na tym stracił - a był, jak już mówiłam, do reszty
wyczerpany. Przyniósł więc zdjęcie i ułożył na łopacie. "Dosko-ko-konale.
teraz niech Diesel zakręci młynkiem!" - zakomenderował Kogut, a chomik,
który nie miał na razie nic do roboty oprócz właśnie kręcenia młynkiem,
spełnił jego rozkaz. W ciągu następnych piętnastu sekund fotografia
została odplamiona i odnowiona, ukazując Kretesowi i Kogutowi młodego
(tak na oko - dwuletniego) kreciego bobasa z grzechotką w kształcie kółka
w łapce, odzianego w różową, koronkową pieluszkę i - uwaga - granatowo-błękitne
gogle.
CDN.
|
So, 21 mar 2009, 19:01 |
|
|
Johanna
Bardzo Stary Norman
Dołączył(a): Śr, 18 mar 2009, 10:54 Posty: 725
Naklejki: 3
|
ROZDZIAŁ IV
Kretesa zatkało. Stał ze zdjęciem w łapce dobre pięć minut. Ciszę przerwało
gdakanie Koguta: "Ko-ko-kolego, to jesteś ty?"-zapytał. "O Matku" - westchnął
Kretes. Najwyraźniej nie mógł uwierzyć, że kiedyś tak wyglądał...
"Kretesie, przeczytaj na głos!" - usłyszał głos Koguta. W pierwszej chwili
chciał odburknąć: "Mam przeczytać ci zdjęcie??", lecz właśnie wtedy
zauważył rząd drobnych liter wykaligrafowanych w prawym dolnym rogu fotografii:
"Dla naszego kochanego Kretesia, Matek i Tatka. Wszystkiego najlepszego z
okazji urodzin, kochanie! Dołączamy prezent - jest w podwójnym dnie paczki.
Kiedy znajdziesz tą wiadomość i paczkę, być może będziesz już dużym krecikiem,
ale pamiętaj: niech nasz prezent będzie dla Ciebie największą pamiątką!
Moc całusów" Kretesowi łzy napłynęły do oczu. Od urodzenia do piątego roku
życia opiekowała się nim ciocia, później zamieszkał w wiosce na wyspie
("Reksio i Skarb Piratów - zapewne ją pamiętacie). Jego Matek i Tatka wysyłali
mu co miesiąc paczkę, jednak Kretes najwyraźniej nie umiał czytać w wieku
dwóch lat, a wszystkie paczki i listy od rodziców przechowywał w kuferku
z pamiątkami. Nie pamiętał swoich rodziców i dawno o nich nie myślał,
jednak teraz wspomnienia napłynęły gwałtownie... Opanowawszy się jednak
(był przecież kretem!) przeczytał na głos treść wiadomości Kogutowi.
Co do paczki - przejrzawszy stos papierów wcześniej, nie trafił na żadną.
Z tego co pamiętał, zdjęcie było jedynym, co zabrał z wyspy na podwórko Reksia
(W końcu tratwa to nie statek), a co znajdowało się wcześniej w kuferku.
"Nie otworzysz, ko-kolego?"- zapytał Kogut.
"Co ty mi tu..."- zaczął Kretes, ale nie skończył. Kogut trzymał w pazurach
paczkę od Matka i Tatki! "Skąd to masz?"- spytał zdezorientowany kret.
"Nie pamiętasz? Po przy-przybyciu z wyspy oddałeś mi część swoich pakunków,
mówiąc, żebym ci je o-oddał, gdy posprzątasz nowe loku-kum.
"Toż to było kilka lat temu!"- wybuchnął Kretes. "Owszem, ale jak dotąd nie
zabrałeś się za sprzą-tanie, czyż nie?" - uśmiechnął się Kogut.
Kretes zarumienił się i szybko wyjął paczkę z pazurów Koguta.
Jakież było jego zdziwienie, gdy rozerwawszy papier ujrzał...
Kurkę nakręcaną na kluczyk. Przekręcił. Rozbrzmiała muzyka z
"Reksia i Czarodziejów"...
|
So, 21 mar 2009, 19:02 |
|
|
Johanna
Bardzo Stary Norman
Dołączył(a): Śr, 18 mar 2009, 10:54 Posty: 725
Naklejki: 3
|
ROZDZIAŁ V
DZień później Kogut wynalazca zajrzał do mieszkania Kretesa. Zastał tam śpiącą Molly,
która wczoraj nie zwróciła uwagi na bałagan, który, jak był, tak jest -
- i położożyła się do łóżka. Kretesa nigdzie nie było widać... Zrozpaczony kogut
pomyślał: "I po co mu dałem tą paczkę, po co?!". Wtedy ujrzał kartkę w linie
położoną na szafce. Sięgnął po nią - i oto, co przeczytał:
"Kochana Molly. Jadę na wyspę po kuferek z resztą pamiątek. Kogut ci
wszystko wytłómaczy, kochanie. Wracam za trzy, max. 4 dni.
Kocham. Twój Kretes"
Zmieszany Kogut poprawił "ó" na "u" (mam nadzieję, że zauważyliście błąd Kretesa!)
i odłożył kartkę na miejsce. Nie pozostało mu nic innego, jak usiąść w warsztacie
i mieć nadzieję, że Kretes wyjdzie z tej przygody cało...
TYMCZASEM NA WYSPIE
W tym czasie Kretes wysiadł ze statku pasażerskiego "Sphynx". Rozglądnąwszy się po
okolicy, stwierdził, że sporo się zmieniło od czasu ostatniej wizyty jego
i Reksia na wyspie - m.in. zbudowano Centrum Handlowe wySSOko (Wyprzedaże Szczurka
Sokole Oko). Nie wiedząc, gdzie zacząć poszukiwania kuferka Kretes wstąpił
do Centrum (jeszcze nie wiedział, że szczęście miało się do niego uśmiechnąć...).
Spojrzał na mapę centrum. I nagle zobaczył to, czego najprawdopodobniej
szukał: "BRZ - Biuro Rzeczy Znalezionych". Odbywszy wielce niekomfortową i stresującą
(jak dla kreta) podróż ruchomymi schodami, dotarł wreszcie na szesnaste piętro centrum.
Szczerze mówiąc, wolałby wejść normalnymi schodami (miał wprawę, wspinał się przecież
na wieżę Eiffla!) - ale takowych nie było. Rozdygotany wstąpił do BRZ.
Przywitała go tam opalona kura z kolczykiem w dziobie. "Witamy, czego szukamy?"
- spytała głosem stukilogramowego słonia płci męskiej.
"Ee... może ktoś znalazł kuferek, taki drewniany? Proszę pa.. ee, pani?" - wyjąkał Kretes.
"A i owszem, prosz"- wepchnęła mu kufer w łapki. Najwyraźniej BRZ zależało na
natychmiastowym pozbyciu się nadmiaru towaru, skoro nie spróbowali ustalić nawet,
czy kufer należy rzeczywiście do Kretesa... Ale należał.
Kretes wrócił na podwórko Reksia dwa dni później (złapał tratwastop).
Jak się okazało, w kuferku było kilka fotografii Kretesa z rodzicami, z ciotką i
samego, a także grzechotki, śpioszki, listy od rodziców oraz różowa pieluszka
z koronką (Kretes trzyma ją w szufladzie, podobnie jak zdjęcia; nikomu ich narazie
nie pokazuje).
Przygoda skończyła się więc dobrze (nie licząc tego, że Molly, wróciwszy do domu
ze skórzaną kanapą i ujrzawszy stary
bałagan, dała Kretesowi szlaban na jedzenie makaronu ze śliwkami;
W pakunkach z zaplecza szopy i w kuferku Kretes znalazł jednak trzy słoiki
z makaronem ze śliwkami (jeszcze nieprzeterminowane!), więc zakaz
Molly nie zrobił na nim wrażenia;
Makaron je jednak w nocy, gdy Molly śpi.)
|
So, 21 mar 2009, 19:51 |
|
|
Johanna
Bardzo Stary Norman
Dołączył(a): Śr, 18 mar 2009, 10:54 Posty: 725
Naklejki: 3
|
ROZDZIAŁ VI
Myśleliście, że to już koniec przygody? Bardzo się pomyliliście, bowiem pół roku później Kretes
zapragnął raz jeszcze oglądnąć pamiątki i oddać się wspomnieniom. Udawszy się na
zaplecze warsztatu koguta, zaczął przeglądać zawartość kuferka po raz drugi.
Oglądanął wszystkie zdjęcia, przeczytał wszystkie (tak wam się zdaje?) listy,
jego łapka dotykała już dna kuferka, gdy... "Kochanie, Makaron się przypala!"
- zawołała Molly. Kretes, którego dotąd otaczała błoga cisza, na dźwięk
głosu swojej kretonki niebywale się wystraszył. Mam nadzieję, że rozumiecie jego
sytuację - sam na podwórku, o piątej nad ranem, wokół błoga cisza, oddajesz się
wpomnieniom - a tu nagle trach! Ktoś krzyczy - sam pewnie też byś się wystraszył.
Ale, ale - wróćmy do Kretesa. Zerwał się na równe nogi - a że jego łapka w tym
czasie była głęboko pod papierami w kuferku, cała zawartość skrzynki wysypała się,
gdy gwałtownie ową łapkę wyciągnął. Zdezorientowany Kretes pomyślał:
"Co ja zrobiłem?" - ale zrozumiawszy, że myślenie "Co ja zrobiłem?" nie pcha go
ani krok dalej do przywrócenia dawnego wyglądu zawartości kuferka,
wziął się do roboty. Wrzucił listy, śpioszki, zdjęcia na chybił trafił do skrzynki i
zatrzasnął wieko. Rozglądnął się prędko, by sprawdzić, czy coś
nie zawieruszyło się w kępce trawy bądź nie odleciało za daleko na podwórko
(pamiętajcie, że był na zapleczu warsztatu Koguta wynalazcy).
A i owszem. Zawieruszyło się, a Kretes, chociaż wzrok miał kreci, w try-miga
to zobaczył. Błyszczało bowiem ślicznie dzięki słoneczku, które
właśnie wzeszło - mieniło się złotem i srebrem. Kret, jak się zapewne
domyślacie, sięgnął po ową rzecz. Był to mały, miedziany kluczyk.
Obróciwszy go kilka razy w pazurach, Kretes dostrzegł, że
do języczka klucza jest doczepiony papierek:
"Genealog Gryzelda
Chatka 133
Kwamazonia"
Oraz odręczny dopisek "ODDAĆ".
CDN.
|
N, 22 mar 2009, 08:59 |
|
|
Johanna
Bardzo Stary Norman
Dołączył(a): Śr, 18 mar 2009, 10:54 Posty: 725
Naklejki: 3
|
ROZDZIAŁ VII
Kretes nie wiedział, co o tym wszystkim myśleć. Oddać? Można spróbować, ale skoro kluczyk był w
kuferku z pamiątkami, a Gryzelda była jakąś znajomą rodziców Kretesa, to może ona już nie żyje?
Ale skoro tak, być może przekazała te coś, co otwiera się kluczykiem, swoim potomkom...
Te pytania męczyły Kretesa przez kolejne pięć godzin, rozważał wszystkie za i przeciw
podróży. Nagle genialny pomysł wpadł mu do łebka: " O Matku! Jeśli Gryzelda jest genealogiem,
może pomogłaby mi ustalić, kim byli moi rodzice!". Postanowił - pojedzie!
Nazajutrz, spakowawszy swoją walizkę, ruszył do portu, bowiem swoją podróż miał odbyć
statkiem. Co się działo podczas rejsu, opowiadać nie będę,
bo niepotrzebnie oddalalibyśmy się od głównego tematu opowiadania,
jednak mogę zdradzić, że Kretes, cierpiący, niestety, na chorobę morską,
postanowił wrócić do domu innym środkiem transportu. Tymczasem statek
pasażerski Kwitaka zawinął do portu w Kwamazonii. Kretes, wyturlawszy się z kajuty,
wyszedł na świeże powietrze. Poruszając się trasą wyznaczoną przez znaki drogowe,
a gdzieniegdzie strzałki wyryte na drzewach, Kretes (pokąsany koszmarnie przez
owady - nie poznalibyście go z pewnością) dotarł wreszcie do wioski plemienia Yanokwami.
Zamieszkiwały ją zakolczykowane koguty z turbanami na głowie i takież kwoki, różniące się
od nich jednak kolorem upierzenia i pomalowanymi na czarno powiekami, a także
umięśnione szczury z tatuażami na futerku i myszy płci żeńskiej, z włosami (!) związanymi
w kok na czubku łebka i ubrane jak typowe turystki - chociaż takowymi nie były.
Kretes nie spodziewał się zobaczyć chatki nr 133 natychmiast po przkroczeniu głównej
bramy miasta, ale nie uśmiechała mu się idea błądzenia po wiosce do wieczora i
zaczepiania podejrzanych mieszkańców wioski, pytając gdzie znajdzie niejaką Gryzeldę...
Ale nie było rady. Po mniej więcej trzydziestu minutach poszukiwań zorientował
się, jak rozmieszczone są domy: z lewej strony ścieżki parzyste - z prawej nieparzyste.
Przebiegłszy spory kawałek, spoglądając w prawą stronę Kretes zatrzymał się wreszcie
przed słomianą Chatką z numerem 133.
CDN.
|
N, 22 mar 2009, 10:23 |
|
|
Johanna
Bardzo Stary Norman
Dołączył(a): Śr, 18 mar 2009, 10:54 Posty: 725
Naklejki: 3
|
ROZDZIAŁ VIII
Kretes wcisnął przycisk dzwonka umieszczony, naturalnie, na zewnętrznej ścianie domu.
Usłyszał tupot łapek - ktoś zbiegał szybko po schodach. W minutę później drzwi
Chatki nr 133 otworzyły się. Na progu stała młoda acz wysoka mysz kwamazońska.
Jej futerko miało siwy kolor; dziewczyna była ubrana w biały t-shirt i czarne dresy, na
szyi wytatuowany miała czarny symbol sera gouda,
a jej długie, kasztanowe włosy związane były w wysoki kucyk. Dolne jej łapki obute
były w seledynowe sandały na wysokim obcasie, zaś w górnych trzymała
młode mysiątko w białym śpioszku. Na widok Kretesa uśmiechnęła się szeroko,
pokazując dwa rzędy małych, białych, równiutkich ząbków, zaś dziecko
wyciągnęło do niego swe łapki, śmiejąc się, upuszczając żółtą grzechotkę, a przy tym
wydając szereg nieartykułowanych dźwięków i obśliniając biednego Kretesa
od góry do dołu. Kret jednak, nie zapominając o zasadach dobrego wychowania,
postanowił udać, że absolutnie nic nie zaszło. Jednak wróćmy do głównego tematu...
Kwamazońska mysz zakłopotała się nieco i spojrzała przepraszająco na kreta.
Odezwała się ciepłym acz cienkim głosikiem: "Witam! Czy mogę w czymś pomóc?"
Kretes odparł niemal natychmiast: "Dzień dobry, szukam niejakiej
Gryzeldy Genealog..." Pomalowane czarną kredką oczy myszy otwarły się
szeroko. "Mnie pan szuka? Chyba się nie znamy... Ale proszę, proszę,
wejdź! Przepraszam za bałagan, ale zrozum, nie spodziewałam się
gości..."- wprowadziła ucieszonego kreta do jednopokojowej chatki.
Wskazała mu ruchem ręki krzesło przy niewielkim stoliczku,
na którym chwilę później usiadł. Sama, usadowiwszy bobasa w kołysce pośród
stosu zabawek chińskiej produkcji, przysiadła się do owego stolika i
spojrzała na Kretesa. "A więc?... Ma pan do mnie... jakąś sprawę?" - spytała.
"A i owszem, mam chyba coś, co do pani należało." - ku wielkiemu
zdziwieniu Gryzeldy wyciągnął z kieszeni miedziany kluczyk.
CDN.
|
N, 22 mar 2009, 14:42 |
|
|
Johanna
Bardzo Stary Norman
Dołączył(a): Śr, 18 mar 2009, 10:54 Posty: 725
Naklejki: 3
|
CDN.
ROZDZIAŁ IX
"No nie wierzę!" - wykrzyknęła Gryzelda. Podskoczyła, wymachując kluczykiem
w prawej łapce i zadziwiająco zgrabnie wylądowała (biorąc pod uwagę jej wysokie obcasy).
Dopiero, kiedy zobaczyła minę Kretesa, dotarło do niej, że zachowuje się co najmniej dziwnie.
Zaczerwieniła się (co przy jej siwym futerku wyglądało, wierzcie mi, niezbyt pięknie)
i powiedziała: "Chyba jestem ci winna wyjaśnienie mojego... ekhm, zresztą, mniejsza z tym."
-Gryzelda przysunęła sobie krzesełko i usiadła na nim. Jeżeli nigdy nie widzieliście
kogoś w stanie euforii - wyobraźcie sobie naszą bohaterkę.
"Jak zapewne wiesz" - zaczęła Gryzelda - "z zawodu jestem genealogiem,
co znaczy, że zajmuję się, mówiąc krótko badaniem więzi rodzinnych.
Jednak o mojej rodzinie nie wiem nic. Wiem, że to dziwne, ale nikt w tej wiosce
nie wie nawet kim są jego sąsiedzi - a więc nikt nic nie wie o moich rodzicach.
Ja za to nie widziałam ich, odkąd skończyłam osiem lat, a do głowy mi nie przyszło,
żeby pytać ich o nasze korzenie. W końcu byłam jeszcze dzieckiem...
Moi rodzice byli także genealogami - tyle wiem. Zostawili mi w spadku
kilka grubych książek o genealogii; Zainteresowało mnie to na tyle,
że postanowiłam się tym zajmować... W każdym razie, w spadku dostałam
także starą, grubą księgę zamkniętą - dziwne, prawda? - na klucz...
Odkąd pamiętam, próbuję znaleźć sposób, by ją otworzyć - wszystko na nic!
Straciłam już nadzieję, że kiedykolwiek mi się to uda, i nagle co?
Wchodzi kret, wyjmuje klucz i mi go daje! No nie wierzę...
Ale, ale... Skąd ty go właściwie masz??" - spytała z zaciekawieniem na pyszczku.
"Ee... Dostałem chyba od rodziców..." - uśmiechnął się kret.
"Nie mogę się doczekać! Chodźmy na strych, tam leży księga" - przerwała
mu Gryzelda. Dość brutalnie, choć oczywiście nie naumyślnie, wyciągnęła go
z krzesełka i zaciągnęła na górę (chatka była jednopokojowa, jeżeli chodzi o parter;
dwie trzecie domków w Kwamazonii miały dwa lub trzy piętra, połączone stromymi schodami -
- toteż Kretes, doczołgawszy się wreszcie na piętro, nie miał zbyt wesołej miny).
Gryzelda wyciągnęła spod drewnianego kredensu wielką, zakurzoną księgę formatu A3,
oprawioną w grubą skórę. Nagle mina jej zrzedła. "A co, jeżeli to nie ten?.. To byłoby zbyt
piękne... Czemu ja się jeszcze łudzę?..." - zachlipała. "O Matku, może najpierw spróbujemy
otworzyć zamek, a później będziesz rozpaczać??" - Zirytował się Kretes.
Podszedł to księgi, włożył kluczyk do zamka i przekręcił.
CDN.
|
Wt, 24 mar 2009, 15:19 |
|
|
Johanna
Bardzo Stary Norman
Dołączył(a): Śr, 18 mar 2009, 10:54 Posty: 725
Naklejki: 3
|
ROZDZIAŁ X
Kluczyk obrócił się gładko. Kretes wyjął go i szarpnął za skórzaną okładkę.
Księga gwałtownie się otworzyła, ukazując pożółkłe, naderwane stronice.
"Pokaż!" - brzmiała wypowiedź Gryzeldy, która właśnie teraz podeszła do
kreta, ocierając łzy. Chwyciła książkę i zaniosła na dół; następnie
położyła ją na stole i usiadłwszy na krześle, zmarszczyła brwi.
"Kretesie?" "I-uff-iidę..puff.."-wysapał Kretes, który, jak zapewne
wicie, wolno chodził - i dopiero teraz pojawił się w pokoju.
Przysunął stołeczek i opadł na niego dość bezwładnie. Gryzelda
uśmiechnęła się ironicznie i bardzo wolno przekartkowała książkę.
Ku jej zdziwieniu w gruba, skórzana okładka kryła zaledwie trzy
strony (ale za to gęsto zapisane). Jej mały pyszczek zmarszczył się na chwilę.
Kretes pochylił się nad tomiskiem. "Poczekaj, co my tu mamy..." -
- wymruczała Gryzelda i sięgnęła do kieszeni po lupę. Zaczęła szybko
przebiegać wzrokiem po drzewie genealogicznym, znajdującym się na
pierwszej stronie. "Chwilkę, będę mówić, co tu jest... A więc..
Norka Cretti... i Augustyn Cretti... jest ich córka,
Berenika Crettiówna... wyszła za mąż za Albina Kopczyka...
O Matku!"- wykrzyknęła Gryzelda i z najwyższym zdziwieniem
na pyszczku spojrzała na Kretesa. "No, co?" - zapytał Kretes i
znieruchomiał. Nad zdjęciami Albina i Bereniki widniały dwie
fotografie przedstawiające bobasy w becikach. Obok
widniał elegancko wykaligrafowany dopisek:
"Gryzelda Oliwia Genealog - adoptowana córeczka
Kretes Cretti - nasz synek"
"Czy... czy to znaczy? Ty jesteś...?" - wydukał Kretes.
"Ja jestem twoją siostrą!" - zawołała Gryzelda.
Po zdziwieniu i niedowierzaniu przyszła czas na radość.
Opowiadali sobie o swoim życiu, wspomnieniach i przygodach
(tutaj, naturalnie, Kretes miał więcej do powiedzenia)
przez całą noc. W końcu przeglądnęli do końca księgę ze strychu,
która, jak się okazało, zawierała życiorysy Bereniki i Albina.
Następnie Kretes - który, bądź co bądź, spędził "za granicą" już wystarczająco
dużo czasu - postanowił wrócić do domu. Łzom i pożegnaniom nie było końca.
Gryzia (tak teraz była nazywana przez Kretesa) obiecała pisać listy,
a Kretes obiecał na nie odpisywać; Przyrzekli sobie odwiedziny przynajmniej
dwa razy w roku oraz wspólne spędzanie świąt.
Kretes wrócił do domu tratwastopem.
"No nie wierzę..." - wyszeptał po powrocie do domu, kiedy już
opowiedział wszystko (co trwało dwie i pół godziny) i leżał w łóżku.
Tak więc, jak widzicie, ta historia zakończyła się całkiem dobrze -
nawet Molly nie gniewała się na Kretesa, gdy usłyszała,
że będzie miała z kim gadać o modzie i łazić po sklepach (przynajmniej
dwa razy w roku). Za to Kretes i Gryzia byli naprawdę
przeszczęśliwi...
KONIEC
(Ciekawostka: Mały Kajtek, którym opiekowała się Gryzia,
a który zaślinił Kretesa, nie był ani jej synem, ani bratem;
Gryzelda Oliwia dorabiała jako opiekunka do dzieci,
gdyż nie było szczególnego zapotrzebowania
na genealogów w Kwamazonii)
autor - enterek
|
Wt, 24 mar 2009, 19:28 |
|
|
|
Strona 1 z 1
|
[ Posty: 10 ] |
|
Kto przegląda forum |
Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 0 gości |
|
Nie możesz rozpoczynać nowych wątków Nie możesz odpowiadać w wątkach Nie możesz edytować swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz dodawać załączników
|
|
|
|