Reksio ostatnimi siłami chwycił się zwiotczałymi łapkami koła ratunkowego i położył na nim pyszczek zamykając oczy.
- On chyba traci przytomność – zawołał Joe CzarnaFala i rzucił się bez wahania do morza.
- Trzymaj go a my was wyciągniemy – wydał komendę Jack jak zwykle starając się zachować spokój.
Po kilku minutach Reksio i Joe byli na pokładzie statku. Reksio z trudem wstał i rozglądnął się dookoła, po czym rzekł:
Hau!
- Coś ty za jeden? - Spytał stanowczo Henry, który był bardzo porywczy.
- Hau! Hauhau hau! - Powiedział Reksio otrząsając się z wody tak jak to zwykle robią psy gdy są mokre.
- To jest Reksio. - Powiedział Joe.
- Czytałem o jakimś Reksiu w pamiętnikach kapitana Ogryzka – Powiedział Jack wtrącając się do rozmowy.
- Hau! - Odpowiedział Reksio i dodał – Hau Hau Hau. HauHauHau Hau, Hau Hau, Hau, hau.
- Reksio mówi że znał Ogryzka. - Przetłumaczył wszystkim Joe.
- Myślę że on nie jest ani szpiegiem ani złodziejem; proponuję abyśmy przygarnęli go do naszej załogi. - Powiedział głośno kapitan Jack.
- Nie możemy tak szybko podejmować wniosków, ale myślę że ma dobre zamiary. Ale będzie musiał spać razem z Arturem w kajucie kuchennej. - Powiedział Henry myśląc, że brzmi to bardzo poważnie.
- Nie możemy tak doświadczać nowego młodego kamrata – Zganił go kapitan – Dzisiaj Felek będzie spał z Arturem i przy okazji to twoja kolej na przygotowanie posiłków – zwrócił się kapitan do Felka KartofelkaZeszczypiorkiem.
- Jak sobie życzysz kapitanie. - Powiedział jak zawsze pokorny Feluś.
Potem skończyli rozmawiać i każdy zajął się swoimi sprawami. Joe z kapitanem i Reksiem ruszyli w stronę steru. Z początku rozmawiali o tym czy wiatry będą im sprzyjać czy nie. Potem kapitan od nich odszedł a Joe został sam z Reksiem. Reksio opowiadał mu różne historie... Zbliżył się do nich Henry, który właśnie szorował pokład. Ale nic zupełnie z mowy Reksia nie zrozumiał, widział tylko jak Reksio gestykulował pokazując na morze, statek, potem w niebo, później zaczął dziwnie machać łapami, pokazywał coś dużego potem nagle złożył łapy, a Joe tylko kiwał głową i powtarzał: „Nie może być”. Henry podsłuchiwał przez jakiś czas po czym wrócił do szorowania pokładu.
Płynęli jeszcze do zachodu słońca a potem całą noc i cały ranek. Około południa Melchior Grzybaśny zakrzyknął wesoło: „Port Ermagos na horyzoncie”. Wszyscy wtedy odetchnęli z ulgą gdyż statek był bardzo zniszczony i nie przetrwałby kolejnego ostrzału szczurzych korsarzy albo wpadnięcia we wnyki pirackiej bandery...
Kiedy statek przycumował wreszcie w porcie załoga zeszła na ląd. Marynarze ruszyli w stronę karczmy portowej zaś kapitan Jack poszedł rozmawiać z Wicegubernatorem.
- Witam. Jak pan widzi statek jest w fatalnym stanie i potrzebuje reperacji, całość proszę zapisać do rachunku króla - Boombelka! Zaraz pokażę papiery... - Powiedział rzeczowo kapitan Jack.
- Nie mogę tego zrobić. Rachunek waszego króla został tydzień temu zamknięty przez gubernatora i nie możemy nic do niego dopisać.
- Jak to?
- Król Boombelek zadłużył się na kilka tysięcy złotych dublonów w tym porcie i gubernator z przyzwolenia kanclerza naszego króla zakazał poszerzania długów.
- To niedorzeczne. Przecież królestwo Leggions jest z nami w sojuszu.
- Z tego co wiem król Boombelek nie dotrzymał już 7 terminu spłaty. Port poniósł z tego powodu bardzo duże straty. Zresztą nie tylko nasz port ale także kilka okolicznych. Z tego powodu zamknięto wam rachunek. Nie możemy sobie pozwolić na dalsze straty związane z brakiem spłaty. Musicie zapłacić na miejscu.
- Dobrze, myślę że cena będzie minimalna dla sojuszników? - Spytał kapitan niedowierzając zaistniałej sytuacji.
- Tak, ale wkrótce nasz król ma wydać dekret o normalnych kosztach dla waszych statków, ponieśliśmy bowiem ogromne straty.
- Mamy także Turkusowy Czosnek w razie gdyby zabrakło nam pieniędzy.
- Myślę że uda nam się dojść do kompromisu. Statek będzie w stanie używalności za tydzień.
Kapitan podziękował Wicegubernatorowi i ruszył w stronę portowej karczmy, ale spostrzegł że widać jak w stronę portu płynie Złoty Łabędź – czyli statek króla Boombelka. To był rewelacyjny zbieg okoliczności. Kapitan miał szansę pomówić z królem i poprosić go o zwrot kosztów naprawy... Ale Jack postanowił jednak że pójdzie do króla później – wiedział bowiem że na pewno zatrzyma się w porcie na noc, bo gdzież miałby się udać?
Kapitan wkroczył do zatłoczonej karczmy i z trudem odnalazł swoją załogę siedzącą przy jednym ze stolików i popijających jakiś kolorowy napój.
- Witaj Jack! Załatwiłeś wszystko? Co tak długo? - Spytał Joe
- Nie uwierzycie jaka historia! - Powiedział Jack i był to wstęp do opowiedzenia wszystkich wydarzeń które miały miejsce wcześniej. I Jack opowiedział je wszystkim. Później chwilę milczeli.
- idzie nasza zupa którą zamówiliśmy! - powiedział Henry, który był bardzo głodny.
I faktycznie – kelnerka niosła niezdarnie dużą wazę zupy i talerze, które nie były zbyt czyste – osiadał na nich kurz. Wszyscy klienci karczmy patrzyli się w stronę kelnerki, a później na Henrego który rzucił się od razu na zupę. Wtedy ktoś szepnął Jackowi:
- Nikt nie zamawiał tutaj tej zupy od trzech lat. Jest tak paskudna że nawet gdyby ktoś nie jadł miesiąc wolałby zjeść swojego buta niż to.
- Serio? To po co mają to w karcie?
- To jest zupa którą wymyślił właściciel karczmy i jest z niej dumny, figuruje tutaj jako danie dnia, codziennie. Ale nikt tego nie zamawia. Jak przypływają żeglarze to zawsze zostają ostrzeżeni w porę. - Powiedział tajemniczy jegomość.
- Ale Henremu chyba smakuje! - Powiedział kapitan patrząc na to z jakim zapałem jego marynarz zjada „słynną zupę”.
- życiu nie jadłem czegoś tak...dziwnego w smaku – Powiedział Henry kiedy zjadł sam całą zupę. Wtedy wszyscy zaczęli bić brawo.
Później zrobiło się już ciemno a do karczmy zaczęły się schodzić podejrzane typy oraz nastała nerwowa atmosfera więc nasi bohaterowie wyszli szybko tylnim wyjściem. Kapitan ich prowadził w stronę rezydencji Wicegubernatora. Kiedy już tam doszli zostali wpuszczeni do pokoju ogólnego, gdzie Jack poprosił o spotkanie z królem i po kilkunastu minutach mogli już pójść do sali gdzie miał spać tej nocy król Boombelek.
- Witam Jaśnie Panie Królu! - Powitał kapitan swego zwierzchnika
- Witaj Jack. Dobrze że tu jesteś. Mam z tobą do pogadania. Jak wiesz sytuacja z Leggions jest teraz napięta. Niestety dlatego że nie otrzymali wynagrodzenia za naprawy naszych statków. W tym waszego. Przykro mi z tego powodu ale niestety szczurzy korsarze atakują coraz więcej naszych statków i ponosimy coraz to większe starty. Postanowiłem że zmniejszę flotę naszego kraju i wprowadzę potrzebne zmiany w jednostkach i statkach. I tak zrobiłem jak wiesz kilka miesięcy temu. Chciałem podarować temu portowi i innym którym jest nasze królestwo dłużne 3 wielkie galeony z 7 które posiadamy. Bo utrzymanie ich jest drogie a należy spłacić długi. Wysłałem statki razem z 15 brygantynami aby mogły bezpiecznie dopłynąć do celu. Ale wróciła do mnie jedna brygantyna z resztką załogi. Dowiedziałem się że na morzach grasuje ktoś gorszy nić szczury. Z zeznań świadków wynika że piratka, czyli kobieta pirat Argh ŚledziaNoga zjednoczyła tysiące innych piratów i organizuje wielkie akcje w ty przechwycenie naszych statków. To ogromna strata. Z tego powodu nie mamy pieniędzy na zwrot pożyczki. Podobno Argh ŚledziaNoga pływa gigantycznym okrętem, nie takimi okrętami jak zwykli piraci, którzy pływają małymi stateczkami i z zaskoczenia łupią kupców. Ona pływa w ogromnym okręcie i ma coraz większą flotę. Podobno zrzeszyła mnóstwo piratów. Mówi się że nawet zamierza szturmować porty. Nastały niespokojne czasy. Zwłaszcza dlatego że sytuacja z Leggion jest napięta i... - Kapitan spojrzał na Reksia – Kto to?
To pies Reksio. Jest naszym nowym kamratem.
- Witam cię Reksiu. - Król zwrócił się do Reksia.
- Hau Hau! - Powiedział Reksio.
- Mam dla was nowe zadanie i to bardzo ważne... - Powiedział poważniej król do marynarzy...
Wszyscy zrobili poważne miny. Mieli otrzymać nowe, poważne zadanie od samego króla. A Reksio już wiedział że wplątał się w kolejną przygodę.