Teraz jest Pn, 13 sty 2025, 10:39



Ten wątek jest zablokowany. Nie możesz w nim pisać ani edytować postów.  [ Posty: 387 ]  Przejdź na stronę Poprzednia strona  1, 2, 3, 4, 5 ... 26  Następna strona
The Celestial War 
Autor Wiadomość
Postrach Siedmiu Mórz
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Wt, 11 lis 2014, 12:26
Posty: 239
Naklejki: 0
Post Re: The Celestial War
Lily wyglądała na zrozpaczoną. Córka gwiazd wiedziała, że sytuacja zdecydowanie ją przerosła. Wiedziała też, że nie może być w gorącej wodzie kąpaną.
- Jesteś pewna, że to była Heavensiss? - zagadał Aideen. W jego myślach krążyły różne teorie spiskowe.
- Widziałam ją...
- Widziałaś jej hologram. To twoim zdaniem wystarczy? Obstawiam, że to kolejna sztuczka Nestardiela. Destruktor Edenu ewidentnie chce, abyś się z nim zapoznała.
- To wyglądało zbyt realnie... To nie mogła być iluzja.
- Spójrz prawdzie w oczy. - powiedział chłodnym tonem. - Heavensiss przez ten cały czas milczała. Myślisz, że Nestardiel pozwoliłby złamać komukolwiek swoje pieczęci?
- Theoseres się jakoś wydostał.
- Ciszu... Ech... Racja, udało mu się uciec z Serca Cyrku Chaosu. Ale czy... to rzeczywiście powód do dumy?
- Co masz na myśli?
- Theoseres to irytujący idiota. Nie dziwię się, że Nestardiel pozwolił mu uciec. Nikt normalny by z nim nie wytrzymał cały rok, a tym bardziej nikt nienormalny... Przedsięwzięcie Nestardiela było wielkie, miało wielki rozmach i na pewno było dopięte na ostatni guzik. Niszcząc za sobą wszelkie arcyrzeczywistości nie mógł pozwolić sobie na żaden błąd.
- A co jeśli rzeczywiście się jej coś stało?
- Wtedy wezmę winę na siebie. Nie możemy ryzykować twojej straty. W imieniu Niebieskiej Rady zakazuję Ci opuszczania Nieba.
- Nie możesz...
- To dla twojego dobra siostrzyczko... - odparł i oddalił się w znanym tylko sobie kierunku. Było mi trochę szkoda Lily. Choć była królową Nieba, to jej uprawnienia były strasznie ograniczone. Nie wiedziałam czym jest ta cała "Rada", ale również nie zainteresowało mnie to do tego stopnia, żeby jakoś nad tym szczególnie rozmyślać.

Kątem oka spojrzałam na Delayę i Maven. Dziewczyny najwyraźniej szukały Slenderowi drugiej połówki. Ich wysiłek można było jednak porównać do syzyfowych starań. Kret bez twarzy był bardzo, ale to bardzo wybredny. Momentami wydawało mi się, że jest bardziej nieśmiały, aniżeli wybredny... Ale wiedziałam, że jego nauczycielki znają się na rzeczy. Wiedziałam, że jeszcze wyprowadzą go na "ludzi".

Zdecydowałam się spojrzeć w miejsce ciut większej akcji.

Ujrzałam Arta, kłócącego się z Evangelagenem.

- Nie wtranżalaj się do Cellie, jasne? Ona za mną szaleje i nigdy nic do ciebie nie poczuje. I nie próbuj nawet myśleć, że mogę być szpiegiem Tenebris. Dobrze wiem, kto mógłby nim być i nie jest to przynajmniej nikt z Forum. A Tenebris nie ma tu żadnej władzy, bo jest zwalczane przez niebieskie Lux, czyli światło. Zdążyłem nawiązać pewne kontakty z Tymi Na Szczycie Szczytów i jedno słowo przeciwko mnie, a masz problem. A teraz idź do Aideena i powiedz mu, że nie mam nic wspólnego z Tenebris - nikogo nie wskrzeszałem i nie mam związku z nekromancją, to Lennabeth mnie zabiła i wskrzesiła. Jej się czepiaj.
- Nie jesteście sobie przeznaczeni. Wiem o tym. Celestine została stworzona do wyższych celów. Była zwykłą sierotą, dopóki nie odnalazł jej Silver. Zostałaby nikim. Zgniłaby z głodu już podczas pierwszej zimy. Jak myślisz, kto zagrał na skrzypcach przeznaczenia i dał jej taki a nie inny los? Cellie stała się Mistrzynią Elitarnego Zakonu Paladynów Światła. A to wszystko moja zasługa. To ja uratowałem jej życie i to właśnie mi jest przeznaczona. Jeśli tego nie zaakceptujesz, czeka cię śmierć. Zrozumiano?
- Nie!
- Twoja decyzja - przerwał Artowi Evan. Chwilę później z chorą rządzą nienawiści, wyciągnął potężny, zakrwawiony miecz. Bez ani chwili zastanowienia, przebił nim Arta.

Całą sytuację obserwował Czarnoksiężnik, który urwał się z rozmowy ze starymi znajomymi. Pełen pretensji i jeszcze większej złości podleciał do ostatniego z serafinów.
- Odejdź, albo i ty podzielisz jego los. - powiedział Evangelagen. Czarnoksiężnik nie zamierzał słuchać anioła mordercy. Wiedział, że musi zrobić coś, co będzie najlepszym rozwiązaniem. Nie wiedział tylko co. Myślał i myślał. Musiał robić to jednak bardzo szybko, gdyż znalazł się w wielkim niebezpieczeństwie. Był niewygodnym świadkiem.
Momentalnie spojrzał na znajdujący się na górze, wielki, złoty żyrandol. Nie wahając się przez ani jedną chwilę rzucił sztyletem w część, która pozwalała mu nie spaść na ziemię.
Nieświadomy niczego Evan, został przygnieciony kilkutonową ozdobą.
- Teraz pójdę do Aideena i wyznam mu całą prawdę - powiedział zadyszany. Wiedział, że wygrał pojedynek i wiedział, że wyjaśni się kto tutaj tak naprawdę mąci.
- Wiesz... nie sądzę... - odparł Serafin. Postanowił użyć swoich skrzydeł, które według definicji mogą przebić się przez każdą przeszkodę.
Kiedy wypowiedział swoje słowa, powstał. Zdezorientowany Czarnoksiężnik chciał uciekać, ale Evan był szybszy. Wystarczyło jedno jego szarpnięcie skrzydłami, a kryształy, które niegdyś ozdobnie górowały na sklepieniu niebieskim, przebiły ciało nietoperza.
Evan po całym zdarzeniu oddalił się z miejsca zbrodni.

Chciałam działać. Chciałam jakoś zainterweniować. Wiedziałam jednak, że znajduję się zbyt daleko Aideena, albo jakiegokolwiek innego, znanego Anioła. Nie znałam tutejszych układów. Nie miałam zielonego pojęcia, kto z kim trzyma. Nie wiedziałam czy jest tu ktoś godny zaufania.
Postanowiłam się uspokoić i podjąć działania dopiero za jakiś czas. Spojrzałam w stronę dwóch najważniejszych osób w moim życiu.
Olivier i Vivilion wreszcie zaczęli się dogadywać. Dało się to wywnioskować z przyjacielskiego tonu ich rozmów, a także ze wspólnych planów, które zamierzali urzeczywistnić w przyszłości. Dowiedziałam się, że planują wielką niespodziankę na moje urodziny. Ech... To takie miłe...

Maxwell i Emmelie siedzieli razem w jednym z rezydenckich pokojów. Rycerz przechwalał się czarodziejce o swoich wygranych walkach ze smokami. Zgładził ponoć jakiegoś pożeracza światów i dokonał tego w krainie, do której prawo mają wstąpić jedynie najbardziej zasłużeni wojownicy. Emmelie wyglądała na poruszoną całą historią. Stwierdziła, że grała swojego czasu z Genesissem w grę zwaną "Janusze i Smoki" czy... jakoś tak.
Rozmowa przybrała jednak chwilę później zdecydowanie dziwniejszy ton.
- Ta noc była piękna... - nie kryła radości Emmelie.
- Mam nadzieję, że jeszcze ją powtórzymy. - powiedział z przekonaniem rycerz. Dziewczyna mrugnęła do Maxwella z aprobatą.
Nie zamierzałam wnikać w szczegóły. Nie obchodziło mnie to w żaden sposób.... W żaden! jasne?!

Api opuściła Serphana i jego nowego chłopaka. Między dwoma panami rozpoczęła się krótka konwersacja.
- I jak ty mogłeś zakochać się w kobiecie? - zapytał Marylin. - Przecież to takie słabe, wredne, wkurzające...
- No ale chociaż gotuje, tak? - zaśmiał się Serphan.
Bardzo chciałam mu wytłumaczyć, że jest w błędzie... ale nie było to teraz moim priorytetem. Koniec końców Marylin stwierdził, że jest zmęczony i musi się położyć. Chciał, aby Serphan udał się na odpoczynek razem z nim, ale ten stwierdził, że musi coś załatwić. Skarpetożerca pokiwał głową i oddalił się w kierunku swojego pokoju.

Serphan błądził chwilę w miejscu. Najprawdopodobniej o czymś myślał. Coś co zaprzątało jego myśli mogło być jednak wszystkim. Nie chciałam bawić się w Aideena i wyciągać w tym momencie jakiś teorii spiskowych.
- Ahoooy! - usłyszał głos. Ujrzał anioła w kostiumie marynarza... ee... chyba marynarza.

- Matthew, stary skurczybyku! Gdzie ty się podziewałeś?! - zapytał zaskoczony.
- Jestem aniołem. Niezapowiedziane wypady w nieznane to moja specjalność. Jak tam z Marylinem? Zgaduję, że nie posłuchaliście moich rad?
- Miłość jest ważniejsza niż wszelkie podziały. To najpiękniejsze uczucie, jakim można obdarzyć drugą osobę. Mam w nosie te wasze zasady. - powiedział z przekonaniem. Mathew przyglądał się ze zdenerwowaniem swojemu rozmówcy.
- Nie wyrzucę was z Nieba, tylko dlatego, że na dole nie mielibyście żadnych szans na przeżycie. To co robicie jest złe i nie da się tego nie potępiać. Powinniście być wdzięczni mi i Jasmine. Bez nas prawdopodobnie zginęlibyście w walce z traktorami.
- Wciąż pamiętasz tą wredną podróbę walki z wiatrakami? Heeh... To ciekawe. Wszyscy przeżyliśmy wiele, ale udało nam się wygrać.
Rozumiem wasze pretensje i jeśli wszystko już wróci do normy, opuścimy Niebo.
- To bardzo dobrze, że się rozumiemy. - uśmiechnął się anioł.
Rozmowa kilka chwil później się skończyła. Serphan dołączył do Marylina.

Nie spali jednak tylko i wyłącznie oni. Swoje przeżycia z pamiętnego dnia odsypiał również Theoseres. Byłam w sumie ciekawa jak szybko dochodzi się do normalności, po wypiciu beczki rumu w Niebie...

Pomysł Drużyny Pierścienia z laleczką voodoo Cisza, legł w gruzach. Żadnemu z arcyodważnych panów nie chciało się pożyczyć włosów od niedoszłego Króla Nieba. Lennabeth nie kryła zażenowania całą sytuacją. Razem z Dawidem postanowiła udać się do lokalnego bufetu, aby przekąsić coś dobrego.
Bulbo, Mimli, Bobromir i Lowelas poszli porozmawiać z Reksiem i jego spółką.

- Więc mówisz, że raz wypiłeś jakąś niezidentyfikowaną ciecz i mamrotałeś coś o 69 galaktyce? - zaczęła rozmowę.
- Tak, bo ja to tak w zasadzie lubię liczbę 69.
- Czemu? - zapytała ze zdezorientowaniem. Dawid nie odpowiedział. Po prostu sugestywnie pomrugał w stronę wiedźmy. Przez jego myśli przebiegały tysiące różnych haseł, o których można byłoby wypowiedzieć się w jednoznaczny sposób. Myślał i myślał.
Do pionu miało go jednak doprowadzić pewna całkiem niecodzienna sytuacja.
Dawid poczuł na swoim płaszczu zimną, ciekłą i chropowatą powierzchnię, która z sekundy na sekundę przemieszczała się coraz wyżej i wyżej.
- Co do... - zapytał zdezorientowany. Obrócił się i ujrzał zarośniętego mężczyznę z brodą. Miał na sobie kilkuletnią , zawszoną czapkę, która mogła świadczyć o wielu przygodach, które ten pan miał okazję przeżyć.
Osobnik nie zamierzał czekać na dalszy rozwój sytuacji i różne inne pretensje Dawida. Po prostu, pocałował go przy wszystkich.
Siedzący przy jednym stoliku Święci, patrzyli na to wszystko z wielkim obrzydzeniem.
Zdezorientowany kogut odepchnął natarczywego adoratora. I w sumie udało mu się tego dokonać, ale dopiero po kilkudziesięciu sekundach. Lena zdecydowała się podjąć działania. Sprawiła, że Dawid kilka chwil później odepchnął na ziemię... miotłę.
- Och... To było całkiem słodkie... - szydziła wiedźma. - Ale... przynajmniej mam nową miotłę. Nazwę ją Dave69. Co myślisz o tej nazwie? - uśmiechnęła się.

Kretes, choć chciał początkowo porozmawiać z Autorem, zmienił swoją decyzję. Jego uwagę przykuł piękny krajobraz.
Trafił do miejsca, które na pierwszy rzut oka, wyglądało na przejście z Nieba do Edenu. Spoglądał na schody prowadzące do rajskich ogrodów i nie mógł zaprzestać swojego podziwu.
Zaniepokoił się trochę, gdy ujrzał istotę w czerwonym kapeluszu, przekraczającą granicę dwóch rzeczywistości. Najprawdopodobniej była smutna, albo się czymś niepokoiła.

- Czuję się jak w Raju.... - nie krył zachwytu.
- Raj jest oklepany. Jest tam zbyt wesoło. Wszyscy cieszą się jak idioci z błahych powodów, że udało im się wygrać życie i mogą być z tego powodu dumni. Nikt nie rozumie zagrożenia, które nadciąga. Nikt nie potrafi zrozumieć najprostszych słów...
- Ojej, to rzeczywiście zastanawiające. Ale wiesz co? Nie powinnaś się smucić. Jesteś zbyt ładna... - nie szczędził komplementów Kretes. - Jestem Kretes102, a ty to kto?
- Miło mi Cię poznać. Jestem Jasmine - powiedziała tonem totalnej dekadentki. Kretes patrzył na nią i patrzył. Oczekiwał jakiejś reakcji na nieprzeciętny komplement.
- Nie, nie poruszyłeś mnie w żaden sposób - powiedziała chłodnym tonem. - Ale... może dam się namówić na jakąś kawę, jeśli zmienisz swój styl. Żadna dziewczyna nie poleci na kogoś, kto wygląda jak stary menel z zakładu utylizacji odpadów. - nie szczędziła słów.
Kretes zrozumiał, że ma do czynienia z trudnym przypadkiem.

Spojrzałam w stronę Mątka. Było mu bardzo przykro, że został sam. Los jednak chciał, że luka ta miała się wkrótce zapełnić.
- Panie, w mordę jeża nie smuć się pan. - usłyszał głos. Lis obejrzał się. Jego oczom ukazał się grubawy wieprz, pałaszujący właśnie jakąś kiełbasę.
- ARNOLD BOCZEK! - wykrzyczał ze zdezorientowaniem Mątek. - Ale panie Arnoldzie, czy to nie podchodzi przypadkiem pod kanibalizm?
- A co panie teraz nie podchodzi? Trzeba sobie jakoś radzić... Panie... nie strasz pan....
- No dobra...
- Właściwie to ja przyszedłem pana postraszyć. - odparł. I wtedy zaczęło się robić bardzo, ale to bardzo dziwnie. Arnold podniósł Mątka swoją potężną łapą. Patrzył mu prosto w oczy i spokojnym tonem zaczął mówić...
- Przewiduję panu, Panie Mątek rychłą śmierć. Jeśli pan nie podejmie się walki, zginie pan w potwornych męczarniach. To nasza wojna. Musimy walczyć. - starał się być przekonywujący. Kilka chwil później rzucił swoim rozmówcą o okoliczne krzesła.
Kiedy lis obejrzał się w stronę napastnika, ten najzwyczajniej w świecie zniknął.
Całej sytuacji przypatrywał się Matthew. Był on zdecydowanie zdziwiony zachowaniem Mątka.
- Dlaczego rzucasz się o krzesła? Ja rozumiem chęć wyładowania emocji... ale może wziąłbyś się w garść? - zaproponował.

Api błądziła chwilę bez celu. Chciała zostać sama. Chciała przemyśleć kilka spraw, dotyczących egzystencji we wszechświecie i syzyfowej walki z wiatrakami.
- Laura... to ty? - usłyszała głos. Jej oczom ukazał się chłopak w czarnym garniturze z kapturem. Ciekawa dziewczyna podeszła w jego stronę.
- Ste... Steefan? - zaczęła poznawać. - To nie możesz być ty! - wykrzyczała w jego stronę.
- Masz rację. To nie ja. - powiedział z przekonaniem nieznajomy.
- Zatem kim jesteś? - zapytała.
- Jestem jednym z nich. Przyszedłem po ciebie. Chcę, abyś cierpiała jak najbardziej - powiedziała z przekonaniem cienista postać. Momentalnie wyjęła ze swojej kieszeni nóż i przejechała nim dziewczynie po krtani.
Api chwilę później upadła na ziemię, zalewając się krwią. Tajemniczy osobnik najzwyczajniej w świecie zniknął.

Wiedziałam, że coś tu nie gra. Miałam stuprocentową pewność, że Aideen ma rację. W głębi serca chciałam go nawet przeprosić za swoje niewygłoszone teorie spiskowe, ale po chwili zastanowienia uznałam, że dziwnie będzie mówić krytycznie o swoich myślach.

Spojrzałam na jego poczynania.
Siedział w pokoju La-Sheei i z nią rozmawiał. W największym omówieniu, dwójka papużek nierozłączek, flirtowała ze sobą. Nieśmiało, nieżwawo, ale jednak... flirtowała. Wiedziałam, że coś z tego będzie.
- Przez całe moje życie nie spotkałem tak kochanej osoby. - powiedział z uśmiechem na twarzy Aideen.
- Oj... muszę chyba czuć się wyjątkowo... W końcu masz już na swoim koncie trochę wiosen... heeeh.
- Musisz...
- Skoro tak... - zbliżyła się do swojego rozmówcy. Kazała mu zamknąć oczy. Kiedy ten już to zrobił, Layla cmoknęła go w usta. Aideen chwilę odwzajemnił gest La-Sheei.
- Wiesz co? - zapytała. - Myślę, że to najwyższy czas, aby odwiedzić Zmierzch Świtu! - wykrzyczała. Aideen nie krył zdezorientowania zaistniałą sytuacją. Jego mina obrazowała osobę, która chciała zdecydowanie innego obrotu sytuacji. Chociaż... sama nie wiem.
Może się doszukuję.
W każdym razie para zakochańców w końcu udała się na schody prowadzące do owego, tajemniczego miejsca.
Aideen zdał się na swoją wrodzoną odwagę i zaczął mocno pukać do drzwi.
- Panowie, musimy pogadać. Coś stało się z jednym z naszych przyjaciół. Potrzebujemy pomocy! - wykrzyczał. - Proszę, olejcie choć na chwilę waszą tajność, mistycyzm i wszystko co z tym związane. Wszechświat się kończy, a my musimy go uratować. - starał się być przekonywujący. Nie przyniosło to jednak żadnego efektu.
- Rzeczywiście... uparci Ci panowie... - nie kryła zażenowania Layla. Aideen nie zamierzał patrzeć na ignorancję Milczących. Zamknął oczy, starając się zwiększyć swoją koncentrację. Chwilę później je otworzył. Przestrzeń jego gałek ocznych momentalnie przybrała niebieską barwę.
- Sezamie, otwórz się. - powiedział z przekonaniem. Potężne drzwi kilka chwil później rozsypały się na setki małych kawałeczków. Layla patrzyła na całą sytuację ze zdezorientowaniem. Nie wiedziała co właśnie się stało, ale jej mina wyraźnie wskazywała na to, że chciałaby zobaczyć jeszcze kilka innych sztuczek swojego księcia z bajki.
- W zasadzie to powinienem być dżentelmenem i pozwolić Ci wejść do środka, jako pierwsza. Ale... może być tam niebezpiecznie. - tłumaczył się. Chwilę później przekroczył próg Zmierzchu Świtu i rozpoczął eksplorację budynku. Layla przez cały czas trzymała się jego tyłów. Czuła się bezpiecznie. Miała przed sobą ochroniarza, który zrobiłby dla niej wszystko.
Para wkrótce dotarła do pomieszczenia z wielkim okrągłym stołem.
- Zamknij oczy... proszę... - powiedział chłodnym tonem Aideen. - Nie możesz tego widzieć...
- Ale co się... - nie rozumiała. Zdziwiona dziewczyna nie posłuchała i zdecydowała się spojrzeć na to, co ewidentnie przeraziło jej chłopaka.
Przy stole siedzieli Milczący. Każdy z nich miał odrąbaną głowę. Na ścianie dało się dostrzec napis w dziwnym języku.
- To nie może być... prawda... - Layla opadła na ziemię. Zemdlała. Przerażony Aideen chwycił dziewczynę w ramiona i korzystając z umiejętności teleportacji, przeniósł się z nią do jej pokoju.
Położył ją w łóżku i przykrył ciepłą kołdrą. Pewnie mógł ją obudzić za pomocą jednego jedynego pstryknięcia palcem, ale nie zdecydował się na zrobienie tego. Sam prawdopodobnie chciał odpocząć.

Genesiss i Iris wciąż rozmawiali ze stałą paczką. Wielki mag zaproponował Olexowi, Adamowi, Doktorowi i Izzy'emu naukę czarów. Stwierdził, że trwa wojna, a oni nie mogą obijać się po kątach. Muszą walczyć.
- Każdy z was musi wybrać sobie dziedzinę, której będzie się najbardziej poświęcał. - stwierdził z przekonaniem.
- Dziedzinę? A mogą to być kobiety? - zapytał Izzy.
- Cholera... Niekoniecznie - stwierdził Genesiss. - Na początek proponuję naukę Magii Żywiołów. Pamiętacie Kapitana Planetę? hmmm.. pewnie nie. Gimnazjaliści nie znają! - wykrzyczał. W zasadzie mało kto rozumiał wypowiadane przez niego słowa, ale każdy starał się robić dobrą minę do złej gry.

Autor teoretycznie chciał porozmawiać ze starymi znajomymi, ale spostrzegł płaczącą Lilyness. Siadł koło niej i zaczął ją pocieszać.
- Dlaczego płaczesz Lily? - zapytał.
- To skomplikowane... - powiedziała jak przystało na każdą kobietę. Chwilę później opowiedziała Autorowi całą historie. Ten zdumiony informacjami, jakie dane było mu poznać, lekko się zaniepokoił. Dziewczyna cały czas jednak szlochała. Nie mogła znaleźć światła w tunelu, który wydawał się jej ciemnością większą od mroków Tenebris.
- Lily, obiecuję, że zrobimy wszystko co w naszej mocy, aby dowiedzieć się co się stało. - powiedział z przekonaniem. Lily ocierając oczy z łez, chwilę później cmoknęła Autora w policzek.
- Dziękuję... To naprawdę miłe z twojej strony.
- Cała przyjemność po mo.. - tu przerwał. Jego oczom ukazał się anioł bez gałek ocznych, który jakimś niewytłumaczalnym sposobem, przyglądał się jemu i Lily. Nie przejmował się niczym. Z dziecięcą ciekawością na nich patrzył i wcinał swoją rękę, niczym typowy pożeracz popcornu w kinie. - jej stronie... Lily... nie sądzisz, ze od jakiegoś czasu jest tutaj dziwnie?
- Co masz na myśli?
- Rozumiem że Niebo ma charakter transcendentalny, śmiertelnikom nie jest dane zrozumieć jego potęgi ale co sądzisz o tym tu... - wskazał w tym momencie na osobnika, który wiernie obserwował całą sytuację. Kret bardzo się jednak zdziwił, kiedy zorientował się, że pokazuje Córce Gwiazd zupełnie pustą przestrzeń.
- A w sumie... to nieważne. Wiesz co? Chyba pójdę się przespać... - odparł wciąż nie dowierzając.

Przyjaciele z podwórka wciąż rozmawiali z Haywoodem. Do konwersacji przyłączyła się drużyna pierścienia. Zgromadzeni poruszyli chwilę wcześniej temat tych całych "supermocy".
- Oczywiście, jestem w stanie zrobić z was potężnych wojowników, ale... to nie takie proste. Jestem bardzo ograniczony.
- Mimli Mimli Mimli - stwierdził Mimli.
- eee.. Kolega pyta czym jesteś ograniczony. - wyjaśnił Bobromir.
- Nie mam odpowiednich materiałów, składników i... innych takich. Można je zdobyć jedynie we Hrabstwie Wolfenshire. Hmmm sam nie wiem, czy dobrze pamiętam tą nazwę.
- Brzmi przerażająco śmiesznie... - nie krył zażenowania Kretes.
- Są to w każdym bądź razie okolice zamku Lady Abigail.
- Tej Lady Abigail?! - wykrzyczał Kogut Wynalaca. - Gdy z Kokokornelkiem byliśmy mali, nasi rodzice straszyli nas jakąś wampirzycą.. ko ko... podobno była bardzo ale to koko bardzo zła!
- To będzie trudna misja, ale może przynieść o wiele więcej niż się tego spodziewamy. - powiedział Haywood. - Myślę, że jestem gotowy na małą ekspedycję w tamte tereny... - dorzucił chwilę później.

Spojrzałam w stronę Celie i Talii. Dziewczyny prześcigały się w traceniu zmysłów. Nie wiedziały co stało się z Ż. Artem. Nie mogłam w tej sytuacji czekać.
- Dziewczyny... Musimy pogadać... - zaczęłam. - Obawiam się, że Art od kilku godzin jest martwy... podobnie jak Czarny i Api... Nie wiem co tu się dzieje, nie mam zielonego pojęcia dlaczego nikt nie reaguje na ich śmierć... Wiem, że to Niebo, ale nie tak wyobrażałam sobie tutejsze podejście do wszystkich spraw...
- Ale jak to nie żyje? - zapytała Talia, patrząc na drżącą Celestine. - To da się umrzeć w Niebie? Ale... przecież to głupie... - nieudolnie starała się pocieszyć siostrę.
- Musimy porozmawiać z Aideneem. - zaproponowałam. Chwilę później udałyśmy się do pokoju w którym do tej pory przebywał Aideen. Nie było to skomplikowane. Wiedziałam przecież gdzie "zatrzasnął" się z Laylą.

- Aideen! - wykrzyczałam. - Jeszcze się nie znamy... ale... to sprawa życia i śmierci... - kontynuowałam. Patrzyłam w oczy zdezorientowanego Anioła, który nie krył zaskoczenia zaistniałą sytuacją.
- Evangelagen zabił Czarnego i Arta.
- Że co proszę?! - nie wytrzymał. Wyglądał na takiego, którego przerosły zdarzenia dzisiejszego dnia.
- Ktoś zabił też Api, a żaden z Aniołów na to nie zareagował... Przepraszam bardzo, ale czy to normalne?! - wygłaszałam na głos swoje pretensje. Po minie Aideena dało się z łatwością wywnioskować, że jego mózg nie funkcjonuje już tak jak powinien.
- SKĄD TY TO WSZYSTKO WIESZ?! - podniósł swój ton głosu. Momentalnie doskoczyły do niego Celestine i Talia. Paladynki stanęły w mojej obronie.
- Nie krzycz na nią. - powiedziały niemal jednogłośnie.
- Ja... przepraszam... - usiadł na łóżku, na którym spała Layla i zaczął szlochać. - To wszystko... mnie przerasta. Od jakiegoś czasu nic nie jest tutaj takie same... Wszyscy postradali zmysły, nikogo nie obchodzi los bliźnich. Nic nie jest tak jak chciał tego Alpha.
Myślałem, że wiem jak powstrzymać Lazariusa... Myślałem że wiem jak zatrzymać ten nadjeżdżający pociąg, pędzący po drewnianych torach z prędkością światła...
- Tak... ktoś wymordował milczących. - odparłam. Aideen już nic nie rozumiał, więc postanowiłam wyjawić mu mój sekrecik. - Mam dar obserwowania otoczenia. Nie muszę wdawać się z nim w żadne interakcje. Wiem co się dzieje w mojej okolicy i mogę dzięki temu poczuć się o wiele bezpieczniej.
- Alysia, prawda? - zapytał Aideen.
- Prawda.
- Wiele wskazuje na to, że jesteś jedną z Natchnionych. - powiedział przecierając łzy. Zamarłam.
- Czy to oznacza, że muszę dopisać swoją część przepowiedni? A czy Genesiss przypadkiem nie powiedział, że zna zakończenie? Czy przepowiednia tych całych Natchnionych się już nie skończyła?
- To nigdy się nie kończy... To trwa przez wieczność. Zaufaj mi. - starał się być przekonywujący.
- Dob...Dobrze... - nie kryłam zdziwienia. Aideen patrzył na mnie ze zrozumieniem. Emocje wydawały się trochę opaść, ale jak się chwilę później okazało... Nic bardziej mylnego.
- Co z Ż. ARTEM?! - wykrzyczała Cellie, tak głośno, że aż zatrzęsły się wszystkie przedmioty znajdujące się w okolicy.
- Nie tak dawno stwierdziłem, że wśród nas jest szpieg.
- Co masz na myśli? - zapytała Talia.
- Ktoś z Tenebris, kto sieje w okolicy jeden wielki zamęt. Chce nas ogłupić i sprawić, że wzajemnie się pozabijamy. Zleciłem zbadanie tej sprawy Evanowi. Najwyraźniej... nie wywiązał się ze swojego zadania.
- Co chcesz zrobić? - zapytałam.
- Sam nie wiem. To ciężka sytuacja. Anioł nie powinien zabijać wiernych. Poddam jego sprawę Radzie i zobaczymy co z tego wyniknie.
- Nie za dużo formalności?
- Pewnie tak... Ale co w takiej sytuacji niby mogę zrobić? - zapytał.
- Zamknij go w Edenie, tak jak Miaula!
- To nie takie proste. Osoby, które trafiają do Edenu muszą wyrażać jakąś skruchę. W przeciwnym razie istnieje spore prawdopodobieństwo, że zaczną siać tam zamęt i chaos.
- Masz na myśli wymordowanie wszystkich niewinnych?
- Kobiety jak zawsze konkretne... Ech... - nie krył zakłopotania. Rozmowa trwała jeszcze przez jakiś czas, ale nie dotyczyła spraw bardziej sensownych. W końcu przekonałyśmy Aideena, żeby pogadał z Evanem.

Po kilkunastu minutach byliśmy już na miejscu zbrodni. Naszym oczom ukazały się ciała Arta i Czarnego.
Cellie czym prędzej doskoczyła do swojego ukochanego i zaczęła nad nim szlochać.
- Ty głupku... masz świadomość tego, że jak już do nas wrócisz, to umrzesz jeszcze raz?! zadrapię Cię tak, że wykrwawisz się na śmierć. - nie kryła swoich emocji.
Sama nie wiem czy chciałam to słyszeć, ale jedno było pewne. Byłam szczęśliwa, że nie było wśród nas Api. Nie chciałam przeżywać kolejnych smutków po stratach najbliższych.
- Możesz ich wskrzesić?! - zapytała przerażona Cellie.
- Tak, ale jeszcze nie teraz. To nie takie proste. Zostali zabici w Niebie przez Anioła... Ich wskrzeszenie wymaga wieelu poświęceń...
- A co z ciałem Api? - zapytałam.
- Zleciłem naszemu bratu zajęcie się tą sprawą. - powiedział z chłodnym urzędniczym tonem Aideen.
- Ale nie Evanowi? - zapytałam z delikatnym uśmiechem na twarzy.
- Nie. Jego imię to Zachariach. - powiedział z przekonaniem. Jego odpowiedź trochę mnie zdziwiła. Posiadacz kompasu żywiołów według opowieści przyjaciół był jakimś wilkołakiem... albo innym diabłem. Heeh... Pewnie nie wiedzieli.
W każdym razie Evana nie było w okolicy. Nie dopełniło się popularne ludowe porzekadło, w którym to przestępca zawsze wraca w miejsce swojej zbrodni.
Kolejny raz zdecydowałam się na użycie swojej umiejętności. Ujrzałam Evangelagena rozmawiającego z Lily.
Chwalił się jej, że pozbył się sługów Tenebris.
- Aideen, teleport do Lilyness.. Raz! - wykrzyczałam czym prędzej. Czułam się przy tym trochę jak podczas tych wszystkich morskich wypraw po całym uniwersum kaskadowej valhalli.

- Kto w takim razie tutaj tak potwornie mącił? - zapytała Lilyness.
- To Czarnoksiężnik i Ż. Art.
- Nie powiedziałabym o nich złego słowa... Wydawali się niewinni, a o jednym nawet mówiła przepowiednia natchnionych... Czy jesteś pewien, że dokonałeś dobrego wyboru?
- Jestem pewien. A to wszystko dla Ciebie...
- Jak to?! - nie kryła zdziwienia Lily.
- Nie rozumiesz? Jesteśmy sobie przez...
- Przeznaczeni, tak? - zapytał Aideen. - To samo mówiłeś Celestine Talii i kilku innym osobom? Hmmm a może jeszcze jakiemuś facetowi? - nie krył zażenowania.
- Lily... miałem Ci nie mówić... Ale Aideen to główny sługa Tenebris! przez cały ten czas nas wszystkich zwodził... a potem... z premedytacją zamordował wszystkich milczących! Chciał informacji! Chciał mieć pewność, że nikt nie dowie się jak powstrzymać Lazariusa! To jego pan i władca!
- Czy to prawda Aideenie?
- Lily... mogę Ci zaświadczyć... - zaczął się tłumaczyć Aideen.
- LILY! - wykrzyczałam. - Widziałam na własne oczy jak Evan morduje Arta i Czarnego. A to wszystko, dlatego, że chcieli stanąć w obronie Celestine i Talii!
- Córko Gwiazd... komu tak naprawdę wierzysz? - zapytał Evan. - Wierzysz osobom, które znasz krócej ode mnie? Czy tego naprawdę chciałby Ojciec?
- Nie daj się mu omamić! Evan kłamie! Jeśli odrzucisz jego zaloty, skończysz tak jak wszyscy, których zabił. - powiedziała Talia.
- Wiecie co? jesteście śmieszni. - stwierdził serafin. - Mogę powiedzieć Lily otwarcie co do niej czuje! A wasze zarzuty są wręcz wyssane z palca albo z jakiegoś... bagna! - starał się być przekonywujący. W tym momencie złapał Lilyness za rękę i zaczął mówić...
- Jeśli się zgodzisz, abym to ja został Królem Nieba, dopełnię wszystkich starań, żeby w okolicy zapanował spokój. Zrobię wszystko, aby Nestardiel odkupił swoje winy. Zrobię wszystko, by powstrzymać Lazariusa. A jeśli będzie mi dane stanąć z nim twarzą w twarz, pozbędę się go na wieczność!
- Evan... to nie może się wydarzyć... - powiedziała Lily ze spuszczoną głową. Skrzydła Evana momentalnie zabłysnęły tak jak wtedy, kiedy pozbywał się niewygodnych mu osób.
Nie zamierzałam czekać na dalszy rozwój sytuacji. Chwyciłam za Celexcal i zamachnęłam się na anioła. . . . . . .
Evan jednak był szybszy. W jego skrzydle wciąż tkwił jakiś odłamek tego pamiętnego żyrandolu. O tym jak był ostry miałam się przekonać za jakąś sekundę. Padłam na ziemię, czując w piersi niewyobrażalnie silny ból.
Nie wiedziałam co się ze mną dzieje. Otaczała mnie ciemność. Momentalnie widziałam jakieś blaski, rozbłyski światła, ale były to najpewniej chwile, których każdy doświadcza podczas śmierci.
Nie chciałam umierać, ale no cóż... Mówi się trudno, żyje się dalej... Talia miała rację... umrzeć w niebie? nie... to jakaś porażka...
Ból z sekundy na sekundę malał, a ciemność, która mnie otaczała, niczym sam Prezydent Rosji, pochłaniała coraz większe terytoria.
Nie wiedziałam czym skończy się wędrówka po zaświatach zaświatów, ale jedno było pewne... Nigdzie nie było światełka w tunelu.

***

A jednak było... z tym, że raczej nie takie jakbym tego oczekiwała. Znalazłam się w pomieszczeniu przypominającym hmm.. żłobek? sama nie wiem. Znajdowałam się w kołysce. To trochę upokarzające, nie sądzicie?
Rozglądając się bardziej po pokoju, dostrzegłam, że roi się tutaj od kołysek. W trzech z nich dostrzegłam Api, Czarnego i Arta.
Żadne z nich już nie spało. Wszyscy tkwili w miejscu, w którym dane im było tkwić... heeh. Obstawiam, że nikt jakimś śmiesznym prawem nie mógł opuścić swojej lokacji.
W pewnym momencie w pomieszczeniu wybuchł pożar... albo... zapaliło się coś na ścianach. Ach... tak... pentagramy... Tak więc w pomieszczeniu płonęły pentagramy.
Pamiętałam relację Urielus... Urierala... Cholera... jak można tak się nazywać? W każdym bądź razie wiedziałam, co wkrótce się stanie.
Naszym oczom ukazała się trupioblada postać, która najzwyczajniej w świecie się na nas gapiła.

- No i co się patrzysz stara jędzo? - zapytałam.


So, 28 mar 2015, 19:27
Zgłoś post
Lord Protektor

Dołączył(a): N, 7 kwi 2013, 13:22
Posty: 2166
Naklejki: 100
Post Re: The Celestial War
Narrator napisał(a):
Autor przespał się i poszedł pouczyć się magii żywiołów razem z Izzy'm, Doktorem, olexo i Adamem.


So, 28 mar 2015, 19:50
Zgłoś post
Poznaniak Nieszczelny
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Wt, 24 lip 2012, 11:47
Posty: 2434
Lokalizacja: Poznań, Rzeczpospolita Polska
Naklejki: 17
Post Re: The Celestial War
Em... no... tego... <spogląda na swój ubiór> No, masz rację. Nie przebierałem się, bo wiesz... e.. strój był potrzebny na wypadek, gdyby jakiś Mroczny Menel... to znaczy Pan z Gazowni był w pobliżu, a ja miałbym go zaskoczyć i ogłuszyć, no i... a zresztą! <wskakuje w swoje normalne ciuchy> No, teraz już dobrze, Jasmine? Nie chciałem Cię urazić tym strojem, przepraszam. To może... ee... <nie wie co powiedzieć> może... dasz się zaprosić na kawę? Oczywiście, nie nalegam, ale miło by było spędzić czas w towarzystwie tak pięknej panny. <patrzy jej w oczy i uśmiecha się do niej>

_________________
Co ja będę się rozpisywał, zapraszam:
"Reksio i Kretes: "Skarb Umuritu" [KOMIKS] - czyli, dlaczego Kretes zasłania dymkiem innych kolegów oraz gdzie znajduje się skarb Umuritu.
Ten kolor należy do Administratora dbającego o czystość i walczącego ze złem. Lepiej zacznij się zastanawiać nad sobą, kiedy ujrzysz ten kolor w swoim poście :)


So, 28 mar 2015, 19:53
Zgłoś post
YIM WWW
Starszy Norman
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Cz, 4 sie 2011, 10:42
Posty: 316
Naklejki: 3
Post Re: The Celestial War
Olexo zapytał Genesissa czy wie cos na temat Bolesnej Magii :lol:

_________________
Zwycięzca Dreams of Paradise, Potwornego Mundialu 3 i zdobywca 5 miejsca w MMS2
pondering drzwi stalowe


So, 28 mar 2015, 20:10
Zgłoś post
Żaba
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Pt, 23 kwi 2010, 17:40
Posty: 1641
Lokalizacja: student
Naklejki: 5
Post Re: The Celestial War
Pff... Cesarzowa Willow, jak mniemam? Czego chcesz, satanistko?

_________________
– Dostojewski umarł – powiedziała obywatelka, ale jakoś niezbyt pewnie.
– Protestuję! – gorąco zawołał Behemot. – Dostojewski jest nieśmiertelny!


Mistrz i Małgorzata
<3

Moderuję na pąsowo bo mogę.


So, 28 mar 2015, 20:24
Zgłoś post
WWW
Mistrz Administracyjnej Magii
Avatar użytkownika

Dołączył(a): So, 24 sty 2009, 15:23
Posty: 1751
Lokalizacja: z Angmaru
Naklejki: 17
Post Re: The Celestial War
Narrator napisał(a):
Czarny rozejrzał się, po czym spojrzał na białą postać. Nie sądził, by blokada uniemożliwiająca mu ucieczkę przepuściła jego broń, a nawet jeśli, to atakowanie istoty wydawało mu się idiotycznym pomysłem.

Dobra. Mów, co masz do powiedzenia, byle szybko. Słuchamy. Nie mamy za bardzo wyjścia.

_________________
Obrazek
Głupcze! Żaden śmiertelny mąż nie jest w stanie mnie zabić! Teraz GIŃ!
Jeśli widzisz ten kolor, uważaj - administrator ma Cię na celowniku.
Spoiler:


So, 28 mar 2015, 20:25
Zgłoś post
Bezpieczeństwo Forum
Avatar użytkownika

Dołączył(a): So, 7 lis 2009, 14:12
Posty: 2174
Lokalizacja: Koło komputera xD
Naklejki: 7
Post Re: The Celestial War
Och, kapitalna nazwa xD Hm... Kontynuujmy rozmowę... A więc zajmujesz się alchemią i nekromancją, czy może czymś jeszcze? Osobiście uważam te gałęzie nauki za bardzo ciekawe, lecz i zawiłe. Swego czasu, podążając droga głosu, nie tylko wewnętrznego, zgłębiłem dogłębnie tajniki alchemii, zaklinania oraz magii, głównie przyzywania i destrukcji... Co o tym sądzisz?

_________________
Przejrzyj moje okołoreksiowe projekty na GitHubie!
Pozdrawiam wielu nieaktywnych użytkowników, wszystkich wciąż wchodzących oraz Playboiia, bo zawsze się żali, że go nie ma w moim podpisie.
Obrazek III miejsce w konkursie halloweenowym 2011, I miejsce w konkursie rocznicowym 2015
Tym kolorem moderuję.


N, 29 mar 2015, 12:14
Zgłoś post
WWW
Norman
Avatar użytkownika

Dołączył(a): N, 11 sie 2013, 09:36
Posty: 276
Naklejki: 0
Post Re: The Celestial War
Adam postanowi na razie nic nie mówić i tylko czytać książkę o żywiołach I stopnia.


Pn, 6 kwi 2015, 11:09
Zgłoś post
Postrach Siedmiu Mórz
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Wt, 11 lis 2014, 12:26
Posty: 239
Naklejki: 0
Post Re: The Celestial War
Trupioblada istota patrzyła na nas przez dobre kilkanaście minut. Milczała. Wiedziała więcej, a w jej myślach krążył jakiś misterny plan. Otaczała ją gromadka martwych dzieci. Żadne z nich nie miało oczu, tylko... wielkie czarne plamy... plamy, z których sączyła się krew.
- Nie smućcie się kochani... - zwróciła się w stronę swoich podopiecznych. - To po prostu wasze nowe rodzeństwo. Nowi braciszkowie i nowe siostrzyczki...
Każde z nich, podobnie jak wy, skończy z poderżniętym gardłem, wypalonymi oczkami, albo... po prostu zniknie w tajemniczych okolicznościach, by za kilka dni stać się sługą ciemności.
- Pff... Cesarzowa Willow, jak mniemam? Czego chcesz, satanistko? - zapytał Art.
- Spójrzcie kochani, ten chłopczyk jest bardzo, ale to bardzo niegrzeczny. Wiecie czemu?
- Chłopczyk powiedział, że jest pani satanistką. Chłopczyk powiedział, że jest pani cesarzową. A pani jest Arcycesarzową. - przekrzykiwały się wzajemnie dzieciaki.
- To zastanawiające kochani. Choć wszyscy jesteście bezmózgimi idiotami, to wasz poziom wiedzy i tak jest większy od poziomu wiedzy chłopczyka.
- Czy chłopczyk dostanie jakąś karę?
- Jasne. Chłopczyk musi odpokutować. Przy kolejnym spotkaniu zwiążę chłopczykowi jego gałki oczne i każę mu je zjeść. Kiedy już chłopczyk skończy, to poderżnę mu gardło tępą maczetą.
- Na litość boską... kobieto... to gore... - nie kryłam zażenowania.
- na litość boską? gore? Hmm... całkiem nietypowe słownictwo jak na Tenebris, nie sądzisz?
- Widzisz, teoretycznie wolałam stary porządek. To znaczy... będziesz dobra, pójdziesz do nieba, będziesz pić po wieczność rum z aniołami i będziesz ogólnie bardzo szczęśliwa.
Jeśli będziesz zła, to trafisz do piekła i będziesz smażyć się na wiecznym ogniu, którego nie zgasi nawet najzimniejsza substancja wszechświata... A teraz... Cholera... Umierasz i jesteś przywiązana do wózka, nad którym stoi jakaś wredna trupioblada małpa...
- Jak widzę udało nam się znaleźć wspólny język moja droga Alysiu... Powinien być to dla ciebie zaszczyt, w końcu masz do czynienia z samą arcycesarzową Tenebris.
- Największym zaszczytem będzie dla mnie jej zabicie, spalenie na stosie, albo zwyczajne odrąbanie głowy mieczem.
- Och... Moja ty ikarzyco... Twój odpowiednik sprzed paru tysiącleci również był w gorącej wodzie kąpany. Chciał osiągnąć coś niemożliwego, chciał przekroczyć barierę, której nie dane było nikomu złamać przez kolejne millennia i... poszedł na dno wraz ze swoimi ideami.
- Ale pani mówiła że później zjadły go rekiny, które zdziesiątkowały jego ciało! Mieliły to co z niego zostało przez kilkanaście minut i miały z tego wielką frajdę!
- Och... Miło, że pamiętasz Damien. Zawsze był z ciebie dobry uczeń... - poklepała swojego małego przyjaciela po główce.
Nie chciała jednak przesadzić ze słodkościami. W tym celu wyjęła wielki, prawie że samurajski miecz i jednym jego ruchem, przepołowiła ciało dzieciaka. Jego nogi wciąż tkwiły w miejscu, w którym wcześniej stały. Wylewał się z nich potężny strumień krwi, który spokojnie mógłby zostać porównywany z solidnym hydrantem.
Przełknęłam ślinę. Dzieci podeszły do górnej partii ciała swojego przyjaciela. Bez ani chwili zawahania zaczęły ją rozrywać na drobne kawałki. Wszystko po to by... wydzielić dla siebie odpowiednie porcję.
- Oj... Api... słońce ty moje... nie przejmuj się nimi. Twoja śmierć będzie o wiele bardziej brutalna niż ci się wydaje... - zwróciła się w stronę milczącej do tej pory kury.
Chwilę później pochyliła się nad kołyską Czarnoksiężnika i swoim normalnym tym razem tonem głosu, powiedziała kilka słów.
- A więc przepowiednia, tak? - zapytała.
Przed naszymi oczami ukazała się nietypowa projekcja. Staliśmy wszyscy na szczycie jakiejś góry, albo czegoś co mogłoby ją przypominać. Znajdowało się tam sporo osób, w tym ja, Vivilion, Czarny, Api, Art i Celestine. Wszyscy spoglądali na Aideena, który przewodniczył całemu zgromadzeniu.
Padało kilkanaście słów w dziwnym języku, którego za żadne skarby nie byliśmy w stanie zrozumieć. Wszyscy wyglądali na strapionych. W naszych oczach widać było cierpienie, żal i smutek.
Jak się jednak później okazało, to wcale nie był koniec. Czarnoksiężnik zbliżył się w moją stronę ze sztyletem. Bez ani chwili zawahania przedziurawił mi nim brzuch i zaczął się maniakalnie śmiać.
Wszyscy stali i nieruchomo patrzyli na całe zdarzenie. Najprawdopodobniej ich to nie obchodziło... sama nie wiem.... Wizja momentalnie urwała się.
- Czy na pewno zabiłbyś niewinną dziewczynę Czarnoskiężniku? - zapytała. Kiedy jednak zrozumiała, że jej rozmówca właśnie przeżywa spory szok, postanowiła kontynuować swój monolog. - Śmiertelnik nigdy nie zrozumie potęgi absolutu.
- W takim razie... - załkałam. - Kto może ją zrozumieć?
- Powstaną i nieliczni, którzy dawno glob opuścili. To oni wyjaśnią sens bram chaosu. Ludzkość nie zrozumie... i zacznie się wojna, która pochłonie setki żywych, martwych i nieśmiertelnych istnień... Odpowiedź brzmi... Wymarli Władcy.
- Nie chcę przerywać pouczającej pogawędki, ale ten dziad Evan, który mnie zresztą zabił, mówił coś delikatnie innego. - nie krył zażenowania Art.
- Wojna wcale się nie zaczęła moi drodzy. To na razie zwykła walka. Wszechświat to zwykła Kartagina, która i tak zostanie zrównana z ziemią. Priorytety są zdecydowanie inne. Wy zaś pochłonięci Babilonem niezrozumienia i ignorancji po prostu... pozabijacie się wzajemnie.
- Dlaczego ci wszyscy, którzy odgrywają jakąś ważniejszą rolę muszą mówić tak strasznie niezrozumiale..? Ech...
- Rozmowa z Gwiazdami wcale nie doprowadzi was do tego, czego byście oczekiwali. Przyniesie więcej nieszczęścia. Kiedy już Lazarius zdobędzie Niebo i wchłonie wszystkie dusze z Edenu, będzie mógł dorównać potędze Alphy. Będzie mógł stoczyć z nim bój o wieczność.
Jeśli Lilyness wciąż twierdzi, że jej tatuś jest kimś wartym uwagi, jest jedną wie...

(...)

Oj... Nicolette chyba było bardzo przykro, ze tak po prostu zniknęliśmy... Ujrzałam nad sobą Aideena, któremu towarzyszyli Olivier, Vivilion i orszak prawdopodobnie wszystkich mieszkańców Nieba.
- Co do dia... khem khem.. anioła? - zapytałam. Spoglądałam na twarze moich najbliższych. Wyglądali na bardzo poruszonych moim zniknięciem. Wnioskując z ich zachowania, byłam wręcz pewna, że chcą mnie przytulić, wypłakać się ze wszystkich smutków i... inne takie. Aideen jednak nie dopuszczał ich do głosu.
Pan poeta ewidentnie nie był w humorze. Dało się to wywnioskować po jego minie, a także zakrwawionym ubiorze. Heeeh. Jego ubiór ewidentnie też nie był w humorze.
- To... musi się zakończyć... na zawsze... na zawsze... - plątał się w słowach.
- Dobrze dobrze, ale dlaczego nie chcesz dopuścić do mnie Oliviera i Viviliona? hmmm? Ja rozumiem misję ratowania świata, eeemm.. wszechświata... ale przepraszam bar...
- Milcz... - przerwał mi bez skrupułów. - Powiedz mi wszystko co widziałaś... Wszystko... - wciąż nie zniżał tonu wypowiedzi.
- No cóż... Ucięłam sobie małą pogawędkę z Arcycesarzową Nicolette. Totalna z niej wariatka... - powiedziałam z uśmiechem na twarzy. Zdezorientowany Aideen przetarł czoło. Jego śnieżnobiałe futro momentalnie zabarwiło się czerwoną substancją
- Na pewno wszystko w porządku?
- NIC NIE JEST W PORZĄDKU! - wykrzyczał. Całą sytuację zauważyła zaniepokojona Lily i postanowiła jakoś zareagować.
- Aideen... Pozwól mi z nią pogadać, okej? - poprosiła. Córka Gwiazd nie była sobą. Wyglądała na taką, którą coś trapi. Choć w zasadzie była kłębkiem nerwów, to jednak potrafiła zachować stosunkowo normalny ton głosu.
Po kilku minutach przekonywania, anioł przystał na propozycję swojej siostry. Nie zrobiłby pewnie tego gdyby nie Layla. La-Sheei postanowiła zatroszczyć się o swojego przyjaciela.

- Przepraszam za Aideena…
- Co tak właściwie się stało Lily?
- Evan… On próbował mnie zabić. Nie wiem… nie wiem co w niego wstąpiło… nigdy taki nie był.
- taaa… - nie kryli irytacji Czarny i Art.
- Aideen stanął w mojej obronie. Musiał pozbyć się naszego brata.
- Czy to oznacza, że Evan upadł?
- Upadł… na zawsze… - zaczęła szlochać. Sytuacja, która stanęła przed Lily zdecydowanie ją przerosła. Rozumiałam to. Wcale nie byłam lepsza w chwilach, w których nieszczęsny los odbierał mi najbliższych.
- Lily, odpocznij… To zdecydowanie za wiele jak na jeden dzień. Pozwól, że ja z nimi porozmawiam. – odezwał się w tym momencie milczący do tej pory Matthew. Lily w tej sytuacji nie zamierzała protestować. Pokiwała głową i oddaliła się w znanym tylko sobie kierunku.
- Khem Khem… - zaczął Matthew w charakterystyczny dla siebie sposób. – Nie dane było nam się wcześniej poznać. Jestem Matthew i jestem aniołem. – stwierdził. Wszyscy niemalże jednocześnie spojrzeli na niego z miną podobną do „you don’t say”.
- Razem z Jasmine pomogliśmy waszym przyjaciołom w wędrówce po Cyrku Chaosu. Mam na myśli zespoły Marylina i Serphana, oraz całą gromadę potworów pod przewodnictwem Potwornego Huberta.
- Miło z twojej strony… Ale może dokończysz opowieść Lily?
- Nie ma tu zbyt dużo do opowiadania. Aideen zabił Evangelagena, gdy ten porwał się z mieczem na Lilyness. Anioły według samej definicji stworzenia są bytami idealnymi, a ich wszelkie grzechy, czy egzystencjonalne naruszenia, wiążą się z wyrzuceniem z Nieba, czyli…
- Czyli upadkiem…
- Dokładnie. Cała ceremonia „upadku” teoretycznie powinna być przeprowadzona świeżo po dokonanej zbrodni. W przypadku ostatniego z serafinów tak nie było. Aideen miał więc możliwość, aby się go pozbyć. Pozbyć ostatecznie… Właściwie nie możliwość, bo nie miał innego wyjścia, ale… eee.. wiecie o co chodzi.
- Tak… to przecież oczywiste… Matthew… konkrety… proszę…
- Przecież to są konkrety! Anioł-grzesznik, który zostanie zabity przez innego anioła w niebie, przepada na zawsze. Stąd też powszechność… tych wszystkich upadków. Może to zabrzmi śmiesznie, ale… anioły upadają trochę dla ich samego dobra.
- Matthew… żeby była jasność, Evan już nie wróci?
- Przepadł na zawsze. Za wstawiennictwem Aideena, wziął i rozpadł się na setki kawałków… Przy okazji przedziurawił kilka kryształowych murów… ale… wszystko się da naprawić. - zapewniał.
- I tyle chciałam wiedzieć… Dziękuję…

- Ale to nie koniec opowieści. – dorzucił chwilę później. – Aideen, choć przysłużył się słusznej sprawie, sam popełnił niewybaczalny grzech. Dopuścił się morderstwa. Zabił swojego brata.
- To źle? Temu dziadowi się przecież należało. - stwierdził Art.
- Naszym przeznaczeniem nie jest zabijać. Naszym przeznaczeniem jest wybaczać. Aideen został obdarzony znamieniem pierwszego morderstwa. Znamieniem Kaina.
- Czy to coś poważnego?
- Kain zabił Abla. Przedwieczny uczynił go ojcem zbrodni… Więc odpowiadając na pytanie… tak, to coś bardzo poważnego…. Bardzo. Nasz ukochany poeta tym właśnie sposobem z dnia na dzień staje się demonem… albo i nawet kimś więcej. Staje się rycerzem piekieł, który musi zabijać, aby normalnie funkcjonować…
- Oj...
- Aideen postanowił zorganizować wyprawę do Białego Zamku, by rozmówić się z Azenesaim. Tylko takim sposobem może usunąć swoje przekleństwo.

- Nie tylko Aideen się gdzieś wybiera… - usłyszeliśmy głos. – Naszym oczom ukazał się Zachariach. – Taak, to ja. Zapewne jesteście zaskoczeni, tym że jednak okazałem się aniołem. Nie martwcie się, nie jesteście sami. Los czasami bywa bardzo… nieprzewidywalny. – stwierdził.
- Heej Apii… - zwrócił się w stronę wciąż łączącej wątki kury. – Wygląda na to, że to ja Cię wskrzesiłem. Hihihi… Ale wracając do sedna. Haywood razem ze swoją ferajną zamierza odwiedzić okolice zamku Abigail. Potrzebuje surowców do swojego wynalazku.

- Heee heee heeeeeh. – odezwał się w tym momencie Ciszu. – Ja i Lilka zdecydowaliśmy się na towarzyski miting z tym, który niedawno tak bardzo namieszał. Wiecie no, misja ratowania świata, smoki, jednorożce, pterodaktyle… noo i moja ukochana Heavensiss… Hee heee heeeh.
Zmierzamy do twierdzy Nestardiela.
Jak się pewnie domyślacie… zbieramy rekrutów chętnych do walki… Ale i również do obrony Nieba przed ewentualnym atakiem sił nieczystych, demonów i innych szmatanów. Hee heee heeeeh.
Rada wstępnie ustaliła, że na ten czas to Jasmine przejmie niebiański tron. Tak więc nasza tymczasowa królowa również potrzebuje wiernych do śmierci rycerzy. Iiii rycerek…. Hee heee heeee gender.

(…)
Minęło kilka godzin, a pojawił się wstępny podział na grupy. Czułam się trochę dziwnie. To wszystko… działo się dla mnie za szybko. Wystarczył jeden rozlew krwi, aby wszyscy jednocześnie olali ślepą atmosferę milczenia i spokoju i zaczęli działać… zaczęli działać w celu uratowania świata. Zastanawiało mnie przez chwilę dlaczego nikt przez ten cały czas nie zapytał mnie ponownie o rozmowę z Nicolette, ale… nie przejmowałam się tym zbytnio. Wiedziałam, że informacje jakie nam przekazała i tak kiedyś wyjdą na światło dzienne, albo któryś z aniołów pewnego dnia postanowi ponownie poruszyć ze mną ten temat.
Tak jak wspominali Matthew, Zach i Ciszu pojawiły się cztery drużyny.

W Pierwszej, zmierzającej do zamku Abigail dało się dostrzec Reksia, Kretesa, Kari- Matę Hari, Molly, Bulba, Bobromira, Lowelasa, Mimliego, Haywooda, Genesissa i Iris. Przewodniczył im Zachariach.

Koguty w obawie przed straszną Lady Abigail postanowiły dołączyć do innej grupy. Podobnie było z Celestine. Dziewczyna nie zamierzała ponownie ujrzeć osoby, która zmieniła jej całe życie w ruinę.

W drugiej grupie, która zamierzała stawić czoła Przedwiecznemu, dało się zauważyć Emmelie, Maxwella, Aideena, Laylę, Kornelka, Koguta Wynalazcę, Marylina, Serphana, Maven, Lennabeth i… Oliviera.

Mój szanowny wujek, stwierdził, ze nie chce, aby drugi raz dane mi było widzieć jego śmierć i że to dla mojego dobra… Kłóciłam się z kim przez dobre dwie godziny, ale w końcu… Się poddałam.
Nie dało się mu nic przetłumaczyć.

Ja i Viv dołączyliśmy do oddziału Lilyness i Theoseresa. Byli w nim również Matthew, Celestine, Talia, Delaya i Slendermole. Cellie zastrzegła sobie przy tym miejsce w drużynie dla Ż. Arta.



Kilka chwil później, swoje pierwsze przemówienie wygłosiła nowa królowa Nieba, Jasmine.

- To naprawdę wielki zaszczyt Lily… Nie wiem czy sprostam temu zadaniu. Przez całe swoje anielskie życie raczej tułałam się po kątach, nigdy nie odgrywałam żadnej ważniejszej roli…
Racja, udało mi się zawrzeć tu wiele znajomości, bliższych, dalszych, tych trafionych bardziej i w ogóle nietrafionych… Cały czas słyszałam „Jasmine, zrób to, Jasmine zrób tamto”… A teraz? A teraz wiele na to wskazuje, że to właśnie ja będę wydawać rozkazy.
Mam nadzieję, że zastąpię Cię godnie i, że Niebo za mojego panowania nie stoczy się aż tak bardzo.

Pomogą mi w tym: Kardynałowie, ich wredny czerwony przyjaciel Miaul, Potworny Hubert, Koziołek Diabołek… (choć do niego wciąż mam pewne wątpliwości), Pan, Infinemundi, Fenrise, Riley, Sir Benet Elvas oraz Trickster. Mam nadzieję, że nie pożałuję tej decyzji.

Jeśli zaś chodzi o forumowych wybrańców, zadecydowałam, że dwie osoby zostaną ze mną. Mowa tu o Adamie i Izzym. Pozostali w trzyosobowych drużynach są zobowiązani do dołączenia do trzech uformowanych już grup.

Odniosę się również do prośby wszystkich świętych, którzy od bardzo, ale to bardzo dawna nie mieli żadnej imprezy. Ogłaszam, że w niedzielę odbędzie się ich bal.

Zmianie ulegnie również lista kolęd, w związku z prośbami latynoskiej części naszej społeczności. Przez dwa tygodnie w pokoju kolęd puszczane będą tylko i wyłącznie hiszpańskie kolędy.


Wt, 7 kwi 2015, 13:57
Zgłoś post
Lord Protektor

Dołączył(a): N, 7 kwi 2013, 13:22
Posty: 2166
Naklejki: 100
Post Re: The Celestial War
Oczywiście ja dołączam do grupy numer 2, która zamierza stawić czoło Azenesaiowi. :lol:


Wt, 7 kwi 2015, 14:11
Zgłoś post
Mistrz Administracyjnej Magii
Avatar użytkownika

Dołączył(a): So, 24 sty 2009, 15:23
Posty: 1751
Lokalizacja: z Angmaru
Naklejki: 17
Post Re: The Celestial War
Narrator napisał(a):
Czarny spokojnie ruszył w kierunku Zachariacha i reszty.

Idę z wami. Na nic się nie przydam w Białym Zamku ani twierdzy Nesta.

_________________
Obrazek
Głupcze! Żaden śmiertelny mąż nie jest w stanie mnie zabić! Teraz GIŃ!
Jeśli widzisz ten kolor, uważaj - administrator ma Cię na celowniku.
Spoiler:


Wt, 7 kwi 2015, 14:18
Zgłoś post
Pod-ziemniak
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Cz, 26 lip 2012, 09:49
Posty: 1691
Naklejki: 10
Post Re: The Celestial War
Oczywiście ja dołączam do grupy numer 2, która zamierza stawić czoło Azenesaiowi. :lol:


Wt, 7 kwi 2015, 14:39
Zgłoś post
Starszy Norman
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Cz, 4 sie 2011, 10:42
Posty: 316
Naklejki: 3
Post Re: The Celestial War
Ok, to do Lady Abigai
Cytuj:
I Olexo ruszył w stronę drużyny 1 zajadając Bolesne Czipsy :lol:

_________________
Zwycięzca Dreams of Paradise, Potwornego Mundialu 3 i zdobywca 5 miejsca w MMS2
pondering drzwi stalowe


Wt, 7 kwi 2015, 14:55
Zgłoś post
Żaba
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Pt, 23 kwi 2010, 17:40
Posty: 1641
Lokalizacja: student
Naklejki: 5
Post Re: The Celestial War
Cytuj:
Art widząc, że Doktor rusza do trzeciej grupy trochę się zawahał, ale jednak zdecydował.


Więc pewnie się z wami wszystkimi pożegnam... Idę z Lily i Ciszem do Nesta. Cały cyrk z Cyrkiem zaczął się tylko w celu pokonania tego dziada... na resztę się nie pisałem. Poza tym, będę w grupie z Cellie .

Cytuj:
Spojrzał na chwilę w Górę Gór.


A Ty, tak, do Ciebie mówię, nie po to dałeś tym dziadom i Piłatowi z tego całego Pontu się ukrzyżować i zmartwychwstać po trzech dniach, żeby teraz siedzieć bezczynnie. Nic nie sugeruję, ale mógłbyś coś zrobić...

Cytuj:
Po chwili odskoczył od uderzenia pioruna.

_________________
– Dostojewski umarł – powiedziała obywatelka, ale jakoś niezbyt pewnie.
– Protestuję! – gorąco zawołał Behemot. – Dostojewski jest nieśmiertelny!


Mistrz i Małgorzata
<3

Moderuję na pąsowo bo mogę.


Wt, 7 kwi 2015, 17:03
Zgłoś post
WWW
Poznaniak Nieszczelny
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Wt, 24 lip 2012, 11:47
Posty: 2434
Lokalizacja: Poznań, Rzeczpospolita Polska
Naklejki: 17
Post Re: The Celestial War
Ech... czyli Jasmine to królowa Nieba? Och... jestem zaszczycony. I oczywiście, ja z chęcią dołączę do grupy numer 2, która zamierza stawić czoło Azenesaiowi.

_________________
Co ja będę się rozpisywał, zapraszam:
"Reksio i Kretes: "Skarb Umuritu" [KOMIKS] - czyli, dlaczego Kretes zasłania dymkiem innych kolegów oraz gdzie znajduje się skarb Umuritu.
Ten kolor należy do Administratora dbającego o czystość i walczącego ze złem. Lepiej zacznij się zastanawiać nad sobą, kiedy ujrzysz ten kolor w swoim poście :)


Wt, 7 kwi 2015, 18:51
Zgłoś post
YIM WWW
Wyświetl posty nie starsze niż:  Sortuj wg  
Ten wątek jest zablokowany. Nie możesz w nim pisać ani edytować postów.   [ Posty: 387 ]  Przejdź na stronę Poprzednia strona  1, 2, 3, 4, 5 ... 26  Następna strona

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 4 gości


Nie możesz rozpoczynać nowych wątków
Nie możesz odpowiadać w wątkach
Nie możesz edytować swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz dodawać załączników

Skocz do:  
Powered by phpBB © 2000, 2002, 2005, 2007 phpBB Group.
Designed by STSoftware for PTF.
Przyjazne użytkownikom polskie wsparcie phpBB3 - phpBB3.PL