|
|
Teraz jest Pn, 13 sty 2025, 17:54
|
Autor |
Wiadomość |
Alysia
Postrach Siedmiu Mórz
Dołączył(a): Wt, 11 lis 2014, 12:26 Posty: 239
Naklejki: 0
|
Re: The Celestial War
Grupa 1:
Haywood nie zareagował na ostrzeżenia Czarnoksiężnika. Nie przejmował się nadciągającym zagrożeniem. Zadanie które wykonywał, było dla niego dużo ważniejsze od jego własnego życia. - Wygląda na to, że nie mam innego wyjścia. - wymamrotała Iris. - Co masz na myśli? - Genesiss nauczył mnie podstaw magii destrukcji. Myślę, że będę w stanie pozbyć się tych kreatur... ale... - Ale? - dociekała Abigail. - Będzie mnie to kosztować życie. - Nie ma mowy, nie pozwolimy Ci na to - powiedział bez chwili zawahania Edward. - Noo właśnie! Słuchaj Edzia! uciekaj razem z nami! - Wybaczcie, ale podjęłam już decyzję. Nie pasuję tutaj. Od zawsze byłam samotna, strzegłam portali, przepuszczałam wycieczki, pielgrzymki i różne inne przypadkowe osoby. Nigdy nie zajmowałam się walką. Mam teraz okazję, by przysłużyć się ważniejszym celom. Jeśli Profesor nie skończy swojej pracy, stanie się coś naprawdę złego. Jeśli się poświęcę... pomogę wam. Zagrożenie minie, a ja trafię to miejsca, do którego trafił Genesiss. - Popatrz Edziu... Czego się nie robi dla miłości... - nie dowierzała Abigail.
Iris kilka chwil później wybiegła naprzeciw nadchodzącym kreaturom. Podążył za nią zdezorientowany Zachariach... Wiele wskazywało na to, że chciał ją przed czymś ostrzec. Niestety... Było już na to za późno. Naraz cała okolica wypełniła się oślepiającym, białym światłem.
Dopiero po kilkunastu sekundach, kiedy zaklęcie już opadło, dało się dostrzec efekty planu Iris. Cóż... nie były raczej takie, jakich by oczekiwała. Stwory niewzruszone zaistniałą sytuacją wciąż dzielnie podążały w stronę Haywooda. Łapa jednego z nich zmiażdżyła oszołomionego Zachariacha, który przypadkiem "nadział się" na zaklęcie Iris.
Api złapała lecący w jej stronę Kompas Żywiołów.
W oddali dało się dostrzec cztery kolejne bestie, nadciągające z dwóch przeciwnych stron.
Grupa 2:
Na genialny pomysł wpadł nie kto inny jak Mątek. Za pomocą swojego narzędzia pozamieniał w mięso kilka osób z armii wroga. Zrobił to szybko i stosunkowo zgrabnie. Nowy, mięsny grunt wyglądał na bardzo trwały i mógł odciążyć mdlejącą już powoli Emmelie.
Teodor zorientował się, że walka trwa już przez ponad 24h i stwierdził, że to najwyższa pora, aby zamienić z wami jeszcze kilka słów. - Naprawdę chcecie być pionkami Azenesaia?! Kiedy piekło przejął Lucjan, żyje się tutaj znacznie lepiej! Wreszcie mamy lojalnego przywódcę, któremu zależy na losie jego terytorium... na losie wszystkich diabłów, demonów i szarlatanów! Możemy żyć w zgodzie! Nie musimy się bić! Nie musimy walczyć! Nic nie musimy!- starał się być przekonywujący.
Autor w tym czasie próbował zapanować nad swoim pierwszym narzędziem. Nie wychodziło mu to zupełnie. Próbował i próbował, a efektów nie było widać. - A gdyby tak usunąć wieczko? - zasugerował Serphan. Kret uznał, że to całkiem dobry pomysł i postanowił to zrobić. Delikatnie chwycił swoje narzędzie i odchylił część ochronną. Los jednak chciał, że odbezpieczając swoją broń, miał kogoś na celowniku. Z Graala wypłynął potężny strumień światła, który strącił Teodora do lawy.
- Nie byłby z Ciebie dobry doradca... - wymamrotał Autor.
Na sojusz w każdym bądź razie się już raczej nie zapowiadało, a walkę zaczęli obserwować Lucjan i krzesło, które kazało na siebie mówić "Hellravenous".
Grupa 3:
- Berło? Hihihi. A czy Ty, idąc na zakupy do Biedronki bierzesz ze sobą telewizor, nóż, albo drukarkę? Berło jest w moim zamku, oczywiście zapieczętowane. Nikt go nie dorwie. Jestem tego pewien - starał się być przekonywujący. - Wygląda na to, że wszyscy jesteście gotowi do walki... Ale wciąż zapominacie, że to moje ziemie i ja wiem najlepiej gdzie co jest. - Masz rację Nest. Nie zaprzeczę... Tylko... Jakby to tak delikatnie ująć... Jesteś związany. - zripostowała Lily. - Więc mnie uwolnij... Widziałaś już moją moc i wiesz do czego jestem zdolny. Obiecuję, że nikogo nie zabiję. - Nie. - Nikogo też nie podpalę.... emmm bez twojej zgody. - Nie ma mowy. - Nie... nie utopię? - Nie uwolnię Cię. - A jeśli pokażę Ci mojego smoka? - NEST TY ZBOKU - nie wytrzymał Dawid. - Dawid, nie wiem nic o twoich sposobach na podryw, ale mogę Cię zapewnić, że nie ma tu żadnego podtekstu. Aleister jest ostatnim smokiem żywiołów, którego aurę wyczuwam. Jeśli szykujemy się do szturmu na moją wieżę, będziemy potrzebować jego pomocy. - A co jeśli powiem "tak"? - Wtedy będziesz musiała mnie oswobodzić... hihihi. - NEST! - Dawid, przymknij się. - zirytował się Art. - Tu nie ma podtekstu. -zapewniał. - Nie uwolnię Cię, nie ma na to szans. Jeśli chcesz mi jakoś pomóc, powiedz mi jak przywołać Aleistera. - Hihihi... Niech Ci będzie. - zachichotał.
Kiedy Nestardiel tłumaczył Lily jak przyzwać smoka żywiołów, większość z nas testowała swoje nowe bronie. Art zrobił sobie "kółko" po wesołym miasteczku swoim nowiuteńkim czołgiem. Staranował przy tym kilka budynków, ale nikt tym się zbytnio nie przejął... Nawet sam Nest.
Aleister przyleciał dopiero gdy zrobiło się ciemno. Nie zważając na przeciwności losu i osoby znajdujące się w okolicy, porwał Lily i Nesta na wspólną, niebiańską przejażdżkę. Chwilę później w dość gorący i bolesny sposób pozbawił swojego właściciela więzów. Lily, choć przez jakiś czas protestowała, w końcu uznała lot na smoku jako zło konieczne. Razem z Nestem kierowała naszą drogą ku jego wieży
Na miejscu byliśmy dopiero kilka godzin później.
- Nie sądzicie, że jakoś tu cicho? - zdziwił się Slender. - Nie chcąc zachować powagi sytuacji, można powiedzieć, że to na pewno Cisza przed Burzą... Heee hee heee. - nie chciał zachować powagi sytuacji Ciszu. - Macie rację. - odezwał się znajomy, męski głos. Naszym oczom ukazał się Neville. U jego boku dało się dostrzec Nicolette.
- Och... Popatrz, wreszcie przybyli. - Moja pani, mam ich teraz wykończyć? - Radziłabym się poddać. - odezwała się Delaya. - Pragnę zauważyć, że was jest tylko dwójka, a my mamy skrzydła, czołg, laserowe oczy, mistrza podtekstów i... nawet smoka. - Macie rozmach, nie zaprzeczę. - uśmiechnęła się Willow. - Egzekutorze, wiesz co robić. Czyń swoją powinność. - odparła i chwilę później zniknęła w ciemnej mgle. Neville zaś, chwycił za Medalion Kooperacji.
Grupa 4:
Nikt nie garnął się do pomocy, więc grupa potworów, narkomanów i blondynek postanowiła działać na własną rękę. Rdusiu i Adam również zadeklarowali swoją pomoc. Izzy też chciał, ale w ostateczności stwierdził, że woli jednak swoją ukochaną whiskey. Siedział więc sobie przy stoliku ze Świętym Franciszkiem i starał mu się wytłumaczyć jak wszechświat jest bardzo niesprawiedliwy.
Grupa zaniepokojonych zebrała się pod drzwiami prowadzącymi do komnaty królowej Jasmine. - Ja pukam, a ty mówisz.... Ahahahah - zagadał Pan do Infinemundiego. - Ale wonsz by nie mówił. Wonsz by jadł. - Odsuńcie się idioci. - oburzył się Hubert i ze swoją wrodzoną gracją szarpnął za klamkę. Widok, jaki stanął mu przed oczami był na pewno zaskakujący. Całe pomieszczenie trawił pożar. Ogień był tak gęsty, że nie dało się dostrzec, czy ktokolwiek znajduje się w środku. - Jest tutaj. - wymamrotała Riley. - A coś Ty taka pewna księżniczko? Przecież to ewidentnie zmodernizowana wersja Term Trajana. ahahahah - A co jeśli jest tam wonsz? Dziki wonsz... Dziki wci... - A może się po prostu przekonamy, wrzucając was do środka?! - oburzył się Fenrise. - Ja pójdę zbadać sytuację. Płomienie mi nic nie zrobią. - zasugerował koziołek. Prawie wszyscy (bo z wyjątkiem dwójki osób) jednocześnie spojrzeli na niego z aprobatą. Piekielny kozioł zbliżył się do ognia. Przekroczył próg pokoju i... momentalnie zamienił się w popiół.
|
N, 28 cze 2015, 16:32 |
|
|
Czarnoksieznik
Mistrz Administracyjnej Magii
Dołączył(a): So, 24 sty 2009, 15:23 Posty: 1751 Lokalizacja: z Angmaru
Naklejki: 17
|
Re: The Celestial War
Edward, Lovelas, Olexo, będę potrzebował zaraz waszej pomocy. Jak już mówiłem - będę teraz potrzebował pomocy w dźwiganiu. Dobra... Api - mogłabyś wywołać teraz szybko takie leciutkie trzęsienie ziemi? Takie, żeby nas nie pozabijać, ale otworzyć jakąś jamę czy szczelinę, gdzie będziemy się mogli schować...
_________________Głupcze! Żaden śmiertelny mąż nie jest w stanie mnie zabić! Teraz GIŃ!Jeśli widzisz ten kolor, uważaj - administrator ma Cię na celowniku.
|
N, 28 cze 2015, 17:19 |
|
|
Z. Art
Żaba
Dołączył(a): Pt, 23 kwi 2010, 17:40 Posty: 1641 Lokalizacja: student
Naklejki: 5
|
Re: The Celestial War
I co? Mamy się bić? Cóż...
_________________ – Dostojewski umarł – powiedziała obywatelka, ale jakoś niezbyt pewnie. – Protestuję! – gorąco zawołał Behemot. – Dostojewski jest nieśmiertelny!
Mistrz i Małgorzata <3
Moderuję na pąsowo bo mogę.
|
N, 28 cze 2015, 19:27 |
|
|
Matek
Pod-ziemniak
Dołączył(a): Cz, 26 lip 2012, 09:49 Posty: 1691
Naklejki: 10
|
Re: The Celestial War
Hellravenous, no co tam? Dzieci zdrowe?
|
Pn, 29 cze 2015, 11:27 |
|
|
Dawid6
Bezpieczeństwo Forum
Dołączył(a): So, 7 lis 2009, 14:12 Posty: 2174 Lokalizacja: Koło komputera xD
Naklejki: 7
|
Re: The Celestial War
No dobra, panie i panowie, musimy się zebrać do ku.py, albowiem ku.py nikt nie ruszy i tak dalej, no i wtedy musimy kuhde stanąć w kółeczku i jakoś się bronimy.
//szykuje sobie pudełeczko, co by je nacisnąć i się znaleźć w bezpiecznym miejscu //wyjmuje tarczę i ochrania nią siebie oraz tych, co tam stoją koło niego //wyjmuje miecz, który jest dłuższy jednak od szpona, a następnie tnie nim wrogich Neville'ów //w razie niebezpieczeństwa chowa miecz, kuli się pod tarczą i naciska przycisk
_________________Przejrzyj moje okołoreksiowe projekty na GitHubie!Pozdrawiam wielu nieaktywnych użytkowników, wszystkich wciąż wchodzących oraz Playboiia, bo zawsze się żali, że go nie ma w moim podpisie. III miejsce w konkursie halloweenowym 2011, I miejsce w konkursie rocznicowym 2015Tym kolorem moderuję.
Ostatnio edytowano Pn, 29 cze 2015, 13:03 przez Dawid6, łącznie edytowano 1 raz
|
Pn, 29 cze 2015, 12:25 |
|
|
Autor8
Lord Protektor
Dołączył(a): N, 7 kwi 2013, 13:22 Posty: 2166
Naklejki: 100
|
Re: The Celestial War
O, Hell. Mam nadzieję, że dzieci zdrowe - powiedziałem naśladując mądry plan Mątka.
|
Pn, 29 cze 2015, 12:42 |
|
|
Alysia
Postrach Siedmiu Mórz
Dołączył(a): Wt, 11 lis 2014, 12:26 Posty: 239
Naklejki: 0
|
Re: The Celestial War
Grupa 1:
Plan Czarnoksiężnika się powiódł. Tak jak planował, chwycił jakiś, znajdujący się w okolicy kij i uderzył nim w głowę Haywooda. Profesor kilka sekund później osunął się na ziemię. Nietoperz spoglądał ze zirytowaniem na "nadciągających" towarzyszy, którym raczej tak średnio chciało się nadciągać. Edward, ożywieniec, połączony jakąś dziwną relacją ze swoją panią, Lady Abigail, stał sobie jakby nigdy nic w miejscu. Nie chciał ranić swojej ukochanej osoby, z którą wiązał przecież tyle nadziei. Nie miał zamiaru poświęcać się kolejny raz dla dobra kilku osób, których nie znał w sumie za dobrze. Z Lowelasem było właściwie bardzo podobnie. Jeżozwierz miał świadomość tego, co stało się z jego drużyną. To właśnie on został jedynym żywym członkiem Drużyny Pierścienia. Nie chciał polec w tak beznadziejny sposób jak jego bracia broni. Chciał przeżyć i pokazać pokonanym, że nie powiedział okrutnemu światu jeszcze ostatniego słowa. A jeśli chodzi o Olexo... Cóż... Czy on kiedykolwiek angażował się w plany Czarnego? Kogut tym razem nie zamierzał zmieniać swojej osobowości o 180 stopni. Bez wzruszenia obserwował sobie nietoperza, który znajdował się w śmiertelnej pułapce. Zażerał jakieś czipsy, które powodowały u niego różnego rodzaju bóle. Przynajmniej.... tak wywnioskowałam. Mówił cały czas "bolesne" i się śmiał.
Pomoc dla Czarnoksiężnika miała nadejść dopiero ze strony Api, która przechwyciła spadający Kompas Żywiołów. Dziewczyna, świadoma powagi sytuacji i przeogromnego zagrożenia, nie zawahała się ani przez chwilę. Postanowiła użyć pierwszy raz w życiu Pierwszego Narzędzia. - Trzęsienie ziemi otwierające szczeliny? Robi się! - wykrzyczała. Kura starała się wywołać wibracje gruntu. Wychodziło jej to jednak stosunkowo słabo. Urządzenie, które niegdyś należało do Zachariacha nie było ewidentnie łatwe w obsłudze. Tytani byli coraz bliżej i bliżej. Zdezorientowany Czarnoksiężnik i jeszcze bardziej zdezorientowany, bo nieprzytomny Haywood znajdowali się w pułapce bez wyjścia. Jeden z kolosów chwycił w końcu nietoperza swoją potężną łapą. - Ja Ci dam... Chwytać łapą mojego Czarnego... - nie kryła zażenowania Api. - Posłuchaj kompasie, jeśli po tym jak rzucę tobą o ziemię, nie wywołasz trzęsienia ziemi... to czeka Cię bardzo marny los! Proszę... Zrób to co ci każę, bo w przeciwnym razie będę robić Ci wyrzuty sumienia do końca twojego pierwszego istnienia. - Boleśnie. - wymamrotał Olexo. - A ja bym powiedział, że raczej Ostro. - zripostował Lowelas. Dziewczyna, nie czekając na dalszy rozwój sytuacji, rzuciła kompasem o ziemię. Efekt o dziwo był prawie, że natychmiastowy. Tytan, trzymający biednego nietoperza momentalnie stracił równowagę. Zaczął się chwiać, a osoby, które widziałyby go pierwszy raz na oczy, spokojnie mogłyby stwierdzić, że praktykuje właśnie jakieś danse macabre. Kilka chwil później kolos runął na ziemię, uwalniając swojego więźnia. Naiwny obserwator mógłby powiedzieć, że sytuacja w tym momencie została opanowana... Ale... nic... kompletnie nic z tych rzeczy. Racja, trzęsienie ziemi może delikatnie utrudniało bestiom poruszanie się, ale mimo to, nie potrafiło ich ostatecznie zatrzymać. Łapa jednego z nich zmierzała w stronę zemdlałego profesora. Nietoperz nie miał już zamiaru porywać się na kolejną samobójczą misję. Po prostu niczym wielka, wkurzająca mucha, postanowił czym prędzej oddalić się z miejsca zagrożenia. - Czy on...? - nie dowierzała Kari-Mata. - Hauu Wraau. - To przecież oczywiste, że zginie. Ja od początku wiedziałem, że ta cała misja to jeden wielki urojony pomysł, ale nikt mnie nie słuchał. Armia... kilkunastu osób rusza do cyrkowego Afganistanu, żeby zdobyć jakieś dziwne przedmioty, których i tak nie dane będzie im nigdy ujrzeć. A ta organizacja? Proszę Cię Kari... to już komisja wyborcza w Polsce jest bardziej zgrana. - irytował się Kretes. - No cóż, mówi się trudno. - westchnęła Abigail. - Wszyscy od początku wiedzieliśmy, że nie będzie to łatwa wyprawa. Choć byliśmy świadomi swojej siły, mocy, swoich umiejętności, to jednak... trochę się przeliczyliśmy. - Tak, to my się przeliczyliśmy. My wszyscy. Z twoim wyjątkiem, pani. - próbował pocieszać ją Edward. - Hee, a tak serio to Czarny też zginął? Bo tak trochę boleśnie jak tak. - włączył się do rozmowy Olexo. Jak wszyscy pewnie zdążyli zauważyć, sytuacja była naprawdę kiepska. Misja Haywooda się zakończyła, a wraz z nią, w gruzach poległy jego ideały walki o lepsze jutro, dzisiaj i nawet wczoraj. A wy... no cóż. Zostaliście pozostawieni sami... na pastwę losu w postapokaliptycznym świecie, pełnym olbrzymich kreatur, których myślą przewodnią jest tylko i wyłącznie zabijanie. - hmmm.. co to? - wtem zdziwił się Olexo. - Czy to bocian? - zastanawiał się Lowelas. - Czy to samolot? - wtórował mu Edward. - Nie... To Czarnoksiężnik z .... Zaraz... Czy z nim jest profesor?! - zdziwiła się Abigail. Zdezorientowana wampirzyca przybrała formę nietoperza i podleciała w stronę uciekającego. - Lady Abigail! Proszę! Stój - wykrzyczał w jej stronę Edward. Ożywieniec zorientował się, że jego pani próbując pomóc Czarnoksiężnikowi, sama naraża się na śmiertelne niebezpieczeństwo. W stronę trójki bohaterów zmierzało aż 6, wielkich łap, które z łatwością mogłyby usunąć ze świata setki żywych istnień. - Co wy do cholery robicie?! - denerwował się Czarny. Nietoperz z ogromną trudnością utrzymywał się w powietrzu wraz ze swoim wymuszonym pasażerem na gapę. - Wiecie ile on waży?! Zaraz... lepsze pytanie. Wiecie ile on waży razem z tym, co udało mu się zebr.... - tu przerwał. Ogromna łapa monstrum odepchnęła go w okolice pobliskiego lasu. Niestabilny i w pewnym sensie nieoczekiwany lot sprawił, ze cała konstrukcja trzypiętrowej drabiny, została zaburzona, a jej elementy pospadały w inne, oddalone od siebie miejsca. Dwie zaciśnięte łapy tytanów mierzyły w stronę Abigail. Wampirzyca, wciąż zdezorientowana tą całą sytuacją, nie miała żadnej szansy na uniknięcie ciosu. - Abigail... nieee! - krzyknął Edward z bezradności. Wiele wskazywało na to, że nasza ostatnia, żywa znajoma z ziem Darklands znalazła się w sytuacji bez wyjścia. I wtedy na pohybel kryzysowym chwilom, zaczęło się dziać coś naprawdę dziwnego... W okolicy nagle rozbłysło oślepiająco jasne światło, które niedługo później uformowało się w niewysoką postać w zielonej pelerynie, która bezpardonowo przemierzała owiane nocną atmosferą przestworza. Jej pojawienie się było jednoznaczne ze zmianą obiektu zainteresowania wśród olbrzymów. Wszystkie jednomyślnie ruszyły w stronę nowego nieznajomego. Ten zaś raczej się tym nie przejmował. Choć nie miał żadnych skrzydeł, ani innych tego typu, pozwalających mu na lot, latał wśród tytanich głów i nieustannie łamiąc prawa wszystkich fizyk wszechśwata, dźgał ich swoim mieczem w karki. Stwory jeden po drugim padały na ziemię, tworząc przy tym niewyobrażalny hałas i chmurę symbiozy piasku z innymi trawiastymi resztkami. - I, że nie da się ich zabić tak?! - nie wytrzymał Kretes. Komandor postanowił przerwać panującą w najbliższej mu okolicy zmowę milczenia i zaszokowania. - Ja też bym tak umiał! Wystarczyłoby mi tylko dać to co miał ten... ten... - nie mógł się wysłowić. - Czy Niebo... jest czerwone? - zauważyła Kari Mata. Jak się okazało, suczka miała rację. Niebo rzeczywiście miało od teraz czerwoną barwę, która wraz z niepokojącym znakiem, który je wypełniał, tworzyła dziwną atmosferę niepewności.
Postać odziana w zieloną pelerynę stała nad nieprzytomnym Czarnoksiężnikiem i dyszała. - To strasznie nieodpowiedzialne wędrować po świecie bez zasad. Śmierć jest tutaj wściekłym psem, pozbawionym kagańca. Ciemność zaś jej bratem. Powstań żołnierzu. Tutaj jeszcze nie kończy się twoja historia.
Grupa 2:
Lucjan nie mógł się dłużej przyglądać bezsensownej walce, która niczym jedna wielka czarna dziura, pochłania życia jego wojowników, więc postanowił przemówić. - Stójcie. Może mi ktoś wytłumaczyć, jaki jest cel walki, albo przynajmniej waszej wizyty? Uwierzcie mi... Bardzo szybko udowodnię, że nie ma ona żadnych logicznych podstaw. - odparł. Autor nie zamierzał go jednak słuchać. Chciał wreszcie zakończyć bitwę, w której zginęli nasi przyjaciele i sojusznicy. Chwycił mocno swojego Świętego Graala i wycelował nim w księcia piekieł. - No co za banda niewychowanych kreatur... - nie krył irytacji Lucjan. Momentalnie zacisnął swoje palce w pięść i sprawił, że narzędzie Autora rozpadło się na kilka kawałków, pozostawiając po sobie ogromny gejzer światła, który znacznie uszkodził... sufit. - I co? Jesteście dumni tego co zrobiliście?! Naprawdę chcecie walczyć?! Proszę bardzo! - Lucjanie, samozwańczy księciu piekieł, jesteśmy tutaj, aby zakończyć twoją kadencję przed czasem - stwierdził Aideen. - Ześwirowałeś. Serio. - odpowiedział mu. Chwilę później wykonał gest swoją ręką, po którym cała jego armia wstrzymała broń. - Cóż... Ujmę to tak. To całkiem miło, że chciałeś mnie zabić. Naprawdę to doceniam Aideenie. Ale myślę, że... pojawiły się pewne komplikacje. - Co masz na myśli? - Biały Zamek... Cóż... Jeśli Azenesai myślał, że to budowla nie do zdobycia, to znacznie się przeliczył. - Blefujesz. - Jesteś już w połowie demonem. One wyczuwają blef i kłamstwo. Podświadomość z pewnością Ci podpowiada, że mówię prawdę. - Przez miliony lat Biały Zamek był twierdzą, której żaden ze zbuntowanych aniołów nie potrafił zdobyć. Nie udawało się to nikomu, nawet tym z największą armią, z największymi skłonnościami rewolucyjnymi. - A jednak. Hihihi. Nie żebym się cieszył, bo to poważne... Ale mój konkurent... cóż.. wypadł z gry o tron. - Twierdzisz więc, że Biały Zamek runął? A co z jego aurą? Co z jego murami? - Nigdy nie potrafiłem pojąć geniuszu Willow Nicolette. Pamiętasz jeszcze te sojusze Potworów, Władców Rzeczywistości, Arcyrzeczywistości i nawet Kardynałów? Wszystkie miały na celu pokonanie Przedwiecznego... i co? żadnemu z nich to się nie udało. Nicolette zdobyła zamek w całe dwa dni, kosząc na swojej drodze całe zastępy armii Azenesaia. Moi słudzy potwierdzili śmierć Przedwiecznego i Scarletbell. Bardzo mi przykro Aideenie. Twoje znamię zostanie na swoim miejscu do końca twoich dni! - Ale... Ale... to niemożliwe! Znam potęgę Tenebris, wiem do czego jest zdolne... ale to?! To... czyni nas kompletnie bezradnymi... - Dlatego może przestaniemy się naparzać jak banda dzieciaków śnieżkami... i dojdziemy do konsensusu? - Jaką mam mieć niby pewność, że mówisz prawdę?! - Hellravenousie... Pokaż mu. - zwrócił się do swojego krzesłowego kompana. Naraz za jego plecami ukazał się hologram Białego Zamku... albo raczej tego co z niego zostało. Białe, lodowe i piękne do tej pory mury, teraz spalone przypominały zamek najprawdziwszego Drakuli. - Czyli to prawda... - spuścił głowę Aideen. Prawie, że od razu doskoczyła do niego Layla. Dziewczyna starała się pocieszyć swój niedawny obiekt westchnień. Kiedy jednak zobaczyła, że nie przynosi to żadnych efektów, zdecydowała się przejść do ofensywy. - Świat się kończy, nadzieja na wolność coraz bardziej maleje, a ty masz zamiar płakać, bo ktoś naznaczył Cię jakimś pasożytem? Spójrz na Lucjana, jest taki sam jak ty i jakoś potrafi normalnie funkcjonować! Ba! Nawet urządził się w Piekle! A dlaczego?! Bo się nie poddał! Bo walczył o swoje ideały i ma nadzieję na zwycięstwo! - Ohohoh, nie spodziewałem się. - zaśmiał się Lucjan. - Zamknij się! - zripostowała Layla. - Od teraz moje zasady! Jeden i drugi! MACIE ZAWRZEĆ POKÓJ BO W PRZECIWNYM RAZIE WSZYSCY ZROZUMIECIE CO OZNACZA ROZWŚCIECZONA DO GRANIC MOŻLIWOŚCI KOBIETA Z PRZYSZŁOŚCI! - nie oszczędzała słów. Olivier spoglądał na La-Sheei z lekkim strachem. Stał za nim Serphan, który z tego wszystkiego zaczął się trząść... a Mątek... A Mątek właśnie zażerał jakąś kiełbasę, którą zrobił z jakiegoś diabła. Aideen zrozumiał swój błąd i przytulił Laylę. Dziewczyna nie opierała się i to odwzajemniła. - Hellravenous, no co tam? Dzieci zdrowe? - zagadał Mątek w atmosferze sielanki. - W sumie spoko, tera pewnie palą komuś dom. Uch... wdały się we mnie.
Zawieranie sojuszu trwało niemałą chwilę. Nie obyło się bez klasycznego cyrografu i innych kluczowych w takich umowach przedmiotów. Obie strony postanowiły zaprezentować sobie swoich najlepszych strategów. Mieszkańcy piekieł jednoznacznie wybrali na to stanowisko Lucjana, a grupa Aideena stwierdziła, że najbardziej na to miejsce nada się Olivier, któremu rady dostarczał będzie sam Kretes102. Atmosferę spokoju zakłóciło pojawienie się Astarotha. - Atakują nas... Lucjanie... Królowa Carrie... ona...
Grupa 3:
Rozpętała się widowiskowa walka, w której aż roiło się od przeróżnych, groteskowych broni, nieprawdopodobnych umiejętności, zaklęć, albo i zwyczajnie pomysłów na zabicie wszystkich dookoła. Ciężko było sobie wyobrazić jej trudność. O ile jeden Neville przysporzył nam tyle kłopotów, wywołał tyle depresji, zabił tyle osób, to jego setki... cóż... nikt na starcie nie mówił, że będzie to łatwe. Do ofensywy w pierwszej kolejności przeszedł nasz przeciwnik. Tworząc setki swoich kopii, zgromadził potężną, teoretycznie niezniszczalną armię, która nie miała mieć sobie równych we wszystkich wszechświatach. Mimo to walczyliśmy. Nikt nie myślał o ucieczce. Nikt nie myślał, aby się poddać. Niczym trzystu Spartan broniliśmy ostatniej nadziei świata na wolność i staraliśmy się zrobić wszystko, aby nie zawieść swoich towarzyszy broni. Wszyscy walczyli na miarę swoich możliwości. Właściwie już po kilku minutach, każde z nas mogło powiedzieć, że uśmierciło jednego Nevilla. Sęk jednak w tym, że przeciwników przybywało niczym bakterii w największym ich godowym okresie. Ciężko stwierdzić, czy to my byliśmy silniejsi, czy też kopie były słabsze od swojego pierwowzoru.... W każdym razie całkiem miło było nosić niezniszczalną zbroję, która w dodatku umożliwiała latanie. Jeszcze milej było patrzeć na Roka, który bombardował... nie powiem czym, armię nieprzyjaciela. W połączeniu z trzęsieniami ziemi, ogniem Aleistera i... ogromem wyładowań atmosferycznych... wyglądało to naprawdę nieźle.
Kiedy jednak Neville zorientował się, że strategia, jakiej do tej pory używał, daje marne efekty, postanowił zrobić coś... czego raczej nikt nie oczekiwał. Skierował dziesiątki swoich klonów w jeden punkt. Wiedział, że każdy z nich wyposażony jest w Buty Hermesa. Korzystając z tego, rozkazał im biegać w kółko. Szybkościowy maraton zielonych lisów, biegających w kółko z prędkością większą od prędkości światła, stworzył coś w rodzaju bariery, która odizolowała Viviliona, Aleistera i Roka od epicentrum walki. Kolejne klony postanowiły pójść za ciosem i wyeliminować ostoję naszej drużyny. Nawet się nie zorientowaliśmy, kiedy pocięły Slendera na kilkaset małych kawałków.
- Lily, zostań na smoku i oddaj mi ołówek. - wymamrotał Nest. - Jeśli coś... - Zaufaj mi. W przeciwnym razie wszyscy zginiemy. Oboje wiemy, że z całej naszej drużyny tylko ja mogę się równać z Egzekutorem. - Mam nadzieję, że nie będę tego żałować. - Nie będziesz. - Zapewniał. Lily, choć lekko się wahała, w końcu zdecydowała się oddać Nestardielowi ołówek. Ten chwilę później zeskoczył ze swojego smoka. Nie przejmował się zupełnie tym, że znajdował się kilkadziesiąt metrów nad ziemią. Był władcą swojego uniwersum i niezależnie od swojego położenia, sytuacji w której się znajdował, zawsze czuł się jak ryba w wodzie. Kiedy już wylądował na ziemi, od razu użył swojego narzędzia. Ciężko było stwierdzić, co dokładnie udało mu się narysować. Zrobił to dosyć szybko. Gdy skończył wykonał ręką charakterystyczny gest. Taki jak wtedy, gdy w walce z Aryą wywołał niebieski pożar. - Wytrzymajcie jeszcze chwilę jełopy... - wymamrotał pod nosem. Z niecierpliwością czekał aż na jego ręce zmaterializuje się kula energii. Gdy wreszcie to się stało, bez ani chwili zawahania cisnął nią w barierę. W jednym momencie zniknęła cała armia Neville. - Ale jak to?! - nie dowierzał Egzekutor. - Po prostu. Odwrócone Buty Hermesa i Odwrócony Medalion Kooperacji. Szach-Mat! Hihihi! - Zaczarowany Ołówek nie ma aż tyle mocy! Nie potrafi narysować żadnego z odwracaczy. - Nie ? No popatrz... To smutne. A jednak coś ci się zbugowało. Ciekawe czemu hiihihi. - Nieważne. Byłem świetnym wojownikiem już bez żadnego z Narzędzi. Wcale ich nie potrzebuję, aby siać zamęt. Nestardielu, co powiesz na walkę jeden na jeden? Zwycięzca... Bierze wszystko. - Wszystko? No co ty... Kobiety też chcesz brać? - nie wytrzymał w tym momencie Dawid. - Co za... - No co co za? Przecież tak to zabrzmiało Neville. Słuchaj Dawida, ma gość rację. - Ustalmy zasady. Moje zwycięstwo oznacza twój koniec, biorę twoje Narzędzia, zarówno te zwykłe, jak i odwracające. Następnie pozbywam się wszystkich twoich przyjaciół, zostawiając sobie na sam koniec Córkę Gwiazd... która będzie cierpieć najbardziej z nich wszystkich. - Wiedziałem, że zawsze byłeś postrzelony, ale że aż tak? Chłopie... ta twoja poważna mroczność jest bardziej śmiechowa niż poważna! Przyjaciele? Jacy przyjaciele? Ja się do nich nie przyznaje hihihi. Ale nie martw się, za plan co do Lily, solidnie złoję Ci Twoje szanowne cztery litery. - Walka bez pierwszych narzędzi. - Stoi... - NEST TY ZBOKU! - wciąż nie wyrabiał Dawid. - ... - ...
Obaj panowie w końcu stanęli do pojedynku. Byli niezwykle spokojni, jakby zupełnie nieświadomi tego, że zwycięzca pozbywa się przegranego na wieczność. Był to pojedynek na śmierć i życie pomiędzy złem i.. mniejszym złem, który miał zdecydować o przyszłości wszechświata i... też trochę o naszym losie. Neville trzymał w ręce dwa błyszczące, niebieskie miecze, a Nest... cóż... pokusił się na bardziej wyszukany oręż. Nawet w takiej chwili nie mógł zachować powagi. Lord psychodelii walczył tęczowymi przetykaczkami do WC. - To nie są żadne przetykaczki. - wymamrotał. - To tylko gra pozorów. Pamiętacie? Wszystko jest iluzją i... nic nie jest iluzją. Hihihi. - Im bardziej pajacujesz, tym szybciej zakończy się twój żywot. Zrozum, nikogo to nie śmieszy. - Nikogo? A właśnie że mnie to śmieszy... i co? i co mi zrobisz? Hihihi. - Zaczynaj. - powiedział chłodnym tonem Neville.
Walka trwała przez dobre kilkanaście minut. Zarówno jeden jak i drugi wojownik wyznaczali się niezwykłym refleksem i umiejętnościami w pojedynku. Cała sytuacja wyglądałaby na solidnej jakości pojedynek rycerski... gdyby nie wygląd walczących, ich uzbrojenie jak i.. wygląd broni. Neville przełamał w końcu ataki Nestardiela, a szala zwycięstwa przechyliła się na jego stronę. Miecze, albo... i przetykaczki Lorda Psychodelii w końcu znalazły się na ziemi. Ich właściciel postanowił wtedy zagrać nie fair. Bez ani chwili zawahania cisnął w Neville kulą niebieskiego ognia... i... jakimś dziwnym sposobem sam zaczął się palić. Neville zbliżył się w stronę miotającego się w płomieiach Nestardiela i zaczął się maniakalnie śmiać. - I co Nesti? Ładnie to tak niszczyć połowę uniwersum wszechświata? To Ty doprowadziłeś do wojny, niszcząc filary rzeczywistości, których nikt nigdy nie powinien zmienić. To ty sprowadziłeś ten chaos i to właśnie ty... nieświadomie pomogłeś Tenebris nabrać upragnionej mocy. Wszystko co się zdarzyło i wszystko co zdarzy się wkrótce... jest twoją winą. - Jak to zrobiłeś?! - Rak Pazerności. Zachowałem go. Wiedziałem, że przegrasz i będziesz chciał zagrać nie fair. To twój koniec lordzie psychodelii. Nastały czasy jedynego właściwego królestwa. Nastały czasy Tenebris!- zamachnął się mieczami. - LAZUROWE NIEBO KAŻE NAM KRZY... - tu przerwał. Jakość i dźwięczność wypowiadanych przez Neville słów w jednej chwili znacznie zmalały. Jego klatkę piersiową przebijał na wylot złoty sztylet. Stała za nim Lilyness. - Archaiczny ocean... Nieźle. Od zawsze wiedziałem moja droga Lily, że drzemie w tobie potencjał. - wymamrotał i osunął się na ziemię. Lily korzystając z okazji postanowiła zgasić ogień, który przez prawie całą minutę, trawił ciało Nesta. W mgnieniu oka postawiła go na nogi, za pomocą swoich umiejętności leczniczych. - MWAHAHAHAHAHAHAHAHAH. - rozległ się maniakalny śmiech. Pochodził od konającego Neville, leżącego na ziemi. - I z czego rżysz?! To twój koniec! Przegrałeś. - zripostował mu Nest. - NIE. WCALE NIE. MÓJ PLAN ZOSTAŁ WYKONANY PERFEKCYJNIE. ZROBIŁEM WSZYSTKO, O CO PROSIŁA MNIE ARCYCESARZOWA. WSZYSCY WŁADCY ARCYRZECZYWISTOŚCI. ONI SĄ MARTWI! MWAHAHAHAHHA! LILY, NAWET SOBIE NIE WYOBRAŻASZ JAKĄ FRAJDĘ SPRAWIŁO MI ZABÓJSTWO HEAVENSISS. ONA TAK STRASZNIE CIERPIAŁA. - Ty... śmieciu! - odezwał się w tym momencie Theoseres. Wyrwał mi z ręki Celexcal i z nieopisaną wręcz furią podszedł w stronę Egzekutora. - MWAHAHAHAHAHAH. TO TAKIE PRZYKRE. CHYBA ŚLUBU JUŻ NIE BĘDZIE. MWAHAHAHAHAHAHAH. - śmiał się jak oszalały. Wszyscy byli... zszokowani, tym co właśnie się stało. Nikt z wyjątkiem najbliższych Heav, nie mógł wydusić z siebie żadnego sensownego słowa. Staliśmy jak zamurowani i oczekiwaliśmy dalszego rozwoju sytuacji. Spoglądałam na Lily. Widziałam jej przygnębienie i smutek w oczach, który wkrótce później przerodził się w płacz. Widziałam bezradność Nesta, jego zakłopotanie... Widziałam także nieodpartą chęć zemsty, którą pałał Ciszu. W jednej sekundzie wszystko miało się skończyć. Tak... po prostu. Theoseres za pomocą Celexcala pozbawił Egzekutora wszystkich partii ciała. Robił to tak brutalnie, że sam opis... byłby bardzo, ale to bardzo niebezpieczny... więc sobie go daruję. Lily oddaliła się w znanym tylko sobie kierunku. Nestardiel nie miał zamiaru jej powstrzymywać. Wiedział, ze to co zrobił, było tylko i wyłącznie jego winą. Theoseresa, który od kilku minut dźgał mieczem to co zostało z Egzekutora, w końcu powstrzymał Vivilion. Na Niebie pojawił się ten sam znak, co u grupy pierwszej.
Grupa 4:
Tutaj... wszystko działo się tak szybko, że aż trudno to opisać. Postaram się jednak, aby z mojej relacji wynikało wszystko, co najważniejsze. Pożar momentalnie zniknął. Raz był, a później go nie było. Wiem, ciężko w to uwierzyć. W końcu chwilę wcześniej pozbawił on życia naszego przyjaciela, Koziołka Diabołka. Wszyscy znajdujący się wcześniej przed salą tronową, weszli do środka. W kącie dało się dostrzec Królową Jasmine. Cała zapłakana, kryła twarz w swoich delikatnych dłoniach. Na tronie siedział zwęglony Silence, który próbował wykrztusić z siebie kilka ostatnich słów. - Starlight... Lazarius Ci tego nie wybaczy... LAZUROWE NIEBO Kkk..kh... - tu zamilknął. Chwilę później jego ciało rozmyło się w kłębach dymu.
|
Cz, 2 lip 2015, 20:52 |
|
|
Z. Art
Żaba
Dołączył(a): Pt, 23 kwi 2010, 17:40 Posty: 1641 Lokalizacja: student
Naklejki: 5
|
Re: The Celestial War
Piękny znaczek. Cyknąłbym se selfie. Neville kłamał. Może i zabił Leviathana (naszego dobrego sąsiada!), Heavensiss, może i zginęli inni. Oni wrócą, bo Dizel i tak zrobi w ten sposób, nanana. Ale mamy jeszcze Władców Rzeczywistości, mniej potężnych, ale razem – przerażających. Także proponowałbym ich wezwać. Ruszamy! Cholera... Dobra, co z tym znaczkiem?
_________________ – Dostojewski umarł – powiedziała obywatelka, ale jakoś niezbyt pewnie. – Protestuję! – gorąco zawołał Behemot. – Dostojewski jest nieśmiertelny!
Mistrz i Małgorzata <3
Moderuję na pąsowo bo mogę.
|
Cz, 2 lip 2015, 21:04 |
|
|
Dawid6
Bezpieczeństwo Forum
Dołączył(a): So, 7 lis 2009, 14:12 Posty: 2174 Lokalizacja: Koło komputera xD
Naklejki: 7
|
Re: The Celestial War
A to dziad ten Neville ;-; No i co teraz zrobimy? Ja rozumiem, że wam ciężko, ale zbierzmy się do... Eee... Zbijmy się w grupę i idźmy, gdzie nas los powiedzie, bo tylko razem mamy jakieś szansę. Coś się kończy, coś się zaczyna... Ma ktoś jakiś plan?
_________________Przejrzyj moje okołoreksiowe projekty na GitHubie!Pozdrawiam wielu nieaktywnych użytkowników, wszystkich wciąż wchodzących oraz Playboiia, bo zawsze się żali, że go nie ma w moim podpisie. III miejsce w konkursie halloweenowym 2011, I miejsce w konkursie rocznicowym 2015Tym kolorem moderuję.
|
Cz, 2 lip 2015, 21:13 |
|
|
Autor8
Lord Protektor
Dołączył(a): N, 7 kwi 2013, 13:22 Posty: 2166
Naklejki: 100
|
Re: The Celestial War
Smutno mi trochę, że Azenesai umrieł ;-; Mątek, chodź, pobawimy się zamieniając jakieś kamienie w mięso. Krets, co ty za sojusze z uzurpatorami robisz? Boleśnie to wygląda
|
Pt, 3 lip 2015, 07:00 |
|
|
Matek
Pod-ziemniak
Dołączył(a): Cz, 26 lip 2012, 09:49 Posty: 1691
Naklejki: 10
|
Re: The Celestial War
A więc chodźmy!
|
Pt, 3 lip 2015, 07:41 |
|
|
Czarnoksieznik
Mistrz Administracyjnej Magii
Dołączył(a): So, 24 sty 2009, 15:23 Posty: 1751 Lokalizacja: z Angmaru
Naklejki: 17
|
Re: The Celestial War
Dziękuję za uratowanie życia... ale... kim pan jest i... Jak!? Pan!? To!? Zrobił!?
_________________Głupcze! Żaden śmiertelny mąż nie jest w stanie mnie zabić! Teraz GIŃ!Jeśli widzisz ten kolor, uważaj - administrator ma Cię na celowniku.
|
Pt, 3 lip 2015, 11:23 |
|
|
olexo2
Starszy Norman
Dołączył(a): Cz, 4 sie 2011, 10:42 Posty: 316
Naklejki: 3
|
Re: The Celestial War
kto to jes XD
_________________ Zwycięzca Dreams of Paradise, Potwornego Mundialu 3 i zdobywca 5 miejsca w MMS2 pondering drzwi stalowe
|
Pt, 3 lip 2015, 14:42 |
|
|
Alysia
Postrach Siedmiu Mórz
Dołączył(a): Wt, 11 lis 2014, 12:26 Posty: 239
Naklejki: 0
|
Re: The Celestial War
Grupa 1:
Postać w zielonej pelerynie stała odwrócona plecami. - Dziękuję za uratowanie życia... ale... kim pan jest i... Jak!? Pan!? To!? Zrobił!? - To nieistotne. - Ale... - Marnotrawisz czas, który wam dałem. Wykorzystaj go w mądrzejszy sposób. - powiedział chłodnym tonem. Nieznajomy wykonał kilka kroków do przodu i sięgnął do pochwy po miecz. W następnej kolejności przeciął nim powietrze, tworząc portal z niebieskim, oślepiającym światłem. - Wkrótce będzie ich więcej. Radziłbym się pospieszyć ze swoim zadaniem. - zalecił. Chwilę później przeszedł przez portal i... tyle go widzieliśmy. - Na wszystkie księżnice....eeee... księżyce.... Gdzie ja jestttem? - zaczął bełkotać po przebudzeniu Haywood.
Api nie mogła porozmawiać z tajemniczym gościem, gdyż teoretycznie była zbyt daleko Czarnego. Udało się jej za to odnaleźć Kompas Żywiołów.
Grupa 2:
W sali tronowej panowała dziwna pustka. Choć wszędzie roiło się od krwi i ciał, to nigdzie nie dało się dostrzec winowajców tej całej rzezi. - Rozumiem... - wymamrotał Lucjan spoglądając w stronę tronu, na którym siedziała zasztyletowana Carrie. - Rozumiem... wszystko rozumiem... Nicolette najwyraźniej jest totalną idiotką, jeśli myśli, że mnie przestraszy. - Ale przecież... - Nie mam zamiaru rozpaczać. Carrie by tego nie chciała. Znam już ją na tyle dobrze i wiem, co kazałaby mi zrobić. Wiem, że pragnęłaby zemsty. - Co proponujesz? - zapytał Aideen. - Połączę siły z Niebem. W tej walce musimy się trzymać razem.
Minęło kilka godzin zaciętych rozmów, planów, ustalania taktyk i innych takich. - Słuchajcie. Muszę wam o czymś powiedzieć. Ojciec Carrie... Hades... uznałem, że nie ma sensu go dłużej więzić. Przytaknąłem na ten pomysł, bo ona strasznie nalegała. A teraz... teraz jej nie ma... - Niebo nigdy nie przepadało za jego królestwem, ale fakt. Był osobą, która potrafiła utrzymać ład wszechświata. Myślę, że byłby z niego dobry sojusznik, gdyby... no właśnie. - No właśnie. Hades jest ponownie wśród nas. Nie zaprzeczę. Jest trochę zdenerwowany tym co przeszedł, ale da się z nim porozmawiać. Aideenie, Autorze, Kretesie i... Mątku... czy moglibyście pójść ze mną i pomóc mi nakłonić go do współpracy? -zadał pytanie. Wszyscy bez żadnych sprzeciwów... no... prawie wszyscy, bo z wyjątkiem Mątka, ruszyli w stronę dawnej komnaty Mellhelliora.
Widok, jaki tam dane im było ujrzeć... był dosyć... nietypowy.
- Widzę Lucjanie, że masz gości. - Nie patrz tak na mnie, ja ich nie zapraszałem. - AAAAA Chińskie dziad.... - próbował powiedzieć swoje ulubione wyrażenie Mątek. Nie udało mu się jednak skończyć, gdyż dostał nagłego ataku czkawki.
- Więc... - zaczęła nieznajoma z różowymi włosami. - Tak jak prosiłeś... jesteśmy. - Pierwszy raz was widzę na oczy.... nie krył zdziwienia Lucjan. - Kim jesteście i czego chcecie? Hadesie, to twoja sprawka? Zebrałeś armię, aby nas wykończyć?! - Nie patrz tak na mnie, ja tu tylko siedzę na Deinonychu. Sam jestem zdziwiony. - W takim razie kto zgromadził tu tyle osób? - Księciu piekieł, chcesz więc powiedzieć, że nie stoisz za akcją " Kolorujemy wszystkie nieba wszechświata na czerwono" i nie zamieszczasz na nich żadnych skrzydeł? - Mogę was zapewnić, że nie. - W takim razie ktoś inny gromadzi wielką armię... Pytanie tylko... Dlaczego teraz. - To przecież oczywiste - zaczął dziwnie wyglądający stwór z koroną na głowie. - Ten znak widzą Ci, którzy zostali wybrani. Widzą go najlepsi z najlepszych, którzy mogą jeszcze zmienić ten cały chaos.. eee... a przynajmniej tak mi się wyd... Hej... zaraz... To ty Kretes?! - Nexon! Kopę lat! - Tego twojego kolegę też kojarzę... Czy to nie przypadkiem ten, na którym udało mi się rozbić statek kosmiczny? - Zgłaszam to do prokuratury... - oburzył się Mątek. - Tak... Wszyscy ewidentnie jesteśmy tu w jakimś celu. - odezwał się milczący dotąd Silver. - Pytanie tylko w jakim... Pozwólcie, że nie będę się ekscytował tak jak ten kosmita. Hmm... bez urazy. Powinniśmy zachować spokój. - stwierdził.
Rozwiązanie całej nietypowej sytuacji miało nastąpić dopiero kilka minut później. W kącie sali pojawił się portal, z którego biło niebieskie, oślepiające światło.
Grupa 3:
Tutaj za wiele się nie zmieniło. Nikt nie próbował zacząć żadnej rozmowy. Po prostu... nikomu nie wypadało. Nikt już przez długą chwilę nie widział Lilyness, a Theoseres i Vivilion poszli obejrzeć rzeź, która miała miejsce w wieży Nestardiela. Atmosferę smutku i rozpaczy chwilowo przerwało pojawienie się portalu, który dane było już ujrzeć dwóm pozostałym grupom.
Grupa 4:
- Dz...dziękuję wam... - spróbowała wyrazić swoją podziękę Jasmine. - Defnitywnie nie ma za co. Od tego przecież tu jesteśmy. - powiedział stanowczo Hubert. - Wonsz to by zjadł tego dziada! Ja Ci mówię Królowo! Tak by go chrupał, że aż by go zachrupał na śmierć! - starał się Infinemundi. - Hmmm, nie chce być nieczuły i bez serca ale coś mi się tu nie podoba. - chciał zauważyć Trickster. - Jeden Wymarły pozbył się drugiego? Dlaczego? Jest w tym jakaś logika? Wciąż mam przed oczami śmierć Elvasa, który na moje oko... mógł wyczuć spisek. - Ale to wciąż nie trzyma się kupy. Jaki interes w tym wszystkim miałby Starlight? - Nie jest to teraz istotne. - zabrzmiał chłodny, męski głos. - Witam wszystkich. Mamy do pogadania. - Le... Lee... tt....l?! - nie dowierzała Jasmine. Przed jej oczami znajdował się tajemniczy osobnik w zielonej pelerynie. - Skończ seplenić i nie wypowiadaj mojego imienia do końca. To taka moja mała rada, Jasmine. Zapraszam wszystkich na Niebiański Hol. Mam wam coś ważnego do powiedzenia. Ciebie Starlight, zapraszam również.
|
Pt, 3 lip 2015, 19:08 |
|
|
Autor8
Lord Protektor
Dołączył(a): N, 7 kwi 2013, 13:22 Posty: 2166
Naklejki: 100
|
Re: The Celestial War
No to chyba nie pozostało nam czekać aż coś się stanie. Może dzięki temu czemuś Lucjan zostanie obalony? A przechodzę przez to coś xd
Ostatnio edytowano Pt, 3 lip 2015, 19:27 przez Autor8, łącznie edytowano 1 raz
|
Pt, 3 lip 2015, 19:19 |
|
|
Kto przegląda forum |
Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 4 gości |
|
Nie możesz rozpoczynać nowych wątków Nie możesz odpowiadać w wątkach Nie możesz edytować swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz dodawać załączników
|
|
|
|